wtorek, 16 sierpnia 2016

XXVI. Nieskończony koniec

I oto ostatni rozdział historii Śmierci, Życia, Snu, Leny i Senny. Mam nadzieję, że będzie się podobał i, że jeśli ktoś go przeczyta, powie, co myśli o takim zakończeniu.
Dziękuję wszystkim, którzy towarzyszyli mi w tej długiej wędrówce :)
Zapraszam do czytania.

***

Pojawili się w królestwie Śmierci. Wszędzie widać było pozostałości po burzy w jego sercu, lecz teraz niebo rozpogodziło się, rzucając nieśmiałe promienie słońca na jego świat.
- Śmierć – zaczął Sen. – Na razie lepiej będzie, jeśli zostawię was samych. Macie sobie wiele do wyjaśnienia. A kiedy będziesz gotowy… - uśmiechnął się szeroko, ukazując swoje białe zęby. – Po prostu mnie wezwij.
I zniknął.
- Dziękuję, bracie – szepnął Śmierć, a następnie zaniósł Sennę do sypialni. Otarł jej twarz mokrą szmatką, cicho nucąc pieśń wyleczył jej rany. Widział, że powietrze w jego królestwie dobrze jej służy – nie była już tak potwornie blada, a jej oddech stał się stabilniejszy.
            Chciał z nią zostać, poczekać aż się obudzi, lecz w jego sercu zagościł strach. Wstydził się swojego zachowania względem niej. Co, jeśli Senna już nigdy mu nie wybaczy? Co, jeśli znowu zostanie sam? Z przerażeniem spoglądał zarówno w przeszłość, jak i w przyszłość.
Lecz mimo swoich obaw mężczyzna pozostał przy nieprzytomnej córce – nie mógł teraz odejść, nie po tym, jak nareszcie otrzeźwiał. Stał przy jej łóżku, obserwując jej spokojną twarz.
            Tymczasem Senna spacerowała po białym piasku w królestwie Snu. Obok niej szedł Sen trzymając delikatnie jej dłoń.
- Przepraszam za moją ucieczkę. Narobiłam wam tylko problemów – przyznała szczerze.
- Ja również powinienem cię przeprosić. Mogłem powiedzieć ci prawdę, a nie utrzymywać cię w nieświadomości. Rzecz w tym, że… - Sen przystanął i stanął przodem do Senny. – Chciałem byś była szczęśliwa.
-Wiem, Śnie. Dlatego teraz chcę żebyś opowiedział mi całą historię od początku. Kiedy się obudzę muszę porozmawiać z ojcem, dlatego lepiej by było, żebym o wszystkim wiedziała.
            Usiedli na ławeczce, spojrzenia mieli utkwite w spokojnym, błękitnym morzu. Sen zaczął mówić – o tym, jaki Śmierć był dawniej, o Nadziei, jej odejściu, o Lenie i zmianie jaka zaszła w jego bracie dzięki matce Senny. Opowiedział jej również o reakcji Śmierci na ciążę jego ukochanej, o jego rozpaczy i załamaniu. Dziewczyna słuchała z uwagą i zrozumieniem, a w jej głowie kiełkował powoli pomysł. Wydawało się, że spędziła w tym śnie wiele czasu, więc kiedy opowieść Snu się skończyła, wstała z ławki i zniknęła.
            Otwierając oczy wiedziała co musi zrobić. Podniosła się powoli z łoża, dotykając dłonią karku – czuła w nim niemiłe mrowienie, lecz nie do końca pamiętała ostatnie wydarzenia. Rozejrzała się po komnacie i nabrała gwałtownie powietrza, kiedy w kącie pokoju ujrzała ojca. Wpatrywał się w nią z ostrożnością.
- Jak się czujesz? – zapytał cicho.
- Dobrze – podniosła się powoli i zachwiała. Kątem oka zobaczyła jakiś szybki ruch i w następnym momencie poczuła jak Śmierć łapie ją pewnie za ramię nie pozwalając upaść.
- Odpocznij jeszcze chwilę – poprosił ją.
- Nie – odpowiedziała ostro. – Musimy porozmawiać.
Śmierć opuścił ręce, czując, że nie ma nic do gadania.
- Odświeżę się i zejdę na dół – oznajmiła tylko. Jej ojciec skinął głową i wyszedł kierując się na dwór. Poszedł pod posąg Leny, szukając tam odwagi na rozmowę z córką. Kiedy ujrzał oblicze ukochanej w jego sercu zapanował spokój. Wiedział, że musi skonfrontować się z Senną. Wątpił, że dziewczyna mu wybaczy, lecz do jego myśli zakradła się nadzieja. Przeżył swoiste deja vu – taką samą sytuację przeżył z Leną, był tak samo przekonany, że ukochana mu nie wybaczy.
Senna zeszła na dół, i wiedziona przeczuciem wyszła na zewnątrz. Dopiero po chwili zorientowała się, że pierwszy raz jest w krainie Śmierci. Powietrze było lekkie i nadzwyczaj przejrzyste, zupełnie inne od powietrza w świecie ludzi czy w Śnieniu. Poczuła również, że jej moc jest jakby spokojniejsza, bardziej zrównoważona.
Wzrokiem odnalazła ojca. Stał odwrócony tyłem do niej, przed posągiem matki. Podeszła bezszelestnie i zatrzymała się kilka metrów od niego. Już otwierała usta, chcąc coś powiedzieć, lecz Śmierć najwyraźniej ją wyczuł.
- Nienawidzisz mnie – oznajmił pewnie, nie odwracając się do niej.
- Nie.
- Jesteś na mnie zła – Śmierć mówił dalej, jakby wypowiadał słowa jemu tylko znanej wyliczanki. – Jestem przekonany, że twoja złość jest słuszna. Nie proszę cię o zrozumienie… Ale zależy mi na tym, byś mi wybaczyła. Jeżeli potrafisz wybaczyć to okrucieństwo…
- Byłam zła – przerwała mu ostro, nie chcąc słyszeć jego słów. Odwrócił się i podniósł na nią wzrok z zaskoczeniem. – Byłam wkurzona na twoje zachowanie. Ale wiem, że ja również nie zachowywałam się bez zarzutu. Oskarżyłam cię o coś, na co nie miałeś wpływu – o coś, na co żadne z nas tego wpływu nie miało.
- Gdybym mógł cofnąć czas…
- Przestań! – krzyknęła ze złością. – Zostaw przeszłość w tyle. W żaden sposób nie zdołasz jej zmienić. Ale przyszłość jest zmienna – ją można kształtować.
- Przepraszam, Senno – Śmierć uśmiechnął się lekko. – Znowu niczego nie nauczyłem się na swoich błędach.
- Dlatego mam coś dla ciebie.
- Nie rozumiem.
- Zastanawiałam się nad tym wszystkim. Dostrzegłam coś oczywistego… Wydaje mi się, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Ani to, że związałeś się z moją mamą, ani to, że się urodziłam. Nie bez powodu nie mogę wieść ludzkiego życia. Być może pisane jest mi coś innego. Być może to czas… - zawahała się i spuściła wzrok na stopy. – Żebyś odszedł.
- Jeżeli odejdę to ty będziesz Śmiercią.
Skinęła głową.
- A ty będziesz z mamą. Myślę, że tak musi być.
Śmierć zastanowił się chwilę, a w jego sercu zabłysnęła nadzieja.
- Nawet jeśli masz rację… Nie chcę zostawiać cię z tym ciężarem.
- Właśnie o tym mówię! Ty po prostu nie rozumiesz, że to, co robisz nie jest ciężarem. Nie potrafisz sobie poradzić z czymś, co dla ciebie nie powinno być trudnością. Nadal nie dopuszczasz do świadomości faktu, że śmierć nie oznacza końca.
Spojrzał na nią z bólem.
- Masz rację, ale… - Śmierć zawahał się i zamilkł. Ich cała rozmowa potoczyła się tak szybko, że nie mógł uwierzyć w jej prawdziwość – czuł się, jakby był to sen.
- Nie zdążę nawet cię poznać – powiedział z żalem. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko.
- Ty nic nie rozumiesz – odpowiedziała, na co Śmierć spojrzał na nią pytająco. Pośpieszyła z wyjaśnieniem. – To, że odchodzisz nie oznacza wcale, że ciebie nie będzie. Będziesz istniał w snach i wspomnieniach. Będziesz we mnie, w moim sercu. Tak jak moja matka.
Mężczyzna uśmiechnął się, bo po tych słowach zrozumiał, że Senna będzie świetną Śmiercią. Zrozumiał, że była gotowa.
- Dziękuję ci, Senna. Nie masz pojęcia jak wiele znaczy dla mnie to, na co się godzisz.
- Po prostu cię kocham, tato.
Podeszła do niego i przytuliła się, czując ulgę. Nareszcie wszystko miało wrócić do normy.
            Parę dni później, dni spędzonych na wspólnych rozmowach, na wyjaśnieniach natury pracy Śmierci, do krainy przybył Sen. W Królestwie Śmierci zachodziło słońce. Sen spotkał swojego brata i Sennę przy posągu Leny. Widok ojca, matki i córki wydawał się być nierealny. Uściskali się serdecznie.
- Jesteś zdecydowana Senno? Tego nie będzie można odwrócić – Sen chciał się upewnić. Dziewczyna skinęła głową.
- Kiedy odejdę przestaniesz być człowiekiem, lecz zachowasz swoją postać. Wraz z moim zniknięciem to ty po nieskończoność będziesz Śmiercią. Wiem, że dasz sobie radę – Śmierć uśmiechnął się delikatnie.
- Powiedz mojej matce, że co dzień o niej myślę.
Uściskał ją i pocałował w czoło. Po policzku Senny spłynęła pojedyncza łza, którą niezwłocznie otarła. Usłyszała, że ojciec szepce ciche „kocham cię”. Czując jego bliskość ogarnęło ją wzruszenie i radość.
Odwrócił się od niej i spojrzał na Sen.
- Opiekuj się nią, Śnie. Nie pozwól, by była samotna.
- Nie jestem mała, tato. Sama wybrałam swój los – odpowiedziała Senna wywracając oczami, na co mężczyźni roześmiali się.
- O nic się nie martw, Śmierć – zapewnił jego brat.
- Senna… - popatrzył na nią czułym wzrokiem. – Będę przy tobie.
- Nie wątpię w to.
Śmierć odwrócił się i założył czarny kapelusz. Popatrzył jeszcze przez ramię na Sen i swoją córkę, skinął im głową z delikatnym uśmiechem i powoli, począwszy od stóp, zaczął rozpływać się w czarno-złoty pył.
Odszedł, by na zawsze być z Leną.
Słowa zawsze miały wielką moc. Tak samo, jak mogły uzdrawiać, tak samo mogły wzbudzić nienawiść albo miłość. Ale jeśli wskazać słowo o największej sile to byłaby to nieskończoność.
Mogły być początki i końce, Życie i Śmierć, lecz co jedno z tych słów znaczy bez drugiego? Nieskończoność była tym, co spajało te nic nieznaczące wyrazy.
Wystarczyło tylko to pojąć.
Dlatego też, mimo, że Śmierć odszedł, zastąpiła go nowa istota. Jeszcze doskonalsza od niego, bo zrodzona z człowieka. Pełna nadziei i zrozumienia. Bo Śmierć musi zbierać żniwa, tak samo jak musi istnieć Życie i Sen.
Nadszedł kolejny koniec, kolejny początek. Nie można powiedzieć, że szczęśliwy, nie można stwierdzić, że smutny – na emocje związane z ich przybyciem nikt nie miał wpływu. Jedyną rzeczą, którą można było powiedzieć, zarówno o tym końcu jak i początku, był fakt ich…

Nieskończoności.

wtorek, 9 sierpnia 2016

XXV. Nowa Śmierć

Cichy, równomierny oddech był jedynym odgłosem rozpraszającym ciszę. Senna spała bezsennym snem. Księżycowa poświata wpadała przez niezasłonięte okna, oświetlając jej spokojne oblicze. Poświata ta odbijała się również w oczach Lucyfera, które w tym świetle zamiast błękitne, wydawały się być przezroczyste. Wzrok demona spoczywał na śpiącej dziewczynie. Delikatnie musnął jej policzek opuszkami palców, odgarniając jednocześnie czarne włosy, które opadły jej na twarz.
Patrząc na nią widział Lenę. Zgodnie z jego umową, dziewczyna, tak jak jej moc, należała do niego. Nie chciał niczego więcej – Życiu zależało tylko na tym, by zniszczyć Śmierć, jego córka była jej obojętna. Ale mimo wszystko czuł niepokój. Lucyfer nigdy nie ufał Życiu – o stokroć wolał Sen, a gdyby nie pewne okoliczności, również Śmierć. Gdyby nie pożądanie zemsty na Śmierci, za nic nie zwróciłby się o pomoc do Życia.
Demon wiedział, że cisza, która panowała przez prawie dwadzieścia lat była tylko ciszą przed burzą. Burzą, która już niedługo miała się rozpętać, i której konsekwencje nareszcie rozwiążą wszystkie problemy i nieporozumienia. Wszystkie strony, nawet Śmierć, dostaną to, czego chcą.
Senna poruszyła się i przymrużyła oczy. Nie chcąc zostać zauważonym Lucyfer wyszedł z pokoju. Mimo, że dziewczyna nie śniła o niczym, to uczucie winy nie pozwoliło jej spokojnie odpocząć. Wyrzuty sumienia powodowały jej złe samopoczucie – czuła ścisk w brzuchu i niemiłą suchość w gardle. Lecz najbardziej bolało ją to, że myliła się co do swoich umiejętności. Bycie człowiekiem z mocami Śmierci okazało się jednak zbyt trudne.
Sen i Śmierć jednak się nie mylili – ten fakt był najtrudniejszy do przyjęcia. Senna poczuła nieodpartą chęć powrotu do domu. Leżąc w ciemności, nie czując obecności Snu, ba, nawet obojętności Śmierci… Teraz dopiero poczuła samotność. Mimo złości na swoich jedynych bliskich za utajnienie prawdy o matce, chciałaby wrócić do Śnienia, usłyszeć podenerwowany głos Snu, poczuć grzmiący pozornością spokój ojca i przyjąć jego monolog o jej lekkomyślności i głupocie.
Ale przypominając sobie słowa, jakimi ich obdarzyła podczas urodzin, zarzuty jakie rzuciła w stronę ojca… Bała się. Nie, nie ich reakcji – bała się, że zdążyli ją znienawidzić i nic już nie będzie takie samo. To nie tak, że nie była na nich zła – ale obawiała się, że zbyt agresywnie zareagowała, wypowiedziała nieprzemyślane słowa w złości.
Zaczęło świtać. Kiedy pierwszy płomyk słońca zawitał w jej sypialni, Senna wstała, i chcąc przestać rozmyślać zaczęła przeglądać rzeczy w swojej sypialni. Lucyfer wcześniej powiedział jej, że był to pokój jej matki, więc była pełna nadziei znalezienia czegoś, co do niej należało. Prócz szafy pełnej zapakowanych w białe, zasuwane garnitury ubrań, kilku gazet naukowych i najróżniejszej biżuterii znalazła tylko oprawiany w czarną skórę zeszyt. Usiadła na łóżku, otwierając notes. Kartki pachniały starością, niemal każda była zapisana eleganckim pismem – niektóre rzeczy staranniej, a niektóre niemal nabazgrolone, lecz mimo tego pismo nadal zachowywało piękny kształt. Zrozumiała, że to zeszyt, w którym jej mama zapisywała swoje przemyślenia. Zaczęła łapczywie czytać, a w miarę czasu na jej twarzy pojawiał się coraz szerszy uśmiech. Lena pisała o Lucyferze, o Śnie i o niezwykłych znajomych, których spotkała podczas sporadycznych podróży ze swoim opiekunem. Pisała o własnym śnie, który zaprojektowała, o chwilach intymności, które spędziła z Władcą Snów (policzki Senny oblały się czerwienią czytając niektóre opisy), oraz o tym, jak bardzo jej było smutno, kiedy Lucyfer zakazał jej pójścia do zwykłej szkoły. Zrozumiała, że jej matka czuła się podobnie jak ona sama teraz. Zastanawiała się tylko, dlaczego zrezygnowała ze swoich marzeń o życiu wśród ludzi i wybrała wieczny (a przynajmniej taki miał być) żywot ze Śmiercią.
Doszła do pierwszej wzmianki o swoim ojcu – „Śmierć to najbardziej pyszałkowaty i bezczelny mężczyzna, jakiego poznałam do tej pory. Myśli, że jest pępkiem świata – nie mam pojęcia jakim cudem jest bratem Snu. Po prostu wkurzający”. Następna strona zapisana była niedbale, jakby trzęsącą się ręką, a atrament gdzieniegdzie był rozmazany od łez – „Jak Lucyfer mógł mi to zrobić? Nie jestem jego własnością. Nie może mnie oddać Śmierci.”. Reszta kartek była pusta, jakby zapomniała o swoim dzienniku, albo znudziła się pisaniem. Senna przypomniała sobie słowa Lucyfera, o tym, że jej matka i ojciec na początku za sobą nie przepadali. I o tym, że tamten ją skrzywdził. Co więc spowodowało, że obdarzyła ojca tak gorącym uczuciem? Dlaczego nie potrafiła sobie wyobrazić ani jednej pozytywnej cechy Śmierci, która skłoniłaby matkę do pokochania go? Dlaczego od osiemnastu lat jej ojciec zachowywał się jak ostatni dupek? A jeszcze bardziej zaintrygowały ją ostatnie słowa matki o Lucyferze. Czyżby ten demon nie był taki, jaki pozornie wydawał się być?
Może tak bardzo ją kochał, – pomyślała Senna – że po jej śmierci wszystkie dobre uczucia wyparowały z niego.
            Senna dobrze wiedziała, że uczucia mogą wyblaknąć. Wiedziała to stąd, że sama zaczęła nienawidzić ojca, chociaż gdy była młodsza nie widziała za nim życia. Idąc tym tropem… Może ojciec w głębi swojego mrocznego, ponurego serca jednak ją kochał? Ona, chociażby się zarzekała na niebo i ziemie, że nienawidzi ojca, w głębi serca wiedziała, że to nie do końca prawda. Bo gdzieś za tą szarą mgłą nienawiści zawsze kryła się miłość.
Lecz to nie zmienia stanu rzeczy – a przynajmniej nie zmieni, dopóki jej ojciec będzie tak uparty. Jeśli dałby jakiś znak, dzięki któremu uwierzyłaby w jego uczucia, być może wtedy spróbowałaby go zrozumieć.
            Wzięła do dłoni długopis i zaczęła pisać.
            Śmierć wrócił do swej krainy. Nie znalazł żadnego tropu, żadnej poszlaki, która zaprowadziłaby go do córki. Czuł gniew. Gniew na jej lekkomyślność i upartość. Dopiero po chwili doszedł do wniosku, jak bardzo podobna była do niego.
            Podniósł wzrok na posąg przedstawiający Lenę. Jego oblicze rozchmurzyło się na chwilę.
- Tak bardzo chciałbym być przy tobie, Lena.
Wydało jej się, chociaż to niemożliwe, że jej usta rozciągają się w uśmiechu, a w głowie rozbrzmiał jej wyimaginowany głos.
Moja cząstka jest w naszej córce, Śmierć. Dlaczego tego nie widzisz?
            Schował twarz w dłoniach, wypuszczając głośno powietrze. W tym momencie chciałby po prostu odejść, odejść tam, gdzie jego żona. Lecz był odpowiedzialny za te wydarzenia i nie mógł pozostawić tej sprawy.
Cały czas łapał się na podświadomych błaganiach, by Sennie nic się nie stało. Zszokowało go to – nigdy nie przejmował się tym dzieckiem, a teraz… Przeszywały go niemiłe dreszcze (oczywiście nie okazywane nikomu), kiedy pomyślał o niebezpieczeństwie, jakie czyha na jego córkę. A ona, podobnie jak jej matka, chciała tylko żyć. Tylko na tym jej zależało. Czy zachował się poprawnie w stosunku do niej? – Z pewnością nie. Ale przyznać się do błędu to trudna sztuka. Zrozumiał to dopiero, gdy Senna uciekła – czy ona również bałaby się przyznać do niepoprawności swoich myśli? Sądziła, że potrafi panować nad mocą, jednak przekonanie to było błędne. Znalazła się w takiej samej sytuacji jak on.
Tyle, że on obwiniał córkę za coś…
- Za coś na co nie miała wpływu – wyszeptał z bólem. Senna miała rację – to on był powodem śmierci Leny. Bo kto inny? Gdyby wszystko potoczyło się inaczej… Gdyby zostawił Lenę w spokoju, na samym początku…
Znowu spojrzał na posąg ukochanej, a w jego czarnych oczach zaszkliły się łzy.
- Przepraszam – powiedział z żalem, i nie było wiadomo, czy przeprasza Lenę, czy Sennę, a może obie na raz.
            Gniew weszła do sali tronowej w pałacu Życia. Jej matka spojrzała na nią z oczekiwaniem.
- Lucyfer odebrał jej moc.
- Powiedziałaś mu, że chcę ją… poznać? – na jej twarzy zawitał obrzydliwy uśmiech. Gniew skinęła głową.
Życie sama zaprosiła Lucyfera do siebie. On jednak nie wiedział, że pakt, jaki z nią zawarł nie wygląda tak, jak mu się wydaje. W Życiu nic nie był takie, jakim się wydawało.
            Senna zeszła na dół, do jadalni, gdzie spotkała uśmiechającego się życzliwie Lucyfera. Odwzajemniła ten uśmiech.
- Wyspałaś się, moja mała?
- Tak, dziękuję, chociaż wstałam bardzo wcześnie.
- Mogłaś zejść na dół, ja zawsze wstaję o świcie – odpowiedział.
- Musiałam… - zawahała się. – Musiałam coś przemyśleć.
- Widzę, że masz już lepszy humor – zauważył, przypatrując się jej uważnie.
Przemilczała to, zastanawiając się jak ująć w słowa to, co miała mu do powiedzenia. Chciała zapytać się o to, dlaczego nie wspomniał o tym, że to on pozwolił Śmierci na zabranie Leny do swego królestwa, lecz bała się jego reakcji. Zamiast tego poruszyła inny temat.
- Lucyferze…
Spojrzał na nią pytająco. Popatrzyła śmiało w jego błękitne oczy.
- Przemyślałam wszystko i uważam, że powinnam wrócić do domu – uważnie obserwowała jego reakcję. Wydawało jej się, że drgnął niespokojnie, lecz równie dobrze mogło jej się przewidzieć.
- Możesz jeszcze zostać. Opowiedziałbym ci co nieco o twojej matce – odpowiedział spokojnie. Przełknęła ślinę, czując suchość w gardle.
- Muszę porozmawiać z moim ojcem. Myślę, że powinnam z nim to wszystko wyjaśnić.
- Uwięzi cię. Myślałem, że poznałaś się na nim – powiedział ostrożnie. Senna poczuła niepokój.
- Mimo wszystko, lepiej dla wszystkich będzie jeśli wrócę. Sprawiłam im już i tak za dużo problemów. Dziękuję ci za pomoc, ale… Możesz odpieczętować już moją moc.
Lucyfer uśmiechnął się lekko, pogodnie. Ten uśmiech zupełnie nie pasował do sytuacji.
- Dla mnie nie będzie lepiej – szepnął, obserwując, jak dziewczyna zrywa się z krzesła.
- Odpieczętuj moją moc – rozkazała pewnie, jednocześnie czując paraliżujący strach.
- Niestety, nie mogę się na to zgodzić, Senno – Lucyfer również wstał i włożył ręce do kieszeni. Jego oczy zaczęły niebezpiecznie błyszczeć. – Zostaniesz tutaj.
Dziewczyna odwróciła się na pięcie i pobiegła w stronę drzwi wejściowych. Raptownie zatrzymała się, kiedy znikąd, przed nią pojawił się Lu. Próbowała go uderzyć, lecz odtrącił jej rękę – bez mocy była zbyt wolna i słaba. Poczuła panikę.
- Co ty sobie wyobrażasz?! Masz mnie wypuścić, ty chory sukinsynu!
Upadła na podłogę, kiedy Lucyfer uderzył ją wierzchem dłoni w policzek. W ustach poczuła smak krwi.
- Dopóki razem z Życiem nie zniszczę twojego ojca, nigdzie nie pójdziesz – warknął nieludzkim głosem.
- Dlaczego go nienawidzisz? – zapytała spokojnie, próbując jak najbardziej odroczyć to, co miało nastąpić. Demon podszedł do niej i zacisnął pięść na jej szyi, po czym podciągnął ją do góry. Poczuła ścianę za plecami.
- Wiesz co Śmierć zrobił Lenie? – zapytał, na co pokręciła gwałtownie głową. – Zgwałcił ją. A ona mimo wszystko chciała z nim być, chociaż tak bardzo ją skrzywdził. Obiecałem, że pożałuje tego, co zrobił – bo to przez niego Lena umarła. Zabawił się nią i zostawił.
- Ona go kochała! – krzyknęła Senna, czując jak traci ostatek powietrza.
- Może powinienem zrobić z tobą to, co ojciec zrobił z twoją matką? Myślisz, że… - wolną rękę włożył jej między uda, zaciskając mocno – to będzie wystarczająca zemsta?
Pocałował ją brutalnie, głęboko wpychając swój język do jej ust. Senna zaczęła się wierzgać, lecz nie miała tyle siły. Poczuła, jak jego dłoń wsuwa się pod jej spodnie, a jego usta zsuwają się po jej szyi. Po policzkach popłynęły jej łzy.
- Przyjemnie? – Lucyfer wyglądał, jakby oszalał. Podczas gdy ponownie próbował odnaleźć ustami jej usta, Senna ugryzła go w wargę. Zasyczał z bólu, a w następnej chwili dziewczyna uderzyła o przeciwległą ścianę. Zakręciło jej się w głowie, czując przenikliwy ból. Od uderzenia zabolały ją płuca i nie mogła nawet złapać oddechu.
- Ty mała dziwko! – wrzasnął jej oprawca, a ona skuliła się w sobie. Podszedł do niej spokojnym krokiem i pociągnął ją za włosy. Jęknęła z bólu, kiedy uderzył ją pięścią w żebra. Wydawało jej się, że usłyszała trzask.
- Później się z tobą rozprawie. Teraz mamy zaproszenie do pałacu Życia.
Próbowała się mu wyrwać, lecz objął ją mocno w pasie, co tylko spotęgowało ból złamanego żebra. Rozpłynęli się w powietrzu.
            Lucyfer zaprowadził Sennę szarymi korytarzami pałacu Życia do głównej sali. Dziewczyna szła grzecznie, bo wiedziała, że nie ma szans na ucieczkę. Przeklinała się w myślach za swoją głupotę. Kiedy doszli do celu swojej podróży, Lucyfer rzucił ją brutalnie na twardą, marmurową posadzkę. Jęknęła, czując ból żeber. A później usłyszała zachrypnięty głos, pełen drwiny.
- No, no, no – Senna spojrzała w stronę głosu i ujrzała Życie. – Nareszcie poznaję swoją bratanicę.
- Chciałaś ją zobaczyć, ale dopełnijmy umowy. Jej moc należy do mnie.
- Najpierw poczekamy na Śmierć. Umowa obowiązuje tylko po zniszczeniu mojego brata – odpowiedziała chytrze Życie. Lucyfer pokiwał głową. – Pilnuj jej. On nadchodzi.
            Śmierć drgnął z niepokojem. Jakaś jego cząstka, którą pilnował Lucyfera wyczuła coś dziwnego w jego domostwie. Skupił myśli na dworze demona, lecz nic więcej nie poczuł. Mimo to, postanowił to sprawdzić.
            Pojawił się przed samymi drzwiami jego dworku, co samo w sobie było dziwne – Lucyfer z pewnością miał jakąś ochronę przed nieproszonymi gośćmi. Nie zważając na zamknięcie, Śmierć wywarzył drzwi. Od razu zwrócił uwagę na stłuczony wazon i krople krwi na jasnej podłodze. Sprawdził więc po kolei pokoje, nie spotykając żywej duszy. Tylko w jednym z nich zatrzymał się dłużej.
            Sypialnia Leny, chociaż to niemal niemożliwe, nadal pachniała jego właścicielką. Ludzki, znajomy zapach, tak słodki i pociągający, którego Śmierć nigdy nie mógłby zapomnieć.
            Nabrał głęboko powietrza, nie mogąc uwierzyć, że zapach tak długo może się utrzymać i żałując, że w jego królestwie tego nie czuć. Podszedł do łóżka, na którym spoczywał jakiś zeszyt i długopis. Mimowolnie otworzył ten dziennik i od razu poznał pismo Leny. Chłonął każde jej słowo, oczarowany znaleziskiem. Uśmiechnął się szczerze, kiedy ujrzał niepochlebne słowa Leny o nim samym, uważając jednocześnie, że i tak łagodnie ujęła sposób jego zachowania. To był jeden z ostatnich wpisów. Przekartkował resztę stron, lecz wydawało się, że nie było już żadnego wpisu, ale na ostatniej stronie ujrzał niedbałe pismo, pełne zawijasów i nierównych liter. Jakby autor śpieszył się ubrać w słowa swoje myśli. Mógł od razu powiedzieć, że nie było to pismo Leny – zresztą atrament był o zbyt intensywnym kolorze, jakby ktoś napisał to niedawno. Zaczął czytać.

Śmierć jest jak deszcz po latach suszy.
Odpoczynek wędrowca nim w dalszą podróż ruszy.
Śmierć jest jak powrót do ojczyzny po latach wygnania,
Towarzyszy nam wszystkim od wieków zarania.
Śmierć jest jak zachód słońca po dniu pracowitym,
Jest jak człowiek w gorączce chłodem wiatru spowity.
Śmierć jest jak pocałunek matki przed śnieniem,
Jest po latach choroby najczęstszym uzdrowieniem.
Śmierć jest jak stary przyjaciel po latach spotkany,
Który ramieniem otoczy – jest nam dobrze znany.
Śmierć widać na ulicach, za rogiem się czai,
Czasami ktoś do niej podejdzie, czasami zagai.
Śmierć jest obecna zawsze i wszędzie –
W szpitalach, i w sklepach, w kosmosie też będzie.
Śmierć często starcami się opiekuje,
Gra z nimi w warcaby… I wyczekuje.
Śmierć jest cierpliwa, nie czeka na próżno,
Nie przyjdzie za wcześnie, nie przyjdzie za późno.
A kiedy ktoś się jej pyta – Dlaczego teraz?
Słyszałem to pytanie nieraz –
Odpowie i uśmiechnie się skrycie –
Przeżyłeś przecież całe swoje życie.

Śmierć zamknął oczy. Ten zapach, zarówno jak i wiersz nie należał do Leny, ale do ich córki. Ale dlaczego nie zauważył wcześniej, że jej zapach był tak podobny do zapachu jej matki? Dlaczego nie widział, jak bardzo jest do niej podobna? Wcześniej czuł tylko duszność jej mocy, którą odziedziczyła po nim. Więc jakim cudem…
Zamarł. Lucyfer musiał odebrać jej moc. Była teraz zwykłym człowiekiem, którego istnienie jest tak wątłe, tak niepewne…
Wstał, a od jego postaci zaczęła emanować mroczna moc, której unicestwienia pragnęła tylko jedna istota. Już wiedział gdzie ma się skierować. Wyglądało na to, że ponownie musiał spotkać się z siostrą.
Mury pałacu Życia zatrzęsły się. Do góry wzniósł się pył, a dopiero kiedy ten opadł pojawił się Śmierć. Emanowała od niego złość. Ciemne oczy zdawały się płonąć kryształowym ogniem. Podobnie jak jego oczy skrzyła się czarna aura wokół niego. Ciemna szata powiewała wokół niego, wydawało się, że był potwornym cieniem o szklistych oczach.
Wokół niego panowała nienaturalna cisza i ciemność. Jednak sam środek sali, w której się pojawił był oświetlony z góry jasnym światłem. Do sklepienia był przytwierdzony gruby, stary łańcuch, kończący się kajdanami. A w kajdanach uwięzione były dłonie Senny. Dziewczyna półleżała na posadzce, uwięzione ręce, ograniczone przez metal miała uniesione w górze. Senna zamknęła oczy, lecz kiedy poczuła moc ojca, otworzyła je szeroko.
Śmierć widząc Sennę poczuł wszechogarniający strach, przeobrażający się w gniew. W szał. Tracił panowanie nad sobą. Widząc ją uwięzioną, z raną na twarzy ogarnęła go żądza mordu. Jej przerażony wzrok podziałał na niego niczym impuls. Zielone oczy Leny, zaszklone łzami, ujrzawszy Śmierć wypełniły się nadzieją. Widział jak pojedyncza łza spływa po jej zranionym policzku. Słyszał, jak upada na podłogę. Jej usta bezdźwięcznie wypowiedziały jedno, błagalne słowo. „Tato”.
Jego córka była w niebezpieczeństwie.
Lecz gdy tylko zrobił krok w jej stronę, z ciemności wyłonił się Lucyfer. W prawej ręce trzymał srebrny sztylet, w lewej łańcuszek z fiolką. Śmierć zrozumiał, że to moc Senny. Zamarł, kiedy demon zbliżył się do jego córki i przystawił ostrze do jej gardła.
- Nie zbliżaj się, Śmierć – ostrzegł go.
Śmierć przestał oddychać, bojąc się wykonać najmniejszego ruchu. Próbując zachować jak największy spokój, mając spojrzenie wbite w Sennę, zwrócił się do Lucyfera.
- Nie wiem co obiecała ci moja siostra – zaczął – ale nie powinieneś jej ufać, Lu.
- Życie da mi Sennę. Jej chodzi tylko o to, by cię zniszczyć. A ja, dzięki jej mocy będę mógł sprawować władzę.
- Życiu zależy na zniszczeniu Śmierci. A Senna, po moim odejściu nią zostanie. Ona nie pozwoli jej żyć – w głosie Śmierci pobrzmiewało błaganie. Lucyfer zawahał się, lecz niespodziewanie przy nim pojawiła się Życie.
- Kogo my tu mamy. Nie spodziewałam się ciebie tak szybko, braciszku.
- Co ty wyprawiasz, Życie?
- To, czego nie udało mi się zrobić ostatnim razem – wysyczała.
- Wiesz, że oboje jesteśmy potrzebni. Nic nie wskórasz, jeśli mnie zabijesz. Obiecałaś Lucyferowi Sennę – ona także jest Śmiercią.
- Obiecałam Lucyferowi nie dziewczynę, ale jej moc – kiedy to powiedziała, demon zwrócił się gwałtownie ku niej.
- Miałem dostać dziewczynę!
- Zamknij się, demonie. Powiedziałam ci, że będziesz mieć jej moc. Jeśli dziewczyna przeżyje po odejściu mojego brata, prędzej czy później będzie mogła odzyskać tą moc. Nie pozwolę na to. W moim świecie nie będzie już śmierci. A teraz, upuść jej trochę krwi. Nie mam czasu na zabawy z moim bratem.
- Lucyferze nie rób tego! – krzyknął Śmierć. Lu nie wiedział co zrobić, lecz kiedy Śmierć bezmyślnie postąpił krok na przód przycisnął nieco ostrze do jej bladej skóry. Senna jęknęła, a po jej szyi spłynęły krople krwi. Śmierć widząc to, rozłożył ręce w pokojowym geście.
- Błagam cię, siostro. Mogę odejść z tego świata. Sama możesz mnie zniszczyć, ale… - jego głos załamał się na moment. Spojrzał na córkę i wydawało mu się, że w jej oczach widział oczekiwanie. – Nie rób jej krzywdy. Dopóki Lucyfer ma jej zapieczętowaną moc, ona jej nie odzyska. Jest teraz zwykłym człowiekiem.
Życie uśmiechnęła się obrzydliwie.
- Sądzisz, że chodzi mi tylko o to? – Podeszła do Lucyfera i jednym ruchem ręki odrzuciła go w kąt. Demon zniknął w ciemności, lecz słychać było, że uderza z impetem o ścianę i znika w ciemności. Życie zacisnęła ręce na szyi Senny. – Chcę, byś cierpiał, Śmierć. Chcę, byś cierpiał tak jak ja, kiedy się zmieniałam.
Zacisnęła mocniej dłonie, a Senna zaczęła się dusić.
- Życie, proszę – w oczach Śmierci zalśniło szaleństwo. Strach o córkę dominował jego zmysły. Fala mocy uwolniła się od niego.
- Będziesz patrzył, jak następna bliska ci osoba umiera na twoich oczach. A później Lucyfer zniszczy cię twoją mocą.
Obok niej pojawiły się córki.
- Jesteś gotowy? – jego siostra roześmiała się, a jej głos rozbrzmiewał mu w głowie. W tej samej sekundzie, w której zniknął, zacisnęła z całą mocą palce. Słychać było chrzęst łamanego kręgosłupa, a oczy Senny zrobiły się matowe i nieruchome. Wpadła w ramiona swojego ojca, który z nieludzkim krzykiem pojawił się tuż przy Życiu.
- Senna! – gorączkowo szukał u niej oznak życia. W następnym momencie od jego ciała uwolniła się moc, rozchodząc się po królestwie siostry regularnymi falami. Zacisnął zęby, a w oczach poczuł łzy.
- Lucyferze, przynieś mi jej moc! – krzyknęła zabójczyni.
- Nie – odpowiedział jej z ciemności pewny głos, z pewnością nienależący do demona. Z mroku wyłonił się Sen. – Moc Senny należy tylko do niej.
            Z tymi słowami Śmierć poczuł jak w jej ciało wraca ciepło. Nie otworzyła oczu, lecz czuł jej moc, która niespodziewanie wróciła do jej ciała.
- Oszukałaś mnie, Życie – Lucyfer pojawił się obok Snu – Może i jesteś silniejsza ode mnie, ale nikomu nie pozwolę się oszukać.
- Ty głupcze! – wrzasnęła Życie, a jej moc świetlistą, złotą strzałą zwróciła się ku demonowi. Jednak Sen był szybszy – niewidzialną tarczą otoczył Lucyfera, tak, że zabójcza siła siostry nawet go nie musnęła. W oczach Snu zawirował gniew. Wcześniej próbował być bezstronny w sporze Życia i Śmierci. Jednak bezstronność ta zniknęła wraz z odejściem Leny i próbą zabicia Senny. Przytłaczająca siła w samych jego oczach spowodowała, że Życie wykrzywiła twarz w przerażeniu.
            Lecz ona nie zamierzała się poddać. Jej prawa dłoń stanęła w złotych płomieniach, dotychczas będących źródłem całego istnienia, a teraz będących jedynym sposobem na zniszczenie brata. Odwróciła się do Śmierci, a ten, czując się bezbronny i obnażony, przycisnął tylko mocniej Sennę do siebie. Wiedział, że to koniec. Wiedział, że nie zdąży nawet wyciągnąć dłoni, by się obronić. Zacisnął oczy, czekając na to, co nieuchronne, a czas jakby zwolnił.
Nie żałował niczego. W tym momencie nawet się nie bał. Bo wiedział, że razem z Senną spotkają Lenę. Ta myśl dodawała mu otuchy.
Ale koniec nie nadszedł. Śmierć poczuł na swoim policzku gorącą moc, lecz od razu poznał, że nie jest to moc jego siostry. Otworzył oczy.
Życie leżała po przeciwległej stronie zdemolowanej sali. Do środka, przez rozwalone sklepienie wpadało światło z lekko pochmurnego nieba. Spojrzał na Sen, który wolnym krokiem zbliżał się do siostry. Na jego poważnym obliczu nie było ani śladu litości, jego zwykle pogodne oczy zaćmione były mgiełką szaleństwa. Sam Śmierć w tym momencie zadrżał na jego widok.
- Pamiętasz naszą rozmowę, Życie? – zapytał Sen niskim głosem. Stanął nad siostrą, która oparła się plecami o ścianę, a jego ciało lizały płomienie sennej mocy.
Wydawał się być dziką, nieokiełznaną istotą. Władca Snów w dawnych czasach nie ukrywał swej drugiej natury. Pokazywał ją wszystkim żyjącym, tak, by ze snów wyciągali naukę i wnioski. A ludzie od dawien dawna bali się swoich snów. Bali się i szanowali to, co niewidoczne gołym okiem, co nienamacalne. Nawet bogowie nie wzbudzali w nich tyle lęku co sny – boga mogli oszukać, natomiast samych siebie nie.
- Powiedziałaś, że Stwórcy już nie ma. Że to my nim jesteśmy – przypomniał jej z pozornym spokojem. – Idąc twoim tokiem rozumowania… - pochylił się nad nią, przerażoną i poniżoną. – Jak myślisz, czy będę mieć jakieś opory przed zniszczeniem twojej postaci?
- Więc co zamierzasz, bracie? – zapytała drżącym głosem.
- Jeśli kiedykolwiek tkniesz to, na czym mi zależy… - zamruczał złowrogo, a jego pięść trafiła w ścianę nieco wyżej twarzy Życia, a siła, z jaką uderzył sprawiła, że z kamieni nie został nawet pył. – To obiecuję, że pokażę ci się takim, jakim powstałem. To, co ujrzałaś dzisiaj jest t ułamkiem prawdziwego mnie. Zmusiłem Pożądanie do odejścia, i to samo zrobię z tobą i twoim potomstwem.
Wyprostował się.
- Rozumiesz? – zapytał, a jego twarz jakby złagodniała. Wbiła w niego gniewne spojrzenie, lecz skinęła głową i rozpłynęła się w powietrzu. To samo zrobił Lucyfer, kiwając z uznaniem głową.
Kiedy Sen zwrócił się do Śmierci, nie został nawet ślad po jego drugim wcieleniu.
- Chodź, bracie – powiedział cicho. Śmierć podniósł się powoli, nie wierząc, że nareszcie nastąpił koniec. Nadal trzymając w ramionach córkę pozwolił, by Sen złapał jego ramię.

I odeszli z krainy Życia – Sen, jego brat i nowa Śmierć.

                                                                                 

                                                                              ***


Nie wiem czy ktoś jeszcze tu zagląda, miałam bardzo długą przerwę, ale zapraszam do przeczytania przedostatniego rozdziału tej historii. 


środa, 17 czerwca 2015

XXIV. Demony przeszłości II.


Sen widząc jej ucieczkę niemal natychmiastowo skierował myśli do Królestwa Śmierci. Chwilę później stał przed Śmiercią.
- Ona zniknęła! Nie ma jej w moim królestwie!
Sen wyczuł złość swojego brata.
-  Głupie dziecko. Trzeba ją znaleźć, nim wyrządzi szkody, których ja nie naprawię. Może będzie chciała odwiedzić Lucyfera – idź tam. Ja spróbuję ją wyczuć. Nie sądzę, żeby jej poszukiwania nastręczyły nam większych problemów, skoro nie zna świata żywych.
- Śmierć… - Sen zawahał się obciążony badawczym spojrzeniem brata. – To nie do końca prawda. Parę razy brałem ją na tamten świat.
- Czy nie wyraziłem się jasno, mówiąc, że to zakazane?
- Przestań. Mieszka u mnie i nie muszę podporządkowywać się twoim idiotycznym wymysłom. Uważałem na nią.
- Szkoda tylko, że wiedziała jak można stąd uciec. Jesteś lekkomyślny, Śnie – obyśmy za tą lekkomyślność nie musieli płacić.

            Życie drgnęła, czując w sercu dziwne uczucie – tak znajome, a jednak inne. Przez chwilę jej spojrzenie stało się nieobecne. Po paru sekundach przywołała Dumę.
- Już tu jest – powiedziała do córki.
- Lucyfer dotrzymał słowa – odpowiedziała Duma, uśmiechając się szeroko.
- Zgodnie z naszym paktem moc dziewczyny należy do niego. Teraz musimy zaczekać, aż odseparuje od niej źródło mocy.
Zamglone oczy Życia rozbłysnęły, ukazując błękit tęczówki. Przez ułamek sekundy jej ciało zdawało się odmłodnieć, jakby sama myśl o tym, co miało się wydarzyć potrafiła przywrócić jej dawny wygląd. Po raz pierwszy od osiemnastu lat – narodzenia dziecka i zniszczenia Pożądania – do jej serca napłynęła nadzieja.

            Senna szła ciemną ulicą, rozglądając się nerwowo na boki. Czuła się jak zwierzę uciekające przed drapieżnikiem. Nie miała pojęcia gdzie się znajduje, lecz nie przejmowała się tym. Zależało jej tylko na tym, by się gdzieś ukryć. Na policzkach czuła jeszcze zaschnięte łzy. Nie miała siły myśleć o tym, czego się dowiedziała – pragnęła zdrzemnąć się na chwilę, lecz obawiała się, że wtedy Sen szybciej ją odnajdzie.
            W głowie wciąż odtwarzała słowa Śmierci. Wiedziała, że to wszystko jest prawdą, a mimo to nie chciała przyjąć tego do świadomości. Odpychała tą raniącą wiedzę od siebie, próbując ponownie się nie rozpłakać.
            Po przejściu paruset metrów wyszła na oświetlony, wybrukowany rynek. Zauważyła kilkoro młodych ludzi siedzących na ławkach i popijających alkohol. Oprócz nich na placu kręciło się kilka par. Zauważyła w dłoniach kilku kobiet czerwone róże. Wszyscy byli ciepło ubrani, mieli czapki i płaszcze.
Dopiero teraz poczuła jak bardzo jest zimno. Objęła się ramionami, rozmasowując zziębniętą skórę. Uciekając nie zwracała uwagi na to, gdzie się znajdzie. Przeklinała się w myślach za swoją głupotę.
- Hej! – usłyszała głos jakiegoś chłopaka. Drgnęła i popatrzyła na grupkę siedzącą na ławkach. – Wszystko w porządku?
Chłopak miał jasne włosy i wydawał się być przyjaźnie nastawiony. Senna chciała się odezwać, lecz w końcu odwróciła i odeszła. Bała się kontaktu z nieznajomymi – wrodzona nieufność zwyciężyła. Usłyszała szybkie kroki za sobą. Odwróciła się gwałtownie, oczekując ataku. To był ten sam chłopak, który wcześniej zapytał, czy wszystko w porządku. Miał kasztanowe włosy i brązowe oczy. Mógł mieć nieco ponad dwadzieścia lat. Widząc jej przestraszony wzrok stanął gwałtownie i rozłożył ręce na boki.
- Spokojnie – uśmiechnął się i zmierzył ją wzrokiem. – Wyglądałaś na zagubioną. Chciałem tylko upewnić się, czy nic ci nie jest. O tej porze roku lepiej ciepło się ubierać.
- Wiem o tym – odpowiedziała, krzyżując ręce.
- Jestem Nate – wyciągnął rękę, lecz nie ujęła jej. Po chwili opuścił ją, zrezygnowany. – Na pewno nic się nie stało?
- Nie – ucięła ostro. Odwróciła się od niego i zrobiła kilka kroków do przodu. Zamknęła oczy i przeanalizowała swoją sytuację. Było zimno, nie miała ubrania, pieniędzy ani schronienia. Ktoś musiał jej pomóc.
Odwróciła się z powrotem do Nate’a.
- Przepraszam – powiedziała cicho. – Jestem Senna.
Jego oczy rozbłysnęły, a na twarzy pojawił się uśmiech. Oczekiwał na jej dalszą wypowiedź.
- Ja… - zawahała się, nie wiedząc co powiedzieć. – Nie mam gdzie pójść.
- Uciekłaś z domu?
- Tak – odpowiedziała krótko, spuszczając wzrok.
- Mieszkasz daleko? Ktoś ci zrobił krzywdę? – zasypał ją pytaniami, lecz nie odpowiedziała na nie.
- Potrzebuję noclegu. Tylko jedna noc – powiedziała tylko, widząc jak jego uśmiech się rozszerza.
- I ubrania – zaśmiał się, lecz widząc jej minę spoważniał. – No dobrze, Pani Tajemnicza, coś wykombinuję. Poczekaj tutaj chwilę, pójdę powiedzieć reszcie.
            Kiedy wrócił ściągnął swój płaszcz i podał dziewczynie. Podziękowała i z ulgą założyła go na siebie. Poprowadził ją wąskimi uliczkami do zabytkowej kamieniczki. Kiedy weszła do środka, do małego, ale przytulnego mieszkania uderzyła w nią fala gorąca. Nate zrobił jej ciepłą herbatę i podał koc. Okryła się nim siadając na jasnej kanapie. Po chwili chłopak dołączył do niej.
- Nie jesteś zbyt rozmowna – stwierdził.
- To nie tak…
- Żartuję – uśmiechnął się do niej. – Ile masz lat, Senno?
- Osiemnaście.
- To dobrze. Już myślałem, że jesteś niepełnoletnia. Nie chcę iść do więzienia – powiedział żartobliwie, ale twarz Senny pozostała niewzruszona. Zrezygnował z próby rozbawienia jej.
- Moja sąsiadka z pewnością pożyczy ci jakieś cieplejsze ubranie. Jeśli chcesz, możesz się przespać. Ja wychodzę jeszcze na chwilę.
- Nie jestem senna – odpowiedziała, i zrozumiawszy jak to zabrzmiało nie potrafiła pohamować uśmiechu. Po paru minutach Nate przyniósł jej dżinsowe spodnie i butelkowo-zieloną bluzkę z długim rękawem. Podał jej również brązowe kozaki i jasnobrązowy, ciepły płaszczyk. Zaprowadził ją do łazienki, aby mogła się przebrać.
            Ubrania pasowały i wyglądała w nich całkiem nieźle. Spojrzała na swoją twarz w lustrze – wyglądała okropnie i wcale nie zdziwiła się, że chłopak chciał upewnić się, czy u niej wszystko w porządku. Rozpuściła włosy, układające się w fale. Zmyła nieco rozmazany makijaż. Była gotowa.

            Nate zaproponował jej, by poszli do baru, tłumacząc się tym, że jest kiepskim kucharzem, a Senna na pewno jest głodna. Jego poczucie humoru i bezpośredniość były zaraźliwe. Mimo, że dziewczyna nadal zachowywała dystans, to chcąc nie chcąc ulegała jego urokowi. Skutecznie oderwał jej myśli od smutków, które męczyły jej umysł.
Zjedli po ogromnym hamburgerze – chłopak był zszokowany, że Senna jeszcze nigdy nie próbowała fast-foodów i, ku jej niezadowoleniu, śmiał się z niej, kiedy nie wiedziała jak zabrać się do jedzenia posiłku. Nate zauważył, że dziewczyna przygląda się z ciekawością roześmianym parom, których nagromadzenie w tym dniu było wręcz przerażające.
- Dziś walentynki – powiedział, kiedy jakiś mężczyzna wręczył kobiecie różę, a później oboje zatracili się w soczystym pocałunku. Zerknął na Senne i zarejestrował, że lekko się zarumieniła i odwróciła wzrok.
- Walentynki?
- Dzień zakochanych. Czternasty luty – odpowiedział, patrząc się na nią z podejrzliwością. – Gdzie ty się urodziłaś?
Zaczerwieniła się i obrzuciła go gniewnym wzrokiem. Widząc bliskość dwóch osób poczuła się taka samotna. Przez tyle lat miała przy sobie tylko Sen, a przecież z teoretycznego punktu widzenia był on jej rodziną.
- Nigdy nie obchodziłaś walentynek? – zapytał, a ona pokręciła przecząco głową.
- Jak ludzie je obchodzą? – zapytała, dopiero po chwili zrozumiawszy swój błąd. Zachowała jednak pokerową twarz, dzięki czemu Nate nie skomentował tej dziwnej wypowiedzi, tylko odpowiedział na jej właściwe pytanie.
- Jak tylko chcesz. Zakochani chodzą do kina, na romantyczne kolacje, albo spędzają czas tak, jak najbardziej lubią.
Senna poczuła zazdrość, że jej nigdy nie było to dane.
- W takim razie co robią w pozostałe dni? – zapytała z powagą i z oburzeniem zobaczyła, jak chłopak zachodzi się ze śmiechu.
- Z czego się śmiejesz?! – uniosła głos, przyciągając spojrzenia innych.
- Nie bierz wszystkiego tak dosłownie – poradził jej. – To taki zwyczaj, żeby walentynki spędzać z kimś, kogo kochasz, ale w rzeczywistości w dzień ten mogą spotykać się również przyjaciele, znajomi, albo możesz go spędzać samotnie.
- Rozumiem – uspokoiła się i kiwnęła głową.
- Mam pomysł – powiedział z entuzjazmem Nate. – Może wybierzemy się do kina?
Senna uśmiechnęła się z podnieceniem i przystała na tą propozycję. Wychodząc z baru Nate złapał się za szyję i odkaszlnął.
- Coś się stało?
- Nie – uspokoił ją. – Po prostu dziwacznie się poczułem. Jakby brakowało mi powietrza. Może to zmęczenie…
Skierowali się do kina i razem wybrali jakąś komedię romantyczną. Miło było spędzić czas na oglądaniu śmiesznych losów bohaterów, pokonujących przeszkody losu, by w końcu być razem. Wychodząc z kina Senna miała szczery uśmiech na twarzy i wciąż przeżywała ulubione sceny. Mieli w planach wybrać się jeszcze na rynek, lecz Nate był zmęczony i wrócili do mieszkania.
            Senna wykąpała się i ubrała w długą koszulkę chłopaka. Odstąpił jej swoje łóżko, mówiąc, że może przespać się na kanapie. Senna również poczuła wyczerpanie, więc postanowiła podrzemać chwilę – musiała tylko uważać, by nie zasnąć głębokim snem. Nate zapukał do drzwi, kiedy leżała już w łóżku.
- Chciałem tylko życzyć dobrej nocy – powiedział.
- Dziękuję, Nate. Za to, że mi pomogłeś – odpowiedziała z wdzięcznością. Spędziwszy z nim te parę godzin zdążyła obdarzyć go sympatią.
- Mam nadzieję, że nie jesteś psychopatką i nie zadźgasz mnie nożem, kiedy będę spała – zażartował, a Senna wybuchła śmiechem.
- Dobranoc – powiedziała, a tamten zgasił jej światło i zamknął drzwi.
Senna wyciągnęła zza stanika schowaną wizytówkę, którą dostała od Lucyfera. Mimo, że było ciemno mały blankiecik mienił się delikatną, złotą poświatą. Na nim było napisane smukłym pismem jedno słowo – „pomyśl”. Senna jednak była zbyt zmęczona, by zastanawiać się nad sposobem dotarcia do nowopoznanego mężczyzny. Zamknęła oczy i zapadła w lekki, niespokojny sen.
            Kiedy wstała następnego dnia dochodziła dziewiąta. W nocy co chwilę się wybudzała, w obawie, że Śmierć albo Sen po nią przyjdą. Spałaby dłużej, lecz obudził ją irytujący dzwonek do drzwi. Wstała przeciągając się i weszła do salonu. Zastanawiała się dlaczego Nate jej nie obudził. Dodatkowo rozległo się głośne pukanie do drzwi.
- Nate, ktoś przy… - zamarła w pół zdania, wpatrując się w kanapę. Chłopak leżał na plecach z otwartymi oczami. Jedna ręka zwisała mu, dotykając podłogi. Był nienaturalnie blady i nie poruszał się. Senna podbiegła do niego, przykładając ucho do jego piersi. Nie usłyszała nawet słabego dudnienia jego serca. Poczuła łzy w oczach.
- Nate, nie, proszę… - załkała, przykładając mu dłoń, do zimnego policzka. Wyraz jego twarzy był spokojny, jakby umarł we śnie. Senna wiedziała, że to jej wina. Śmierć uprzedzał ją, a ona nie posłuchała. Skrzywdziła kogoś, kto był dla niej dobry.
Poczuła wstręt do siebie. Wstręt i rozpacz.
Ponownie ktoś zaczął dobijać się do drzwi.
- Nate, miałeś zawieźć mnie do pracy! – jakaś kobieta najwidoczniej była bardzo zezłoszczona. Senna poczuła panikę. Jeśli ktoś by ją złapał…
- Przepraszam – pochyliła się nad martwym chłopakiem i pocałowała go w czoło. Na jego policzkach pojawiły się jej łzy. – Tak bardzo przepraszam…
Zamknęła delikatnie jego oczy, po czym ubrała się i otworzyła okno wychodzące na tył kamienicy. Uważając, by nikt jej nie zauważył wyskoczyła na zewnątrz i zaczęła uciekać.
Zimne powietrze zmieniło łzy na jej policzkach w kryształy, a każdy z nich był przepełniony smutkiem.

            Wsiadła do pierwszego autobusu na jaki się natknęła. Zdołała się wślizgnąć tylnimi drzwiami, bo nie miała nawet za co kupić biletu. Drogę przetrwała patrząc ślepo w szybę, nie zwracając uwagi dokąd zmierza. Wysiadła dopiero wtedy, kiedy kierowca podszedł do niej i oznajmił, że to koniec kursu.
            Parę godzin pałętała się po mieście, wciąż przeżywając to, że zabiła człowieka. Czuła wyrzuty sumienia. On miał swoje życie, plany, przyjaciół, może rodzinę… Mógł mieć przed sobą jeszcze wiele lat życia, a ona z taką brutalnością mu je odebrała. Mogła to przewidzieć.
            W końcu weszła do jakiejś obskurnej kawiarni. Nie mogła poruszać palcami, a jej ciałem zawładnęły dreszcze. Musiała się ogrzać. Poprosiła kelnera o gorącą herbatę, pocierając zmrożone dłonie.
Dopiero po wypiciu herbaty zorientowała się, że przecież nie ma jak zapłacić. Bezradny kelner poszedł po gburowatego właściciela, który czerwieniąc się ze złości zwymyślał Senne.
- Zamawia pani, chociaż nie ma pieniędzy?! Ma mi pani zapłacić, to nie instytucja dobroczynna…
- Ja zapłacę – cichy głos przerwał wypowiedź zdenerwowanego właściciela. Senna spojrzała w bok i z zaskoczeniem ujrzała Lucyfera.
- Lu?
- Chodź, moja mała. Myślę, że przydałby ci się inny strój. Jest chłodno. – Rzucił na stół banknot, po czym wziął ją pod ramię i poprowadził do czarnego samochodu. Kiedy wsiadła, odetchnęła z ulgą.
- Jak mnie znalazłeś?
- Był u mnie Sen. Szukają cię – kiedy Senna usłyszała te słowa nabrała głośno powietrza w płuca – Nie martw się, dopóki nie będziesz chciała wrócić możesz zostać u mnie.
- Dziękuję.
- Kiedy tylko dowiedziałem się o twojej ucieczce zebrałem całe siły, by cię znaleźć. Ktoś ci pomógł, prawda? Jeden z moich podwładnych widział cię z jakimś mężczyzną.
Senna poczuła nawracające łzy. Miała ściśnięte gardło.
- Co się stało, Senno? – zapytał spokojnie Lucyfer.
- Ja… Moja moc… - nagle wybuchła płaczem i dokończyła z żalem: - Ja naprawdę nie zrobiłam tego umyślnie…
Mężczyzna przyciągnął ją do siebie i pozwolił, by wypłakała się w jego ramię. Głaskał ją po głowie i uspokajał kojącym głosem. Jednocześnie z jego twarzy emanowało zadowolenie.
Nareszcie – pomyślał, a jego oczy zaświetliły się nieludzkim blaskiem. Trzymał córkę Leny i Śmierci. Mając moc Senny będzie mógł zostać królem tego świata. A poza tym, nareszcie zemści się na Śmierci.
Po paru godzinach jazdy dojechali na dwór. Senna przez ten czas zdołała się uspokoić. Lucyfer wytłumaczył jej, że nie odebrała życia specjalnie, więc nie powinna się tak przejmować. Podkreślił również, że jeśli będzie wystarczająco dużo ćwiczyć z pewnością uda jej się opanować swoją moc. Podniósł ją na duchu, powodując, że odzyskała spokój ducha. Mężczyzna zaprowadził Senne do pokoju, by mogła się odświeżyć i przebrać.
Przebrała się w dżinsy i koszulę i zeszła na dół. Czując jedzenie weszła do jadalni. Lucyfer na nią czekał. Usiadła naprzeciw niego.
- Jedz.
Łapczywie rzuciła się na jedzenie, nie przejmując się bacznym wzrokiem mężczyzny. Kiedy się nasyciła Lucyfer zaprosił ją do salonu. Usiadła w fotelu, obejmując kolana ramionami.
- A więc to tutaj wychowywała się moja mama? – zapytała, rozglądając się dookoła. Skinął głową. Zamilkła na chwilę, nad czymś się zastanawiając.
- Wiedziałeś, że to przeze mnie ona umarła? – jej głos był cichy, ledwo słyszalny.
- Senno, nie sądzę, żebyś miała w tym jakikolwiek udział. Byłaś zbyt mała. Jeśli miałbym kogokolwiek oskarżać, to wskazałbym twojego ojca. On wiedział kim jest, tak samo jak wiedział, że ona jest istotą żywą. Sam mógł wydedukować, że ich związek nie skończy się dobrze.
- Mówiłeś, że mieszkała o niego, lecz później odeszła. Dlaczego została w jego królestwie, skoro go nienawidziła?
- Bo tego chciał. Zmusił ją. Skrzywdził – Lucyfer akcentował dobitnie każde słowo, obserwując jak dziewczyna blednie. Zauważył, że ją przestraszył, więc wstał i odszedł kilka kroków od niej.
- Powinnaś się położyć.
- Nie mogę zasnąć. Nie chcę… - zawahała się. – Nie chcę na razie rozmawiać ze Snem. Nie chcę, by wiedział, że tutaj jestem.
- Spokojnie – podszedł do niej i przyłożył palce do jej policzka. – Mogę zapieczętować twoją moc. Wtedy będziesz mogła ze spokojem zasnąć.
- Na pewno? – upewniła się, a ten skinął głową.
Tyle, że popełniła błąd. Łatwowierność nie popłaca.

            Sen chodził tam i z powrotem po holu zamku Śmierci. Czekał na swojego brata odchodząc od zmysłów. Kiedy poczuł, że się zbliża wyszedł na zewnątrz i zaczął wypatrywać jego postaci. Miał nadzieję, że będzie mu towarzyszyła Senna.
Jednak Śmierć wrócił sam. I był wściekły.
- Wczoraj ktoś jej pomógł. Jakiś człowiek. – oznajmił ze złością. – Dzisiaj już nie żyje. Odnalazłem jego duszę – nie mógł odejść z tego świata. Zabiera życie z ciał ludzi i nie odprowadza dusz. Nie mogę na to pozwolić. Życie tylko na to czeka.
- Śmierć, ona jest pewnie przerażona. Na litość boską, to niemożliwe, żeby zniknęła. W końcu ona musi spać. Gdyby zasnęła z pewnością zdołałbym ją odnaleźć! – Sen czuł, że stało się coś złego.
- Myślę, że ktoś wykorzystał jej głupotę i spróbuje zdobyć jej zaufanie. Śnie, jeśli jej nie odnajdziemy… Ona jest zarówno człowiekiem jak i nową Śmiercią. Wystarczy, że ktoś odbierze jej moc… W byle jakim czarnoksięskim piśmie jest opisany sposób opieczętowania mojej mocy. Te sposoby są bezskuteczne, przynajmniej były, bo istota zakładająca pieczęć musi mieć na to moją zgodę. Ale ona o tym nie wie. Wystarczy ją zmanipulować. Nie chcę nawet myśleć co się stanie, kiedy ta moc trafi w niepowołane ręce.
- Jeśli ona będzie pozbawiona mocy… - zaczął Sen, czując ucisk w piersi. – Czy wtedy będzie można ją zabić? – ze zgrozą obserwował skinięcie głową swojego brata.
- Szukaj jej w snach. Ja sprawdzę jeszcze kilka miejsc – polecił mu Śmierć, po czym obydwoje zniknęli.

            Kryształowa fiolka ze złotym zamknięciem obijała się o piersi Lucyfera, zawieszona na mocnym łańcuszku. W nim kłębiła się czarna, skrząca się mgła.
Moc Śmierci, równająca się życiu Senny.