środa, 14 stycznia 2015

VIII. Zacząć od nowa I.

Trudno zaczynać życie od nowa dźwigając z sobą bagaż doświadczeń. Jedyne, co można zrobić, to próbować, próbować i próbować. Przede wszystkim trzeba pokonać strach, nauczyć się życia z tym, czego doświadczyliśmy i iść do przodu, bo powrót do przeszłości jest bezsensowny. Oczywiście prawdą jest, że doświadczenia z przeszłości kształtują to, kim jesteśmy – lecz trzeba umieć odnaleźć harmonię pomiędzy przeszłością a teraźniejszością.
Nowy początek oznacza akceptację swojej historii i umiejętność życia tu i teraz. Ten proces może być trudny i czasochłonny, ale konieczny.
Minęły dwa lata od czasu, kiedy Lena pożegnała się ze Śmiercią. Od tamtego czasu próbowała zrobić co w jej mocy, by zapomnieć, by zaakceptować – jednocześnie chciała go spotkać i nie chciała, żyjąc w sprzeczności.
Powrót do tego świata był dla niej łatwy, a to wszystko dzięki pomocy Snu. Zapewnił jej utrzymanie i dom, nie pozostawiając jej niczego zbędnego na głowie – oczywiście prócz własnych przemyśleń. Przez te dwa lata Sen był jedyną osobą, która łączyła ją z tym niedostępnym dla ludzi światem. Odwiedzał ją tak często jak tylko mógł sobie na to pozwolić.
Lena nie musiała zarabiać, więc, odkrywszy u siebie chęć pomocy została wolontariuszką. Najczęściej chodziła do dziecięcego hospicjum, gdzie spędzała czas z nieuleczalnie chorymi osobami, powodując u nich uśmiech, zaprawiając do walki, a jednocześnie z delikatnością przygotowując na przegraną, czyniąc ją bardziej znośną.
Ale jeszcze nie zdarzyło się, by jej podopieczni umierali – jakby była czarodziejskim lekiem, który cudownie sprawiał, że dzieci zdrowiały, lub choroba zatrzymywała się. Postanowiła to jak najbardziej wykorzystać.
Zdecydowała się na tą działalność, gdyż przez to mogła skonfrontować się ze swoim strachem – Śmiercią.
Przebywała w hospicjum większość swojego czasu, lecz ani razu nie spotkała tego, kogo oczekiwała. Zastanawiała się, czy powodem tego było jej niezdecydowanie, czy jakiś inny, niezrozumiały czynnik, czy przypadek. Przypomniała sobie, jak przed pierwszym spotkaniem z chorym dzieckiem lekarz oznajmił jej, że będzie musiała zostać z nim do końca, trzymać je za rękę bez względu na to, czy miało lepszy, czy gorszy dzień – Lena zastanawiała się przez trzy dni, czy jest w stanie podjąć taką odpowiedzialność, czy ma tyle siły, by stanąć oko w oko ze Śmiercią. Decyzja była trudna, bo później nie było odwrotu.
Tak, czy siak podjęła się tego wyzwania. Jej wynagrodzeniem był uśmiech chorego i, najczęściej jego ozdrowienie – taka zapłata była dla niej wystarczająca, bezcenne uczucie ogarniające jej umysł. Żadne pieniądze nie mogłyby równać się z chwilą, gdy okazuje się, że guz z mózgu był w okresie zastoju, lub całkowicie zniknął.
Tylko podświadomie dążyła do tego spotkania.
Mimo, że Sen był jedyną istotą, której ufała, to i tak nie wyjawiła mu powodu, dla którego postanowiła pomagać tym dzieciom, chociaż z drugiej strony uważała, że Sen zna ją na tyle dobrze, by odgadnąć prawdziwy powód. Jasnym stało się, że nie chciała poruszać tematu jego brata, i obydwoje tej niezapisanej zasady przestrzegali.
Sen czekał na to, aż sama dojrzeje na tyle, by porozmawiać o swoich odczuciach. Jednak kiedy śniła, wiedział, że nawiedzają ją koszmary pełne wspomnień. Żałował tylko, że nic nie może z tym zrobić – bo sny nie zależą tylko od niego. Nie raz, tuląc ją w ramionach widział w jej spojrzeniu coś dzikiego, coś, co można było ujrzeć przez ten ułamek sekundy, kiedy podświadomie reagowała na dotyk innej osoby, nauczona wcześniej, że dotyk równa się gwałtowi. Pocałunki i bliskość były dosyć sporadyczne, ale z pewnością szczere. Nie uprawiali seksu, to było dla niej zbyt dużo, lecz pocałunki i małe pieszczoty zupełnie im wystarczały.
Odkąd wróciła z królestwa Śmierci tylko raz wypowiedziała na głos imię jego brata – kiedy poprosiła Sen, by nikomu nie wspominał o jego pomocy dla niej. W ogóle prosiła, by nikomu nie zdradził, że wie gdzie zamieszkała. Przestrzegał tego zakazu sumiennie – Śmierć nigdy nie zapytał się, gdzie teraz podziewa się Lena, lecz był jeszcze Lucyfer. Ogarnięty żałosnym szałem Upadły Anioł próbował na wszelkie sposoby dowiedzieć się, gdzie zniknęła Lena, lecz dopóki tego pragnęła, pozostała nieuchwytna.
Śmierć, z którym Sen spędzał mnóstwo czasu, czasami pytał się tylko, czy Lena ma dobre sny, nic więcej. Odpowiedzi Snu były dla niego w pełni wystarczalne.
Ale niektórych rzeczy, raz wtrąconych w ruch nie da się zatrzymać.
Spotkała go, kiedy najmniej się tego spodziewała. Siedziała w kawiarni dziecięcego hospicjum, pijąc okropną, słabą kawę. Drugą dobę była na nogach – Peter, blady dziesięciolatek, którym się zajmowała przechodził kryzys.
O ile ostatnie dwa lata jego życia nie były kryzysem.
Peter miał białaczkę i już za niedługo miał odejść z tego świata.

Śmierć stał w korytarzu. Dostrzegł ją i nie wiedząc jak ma się zachować stał, czekając na to, aż go zauważy. Kiedy podniosła wzrok, czując jego obecność znieruchomiała na moment, nie dłuższy niż parę sekund. Lena zrozumiała dlaczego przyszedł. Widząc go, zalała ją fala ulgi. Przypatrzyła mu się. W ogóle się nie zmienił – może coś w jego spojrzeniu, coś nienamacalnego uległo zmianie, lecz nadal widziała mężczyznę, który sprawił jej tyle cierpienia.
Ona wręcz przeciwnie, zmieniła się.
Śmierć stwierdził, że stała się jeszcze piękniejsza, dojrzalsza. Kiedy ją poznał była zaledwie pąkiem róży, a teraz rozkwitała, pełna gracji i oszałamiającej urody. Lena wstała i podeszła do niego – zauważył, że ma podkrążone oczy. Zatrzymała się przed nim zachowując bezpieczny dystans.
- Pięknie wyglądasz – powiedział nie patrząc na nią.
- Dziękuję – odpowiedziała, czując jak na policzki wylewa jej się fala gorąca. Popatrzyła gdzieś w bok, zastanawiając się, dlaczego w ogóle do niego podeszła.
- Co... – hm... – Co tutaj robisz? – zapytała.
- Mam tutaj sprawę do załatwienia.
- Peter? – skinął głową, potwierdzając jej przypuszczenia. Uśmiechnęła się smutno.
- Nie sądziłam, że to powiem, ale cieszę się, że cię widzę.
Otworzył szeroko oczy, lecz zaraz opanował się.
- Peter już za długo cierpi. Dobrze, że to się skończy. On sam pragnie końca.
Stali naprzeciw siebie, nie wiedząc jakie słowa będą dobre, a jakie nieodpowiednie.
- Czy u ciebie wszystko w porządku? – zapytał z powagą. Chwilę nie odpowiadała.
- Chyba tak, tak myślę.
- To dobrze – już miał się odwracać od niej, kiedy zatrzymała go.
- Mogę przy tym być? – zapytała cicho, na co skinął głową. Poszli do małej salki Petera. Chłopiec uśmiechnął się słabo na widok Leny, lecz nie zdołał nawet się ruszyć.
- Hej – powiedziała z radością Lena.
- Cześć – odpowiedział cicho, z niemniejszą radością, patrząc z zapytaniem na Śmierć.
- To mój znajomy. Przyszedł, żebyś nie musiał dłużej cierpieć. Zabiera cię... Do pewnego miejsca.
- Ale gdzie? – spytał nieufnie.
- Tam, gdzie nikt nie czuje bólu.
Chłopiec rozpogodził się, nawet uśmiechnął.
- To dobrze.
- Czy chcesz się z kimś pożegnać? – Śmierć zapytał łagodnie. Pierwszy raz był tak blisko z kimś, kto ma umrzeć. Z reguły przychodził i odchodził, nie wdając się w rozmowy. Wiedział, że nie może tak postępować – być może skończyłoby się to dla niego klęską. Więzi uczuciowe nie są niczym dobrym w jego pracy. Ale ten jeden raz mógł się bardziej postarać, sprawiając radość dziewczynie.
Chłopiec spojrzał na Lenę. Przytuliła się delikatnie do niego, czując, że wybuchnie płaczem, chociaż wiedziała, że nie może. Nie może być mniej odważna od chorego.
- Co teraz się stanie? – zapytał Peter patrząc na Śmierć.
- Co tylko zechcesz. Nie martw się, to nie zaboli.
- Moje życie to ból - odpowiedział tylko i zamknął oczy.
Lena wbiła wzrok w Śmierć. Wydawało się, jakby jego postać na moment straciła ostrość, lecz chwila ta była tak krótka, że dziewczyna nie mogła jednoznacznie stwierdzić, że to nie przewidzenie.
Powiadomiła lekarza, a później zaproponowała Śmierci, by poszedł z nią na kawę. Przyniosła dwa kubki z gorącym napojem. Mężczyzna po pierwszym łyku skrzywił się.
- Okropna, co nie? – zapytała.
- Tak, w rzeczy samej.
Lena uśmiechnęła się delikatnie i popatrzyła w bok. Nie miała pojęcia o czym może z nim rozmawiać.
- Lucyfer cię szuka – powiedział, patrząc na jej gwałtowną reakcję. Przez sekundę w jej oczach zabłysnął ból i strach, lecz zwinnie zamaskowała to uczucie.
- Wiem. Sen mi mówił.
- Czyli nie kontaktowałaś się z nim od... – zawahał się. – Od tamtej pory?
-Nie – ucięła tylko, a on zrozumiał, że nie chce o tym rozmawiać. Mierzyli się przez parę sekund wzrokiem.
- Jak długo jesteś wolontariuszką?
- Odkąd odeszłam z twojej krainy.
- To zadziwiające, że do tej pory cię nie spotkałem.
Lena przemilczała fakt, że sama starała się go nie spotkać.
- Ale w końcu się spotkaliśmy. Minęło dużo czasu – uśmiechnęła się. – Przynajmniej dla mnie.
- Wierz mi, że te dwa lata również dla mnie nie minęły niepostrzeżenie. Nie sądziłem, że czas może się tak dłużyć.
Znowu zamilkli i nastała żenująca cisza. Lena wstała, to samo zrobił Śmierć.
- Pójdę już. – powiedziała szybko, jakby bojąc się jego reakcji na te słowa.
- Ja też. Mam dużo pracy – zawahał się, jakby chciał jeszcze coś powiedzieć.
Zaśmiała się i patrzyła jak się odwraca.
- Śmierć... – powiedziała Lena, kiedy oddalił się nieco. Odwrócił się, a w jego oczach płonęła nadzieja. – Do widzenia.

Skinął tylko głową, poczekał, aż Lena odejdzie i rozpłynął się niepostrzeżenie w powietrzu.

piątek, 2 stycznia 2015

VII. Otrzeźwienie i zapomnienie II.

Lena podeszła do Śmierci i z niemałym wahaniem przyłożyła mu do czoła dłoń. Jego oczy były szeroko otwarte, lecz zdawało jej się, że jej nie dostrzega. Z trudem przewróciła go na plecy i zobaczyła rozdarcie na koszuli po lewej stronie, pod którym złowrogo połyskiwała amarantowa rana. Na jego twarzy malowało się otępienie, a ze spierzchniętych ust wylewał się potok niezrozumiałego bełkotu.
Dziewczyna bała się go nawet teraz, kiedy wydawał się być całkowicie bezbronny. Ale strach przed nim nie oznaczał, że mogłaby przejść obok niego obojętnie. Potrzebował pomocy.
Musiała go przenieść do pokoju - wiązał się z tym pewien problem. Xavier był daleko, a ona nie dałaby rady sama go podnieść. Poklepała go po policzku, chcąc by odzyskał przytomność. I faktycznie, jego wzrok stał się obecny.
- Musisz mi pomóc. Nie dam rady sama cię przenieść do pokoju. Pomogę ci wstać.
- Nie... - jego szept był ledwie rozpoznawalny. Ale mimo tego, że zaprotestował wstał, opierając swój ciężar na ramieniu Leny. Wyjście po schodach zajęło dużo czasu, lecz w końcu się udało. Kiedy ułożyła go na łóżku jego wzrok ponownie stanął w malignie.
- Ty... - jego twarz wykrzywiło przerażenie i smutek. - Nie rób już tego. Błagam.
- Cicho. Spokojnie - pobiegła do jego łaźni i zamoczyła ręcznik w zimnej wodzie, po czym zebrała kropelki potu z jego twarzy i przyłożyła improwizowany okład do czoła. Rozdarła jego koszule i gwałtownie nabrała powietrza.
Rana była o wiele poważniejsza, niż sądziła. Poszarpana dziura, w miejscu, gdzie nieco głębiej znajduje się serce. Jakby ktoś mu ją wydarł gołymi rękami. Lena poczuła mdłości, lecz szybko się opanowała. Była pewna, że sama nie może mu pomóc. Zamknęła więc oczy i przywołała Sen.
Czekając na jego przybycie trzy razy zmieniała mu okład, oraz tamowała upływ krwi białym ręcznikiem, który w miarę upływu czasu zmieniał swoją barwę na głęboką czerwień. Śmierć cały czas mamrotał niezrozumiale, i chociaż miał otwarte oczy, to jego wzrok był gdzieś daleko, dziewczyna wątpiła, że jest tutaj razem z nią. W pewnym momencie złapał jej dłoń i przycisnął do rany.
- Zniszcz mnie - powiedział wyraźnie. - Zniszcz - po tych słowach jego spojrzenie ponownie utraciło ostrość, a głos wyrazistość.
Chociaż Lena czekała na Sen najwyżej pół godziny, to czas dłużył się jej, zmieniając każdą minutę w godzinę.
Zupełnie jakbym śniła - pomyślała i sekundę myślała, że to faktycznie sen.
Śmierć nagle zbladł. Wcześniejsza gorączka sprawiła, że jego ciało było zaróżowione, teraz kolor jego skóry przypominał kredę.
Do pokoju nareszcie wpadł Sen - gwałtowny niczym burza na zewnątrz. Szybkim krokiem podszedł do rannego i obejrzał ranę.
- Kto mu to zrobił? - zapytał cicho.
- Takiego go znalazłam. Przed chwilą miał wysoką gorączkę, a teraz zbladł i... - nie wypowiedziała na głos swojego przypuszczenia.
- Spokojnie. Spróbuję go wyleczyć. Na razie możesz odejść, później cie zawołam.
Lena pokręciła głową.
- Wolałabym zostać - po chwili namysłu jej przyjaciel skinął głową i kazał odsunąć się od łóżka. Stanął obok leżącego brata i ujął jego dłoń. Coś wymamrotał, na co Śmierć drgnął i odzyskał jasność umysłu, tylko po to, by gwałtownie zaprzeczyć.
Sen zamknął oczy i puścił jego dłoń, po czym skierował się do Leny.
- On nie chce, bym go uleczył.
- Co? - Lena otworzyła szeroko oczy, nie będąc pena czy słowa Snu są przesłyszeniem.
- On tego nie chce - powtórzył ze smutkiem.
- Co z tego, że nie chce? Nie ma na tyle siły, żeby się oprzeć. Ulecz go!
- Nie zrobię już niczego wbrew jego woli.
- Ulecz go, do cholery. Pomyśl, co będziesz czuł, kiedy odejdzie, chociaż miałeś możliwość uratowania mu życia - podeszła do niego i złapała jego ramię.
- Powiesz mu, że ja kazałam ci to zrobić. Proszę. To twój brat.
- Lena... - spojrzał na nią błagalnie. Wiedziała, że nie powinna była nalegać, lecz teraz nie było odwrotu.
Uratować Śmierć - mężczyznę, który miał ją za nic i tak też ją traktował.
- Po prostu to zrób - ucięła ostro. Sen pokręcił głową, lecz czuła, że wygrała.
Nachylił się nad nim. Jedną dłoń przytknął mu do czoła, drugą do rany. Śmierć otworzył szerzej oczy, czujnie, niczym osaczone zwierzę obserwujące drapieżnika i nie mogące nic poradzić na to, co za chwilę się wydarzy.
Lena stała obok, wstrzymując oddech.
Z gardła Snu wydobył się cichy pomruk, sprawiając, że odgłosy burzy ucichły, chociaż ta dalej trwała. Jedynym odgłosem był teraz cichy szept w nieznanym języku, słyszalny w całym zamku, układający się w śpiewną całość. Język, którym posługiwał się Sen, był już prawie zapomniany, był pierwszym językiem, jakim się posługiwało rodzeństwo. Ale ten język już nie istnieje, przynajmniej nie dla żywych istot.
Był to język pieśni.
Pieśń nadal istnieje, lecz jej stwórcza potęga nie jest tak silna jak wcześniej. Ale Sen wiedział, jak go używać i teraz uleczył Śmierć, mimo, że zajęło mu to wiele godzin.
W międzyczasie burza traciła na sile - proporcjonalnie do zasklepiania się nowostworzonym mięśniem rany wiatr słabł, pioruny odeszły, deszcz zmienił się w kapuśniak. Jedyną niezmienioną rzeczą była właśnie ta pieśń, słyszana w każdym zakątku królestwa. Lena, podobnie jak Sen klęczała czy łóżku, słuchając brzmienia jego głosu, obserwując szokująco szybki proces gojenia. Jego oddech uspokoił się, odcień skóry nabrał zdrowego koloru.
Obserwowała również Sen, który przez te parę godzin nie otworzył oczu ani nie drgnął - ruszały się tylko jego usta, z twarzy emanowało skupienie. W końcu zasnęła, o dziwo nie miała ani jednego snu - zresztą w tym momencie nikt na  żadnym świecie nie doświadczył ani marzenia sennego, ani koszmaru. A kiedy na powrót wróciła do jawy Snu nie było, tak samo jak rany. Była tylko karteczka, a na niej zapisana eleganckim pismem wiadomość.
"Chętnie zobaczę, jak mu wytłumaczysz, że nadal jest. Do dzisiejszej nocy"
Lena uśmiechnęła się, po czym spojrzała na twarz znienawidzonego mężczyzny. W jego królestwie spędziła dwa miesiące - poczeka jeszcze chwilę, by odzyskał więcej sił, a później odejdzie. Dopóki był osłabiony, nie zagrażał jej. Nie zastanawiała się nad tym dłużej, tylko próbowała czerpać jak najwięcej radości i satysfakcji z faktu, że zrobiła coś wbrew jego woli - chociaż niczego jej to nie wynagradzało, to czuła ciepło w sercu na tę myśl.
Poszła do łazienki, chcąc zmienić mu okład. Kiedy wróciła do pokoju miał otwarte oczy, nie zamglone, jak przed paroma godzinami, lecz bystre i chłodne. Nie spodziewała się, że odzyska przytomność tak szybko i zatrzymała się zaskoczona.
Patrzył na nią, kiedy z drżeniem podchodziła do niego. Uklękła tak jak przedtem i ręcznikiem wytarła jego czoło i policzki. Czuła, że śledzi uważnie każdy jej ruch, lecz nie odważyła się popatrzeć w jego oczy. Położyła ręcznik na jego czole i sięgnęła po szklankę z wodą. Ręką podparła jego głowę i przytknęła krawędź szklanki do jego ust.
- Pij - rozkazała cicho. Posłuchał ją, zachłannie przełykając zimny napój. Później usiadła w fotelu niedaleko jego łoża i wbiła wzrok w swoje dłonie, jakby były najciekawszym zjawiskiem jakie kiedykolwiek widziała.
Przez następny tydzień opiekowała się nim przez cały czas, wkładając w tę czynność całe swoje serce, a wyłączając tymczasowo całą swoją nienawiść do niego. Zachowała w sobie tylko chłód i dystans, i może uncję strachu.
By czas szybciej leciał czytała mu na głos książki, wiersze. Niektóre znała, niektóre kojarzyła, a były też takie, których żaden człowiek wcześniej nie czytał, pożyczone przez Śmierć od Snu, z jego biblioteki. W Bibliotece Snów zamieszczone były wszystkie marzenia senne, historie wymyślone i prawdziwe, opowieści i bajki z głów ludzi, dotąd niezapisane, często niedokończone i niezrozumiałe.
Przez cały czas unikała jego wzroku, nie rozmawiała z nim, na wszelkie pytania odpowiadała, w miarę możliwości "tak" lub "nie".
Pewnego ranka Śmierć odzyskał na tyle dużo sił, że poprosił, by Lena pomogła mu wyjść na dwór. Pozwalając się na niej oprzeć wyszli na powietrze i przysiedli na skraju fontanny. Wydawał się być głęboko zamyślony.
- Lena - odezwał się, spoglądając na nią. Chyba pierwszy raz wypowiedział na głos jej imię. Nie dała żadnego znaku, że go słyszy. - Dlaczego mi pomogłaś?
Nie mogąc dopasować dwóch standardowych odpowiedzi dziewczyna zamyśliła się.
- Zdawało mi się, że tego potrzebujesz - odpowiedziała oschle.
- Liczysz na to, że pozwolę ci odejść.
- Nie będę się nawet pytać - mruknęła, lecz po chwili dodała głośniej: - Nie myślałam wtedy o tym. To smutne, że w twoim świecie słowo "bezinteresowność" należy do archaizmów.
Skinął tylko głową. Zerknęła na niego z zaciekawieniem.
- Kto ci to zrobił? Kto cię zranił?
Zbladł słysząc to pytanie, a na jego czole pojawiły się krople potu.
- Jestem zmęczony. Chciałbym wrócić do pokoju.
Zaprowadziła go z powrotem. Chociaż Lena była ciekawa co takiego się wydarzyło, to była również na tyle wrażliwa, że nie nalegała na odpowiedź.
Następnego dnia do krainy Śmierci przybył Sen. Zastał swojego brata i Lenę w jednym z salonów. Obydwoje czytali książki. Atmosfera panująca tam była lekka i przyjemna. Kiedy dziewczyna zobaczyła przyjaciela uśmiechnęła się szeroko, a w jej oczach zabłysnęły świetliki. Sen przysiadł się do nich. Śmierć nie odzywał się prawie w ogóle, spoglądał tylko na brata - Lena zauważyła to i zrozumiała, że mężczyźni chcą porozmawiać na osobności. Wyszła z salonu pod pretekstem, że musi powiadomić Xaviera o niespodziewanym gościu, który zostanie na kolacji. Kiedy wróciła nie weszła do pokoju, tylko stanęła pod drzwiami, za którymi słychać było tylko ciszę.
- Prosiłem cię, żebyś mnie nie leczył - usłyszała głos Śmierci.
- Nie chciałbym wyliczać moich próśb - odpowiedział chłodno. - Ale jeśli chodzi o to drobne nieposłuszeństwo, to nie jest ono moją sprawką. Lena mnie o to poprosiła. Przypomniała jednocześnie, że istnieje taki mały koszmar o imieniu Sumienie, który dręczyłby mnie, gdybym zastosował się do twoich... zaleceń.
- To nie zmienia faktu...
- Daj spokój - przerwał mu ostro Sen. - Byłeś załamany, miałeś dość. Teraz czujesz się już lepiej. Powiedz mi, dlaczego Pożądanie to zrobiła?
- Skąd wiesz, że to ona? - zapytał ze zdenerwowaniem, na co Sen prychnął zniecierpliwiony.
- Upodobała sobie ten niekonwencjonalny sposób na zemstę już wcześniej.
Śmierć milczał chwilę.
- Życie.
- Wiem, że ona nie pała do ciebie siostrzanymi uczuciami, ale... Sądzisz, że byłaby do tego zdolna?
- Chce wojny, będzie ją miała. Przez tyle wieków ignorowałem to, co robiła za pośrednictwem Pożądania - ale to jest już przeszłość. Jeśli jeszcze raz dowiem się, że Życie w jakikolwiek sposób macza palce w moich sprawach... - zawahał się na moment. - Nie, jej nie zniszczę, jest zbyt silna. Ale z Pożądaniem dam sobie radę. Przysięgam, że to zrobię.
Jego głos załamał się.
- Pamiętasz ją, Śnie? - Lena nie wiedziała o co chodzi, lecz chłonęła każde słowo. - To przez nią ją straciłem. Gdybym wtedy zniszczył naszą siostrzenicę, teraz byłoby inaczej. Niszczę tyle rzeczy dookoła, tyle rzeczy... A Pożądania jeszcze nie tknąłem.
- Bracie, nic nie poradzisz na to, co robi Życie. Ale jedno mogę ci powiedzieć - nawet Lucyfer wie, że Lena nie jest zwyczajna. Z każdej istoty wyciąga to, co najlepsze. Jest dobra, na tyle dobra, że nie zostawiła cię wtedy, kiedy potrzebowałeś pomocy. Nie przypomina ci ona kogoś?
- Zgwałciłem ją. Ona się mnie boi. Kiedy będzie miała taką sposobność odejdzie, a ja jej nie zatrzymam.
Lena wstrzymała oddech słysząc jego słowa.
- Dlaczego nie wyjawisz jej prawdy? Przecież to Pożądanie, to ona sprawiła, że nie byłeś sobą.
- Ona nie zna naszego świata! Na nic usprawiedliwianie, tłumaczenie! Zresztą ja sam nie mam zamiaru się usprawiedliwiać.
- Może masz rację, ale powinieneś widzieć jak się ze mną kłóciła, kiedy chciałeś, bym cię nie leczył. Nie chciała twojej krzywdy.
Śmierć przez chwilę nie odpowiadał.
- A ty? - zapytał w końcu.
- Hm?
- Myślałem, że ją kochasz.
Sen roześmiał się serdecznie.
- Kocham ją i to się nie zmieni. Ale i tak nie widzę już Leny i Snu. Widzę Lenę i Śmierć. Słuchaj, skrzywdziłeś ją i męczyłeś, robiłeś najgorsze rzeczy. Ona, może nie w tym samym stopniu, ale od początku waszej znajomości cię znienawidziła. Ale nie chciała, byś uległ zniszczeniu. Może pomogła ci dlatego, by zrobić coś na przekór. Może oczekiwała, że w zamian pozwolisz jej wrócić. Ale może być również inny powód. Nie mogę ci powiedzieć, że to będzie łatwe, ona ci nie ufa, boi się ciebie. Sam gardzę tobą. kiedy pomyślę co jej zrobiłeś. Lecz możesz się zmienić, a ona może ci w tym pomóc. Nie widzisz tego? Dawniej nie byłbyś skory do przyznania się do błędu. Jeśli tylko dasz jej powód, by została...
- Nie poproszę jej o to - uciął jego wypowiedź.
- Jesteś uparty jak osioł - odpowiedział Sen z rozdrażnieniem.
- Przestań mówić jak ludzie.
Lena słyszała, jak Sen westchnął.
- Jestem pewny, że zapłacisz za to, co zrobiłeś. Rodzaj zapłaty zostanie w tajemnicy, przynajmniej tymczasem. Ale...
- Wcale mi nie pomagasz.
- Zarzucasz mi uczłowieczenie, a tymczasem sam zachowujesz się jak człowiek. A co z mottem "lepsza najgorsza prawda niż dobre kłamstwo"?
Lena weszła do pokoju, nie zdradzając, że podsłuchiwała.
- Kolacja będzie za niedługo gotowa - oznajmiła tylko. Śmierć podniósł się powoli z kanapy - zachwiał się i Lena machinalnie postąpiła krok w jego stronę, lecz zatrzymał ją, wystawiając dłoń w jej stronę.
- Poradzę sobie - powiedział tylko i powoli wyszedł z pokoju. Sen popatrzył badawczo na Lenę.
- Śnie... - zaczęła z wahaniem. Trudno było jej się przyznać, że słyszała ich rozmowę, lecz to nie pozostałoby w tajemnicy. Sen szybko zorientował się, co to za wahanie i spojrzał na nią gniewnie.
- Lena, nie możesz chociaż raz pilnować własnego nosa? Gdybym chciał rozmawiać również z tobą z pewnością bym cię zawołał. Musisz szanować czyjąś pry...
- Tak, tak - wywróciła oczami nic nie robiąc sobie z jego prośby. - Za każdym razem, kiedy próbuję się dowiedzieć kto mu to zrobił...
- To teraz już wiesz.
- No tak - Sen przeczuł, że nie tylko o to chciała się zapytać. Czasami jednak lepiej nie być wścibskim, więc nie dopytywał się o nic. Zamiast tego zadał jej bardzo istotne pytanie. Teraz mogła mu samodzielnie udzielić odpowiedzi.
- Co zamierzasz?
- Teraz pójdę na kolację, a później spać - odpowiedziała nie patrząc na niego.
- Wiesz o co mi chodzi.
- Na razie on jest jeszcze słaby. Na razie tutaj zostanę - odpowiedziała szybko. Sen spojrzał na nią wyczekująco, oczekując dalszej odpowiedzi.
- Nie każ mi teraz podejmować takiej decyzji - poprosiła cicho. Podszedł do niej i przytulił, dodając otuchy.
- Czy mam powiedzieć Lucyferowi, że być może za jakiś czas wrócisz?
- Nie, nie wrócę.
- Czyli zostaniesz?
- Mówiłam, że nie wiem - odpowiedziała gniewnie. - Ale na pewno nie wrócę do Lucyfera. Nie wiem, czy potrafię mu wybaczyć. Bardzo się na nim zawiodłam, kiedy postawił interesy ponad mną. Nawet o niczym mu nie wspominaj.
- Skoro nie chcesz iść do Lucyfera, to gdzie pójdziesz?
- Nie wiem. Jakoś sobie dam radę. Na pewno wrócę do świata żywych.
- Nie jakoś. Pomogę ci. Dam mieszkanie i pieniądze. Przynajmniej tyle mogę zrobić - widząc jak kręci głową. - Nie kłóć się ze mną. Jeśli nie przyjmiesz mojej pomocy to wszystko powiem Lucyferowi.
- Dupek.
Roześmiał się, widząc jak wrócił jej humor. Przyłożył palce do jej policzka i pocałował delikatnie w usta - nawet nie, tylko musnął wargi dziewczyny swoimi nie chcąc jej przestraszyć, a jednocześnie pragnąc bliskości. Uśmiechnęła się i popatrzyła w jego oczy. Nie miała zielonego pojęcia jak postąpić.
Przez następne dni ta myśl nie dawała jej spokoju. Zostać, czy nie. Wiedziała, że nie mogła posądzać Śmierci o te wszystkie rzeczy, które jej zrobił, lecz jednocześnie... Patrząc na niego czuła strach, a przed oczami stawały jej obrazy gwałtu, nadal czuła jego krzywdzący dotyk na swoim ciele. Wątpiła, czy wytrzyma jego obecność. Zrobiło jej się go żal, kiedy przypomniała sobie niejasną dla niej konwersacje Snu i Śmierci, ale to nic nie zmieniało - Śmierć miał rację - nic nie mogło go usprawiedliwić. Niektóre wspomnienia może zatrzeć tylko czas, chociaż i to nie jest pewne – zapomnienie to trudna sztuka. Im bardziej ktoś stara się zapomnieć, tym dłużej pamięta.
Opieka nad Śmiercią była dla niej czymś normalnym i przyjemnym - jeśli można to tak nazwać. Mimo, że strach pozostawał, to widząc jego bezradność Lena czuła na sercu ciepło i troskę. Taka już była.
Zastanawiała się długo nad słowami Snu - nad tym, jak powiedział, że potrafi z ludzi wydobyć dobro. Chęć pozostania w tej krainie była wielka, tak samo wielka jak chęć jej opuszczenia. Ale trapiło ją jedno - Czy Śmierć nadal będzie tak miły i tak skruszony kiedy odzyska pełnię sił? Poza tym jeszcze nie przyznał się przed nią do błędu. Wyczekiwała poważnej rozmowy z nim, jednocześnie pragnąc, by nigdy się nie odbyła. Ale w końcu nadeszła.
Miesiąc po jego wypadku szli razem na spacer. Przez większość czasu nie odzywali się do siebie, lecz Lena czuła, że to dzisiaj wszystko się rozstrzygnie.
Usiedli na wystającym korzeniu olbrzymiego drzewa. Śmierć patrzył na swoje dłonie spoczywające na kolanach. Chciał zacząć mówić, lecz nie wiedział jakie słowa będą wystarczająco dobre.
- Lena - zaczął. Popatrzyła na jego twarz z oczekiwaniem. - Chciałem cię przeprosić.
- Powiedz, kiedy się zdecydujesz - rzucił w jej stronę krótkie spojrzenie.
- Chcę cię przeprosić.
- Więc to zrób.
- Przepraszam - słysząc to słowo pokiwała głową. - Myślałem długo nad tym wszystkim. Stwierdziłem, że nie ma usprawiedliwienia na to, czego się dopuściłem. Chcę, żebyś wiedziała, że żałuję, lecz wiem, że to tylko słowa, żadne wynagrodzenie. Dziękuję, że mnie ocaliłaś. Otoczyłaś mnie troską, opiekowałaś się mną, chociaż na to nie zasłużyłem.
Nabrał głośno powietrza do płuc.
- Jeśli chcesz, możesz tutaj zostać. Jeśli chcesz, możesz odejść. Jakąkolwiek podejmiesz decyzję, uszanuję twój wybór. Obiecuję, że już nigdy cię nie skrzywdzę, będę się o ciebie troszczył i będę cię szanował. Jeżeli taka będzie twoja wola, to mogę zniknąć z twojego życia.
- Nie masz zamiaru mi powiedzieć dlaczego się tak... zachowywałeś?
- Nie, nie chcę usprawiedliwiać swoich czynów. To nie ma znaczenia.
- Nawet jeśli to nie byłeś ty?
Uśmiechnął się, zrozumiawszy, że Lena wie co się przydarzyło. Nie poczuł złości, chociaż był pewien, że albo podsłuchała rozmowę z bratem, albo Sen wyjawił jej okoliczności tych wydarzeń – to było mu nawet na rękę.
- Pożądanie jest bardzo silna, lecz to ja straciłem czujność i poddałem się mocy mojej siostrzenicy. Mogłem temu zapobiec.
Lena zastanawiała się przez chwilę. Do oczu naszły jej łzy.
- Śmierć. Ja... Ja muszę stąd odejść. Nie wiem czy potrafiłabym tutaj zostać. Wszystko jest jeszcze takie świeże, takie wyraźne.
Spojrzał na nią i skinął spokojnie głową, chociaż w jego wnętrzu rozpętała się burza smutku. Spodziewał się tego, przygotował się na to, lecz mimo to słowa Leny zabolały go, ugodziły w niego niczym podmuch powietrza w domek z kart.
Lena podniosła się i stanęła tyłem do niego, tak by nie zobaczył jej łez.
- Nie nienawidzę cię. Rozumiem dlaczego tak się stało, lecz to niczego nie zmienia. Przebywając z tobą czuję strach - muszę odejść, by spróbować się go pozbyć. Może się uda, może nie, nie wiem.
Zrobiła parę kroków w stronę zamku.
- Bo wiesz, nie jest złym pożądać - powiedziała cicho. Nie była pewna, czy ją słyszy. - Ale warto łączyć pożądanie z miłością, nie inaczej.
Wróciła do zamku, nie chcąc okazywać chwili słabości. Dopiero w swojej komnacie otarła wierzchem dłoni łzy.
Wieczorem podała mu rękę i pożegnała się z nim. A później... Później stała na chodniku pełnym ludzi. Słońce pieściło jej twarz, wiatr rozwiewał włosy.
Głęboko nabrała powietrza, pierwszy raz od dawna. Patrząc wstecz mogła sądzić, że to był tylko sen. Tyle, że sny z łatwością odchodzą po przebudzeniu, a w zapomnienie najmniej wierzyła.