niedziela, 19 kwietnia 2015

XVIII. Początek wiosny, koniec lata

            Niezauważenie mijały dni i miesiące. Trudno było poznać odmienioną Krainę Śmierci – chmury praktycznie nie zakłócały błękitu nieba, liście skrzyły się złotem, a sam zamek dosłownie odmłodniał. Powietrze napęczniało od szczęścia i spokoju, a delikatny wiaterek cicho szumiał wśród traw. Chłodne morze nabrało intensywnej, egzotycznej barwy, a piach wyglądał jak skruszone złoto. Jedynie w oddali widać było mgłę okalającą najwyższe szczyty królestwa.
            Przyczyna tej zmiany wyszła właśnie na zewnątrz, ubrana w białą, zwiewną suknię tańczącą na wietrze. Rozpuszczone włosy były jeszcze w nieładzie. Musnęła palcami chłodną, złotą skórę jednego z gryfów – stworzenie przeciągnęło się i przymrużyło oczy, zadowolone z tej pieszczoty.
Lena dopiero wstała. Nie zastała Śmierci leżącego u swego boku, ale dobrze wiedziała, że miał pilne sprawy. Postanowiła, że przespaceruje się po swoim królestwie – teraz nie tylko w myślach nazywała je swoim. Tutaj był jej dom, nigdzie indziej. Miała dwadzieścia trzy lata i nareszcie odnalazła swoje miejsce w świecie – nawet, jeśli to nie był świat, do którego pierwotnie należała.
            Ponad rok upłynął od oświadczyn Śmierci, a wydawało jej się, jakby spędziła z nim o wiele więcej czasu. Mimo tego, nie bała się końca tej sielanki – miała ona trwać na wieki, zgodziła się na to, kiedy przyjęła oświadczyny. Nie żałowała tego. Śmierć działał na Lenę tak… ożywiająco. Jakby była stworzona do bycia jego towarzyszką, jakby był jej brakującą częścią, która nareszcie znalazła się na odpowiednim miejscu. Dawał jej tyle odwzajemnionego szczęścia i miłości. Otaczał ją opieką, a ona sprawiła, że był tą samą istotą, która niegdyś pokochała Nadzieję.
            Stanęła przy różanym ogrodzie, pieszcząc nos zapachem kwiatów. I wtedy niespodziewanie poczuła na swojej talii znajomą dłoń.
- Dzień dobry –powiedziała do Śmierci odwracając się w jego stronę. Wyglądał jak bóg, jej własny bóg – nie tylko ona zmieniała się przez tą miłość. Pocałował z umiłowaniem jej usta i wziął ją na ręce.
- Śniadanie? – zapytał. Jednak ona już jadła, dlatego usiedli w salonie, a Xavier przyniósł im czerwone wino.
- Mamy jakieś święto?
- Każdy dzień z tobą jest świętem – powiedział tylko podając jej kieliszek. Roześmiała się.
- W takim razie powinniśmy na co dzień chodzić pijani – odpowiedziała mu, upijając łyk wytrawnego wina. – Załatwiłeś wszystko, co chciałeś?
- Tak – skinął głową z tajemniczym wzrokiem. Spojrzała na niego pytająco, a wtedy wyciągnął zza pazuchy dwa eleganckie zaproszenia. Lena otworzyła jedno.
- Pomyślałem… - chrząknął. – Pójdziemy tylko na chwilę. Nic chyba się nie stanie.
- Opera! – wykrzyknęła z entuzjazmem i wskoczyła na jego kolana, obejmując go. – Dziękuję, kochanie. To naprawdę świetny pomysł.
- Tak myślisz? – zapytał z wahaniem, na co pokiwała głową. Rozpogodził się i schował bilety. Był usatysfakcjonowany jej reakcją – miał czasami wątpliwości, nie mógł się oszukiwać – Lena jako człowiek potrzebowała innych ludzi. Dlatego też, od czasu do czasu, zamiast spotkań z bogami i innymi istotami z nieludzkiego świata, zabierał ją gdzieś, tak, by przebywała wśród ludzi. Zachowywał wtedy nadzwyczajne środki ostrożności, ale dla jej uśmiechu zrobiłby wszystko.
Popołudniu Lena wyszykowała się do wyjścia – ubrała długą, czarną suknię na nieco szerszych szelkach z dosyć głębokim dekoltem, rozszerzającą się delikatnie ku dołowi. Upięła włosy, pomalowała się, a na koniec ubrała długie, koronkowe rękawiczki.
Tak wyobrażała sobie królową Śmierci.
Wieczorem złapała go za dłoń i w następnym momencie znajdowali się na niewielkim placyku wybrukowanym kostką. Było już ciemno, lecz latarnie oświetlały drogę.
Włochy – pomyślała Lena rozglądając się. Byli blisko, ponieważ spotkali więcej par ubranych w eleganckie suknie i garnitury. Budynek opery nie był duży, lecz pięknie zaprojektowany. Śmierć skierował ją do przestronnej sali, na dole której znajdywała się  scena. Lena spojrzała w górę – nie było dachu, tylko dobrze widoczne gwiazdy. Całą salę oświetlały pochodnie, nadając ludziom nieludzkiej nuty.
Weszli po schodach, do dwuosobowej loży. Śmierć nie wyglądał na całkiem rozluźnionego, co chwila spoglądał na boki, jakby obawiając się ataku. Ścisnęła mocniej jego dłoń i przeniosła wzrok na plan występu.
Siedziała oparta o niego, słuchając pieszczących ucho dźwięków, patrząc z góry na innych ludzi. Wydawało jej się to takie nierealne – jakby byli tylko jej wyobrażeniami, nierealnymi projekcjami. Wpatrywała się w nich, kiedy jej uwagę przykuł wysoki głos śpiewaczki. Spojrzała na nią, czując gęsią skórkę.
- Co to jest? – zapytała wskazując na scenę.
- Dante „La Vita Nuova” – wyjaśnił jej Śmierć i pokazał tłumaczenie na karcie. – A dokładniej „Vide Cor Meum”.

Chór: I myśląc o niej
Słodki sen ogarnął mnie

Jestem twym panem
Ujrzyj serce twe
To tym sercem płonącym
Sercem twym,

(Chór: Ona drżąc)
Posłusznie żywi się.
Płaczącym ujrzałem go wtedy,
Opuszczającego mnie.
Radość zmienia się
W najbardziej gorzkie łzy

Spokój otacza mnie
Serce me
Spokój otacza mnie
Ujrzyj serce me.
            
           Poczuła dreszcze słysząc głos śpiewaków. Do oczu mimowolnie napłynęły jej łzy wzruszenia i przytuliła się do Śmierci. Na końcu utworu po twarzy spłynęła jej łza.
- Piękne – wyszeptała cicho do niego.
- Też tak uważam – przyznał, spoglądając na nią, lecz ona nic już nie powiedziała.
Dopiero po zakończeniu, kiedy wyszli na zewnątrz mogła nabrać głębszego oddechu – występ zrobił na niej piorunujące wrażenie, zapierał dech w piersiach. Cieszyła się, że Śmierć wymyślił coś takiego – miła odmiana miłej codzienności.
- Wracamy? – zapytał, wciąż obsesyjnie rozglądając się na boki. Uśmiechnęła się widząc jego nerwy i skinęła głową.

            Stojąc już w sypialni Śmierć objął Lenę.
- Podobało ci się? – upewnił się.
- Tak – pytał się o to już chyba piąty raz od ich powrotu, i piąty raz słyszał tą samą odpowiedź. – To był naprawdę udany prezent, Śmierć.
Uśmiechnął się ze szczerością, a Lena pocałowała go w usta, łapczywie, jakby mogła go mieć tylko przez chwilkę. Ściągnęła jego koszulę, rzucając ją niedbale w bok. On zjechał dłońmi w dół i zaciskając je zaraz przed kolanami uniósł ją do góry. Zachichotała, kiedy upadli na łóżko i przewróciła go na plecy, tak, że znajdowała się na górze. Sięgając do tyłu odsunęła suwak sukienki, i patrząc mu w oczy ściągnęła ją. Uwolniła włosy z upięcia, rozrzucając je na wszystkie strony. Śmierć nie wytrzymał i chciał usiąść, tak, by ustami dotykać jej ciała, lecz ona pchnęła go z powrotem na pościel. Zaczęła wodzić dłonią po jego torsie, obserwując jego przymknięte oczy, czując jego dłonie zaciskające się na jej udach. Kiedy dotarła do jego spodni i rozpięła guzik złapał jej dłoń i chciał ją przyciągnąć do siebie, lecz wyrwała mu się i groźnie pokiwała palcem. Wróciła do rysowania palcami ścieżek na jego piersi.
- Doprowadzisz mnie do szaleństwa – powiedział Śmierć, oddychając głęboko. Spojrzała na niego niewinnie i poruszyła delikatnie biodrami, obserwując jego reakcję.
- Tym? – zapytała z powagą. Nie odpowiedział jej, skupiając całą siłę woli na tym, by nie przyciągnąć jej do siebie. Zaczęła się bawić odpiętym guzikiem jego spodni, by następnie schylić się i celowo omijając usta pocałować go w ich kącik, nie dając mu możliwości na odwzajemnienie.
- Czy tym? – szepnęła i zjechała ustami do jego szyi. Składała mu słodkie pocałunki, aż nie wytrzymał i szybko zamienił się rolami, i teraz to ona leżała na plecach i była obdarowywana pocałunkami. Jego usta utorowały ścieżkę biegnącą do skraju koronki majtek. Lena wygięła się do tyłu, w oczekiwaniu. Czuła przez materiał jego oddech, czuła jego dotyk. Nagle przestał ją pieścić i ponownie jego usta znalazły się przy jej szyi, podczas gdy ręce ściągały z niej bieliznę. Czuła ciepło na podbrzuszu i nie mogła już czekać, chciała go poczuć. Wszedł w nią powoli. Jęknęła z pożądania, kiedy wycofał się i objęła go nogami, przyciągając do siebie.
- Teraz to ty doprowadzasz mnie do szaleństwa – wydyszała, czując na uchu jego marmurowe wargi. Usłyszała cichy śmiech, a później, nie chcąc trzymać ją w tej denerwującej niepewności z powrotem zawitał w jej ciele i nie odłączył się od niej do samego końca w tym tańcu miłości.
            Kiedy Lena zasnęła Śmierć lawirował wśród myśli, zmęczony, ale spełniony. Zastanawiał się nad słowami, które kiedyś usłyszał od brata. Powiedział mu, że Lena jest naprawdę niezwykła. Wiedział dokładnie dlaczego. Po pierwsze potrafiła go pokochać – istotę, przez którą tak drastycznie zmieniło się jej życie. Po drugie on sam nie wierzył, że kiedykolwiek kogoś znowu pokocha – dla niego miłość odeszła wraz z Nadzieją.
A ostatnią rzeczą było to, że dała mu Nadzieję, chociaż ona odeszła wieki temu. Dała mu coś, na czym tak bardzo mu zależało… A nim się zorientował okazało się, że teraz tylko na niej mu zależy, że nie ma już dawnej ukochanej, bo nie jest mu potrzebna ta przeszłość. Nigdy nie zdoła jej tego wynagrodzić.
- Dziękuję – szepnął do śpiącej dziewczyny i zamknął oczy.
           
W ciemnej komnacie na tronie siedziała Życie. Obok tronu, na zimnej, zakurzonej posadzce spoczywała Pożądanie, opierając głowę o kolana matki. Życie gładziła ją po włosach. Na jej twarz wstąpił obrzydliwy uśmiech.
- Już niedługo, moje słońce – powiedziała spokojnie. Pożądanie obrzuciła ją zaszklonym spojrzeniem pełnym nadziei. – Lato już się kończy, a z jego końcem tym razem prócz zimy przyjdzie wiosna.
Pożądanie uśmiechnęła się złośliwie. Czuła miłość Śmierci i Leny. Czuła ich wzajemny dotyk. Obietnica końca naprawdę poprawiła jej humor.


                                                                           ***

Witajcie :) Obudziłam się tak wcześnie, więc postanowiłam spożytkować ten czas na poprawienie rozdziału, który co prawda obiecywałam dodać za tydzień, lecz nie mogłam się powstrzymać (może dlatego, że kiedy mam się uczyć zawsze szukam innego zajęcia). 
W każdym razie, komentujcie, dzielcie się swoimi opiniami i interpretacjami. Jestem ciekawa co wymyślicie :)
Jednocześnie zapowiadam, że następny rozdział już wkrótce zaskoczy was swoją objętością - jednocześnie uchylę rąbek tajemnicy i zdradzę, że do końca zostały trzy rozdziały (to nie znaczy, że skończę powieść, tylko, że akurat TA historia się zakończy) :) Zamykam buzie na kłódkę i wyrzucam kluczyk, bo za chwilę powiem za dużo.

Miłych Snów - powiedziała Igrająca ze Śmiercią, po czym zasłoniła okna i poszła do Śnienia :)

sobota, 18 kwietnia 2015

XVII. Niezapowiedziane wizyty

                        Lena nie mogła już dalej tańczyć, chociaż bardzo trudno na swoim przyjęciu powiedzieć, że jest się zmęczonym i, że chce się wrócić do domu. Tak więc nie zważając na zmęczenie wirowała wśród innych par, wróciwszy nareszcie w objęciach Śmierci. Jej pierścionek na prawej ręce lśnił w świetle kryształowych żyrandoli – czarne oko obramowane kryształkami wodziło po sali, tak by wszyscy je zauważyli, jakby było dumne z miejsca, w którym się znalazło.
Roześmiała się, a Śmierć popatrzył na nią pytającym wzrokiem.
- Przypomniałam sobie nasz pierwszy taniec – uśmiechnęła się serdecznie, lecz on nie uważał to zabawne. Spochmurniał na moment.
- Ten jest o niebo lepszy – powiedział tylko. Następnie uśmiechnął się delikatnie, jakby właśnie usłyszał jakiś dowcip, a sekundę później przekazał ją swemu bratu, który pojawił się znikąd obok nich.
- Odbijany – powiedział Sen i roześmiał się, kiedy zobaczył zdezorientowaną minę Leny. – Muszę cię na chwilkę porwać – wyjaśnił krótko i zaczął przesuwać się w stronę wyjścia. Lena poddała się mu, nadal nie wiedząc o co mu chodzi. Kiedy wyszli tanecznym krokiem z sali, Sen zaprowadził dziewczynę na zewnątrz. Wieczór był przyjemnie chłodny, a księżyc zawieszony nad zamkiem lśnił niczym kula srebra.
- Co to ma znaczyć, Śnie? – zapytała z lekkim zdenerwowaniem. Sen stanął nareszcie i zwrócił się ku niej.
- Mamy jeszcze jeden prezent – oznajmił z uśmiechem. – Pomyśleliśmy, że później możesz nie mieć tyle czasu, ani możliwości, żeby ją zobaczyć. Ona jest tutaj naprawdę, i na pewno będzie o tym pamiętała po przebudzeniu. Stwierdziłem, że nie ma przeciwwskazań, by grono osób, którzy wiedzą o nas nieco się rozszerzyło.
Zza jego pleców wyłoniła się krótkowłosa dziewczyna ubrana w czarną, rockową sukienkę z mnóstwem falbanki i tiulu.
- Blanka! – krzyknęła Lena i rzuciła się na jej szyję. Koleżanka odwzajemniła uścisk. Lena poczuła w oczach łzy, kiedy zrozumiała, że Blanka nie jest snem i jest w pełni świadoma całej sytuacji.
- Zostawię was – powiedział cicho Sen i wrócił do zamku. Dziewczyny mierzyły się przez parę chwil wzrokiem, oceniając zmiany, jakie w nich zaszły po tej rozłące.
- Wiesz wszystko? – upewniła się Lena, na co tamta uśmiechnęła się szeroko.
- Tak. Sen wszystko mi wyjaśnił. Wciąż nie mogę w to uwierzyć, ale to wszystko… - rozejrzała się na boki. – Lena, mam ci trochę za złe, że mi o tym nie powiedziałaś – poskarżyła się.
- Nie mogłam – usprawiedliwiła się. Zaczęły iść powolnym krokiem przez alejkę.
- Współczuję ci. Przez tyle czasu nie miałaś się komu wygadać. Teraz już tak nie będzie – będziemy się spotykać.
- Mam taką nadzieję – z twarzy Leny nie schodził ciepły uśmiech. Tak bardzo uszczęśliwiła ją ta niespodzianka – Nie przypuszczałam nawet w najśmielszych snach, że cię zobaczę.
Szły chwilę w milczeniu, a zamek za nimi zniknął między drzewami. Orzeźwiające powietrze sprawiło, że na ich odkrytych ramionach pojawiła się gęsia skórka. W księżycowym blasku wszystko wydawało się takie inne i nierealne – nawet jak na Śnienie. Przyjemna cisza rozpraszana była jedynie przez ich ciche kroki, bo wszystkie inne nocne odgłosy odpłynęły gdzieś indziej. Lena spoglądała nieśmiało na swoją koleżankę, nie wiedząc co powiedzieć.
- Czy Śmierć jest dla ciebie dobry? – zapytała Blanka. Lena zarumieniła się lekko.
- Tak, jest naprawdę cudowny –spojrzała kątem oka na swój pierścionek. Blanka również go zauważyła i bez ceregieli chwyciła jej dłoń i przysunęła do twarzy podziwiając klejnot.
- Jest cudowny. Gratuluję – powiedziała. – Nie będzie ci żal? Rezygnujesz z życia na ziemi, wśród ludzi.
Lena posmutniała na chwilę.
- Na pewno będę żałowała. – odpowiedziała, a chwilę później rozpogodziła się – Ale sytuacja byłaby taka sama, gdybym wróciła do ludzi i zostawiła Śmierć.
Blanka uśmiechnęła się delikatnie i ponownie nastała cisza. Usiadły na miedzianej ławeczce, która dosłownie wyrosła z ziemi, niczym dziwaczna, misterna roślina.
- Czy nie tego zawsze pożądałaś? – głos Blanki zachrypł lekko. Lenie zrobiło się gorąco, niezadowolona, że znajoma nadal drąży ten temat. Przypominając sobie jednak wrodzoną bezpośredniość dziewczyny nie zwróciła na to większej uwagi.
- To już nie jest moim priorytetem – odpowiedziała krótko, obserwując niebo pełne gwiazd. Dałaby głowę, że jeszcze przed chwilką ich nie było.
- Nie boisz się? Przecież on już raz zrobił ci krzywdę.
- Nie chcę już o tym rozmawiać – przerwała jej, siląc się na spokój. Dopiero wtedy zauważyła z jakim chłodem na nią patrzy – znajome oczy, a jednak… Takie obce. Serce Leny zaczęło szybciej bić, kiedy zrozumiała, że nie rozmawia już ze Blanką. Gorączkowo spojrzała w stronę zamku, lecz przez drzewa i ciemność nie widziała nawet jego części. W pierwszym odruchu chciała złapać swój Łapacz Snów, lecz bała się wykonać jakikolwiek gwałtowny ruch.
- Jesteś tylko człowiekiem. Myślisz, że mu wystarczysz? Że cię kocha? – ciągnęła bez wzruszenia. Lenie zaczęło brakować tchu.
- On cię tylko pożąda – dokończyła akcentując doniośle ostatnie słowo.
- Śmierć mnie kocha, Pożądanie – wyszeptała.
- Już niedługo przekonasz się, że to, co nazywasz miłością jest jedynie twoim wymysłem. Miłość nie istnieje – a już na pewno nie dla niego.
- Przestań! – Lena wstała gwałtownie. Pożądanie w ciele Blanki zrobiła to samo i postąpiła krok w jej stronę.
- Bo co, bo boli cię prawda? – zapytała, a do Leny przypłynęło wspomnienie, kiedy Śmierć rozkazał jej przyjść do jego komnaty. A później odświeżyły się i inne wspomnienia, dawne, niemal zapomniane, niespodziewanie uwolnione pod wpływem impulsu. Jej serce biło jak oszalałe – czuła jak obce macki dosięgają go, łamiąc wszelkie zapory. Czuła ból, ostry i tak bardzo prawdziwy, że impulsywnie spojrzała na dół, by mieć pewność, że jej klatka piersiowa nie krwawi.
Czuła, jak przyciska ją do łoża i zdziera z niej sukienkę. Pieścił jej ciało, podczas gdy ona płakała i błagała, by przestał. Jego krzywdzące dłonie znowu przesuwały się po jej ciele, a łzy ponownie spływały po policzkach. Krzyczała, żeby ją puścił, lecz on dalej brutalnie odkrywał jej ciało.
„Znam lepszy sposób, by pokazać, że jesteś moja” - jego słowa echem odbiły się po jej umyśle, pobudzając coraz więcej szczegółów, coraz więcej detali.
Kazał jej spojrzeć mu w oczy, a później gwałtownie wtargnął do jej wnętrza – pamiętała to tak wyraźnie, jakby to było wczoraj. Ból, upokorzenie i… Rozczarowanie.
- Nie! – usłyszała krzyk w oddali. Ktoś uniósł jej ciało do góry, ale ona nie zdołała tak szybko uznać, że to tylko hipnotyczny sen, coś, co już dawno przeminęło i o czym zapomniała. Czuła jak po policzkach toczą się jej łzy, lecz nie miała siły ani odwagi by otworzyć oczy.
- Lena, powiedz coś! – usłyszała rozkazujący głos Snu. Pokręciła gwałtownie głową.
- Chcę stąd iść – powiedziała histerycznym głosem. – Zabierz mnie do siebie…
- Lena, wszystko dobrze – przycisnął ją do piersi, bo zaczęła się mu wyrywać. Nie mogła zbudzić się z tego stanu, w który wciągnęła ją Pożądanie. Sen posadził ją na trawie, nadal mocno trzymając jej ramiona. Głaskał ją po głowie, a ona łkała i szamotała się w jego objęciach.
- Śnie, daj mi ją – jakieś pięć metrów od nich pojawił się Śmierć. Jego mina wyrażała wściekłość, ale i troskę. Szybko pokonał dzielący ich dystans, uklęknął przy dziewczynie i złapał jej rękę. Kiedy Lena to zobaczyła zbladła, by w następnym momencie wyrwać mu dłoń.
- Nie dotykaj mnie! – wrzasnęła wtulając się w Sen. Twarz Śmierci skamieniała i nasiąknęła bólem.
- Śmierć, ona nie wie co mówi! To Pożądanie! – uprzedził Sen. Śmierć przełknął ślinę, czując jak zasycha mu w gardle. Wstał i odsunął się na tyle daleko, by nie znaleźć się w jej zasięgu wzroku. – Zaraz się obudzi.
Kołysał ją delikatnie, szepcząc do jej ucha spokojnym głosem zapewnienia, że ten koszmar zaraz się skończy. Lena była przerażona, lecz z minuty na minutę jej strach malał, a ona trzeźwiała z hipnotycznego snu. Całe jej ciało drżało. Pamiętała wszystko jakby przez mgłę.
- Co się stało? Gdzie Śmierć? – zapytała słabo. Czuła, jakby ktoś przed chwilą próbował wyrwać jej serce gołą ręką.
- Spokojnie. Pożądanie cię zaatakowała. Już wszystko dobrze.
- Gdzie jest Śmierć? – ponowiła pytanie, na co tamten wyszedł z mroku. Kiedy go ujrzała poczuła ulgę – bała się, że Pożądanie również jego próbowała omamić. Wyciągnęła do niego rękę. Podszedł do niej z niemałym wahaniem, obawiając się jej reakcji. Pomógł jej wstać nie patrząc na nią.
- Co z Pożądaniem? – zapytał Sen.
- Zdążyła uciec. Nie sądziłem, że może coś takiego wymyślić.
- Przepraszam bracie. Przez to przyjęcie… Nie pomyślałem o dodatkowych środkach ostrożności.
Śmierć skinął głową, na co Sen odszedł. Lena stała opierając się o ramię mężczyzny.
- Przepraszam – szepnęła. – Nie wiem dlaczego to powiedziałam. Teraz już wiem jak to jest, kiedy ona miesza w sercu. Przez chwilę czułam, jakby… - przełknęła głośno ślinę. – Jakby chciała mi je wyrwać.
Przytulił ją do siebie i pocałował w czoło. Mimo ulgi, jaka zawitała w jego serce, kiedy zobaczył Lenę, czuł ogromny gniew na swoją siostrzenice. Tym razem Pożądanie przekroczyła wszelkie granice i nie zamierzał tego tolerować.
- Nie pozwolę już, by ona cię tknęła – obiecał. – Lena, zostaniesz tutaj ze Snem? Muszę coś załatwić.
- Nie! – krzyknęła dziewczyna, łapiąc go za ramie. – Nie chcę, byś poszedł sam do Pożądania. Zostań ze mną – rozkazała, a w jej głosie słychać było strach. Lena nie mogła pozwolić, by Śmierć miał z nią kontakt – to, co przed chwilą przeżyła utwierdziło ją w przekonaniu, że jego siostrzenica jest naprawdę groźną i nieobliczalną istotą.
Śmierć popatrzył na nią badawczym wzrokiem i z oporem skinął głową.
- W takim razie powinniśmy już wracać – wziął dziewczynę na ręce – Sen zajmie się gośćmi.
Skinęła głową i pozwoliła, by zabrał ją do domu.

            Będąc już w jego sypialni Lena opadła z sił – wydarzenia dzisiejszego dnia całkowicie ją wyczerpały. Pomógł zdjąć jej suknię i ułożył do snu – leżąc przez cały czas dziewczyna trzymała się go kurczowo, nie pozwalając mu się ruszyć. Nie do końca mu ufała i nadal bała się, że zrobi coś niemądrego. Głaskał ją po głowie, powodując, że z sekundy na sekundę jej powieki stawały się coraz cięższe i cięższe.
Odpłynęła z powrotem do Królestwa Snu trzymając Śmierć za rękę.
Wokół niej panowała ciemność, w której wypatrywała Sen.
- Śnie, nie pozwól, by się z nią spotkał – rozkazała przyjacielowi, gdy tylko pojawił się w zasięgu jej wzroku.
- Postaram się, ale pamiętaj, że on sam decyduje o tym, co robi.
- Teraz już nie – powiedziała z przekąsem Lena, spoglądając na pierścionek. Sen uśmiechnął się delikatnie, pocałował ją w czoło, a następnie odszedł, a ona z niepokojem błądziła na granicy jego królestwa i jawy.





***






Witajcie, Czytelnicy.


Przepraszam, że rozdział jest taki krótki, ale mam naprawdę masę nauki. Jak zawsze zachęcam do komentowania. Kolejny rozdział postaram się dodać za tydzień, może trochę wcześniej, o ile dam radę wcześniej skończyć pracę zaliczeniową.

Jestem bardzo wdzięczna za dwie nominacje do LBA, lecz nie biorę już udziału w takich rzeczach - mimo wszystko dziękuję Nocnej Łowczyni oraz Wybrance Nocy za owe nominacje.

Jak zapewne zauważyliście na górze strony znajduje się nowa zakładka "Moje inspiracje". Zachęcam do pozostawiania komentarzy z piosenkami, które pomagają Wam pisać opowiadania, możecie również zostawiać link do rozdziału Waszego opowiadania i piosenkę, która najbardziej do niego pasuje.

Miłych Snów :)

niedziela, 12 kwietnia 2015

XVI. Perspektywa

            W dniu dwudziestych drugich urodzin Leny Śmierć i Sen postanowili urządzić dla niej małe przyjęcie w Śnieniu. Śmierć obudził się bardzo wcześnie – pogładził śpiącą Lenę po plecach, na których igrały nieśmiało płomyki słońca wkradającego się przez okno. Zarumieniony delikatnie policzek wspierała na jego torsie, tak, że czuł na skórze jej głęboki oddech. Starając się zachowywać jak najciszej, Śmierć delikatnie ułożył ją na poduszce, odgarnął jej splątane włosy z czoła i złożył na nim delikatny pocałunek. Usta dziewczyny uniosły się w uśmiechu, lecz nie obudziła się – Śmierć wiedział, że to sprawka Snu. Chciał, żeby wstała wypoczęta, dlatego jego brat obdarzył ją najsłodszymi snami jakie tylko mógł stworzyć.
            Chwilę później był już w Śnieniu. Jego brat naprawdę się postarał – chociaż przewidywali, że na przyjęciu nie pojawi się dużo osób, to wielka sala była urządzona z przepychem, udrapowana jasnym, lawendowym materiałem. Olbrzymie lustra na ścianach tylko podkreślały jej monumentalizm. W Sali krzątało się wiele stworzeń snu, lecz swego brata nie dostrzegł. Skierował swój wzrok na młodego mężczyznę o hebanowych włosach zaczesanych do tyłu.
- Cauchemar – zawołał go. Koszmar podszedł do niego, w uśmiechu ukazując zaostrzone, małe zęby.
- Witaj, panie Śmierć – skłonił się nisko. Jego szmaragdowy frak błyszczał w ogniu świec.
- Gdzie twój pan?
- Na górze. Przygotowuje prezent dla panienki Leny.
Śmierć skinął mu głową i odszukał Sen. Pochylał się nad biurkiem, a wokół jego palców unosiła się błyszcząca, srebrna mgła.
- Łapacz Snów? – zapytał Śmierć podchodząc bliżej.
- Daj mi jeszcze moment – powiedział ze skupieniem Sen. Na biurku leżał mały przedmiot wykonany ze srebra. Wokół niego kłębiła się magia Snu, tworząc w okręgu delikatną, srebrzystą siateczkę, a na jego obrzeżach miniaturowe piórka, wykonane z taką precyzją, iż wydawały się być prawdziwe, zgubione przez srebrnego ptaka. Cała przywieszka była wielkości małego kciuka.
- Skończyłem – oznajmił z satysfakcją. – Odpowiadając na twoje pytanie – i tak i nie. Ten Łapacz gromadzi wszystkie najlepsze wspomnienia, a poza tym dzięki niemu będzie mogła w każdej sytuacji przybyć do mojego królestwa.
- Dobry prezent – stwierdził z uznaniem Śmierć. – Widzę, że zmobilizowałeś całe swoje królestwo do przygotowań. Dziękuję.
- Chcę, żeby była zadowolona – Sen uśmiechnął się do brata. – A ty? Jaki masz dla niej prezent?
Wydawało mu się, że Śmierć delikatnie się zarumienił.
- Nic wielkiego. To jest… - wyciągnął z kieszeni błyszczące, czarne pudełeczko i otworzył je. Sen spojrzał na jego zawartość i uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Czy naprawdę ją kochasz?
- Tak, Śnie, kocham ją.
- Jeśli tak, to zapewne wiesz o co chcę się ciebie zapytać. – Musiał z nim poruszyć pewną kwestię, kwestię, która dręczyła Sen od niefortunnego „wypadku” Śmierci.
- Wiem. Wierz mi, że sam mam pewne wątpliwości do tego, czy powinienem z nią być. To znaczy chcę z nią być, ale boję się, że coś może jej się stać. Mam wielu wrogów. Wciąż pamiętam, jak Azazel rozkazał ją porwać. I nadal myślę, że to Życie była jego zleceniodawcą.
- Właśnie. Nie obawiasz się, że twoi... wrogowie będą mieli teraz na ciebie sposób? Co zrobisz, kiedy zrobią Lenie coś złego?
Spojrzał na Sen pewnie, a w jego oczach zabłysnął gniew.
- Nigdy. Nigdy na to nie pozwolę. Nie tkną jej, nie dopóki będę ją chronić.
- Nie wątpię w to, że potrafisz ją ochronić. Obawiam się tylko, że Pożądanie może wymyślić sposób, by obejść twoją ochronę.
- Śnie, ja to rozumiem. Nie musisz szczepić we mnie tego ziarna niepewności i strachu.
- Źle mnie zrozumiałeś. Chciałbym, byś powiedział o tym Lenie. Być może się tego domyśla, jest świadoma niebezpieczeństwa, ale wolałbym, byś jej to powiedział.
- Powiem jej o tym. Chociaż przewiduje jej odpowiedź. Jedno mnie tylko martwi.
- Co takiego?
Śmierć spuścił wzrok.
- Czy ja... Czy nie zachowuję się jak egoista? Pozwalając na to, by miała ze mną jakikolwiek kontakt wystawiam ją na niebezpieczeństwo.
- Nie mów tak. Oboje będziemy ją chronić, nie jesteś sam. Ona cię kocha i jeśli teraz zdecydujesz się z nią związać, to nawet nie waż się zmieniać swojego zdania. Jeśli ją opuścisz, obiecuję, że zapłacisz mi za to. Przepraszam, że brzmi to jak groźba – uśmiechnął się lekko.
- Nie masz pojęcia, jak wiele znaczą dla mnie twoje słowa – Śmierć odwrócił się od niego.
- Budzi się. Wracaj już – przyjęcie będzie gotowe i bez twojej pomocy.
Śmierć znalazł się w swojej sypialni w momencie, gdy Lena otworzyła oczy. Przysiadł na łożu i musnął palcami jej policzek.
- Dzień dobry – powiedział uśmiechając się do niej.
- Która godzina? – zapytała, przeciągając się i ziewając.
- Dziewiąta – odpowiedział.
- Jeszcze wcześnie – zaczęła marudzić. Wyciągnęła dłoń  w jego stronę. – Chodź do mnie.
Przyciągnęła go do siebie, tak, że leżeli przodem do siebie, stykając się niemal czołami.
- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin – powiedział.
- Dziękuję – musnęła jego usta pocałunkiem i przytknęła palce do jego chłodnego policzka. Przekręcił się na górę i pocałował jej słodkie usta. Jęknęła cicho, łapiąc jego włosy i nie pozwalając uciec. Ich pocałunek został jednak przerwany przez głośny odgłos wydobywający się z brzucha Leny. Roześmiała się dźwięcznie.
 - Chyba muszę coś zjeść – powiedziała, rumieniąc się delikatnie. Chciała wstać, lecz Śmierć popchnął ją z powrotem na poduszki.
- Poczekaj – poprosił i chwilę później wrócił do pokoju z tacą, na której spoczywały tosty, dżem i szklanka soku. Dziewczyna usiadła na łóżku.
- Mogłabym obchodzić urodziny codziennie – stwierdziła smarując grzankę słodkim dżemem.
- Jeśli chcesz, mogę przynosić ci śniadanie do łóżka każdego dnia.
- Nie, lepiej nie – uśmiechnęła się. – Wtedy to straci cały urok.
            Po południu Lena wykąpała się, zrobiła sobie wieczorowy makijaż i założyła szarą suknię z matowego materiału. Góra sukni była dopasowana do ciała, z półokrągłym dekoltem, zarówno z przodu jak i z tyłu. Jej dół rozszerzał się, a z tyłu, parę centymetrów za nią ciągnął się tiul. Zdecydowała się na ciemniejszą kreację, ponieważ wydawało jej się, że wtedy bardziej pasuje do Śmierci. Włosy uwięziła w wytwornym upięciu. Na koniec ubrała ciemne, prawie przezroczyste rękawiczki sięgające połowy ramion.
            Zeszła na dół, gdzie czekał na nią Śmierć – zauważyła, jak nabrał głęboko powietrza, kiedy ją ujrzał. Uśmiechnęła się do niego gdy wziął ją pod rękę.
- Wyglądasz oszałamiająco – stwierdził całując jej policzek. On sam zresztą nie wyglądał gorzej – wybrał czarny smoking i białą jak śnieg koszulę, całość wieńcząc wytworną muszką.
- Idziemy? – zapytała tylko, a w następnej chwili znajdowali się w przestronnym hallu zamku Snu.
            Goście przywitali ją z radością – zauważyła dobrze jej znane sny, w tym piękną Revasserie, która na powitanie pocałowała ją w policzek. Ujrzała Bastet i Anubisa – pomachała im wesoło. Prócz nich, z niemałym zdziwieniem ujrzała Hell, patrzącą nieco zawistnym wzrokiem, a także paru japońskich bogów wiśni, których miała przyjemność kiedyś poznać. Największym zdziwieniem było ujrzeć jednego z bezimiennych demonów, o którym wiedziała tylko tyle, że należał do Legionu – najwyraźniej nie był zadowolony z miejsca, w którym się znalazł, lecz założyła się, że to jego pan kazał mu przybyć.
Sen podszedł do niej i z radością uściskał.
- Wszystkiego najlepszego Lena! – powiedział z uśmiechem i pocałował ją w policzek.
Brakowało tu tylko jej przyjaciół ludzi.
            W jadalni czekał na nią ogromny tort. Pomyślała życzenie z uśmiechem na twarzy i zdmuchnęła wszystkie świeczki. Rozległy się brawa – wyglądało to tak zabawnie, bo każda z obecnych istot o wieki przewyższała ją wiekiem, może tylko prócz jakiegoś młodszego senku.
- O czym pomyślałaś? – zapytał Śmierć, kiedy usiadła obok niego.
- Przecież wiesz, że nie mogę ci tego zdradzić – nie był usatysfakcjonowany tą odpowiedzią, chociaż uśmiechnął się. Skąd miał wiedzieć, że to, o co ją dzisiaj poprosi jest również jej marzeniem.
            Obok tortu zaczęła piętrzyć się mała górka prezentów. Kiedy obecni złożyli Lenie życzenia podszedł do niej Sen i poprosił o rozmowę w cztery oczy. Wyszła z nim do jednej z bawialni.
- Lena, czy jesteś szczęśliwa?
Roześmiała się uroczo.
- Gdyby szczęśliwość można było zważyć, a statystyczna waga szczęścia wahałaby się w gramach, to moje szczęście trzeba by zważyć w tonach. Mam Śmierć, no i mam najlepszego przyjaciela na wszystkich światach, ciebie. Czy ktoś może być szczęśliwszy ode mnie?
Przytulił ją do siebie. Później wyjął zza pazuchy mały, aksamitny woreczek i podał jej do ręki. Lena wyjęła z niego przywieszkę zawieszoną na srebrnym łańcuszku.
- To Łapacz Snów – wyjaśnił. – Możesz tutaj przechowywać swoje najlepsze wspomnienia. A jeśli coś się będzie działo, po prostu złap go w dłoń i pomyśl, że chciałabyś przybyć do mojego królestwa – od razu przeniesie cię do mnie. Pomyślałem, że może ci się przydać… - zawahał się, lecz nie powiedział nic więcej.
- Dziękuję Śnie – powiedziała cicho. – Jest piękny.
Lena podała mu misterny łańcuszek i poprosiła, by pomógł jej go założyć. Stanęła tyłem do niego i odchyliła szyję na bok – Sen zgarnął jej włosy na jeden bok i delikatnie muskając jej skórę opuszkami palców zapiął zapinkę. Później odwróciła się do niego i pocałowała w policzek.
- Zawsze będę cię kochać, Śnie – obiecała. Zobaczyła w jego oczach łzy, lecz wiedziała, że są to łzy szczęścia.
- Lena – zza Snu dobiegł ją głos Śmierci. Przyjaciel chciał odejść, lecz Śmierć powiedział, by został. Śmierć chciał najpierw powiedzieć Lenie o tym, jak wielkie niebezpieczeństwo na nią czyha ze strony jego siostry i jej córek, ze strony Azazela i innych, którzy pożądają jego mocy. A kiedy Śmierć wyjaśnił Lenie całą sytuację, ona znowu go zadziwiła swoją odpowiedzią.
- Czy wiedząc to wszystko, nadal pragniesz ze mną pozostać? – zapytał z powagą.
- Ufam ci. Wiem, że mnie nie skrzywdzisz, ani nie pozwolisz na to nikomu innemu. Chcę być przy tobie, nigdzie indziej, rozumiesz?
Skinął głową, czując szczęście i miłość. Podszedł do niej bliżej i przyklęknął na jedno kolano, uważnie obserwując reakcję Leny. W ręku trzymał czarne, kryształowe pudełeczko. Lena otworzyła usta ze zdziwienia.
- Jeśli… Jeśli twoje słowa są prawdziwe… - zaczął z niepewnością. – Kocham cię, Lena. I chcę, byś była moją towarzyszką, moją królową.
Ujął delikatnie jej dłoń i powolnym ruchem włożył na jej palec piękny pierścionek z białego złota, pośrodku którego błyszczał czarny kryształ o kształcie rombu – sam Śmierć go stworzył, był niepowtarzalny. Sam kryształ był obramowany maleńkimi, białymi diamencikami, które skrzyły się w świetle świec. Wstał powoli, nadal trzymając jej dłoń i czekając na jej słowa.
- Ja też cię kocham, Śmierć – powiedziała cicho wpatrując się szklistym wzrokiem w założony na jej palec dowód miłości. Później przeniosła wzrok na jego oczy, dwa czarne kryształy tak bardzo podobne do tego na jej palcu i objęła jego szyję, pozwalając mu się pocałować. Czuła jak jego usta rozszerzają się w uśmiechu i teraz już była pewna swego szczęścia.
Przypomniała sobie swoje życzenie. „Żeby nikt nie mógł rozdzielić naszej trójki”. I wiedziała, że żadna siła tego nie zrobi.
Perspektywa to bardzo ważne pojęcie. Jest zależna od tego, w którym miejscu stoimy. Dlatego też trzeba o niej pamiętać i nie lekceważyć jej. To, co z pewnej perspektywy wydaje się pewne i niezniszczalne, z innej może być równie liche jak porcelana, której wystarczy lekkie stłuczenie, by rozpadła się na kawałki.
Pożądanie wiedziała, że nie dostanie się do Leny. Ona i Życie mogły tylko z niecierpliwością czekać.

                                                                            ***

Dziękuję za tak ogromną liczbę wyświetleń - gdyby nie to i Wasze komentarze z pewnością nie miałabym motywacji do dodawania nowych rozdziałów. 
Mam nadzieję, że rozdział się spodobał. Co o nim sądzicie? Jak myślicie, jak dalej potoczą się losy Leny i Śmierci?
Jak zawsze proszę o komentowanie - inaczej nie będę wiedziała czy piszę dobrze, czy źle :) 

Muzyka, która mnie inspirowała do napisania tego rozdziału:

Marianelli "Stars and Butterflies"



środa, 8 kwietnia 2015

XV. Uwieść Śmierć

Parę pełnych chłodu i napięcia dni później Sen zapowiedział swoją wizytę. Lena wyszła w towarzystwie Śmierci przed zamek, by go przywitać. Atmosfera między nimi była dosyć napięta. Kiedy przybył Sen od razu wyczuł, że coś jest nie tak.
- Lena – przytulił ją krótko, by następnie podać swojemu bratu dłoń. – Śmierć. Miło was widzieć.
Zmarszczył brwi, zastanawiając się nad ich dziwnym zachowaniem. Postanowili wspólnie, by wybrać się na spacer na plażę. Plaża znajdowała się dosyć daleko, lecz marsz minął szybko – chociaż wszyscy byli małomówni, a dokładniej tylko Sen próbował podtrzymywać rozmowę. Nad morzem Śmierć odłączył się od nich, dzięki czemu mogli porozmawiać w cztery oczy.
- Co się między wami wydarzyło, Lena?
- Nic.
- Przecież widzę.
- Opowiedział mi o Nadziei, a później… -  zaczerwieniła się. – A później coś mu odbiło i po prostu… nie wiem o co mu chodzi.
Popatrzyła na odległą sylwetkę Śmierci. Wpatrywał się w linię łączącą błękitne morze z lekko zachmurzonym niebem.
- Mogę ci zadać osobiste pytanie? – zapytał wprost. Skinęła z wahaniem głową.
- Czujesz coś do niego?
Zrzedła jej mina i oczywiście oblała się rumieńcem.
- Śnie! O czym ty… - chciała zaprotestować, lecz jego sroga mina sprawiła, że głos utknął jej w gardle. Uśmiechnęła się delikatnie i ponownie spojrzała na Śmierć.
- Tak.
- W takim razie nie pozwól, by zamknął się w sobie. Przez ostatnie miesiące był taki szczęśliwy. Nie do poznania. Ale kiedy dzisiaj go zobaczyłem… Będę szczery, nie wyglądał najlepiej.
- Ale co ja mogę zrobić? On ciągle… Ciągle rozpamiętuje to co mi zrobił. Nie wierzy mi, że ja już o tym zapomniałam. Jest taki cholernie uparty, jakby przyrzekł sobie, że już nigdy mnie nie tknie, a ja…
- Nie pozwól mu na to. Chyba nie powiesz mi, że nie dasz rady przekonać go do swojej racji? Kobiety mają takie zdolności, a ty to już na pewno.
- Czyli jesteś za?
- Jak najbardziej. Jeśli tylko ty tego chcesz.
Zrobiła smutną minę.
- Nie jesteś zły? Wiesz, że to nie tak miało być.
- Lena, nic nie dzieje się bez powodu. A ja i tak zawszę cię będę kochać, to pozostanie niezmienne. Jesteś moją przyjaciółką – jego uśmiech ją zupełnie uspokoił.

Przez następne dni Lena układała w głowie plan. Śmierć nadal jej unikał – spotykali się jedynie przy posiłkach, czasami natknęli się na siebie na korytarzu, lecz mężczyzna bardzo skrupulatnie ograniczał ich kontakt, powodując, że Lena czuła coraz większą wściekłość.
Tego wieczoru brała długą kąpiel. Za niedługo miała zejść na kolację – chociaż wcale nie była głodna. Przez chwilę rozważała zostanie w swoim pokoju, jednak w głowie zapaliła jej się mała żaróweczka.
Wyszła z wanny. Pachniała wonnymi olejkami, które pod wpływem gorąca wody otuliły ją swym zapachem niczym jedwabna suknia ciało. Powoli podeszła do lustra.
Jej skóra lśniła, jakby zroszona złotymi drobinkami. Wilgotne włosy ukryły piersi. Podniosła dłoń i przyłożyła ją do szyi, pod palcami czuła szybkie drgania, spowodowane gorącą kąpielą. Na twarzy miała delikatne rumieńce, a zielone oczy stały się głębokie niczym dwie studnie. Płomienie świec tańczyły na złotej skórze, powodując, że Lena wyglądała jak nieziemska istota, bogini.
Tak, to dobry plan. Nie pozwoli na to, by Śmierć ją ignorował. Sprawi, że będzie na nią patrzył. Nie, nie musi z nią rozmawiać - Dzisiaj wiedziała czego pragnie. Nie miała wątpliwości jak przez minione trzy lata. Nareszcie wiedziała kim jest. W tej chwili nie myślała o nikim innym. Skupiła się na sobie, pewnie unosząc głowę.
Nie spuszczaj wzroku – pomyślała i wbiła spojrzenie w bliźniacze odbicie. Później odwróciła się i obojętnie przeszła obok przygotowanego stroju. W zamian za to nałożyła na siebie cienki, jedwabny szlafrok, tak długi, że ciągnął się po ziemi. Na jego bladozielonym materiale błyszczały płomienie.
Wyszła ze swojej komnaty i, zamiast skierować się do jadalni poszła do pokoju, w którym ostatnio była podczas gdy ratowała Śmierć. Otworzyła drzwi i stanęła pośrodku pomieszczenia. Czekała spokojnie oddychając.

Śmierć siedział przy stole, oczekując jej przybycia. W końcu, zaniepokojony sprawdził jej komnaty. Czuł, że nie opuściła zamku. Delikatny, pieszczący nos zapach kazał mu iść za sobą i doprowadził do jego sypialni. Otworzył drzwi i zamarł.
Lena stała odwrócona tyłem do niego. Może usłyszała jego przybycie, lecz nie dała po sobie tego poznać. Ciemność w pokoju rozjaśniały zapalone świece. Śmierć poczuł chęć odwrócenia się i odejścia, lecz gdy tylko zrobił krok w tył odezwała się.
- Zostań tutaj – ton jej głosu był władczy, nie znoszący sprzeciwu. Zamknął za sobą drzwi, lecz nadal pozostał blisko nich.
- Pamiętasz naszą rozmowę w dzień, w którym stąd odeszłam? – zapytała.
- Tak.
- A czy pamiętasz co powiedziałam na końcu? Szepnęłam tylko i przez cały czas byłam niepewna tego, że usłyszałeś moje słowa.
- Pamiętam je, Lena.
Odwróciła głowę tak, że mógł ujrzeć jej profil.
- Co powiedziałam?
- Powiedziałaś – „nie jest złym pożądać, warto jednak łączyć pożądanie z miłością. Nie inaczej"
Odwróciła się powoli do niego. Szlafrok był luźno zawiązany, ukazując głęboki dekolt ciągnący się niemal do jej pasa. W jej oczach tańczył ogień świec.
- Podejdź do mnie – powiedziała. Pierwszy raz była pewna tego, co miało nastąpić. Nie czuła ani grama strachu. Nie posłuchał jej od razu.
- Lena, nie rób czegoś...
- Dzisiaj patrzę tylko na to, czego chcę.
Podszedł do niej, stając na wyciągnięcie ręki. Pewnym ruchem przyłożyła mu do policzka dłoń, a on wtulił się w nią, jakby była to najcudowniejsza pieszczota. Zrobiła krok naprzód, tak, że ich ciała zetknęły się i przeszył je przyjemny dreszczyk. Cały czas patrząc mu w oczy zjechała z policzka na jego tors i zwinnymi palcami rozpięła mu koszulę. Pomogła mu ją ściągnąć, po czym rozpięła jego pas w spodniach. Następnie pozwoliła, by aksamitne okrycie zsunęło się z niej, by odkryło jej ciało.
Nie spuszczając swych oczu z jego zbliżyła do niego usta i delikatnie je rozwarła.
- Śmierć – szepnęła, otulając go słodkim oddechem. – Kocham cię.
A później go pocałowała, wplatając palce w jego włosy. Czuł jej słodycz i przymknął oczy, w głowie dudniły mu te dwa słowa, które tak wiele znaczą. Pierwszy raz od wieków dano mu poczuć najwspanialsze uczucie, które niegdyś mu towarzyszyło. Nadzieję.
Objął dłońmi jej talię, przyciągając ją jeszcze bliżej. Poprowadziła go do łóżka i odepchnęła go, tak by się położył na plecach, po czym usiadła na nim i ich usta ponownie się złączyły. Z głębi jej gardła wyszedł cichy pomruk, kiedy pomogła mu się rozebrać do końca, nie przerywając pocałunku. Teraz Śmierć siedział, mając nad sobą Lenę, patrząc jej głęboko w oczy, próbując odczytać w nich jej uczucia. Nie było w tym spojrzeniu strachu.
Lena zaczęła poruszać powoli biodrami, usta miała zetknięte z jego szyją, palce wplotła mu we włosy. Głęboki oddech owiewał mu skórę. Odchyliła głowę do tyłu, a jej ruchy stały się nieco szybsze. Śmierć muskał ustami wgłębienie między jej wyraźnie zarysowanymi obojczykami, przymknął oczy czując falę przyjemności, która tak niespodziewanie go zaatakowała.
Jej zmysłowe ruchy doprowadzały Śmierć do szaleństwa, a tylko Lena wiedziała, że jej działanie jest w pełni zamierzone. Pragnęła, by czuł to co ona, by ich ciała były jednym, a jej rozkosz była również jego rozkoszą. Ta myśl potwierdziła tylko prawdziwość jej wyznania uczucia do Śmierci – nie kochając go nie zależałoby jej na tym, by razem z nią odczuwał przyjemność. To właśnie jest miłość – kiedy dbając o swoje potrzeby jednocześnie, zupełnie podświadomie dba się o potrzeby tej drugiej osoby. Miłość to postrzeganie siebie nie jako pojedynczą istotę, lecz postrzeganie siebie jako dwuelementową układankę, która osobno nie przedstawia niczego, a po złączeniu ukazuje to, kim jesteśmy.
A najpiękniejszym momentem układanki jest ta chwila, w której oba elementy wybuchają, jednocześnie, ze zdwojoną siłą.
Lena czując przypływ rozkoszy, czując, że nadchodzi ten finalny moment wygięła ciało w łuk i jęknęła z oczekiwaniem. Wiedziała, że Śmierć również wchodzi na szczyt, bo zaczął odpowiadać na jej ruchy. Na jej biodrach zacisnęły się jego dłonie, przyciągając ją jeszcze bardziej do swojego ciała. Taniec rozkoszy trwał jeszcze przez chwilę, by następnie oba ciała zadrżały i znieruchomiały, wybuchając, chcąc by ten moment trwał wiecznie.
Śmierć i Lena „wybuchali” tej nocy jeszcze wiele razy, a później, kiedy słońce delikatnie rozjaśniło niebo zasnęli w swoich objęciach, zmęczeni, radośni i spełnieni.
Objęcia Śmierci były troskliwe i delikatne, Lena natomiast z całkowitym zaufaniem pozwoliła, by przytulał ją do siebie. Kiedy Lena się obudziła leżała na jego torsie, przytulając policzek do jego piersi. Jego ręka spoczywała na jej lewej piersi, jakby czucie jej serca było dla niego pieszczotą. Palcami rysowała na jego skórze kółka, nieświadoma, że on również się obudził i, spod półprzymkniętych pod wpływem jej dotyku powiek, obserwuje ją.  
- Mógłbym tutaj leżeć w nieskończoność – mruknął cicho. Usłyszawszy jego głos dziewczyna drgnęła i spojrzała na niego z uśmiechem.
- Nigdzie mi się nie śpieszy – odpowiedziała i podciągnęła się tak, by jej twarz znalazła się na wysokości jego. Jej włosy otuliły jego twarz, kiedy musnęła ustami jego policzek, a następnie położyła głowę stykając nos z jego szyją i wdychając jego zapach.
- Nareszcie – powiedziała z satysfakcją.
- Co nareszcie?
- Nareszcie przestałeś zachowywać się jak…
- Czy ty chciałaś mnie obrazić? – zapytał gniewnie.
- Nie, stwierdziłam tylko fakt. – zachichotała i pogładziła go po policzku palcami.
 Śmierć, zamiast rozluźnić się, to znieruchomiał.
- Coś się stało? – zapytała ze zdziwieniem.
- Wydaję mi się, że mamy gościa – odpowiedział. Lena spojrzała na niego z zapytaniem.
- To Lucyfer.
Napięła mięśnie słysząc to imię, które przez ostatnie lata próbowała zapomnieć. Czuła urazę, której nie w sposób było się pozbyć. Śmierć zaczął masować jej ramię.
- Jeśli nie chcesz do niego wychodzić, to zostań tutaj. Pozbędę się go i wrócę.
Pokręciła tylko głową i westchnęła.
- To najłatwiejsze wyjście, ale nie oznacza wcale, że najlepsze. Chodźmy.
Ubrali się i zeszli na dół. Lena podążała parę kroków za Śmiercią, lecz zmniejszył ten dystans tak, że szli ramię w ramię. Kiedy Lena ujrzała Lucyfera miała ochotę wycofać się, lecz nie zrobiła tego. Przyjrzała się mężczyźnie, który z szaleńczym błyskiem w oczach wbijał w nią spojrzenie.
- Nie spodziewałem się twojej wizyty, Lucyferze – powiedział Śmierć, lecz demon nawet na niego nie spojrzał.
- Lucyferze? – Śmierć najwidoczniej oczekiwał odpowiedzi.
- Chcę porozmawiać z Leną.
Lena drgnęła i popatrzyła na Śmierć wzrokiem pełnym obawy. Ten natomiast położył jej dłoń na ramieniu, co nie uszło uwadze Lucyferowi.
- Lena, mam was zostawić?
- Nie! – zarumieniła się, orientując się jak gwałtownie zareagowała. – To znaczy... Tak.
- Będę na dworze – odpowiedział jej i wyszedł. Nastała krępująca cisza. Mężczyzna chciał podejść do niej, lecz cofnęła się o krok, powodując, że znieruchomiał. Uśmiechnął się blado.
- Dlaczego się nie odezwałaś do mnie? Po tym, jak stąd odeszłaś.
- Naprawdę nie wiesz? – zapytała, czując złość. – Jesteś bezczelny.
- Dobrze wiesz, że musiałem to zrobić. Powinnaś była wrócić do mnie, kiedy się stąd wydostałaś.
- Jeżeli dobrze pamiętam sam zrzekłeś się wszystkich praw do mnie – przerwała mu ostro.
- Wróć do mojego domu.
- Nie. Teraz mieszkam tutaj.
- A więc to tak. Skrzywdził cię, a mimo wszystko pragniesz tu pozostać.
- Gdyby nie ty nie doszłoby do tego – przypomniała mu.
- Myślisz, że to miłość? Że on cię kocha? Chce się z tobą pieprzyć, tylko do tego jesteś mu potrzebna.
Stłumiła chęć uderzenia go i zacisnęła na chwilę zęby.
- To nie jest twoja sprawa. Trzy lata temu miałeś inne priorytety, a teraz nagle ci się odmieniło?
Śmierć wyczuł, że sprawy przybierają niebezpieczny obrót, bo wrócił do sali w momencie, kiedy Lucyfer ze złością jej odpowiadał.
- Pamiętaj do kogo mówisz.
- Nie życzę sobie, byś się do niej tak odzywał – powiedział Śmierć, stając między nimi. – Jeśli Lena nie chce wrócić do ciebie powinieneś uszanować jej decyzję.
- Chcę, żebyś mi ją oddał. Możemy zerwać umowę, tylko chcę, by jeszcze dziś wróciła ze mną do domu.
Lena zaczerpnęła głośno powietrza, przeżywając swoiste deja vu.
- Lena sama podjęła decyzję.
- Tamtym razem jakoś ci to nie przeszkadzało, Śmierć!
Śmierć znieruchomiał, a jego spojrzenie stało się lodowato groźne. Lucyfer wyglądał, jakby stracił zmysły.
- Popełniłem straszny błąd. Ale dopóki Lena chce tutaj zostać, będzie mogła być mieszkanką mojej krainy. Co więcej, nie pozwolę, by ktokolwiek zrobił jej krzywdę, ba, nawet sprawił jej przykrość. Dlatego muszę cię poprosić, byś odszedł. Umowa nadal obowiązuje, lecz jeżeli zostaniesz tutaj dłużej, będę musiał się poważnie zastanowić, czy jej nie zerwać.
- Do czego ona jest ci potrzebna? Mogę ci dać tysiąc dziwek, efekt będzie ten sam.
Nagle Lucyfer uniósł się w powietrze i uderzył o drzwi. Osunął się na posadzkę. Lena poczuła, jak w oczach wzbierają się jej łzy.
- Nie pozwolę, byś się tak do mnie zwracał, ani do mnie, ani do Leny. Pamiętaj, że to ja jestem silniejszy, a ty jesteś w moim domu. Poważnie naruszyłeś zasady, lecz ze względu na przyjaźń, jaka nas łączyła postanawiam dać ci ostatnią szansę i pozwolić ci odejść.
Demon podniósł się z trudem i rozpłynął w powietrzu. Śmierć zauważył, że po policzkach dziewczyny spływają łzy.
- Jesteś smutna.
- Nie – odwróciła głowę na bok. – Po prostu nie spodziewałam się po nim takich słów. Nie wiedziałam, że tak zareaguję. A w dodatku ty... Broniłeś mnie i w ogóle. Dziękuję.
- Zrobiłem to, co zrobiłem, bo cię kocham. Nie sądziłem, że po odejściu Nadziei kiedykolwiek wypowiem do kogoś te słowa, ale teraz mówię je tak lekko, tak łatwo, jakby były najoczywistszą rzeczą na świecie. Kocham cię. – uklęknął przed nią, łapiąc jej dłonie i przysuwając je do swoich ust. – Nareszcie odnalazłem sens mojego istnienia, środek Wszechświata, a jesteś nim właśnie ty.
Zarumieniła się słysząc te słowa, lecz jednocześnie poczuła ulgę i szczęście.
- Więc jesteśmy razem – stwierdziła, nie mogąc powstrzymać uśmiechu.
- Tak.
- Trzeba to uczcić – zaśmiała się i spojrzała na Śmierć.
- Oczywiście – złapał jej talię i uniósł do góry, na co oplotła go nogami i objęła za szyję. – Może piknik i wino?
- Mam lepszy pomysł – mrugnęła do niego i pocałowała go w usta. – Twoja sypialnia wydaje się być bardzo samotna.
- Tak, to szczyt egoizmu pozostawiać łóżko samemu sobie.
Śmierć zaniósł Lenę z powrotem na górę, a później kochali się, jakby za cel postawili sobie milion wybuchów ich układanki.
Mijały kolejne dni ich sielanki, dni, które później przeradzały się w miesiące. Śmierć był opiekuńczy, troskliwy i kochający, a Lena oddana i szaleńczo do niego przywiązana. Ciągle ją zaskakiwał, ciągle powodował żeby nie zapomniała za co go kocha.
Tego szczęścia, które ogarnęło ich serca nic nie mogło przegonić. Nad królestwem Śmierci świeciło nareszcie słońce.