Cichy,
równomierny oddech był jedynym odgłosem rozpraszającym ciszę. Senna spała
bezsennym snem. Księżycowa poświata wpadała przez niezasłonięte okna,
oświetlając jej spokojne oblicze. Poświata ta odbijała się również w oczach
Lucyfera, które w tym świetle zamiast błękitne, wydawały się być przezroczyste.
Wzrok demona spoczywał na śpiącej dziewczynie. Delikatnie musnął jej policzek
opuszkami palców, odgarniając jednocześnie czarne włosy, które opadły jej na
twarz.
Patrząc
na nią widział Lenę. Zgodnie z jego umową, dziewczyna, tak jak jej moc,
należała do niego. Nie chciał niczego więcej – Życiu zależało tylko na tym, by
zniszczyć Śmierć, jego córka była jej obojętna. Ale mimo wszystko czuł
niepokój. Lucyfer nigdy nie ufał Życiu – o stokroć wolał Sen, a gdyby nie
pewne okoliczności, również Śmierć. Gdyby nie pożądanie zemsty na Śmierci, za
nic nie zwróciłby się o pomoc do Życia.
Demon
wiedział, że cisza, która panowała przez prawie dwadzieścia lat była tylko
ciszą przed burzą. Burzą, która już niedługo miała się rozpętać, i której
konsekwencje nareszcie rozwiążą wszystkie problemy i nieporozumienia. Wszystkie
strony, nawet Śmierć, dostaną to, czego chcą.
Senna
poruszyła się i przymrużyła oczy. Nie chcąc zostać zauważonym Lucyfer wyszedł z
pokoju. Mimo, że dziewczyna nie śniła o niczym, to uczucie winy nie pozwoliło
jej spokojnie odpocząć. Wyrzuty sumienia powodowały jej złe samopoczucie –
czuła ścisk w brzuchu i niemiłą suchość w gardle. Lecz najbardziej bolało
ją to, że myliła się co do swoich umiejętności. Bycie człowiekiem z mocami
Śmierci okazało się jednak zbyt trudne.
Sen
i Śmierć jednak się nie mylili – ten fakt był najtrudniejszy do przyjęcia.
Senna poczuła nieodpartą chęć powrotu do domu. Leżąc w ciemności, nie czując
obecności Snu, ba, nawet obojętności Śmierci… Teraz dopiero poczuła samotność.
Mimo złości na swoich jedynych bliskich za utajnienie prawdy o matce, chciałaby
wrócić do Śnienia, usłyszeć podenerwowany głos Snu, poczuć grzmiący pozornością
spokój ojca i przyjąć jego monolog o jej lekkomyślności i głupocie.
Ale
przypominając sobie słowa, jakimi ich obdarzyła podczas urodzin, zarzuty jakie
rzuciła w stronę ojca… Bała się. Nie, nie ich reakcji – bała się, że
zdążyli ją znienawidzić i nic już nie będzie takie samo. To nie tak, że
nie była na nich zła – ale obawiała się, że zbyt agresywnie zareagowała,
wypowiedziała nieprzemyślane słowa w złości.
Zaczęło
świtać. Kiedy pierwszy płomyk słońca zawitał w jej sypialni, Senna wstała,
i chcąc przestać rozmyślać zaczęła przeglądać rzeczy w swojej sypialni.
Lucyfer wcześniej powiedział jej, że był to pokój jej matki, więc była pełna
nadziei znalezienia czegoś, co do niej należało. Prócz szafy pełnej
zapakowanych w białe, zasuwane garnitury ubrań, kilku gazet naukowych i najróżniejszej
biżuterii znalazła tylko oprawiany w czarną skórę zeszyt. Usiadła na łóżku,
otwierając notes. Kartki pachniały starością, niemal każda była zapisana
eleganckim pismem – niektóre rzeczy staranniej, a niektóre niemal nabazgrolone,
lecz mimo tego pismo nadal zachowywało piękny kształt. Zrozumiała, że to
zeszyt, w którym jej mama zapisywała swoje przemyślenia. Zaczęła łapczywie
czytać, a w miarę czasu na jej twarzy pojawiał się coraz szerszy uśmiech. Lena
pisała o Lucyferze, o Śnie i o niezwykłych znajomych, których spotkała podczas
sporadycznych podróży ze swoim opiekunem. Pisała o własnym śnie, który
zaprojektowała, o chwilach intymności, które spędziła z Władcą Snów
(policzki Senny oblały się czerwienią czytając niektóre opisy), oraz o tym, jak
bardzo jej było smutno, kiedy Lucyfer zakazał jej pójścia do zwykłej szkoły.
Zrozumiała, że jej matka czuła się podobnie jak ona sama teraz. Zastanawiała
się tylko, dlaczego zrezygnowała ze swoich marzeń o życiu wśród ludzi i wybrała
wieczny (a przynajmniej taki miał być) żywot ze Śmiercią.
Doszła
do pierwszej wzmianki o swoim ojcu – „Śmierć to najbardziej pyszałkowaty
i bezczelny mężczyzna, jakiego poznałam do tej pory. Myśli, że jest
pępkiem świata – nie mam pojęcia jakim cudem jest bratem Snu. Po prostu wkurzający”.
Następna strona zapisana była niedbale, jakby trzęsącą się ręką, a atrament
gdzieniegdzie był rozmazany od łez – „Jak Lucyfer mógł mi to zrobić? Nie jestem
jego własnością. Nie może mnie oddać Śmierci.”. Reszta kartek była pusta, jakby
zapomniała o swoim dzienniku, albo znudziła się pisaniem. Senna przypomniała
sobie słowa Lucyfera, o tym, że jej matka i ojciec na początku za sobą nie
przepadali. I o tym, że tamten ją skrzywdził. Co więc spowodowało, że obdarzyła
ojca tak gorącym uczuciem? Dlaczego nie potrafiła sobie wyobrazić ani jednej
pozytywnej cechy Śmierci, która skłoniłaby matkę do pokochania go? Dlaczego od
osiemnastu lat jej ojciec zachowywał się jak ostatni dupek? A jeszcze bardziej
zaintrygowały ją ostatnie słowa matki o Lucyferze. Czyżby ten demon nie
był taki, jaki pozornie wydawał się być?
Może tak bardzo ją
kochał, – pomyślała Senna – że po jej śmierci wszystkie dobre uczucia
wyparowały z niego.
Senna dobrze wiedziała, że uczucia mogą wyblaknąć.
Wiedziała to stąd, że sama zaczęła nienawidzić ojca, chociaż gdy była młodsza
nie widziała za nim życia. Idąc tym tropem… Może ojciec w głębi swojego
mrocznego, ponurego serca jednak ją kochał? Ona, chociażby się zarzekała na
niebo i ziemie, że nienawidzi ojca, w głębi serca wiedziała, że to nie do końca
prawda. Bo gdzieś za tą szarą mgłą nienawiści zawsze kryła się miłość.
Lecz
to nie zmienia stanu rzeczy – a przynajmniej nie zmieni, dopóki jej ojciec
będzie tak uparty. Jeśli dałby jakiś znak, dzięki któremu uwierzyłaby w jego
uczucia, być może wtedy spróbowałaby go zrozumieć.
Wzięła do dłoni długopis i zaczęła pisać.
Śmierć wrócił do swej krainy. Nie znalazł żadnego tropu,
żadnej poszlaki, która zaprowadziłaby go do córki. Czuł gniew. Gniew na jej
lekkomyślność i upartość. Dopiero po chwili doszedł do wniosku, jak bardzo
podobna była do niego.
Podniósł wzrok na posąg przedstawiający Lenę. Jego
oblicze rozchmurzyło się na chwilę.
- Tak bardzo chciałbym
być przy tobie, Lena.
Wydało jej się, chociaż
to niemożliwe, że jej usta rozciągają się w uśmiechu, a w głowie
rozbrzmiał jej wyimaginowany głos.
Moja cząstka jest w
naszej córce, Śmierć. Dlaczego tego nie widzisz?
Schował twarz w dłoniach, wypuszczając głośno powietrze. W
tym momencie chciałby po prostu odejść, odejść tam, gdzie jego żona. Lecz był
odpowiedzialny za te wydarzenia i nie mógł pozostawić tej sprawy.
Cały
czas łapał się na podświadomych błaganiach, by Sennie nic się nie stało.
Zszokowało go to – nigdy nie przejmował się tym dzieckiem, a teraz… Przeszywały
go niemiłe dreszcze (oczywiście nie okazywane nikomu), kiedy pomyślał o
niebezpieczeństwie, jakie czyha na jego córkę. A ona, podobnie jak jej matka,
chciała tylko żyć. Tylko na tym jej zależało. Czy zachował się poprawnie w
stosunku do niej? – Z pewnością nie. Ale przyznać się do błędu to trudna
sztuka. Zrozumiał to dopiero, gdy Senna uciekła – czy ona również bałaby się
przyznać do niepoprawności swoich myśli? Sądziła, że potrafi panować nad mocą,
jednak przekonanie to było błędne. Znalazła się w takiej samej sytuacji jak on.
Tyle, że on obwiniał
córkę za coś…
- Za coś na co nie
miała wpływu – wyszeptał z bólem. Senna miała rację – to on był powodem śmierci
Leny. Bo kto inny? Gdyby wszystko potoczyło się inaczej… Gdyby zostawił Lenę w
spokoju, na samym początku…
Znowu spojrzał na posąg
ukochanej, a w jego czarnych oczach zaszkliły się łzy.
- Przepraszam –
powiedział z żalem, i nie było wiadomo, czy przeprasza Lenę, czy Sennę,
a może obie na raz.
Gniew weszła do sali tronowej w pałacu Życia. Jej matka
spojrzała na nią z oczekiwaniem.
- Lucyfer odebrał jej
moc.
- Powiedziałaś mu, że
chcę ją… poznać? – na jej twarzy zawitał obrzydliwy uśmiech. Gniew skinęła
głową.
Życie
sama zaprosiła Lucyfera do siebie. On jednak nie wiedział, że pakt, jaki
z nią zawarł nie wygląda tak, jak mu się wydaje. W Życiu nic nie był
takie, jakim się wydawało.
Senna zeszła na dół, do jadalni, gdzie spotkała
uśmiechającego się życzliwie Lucyfera. Odwzajemniła ten uśmiech.
- Wyspałaś się, moja
mała?
- Tak, dziękuję,
chociaż wstałam bardzo wcześnie.
- Mogłaś zejść na dół,
ja zawsze wstaję o świcie – odpowiedział.
- Musiałam… - zawahała
się. – Musiałam coś przemyśleć.
- Widzę, że masz już
lepszy humor – zauważył, przypatrując się jej uważnie.
Przemilczała to,
zastanawiając się jak ująć w słowa to, co miała mu do powiedzenia. Chciała
zapytać się o to, dlaczego nie wspomniał o tym, że to on pozwolił Śmierci na
zabranie Leny do swego królestwa, lecz bała się jego reakcji. Zamiast tego poruszyła
inny temat.
- Lucyferze…
Spojrzał na nią
pytająco. Popatrzyła śmiało w jego błękitne oczy.
- Przemyślałam wszystko
i uważam, że powinnam wrócić do domu – uważnie obserwowała jego reakcję.
Wydawało jej się, że drgnął niespokojnie, lecz równie dobrze mogło jej się
przewidzieć.
- Możesz jeszcze
zostać. Opowiedziałbym ci co nieco o twojej matce – odpowiedział spokojnie.
Przełknęła ślinę, czując suchość w gardle.
- Muszę porozmawiać z
moim ojcem. Myślę, że powinnam z nim to wszystko wyjaśnić.
- Uwięzi cię. Myślałem,
że poznałaś się na nim – powiedział ostrożnie. Senna poczuła niepokój.
- Mimo wszystko, lepiej
dla wszystkich będzie jeśli wrócę. Sprawiłam im już i tak za dużo problemów.
Dziękuję ci za pomoc, ale… Możesz odpieczętować już moją moc.
Lucyfer uśmiechnął się
lekko, pogodnie. Ten uśmiech zupełnie nie pasował do sytuacji.
- Dla mnie nie będzie
lepiej – szepnął, obserwując, jak dziewczyna zrywa się z krzesła.
- Odpieczętuj moją moc
– rozkazała pewnie, jednocześnie czując paraliżujący strach.
- Niestety, nie mogę
się na to zgodzić, Senno – Lucyfer również wstał i włożył ręce do kieszeni.
Jego oczy zaczęły niebezpiecznie błyszczeć. – Zostaniesz tutaj.
Dziewczyna odwróciła
się na pięcie i pobiegła w stronę drzwi wejściowych. Raptownie zatrzymała się,
kiedy znikąd, przed nią pojawił się Lu. Próbowała go uderzyć, lecz odtrącił jej
rękę – bez mocy była zbyt wolna i słaba. Poczuła panikę.
- Co ty sobie
wyobrażasz?! Masz mnie wypuścić, ty chory sukinsynu!
Upadła na podłogę,
kiedy Lucyfer uderzył ją wierzchem dłoni w policzek. W ustach poczuła smak
krwi.
- Dopóki razem z Życiem
nie zniszczę twojego ojca, nigdzie nie pójdziesz – warknął nieludzkim głosem.
- Dlaczego go
nienawidzisz? – zapytała spokojnie, próbując jak najbardziej odroczyć to, co
miało nastąpić. Demon podszedł do niej i zacisnął pięść na jej szyi, po czym
podciągnął ją do góry. Poczuła ścianę za plecami.
- Wiesz co Śmierć
zrobił Lenie? – zapytał, na co pokręciła gwałtownie głową. – Zgwałcił ją.
A ona mimo wszystko chciała z nim być, chociaż tak bardzo ją skrzywdził.
Obiecałem, że pożałuje tego, co zrobił – bo to przez niego Lena umarła. Zabawił
się nią i zostawił.
- Ona go kochała! –
krzyknęła Senna, czując jak traci ostatek powietrza.
- Może powinienem
zrobić z tobą to, co ojciec zrobił z twoją matką? Myślisz, że… - wolną rękę
włożył jej między uda, zaciskając mocno – to będzie wystarczająca zemsta?
Pocałował ją brutalnie,
głęboko wpychając swój język do jej ust. Senna zaczęła się wierzgać, lecz nie
miała tyle siły. Poczuła, jak jego dłoń wsuwa się pod jej spodnie, a jego usta
zsuwają się po jej szyi. Po policzkach popłynęły jej łzy.
- Przyjemnie? – Lucyfer
wyglądał, jakby oszalał. Podczas gdy ponownie próbował odnaleźć ustami jej
usta, Senna ugryzła go w wargę. Zasyczał z bólu, a w następnej chwili
dziewczyna uderzyła o przeciwległą ścianę. Zakręciło jej się w głowie, czując
przenikliwy ból. Od uderzenia zabolały ją płuca i nie mogła nawet złapać
oddechu.
- Ty mała dziwko! –
wrzasnął jej oprawca, a ona skuliła się w sobie. Podszedł do niej spokojnym
krokiem i pociągnął ją za włosy. Jęknęła z bólu, kiedy uderzył ją pięścią
w żebra. Wydawało jej się, że usłyszała trzask.
- Później się z tobą
rozprawie. Teraz mamy zaproszenie do pałacu Życia.
Próbowała się mu
wyrwać, lecz objął ją mocno w pasie, co tylko spotęgowało ból złamanego żebra.
Rozpłynęli się w powietrzu.
Lucyfer zaprowadził Sennę szarymi korytarzami pałacu
Życia do głównej sali. Dziewczyna szła grzecznie, bo wiedziała, że nie ma szans
na ucieczkę. Przeklinała się w myślach za swoją głupotę. Kiedy doszli do
celu swojej podróży, Lucyfer rzucił ją brutalnie na twardą, marmurową posadzkę.
Jęknęła, czując ból żeber. A później usłyszała zachrypnięty głos, pełen drwiny.
- No, no, no – Senna
spojrzała w stronę głosu i ujrzała Życie. – Nareszcie poznaję swoją bratanicę.
- Chciałaś ją zobaczyć,
ale dopełnijmy umowy. Jej moc należy do mnie.
- Najpierw poczekamy na
Śmierć. Umowa obowiązuje tylko po zniszczeniu mojego brata – odpowiedziała
chytrze Życie. Lucyfer pokiwał głową. – Pilnuj jej. On nadchodzi.
Śmierć drgnął z niepokojem. Jakaś jego cząstka, którą
pilnował Lucyfera wyczuła coś dziwnego w jego domostwie. Skupił myśli na dworze
demona, lecz nic więcej nie poczuł. Mimo to, postanowił to sprawdzić.
Pojawił się przed samymi drzwiami jego dworku, co samo w
sobie było dziwne – Lucyfer z pewnością miał jakąś ochronę przed nieproszonymi
gośćmi. Nie zważając na zamknięcie, Śmierć wywarzył drzwi. Od razu zwrócił
uwagę na stłuczony wazon i krople krwi na jasnej podłodze. Sprawdził więc
po kolei pokoje, nie spotykając żywej duszy. Tylko w jednym z nich
zatrzymał się dłużej.
Sypialnia Leny, chociaż to niemal niemożliwe, nadal
pachniała jego właścicielką. Ludzki, znajomy zapach, tak słodki i pociągający,
którego Śmierć nigdy nie mógłby zapomnieć.
Nabrał głęboko powietrza, nie mogąc uwierzyć, że zapach
tak długo może się utrzymać i żałując, że w jego królestwie tego nie czuć. Podszedł
do łóżka, na którym spoczywał jakiś zeszyt i długopis. Mimowolnie otworzył ten
dziennik i od razu poznał pismo Leny. Chłonął każde jej słowo, oczarowany
znaleziskiem. Uśmiechnął się szczerze, kiedy ujrzał niepochlebne słowa Leny o
nim samym, uważając jednocześnie, że i tak łagodnie ujęła sposób jego
zachowania. To był jeden z ostatnich wpisów. Przekartkował resztę stron, lecz
wydawało się, że nie było już żadnego wpisu, ale na ostatniej stronie ujrzał
niedbałe pismo, pełne zawijasów i nierównych liter. Jakby autor śpieszył się
ubrać w słowa swoje myśli. Mógł od razu powiedzieć, że nie było to pismo Leny –
zresztą atrament był o zbyt intensywnym kolorze, jakby ktoś napisał to
niedawno. Zaczął czytać.
Śmierć jest jak deszcz po latach
suszy.
Odpoczynek wędrowca nim w dalszą
podróż ruszy.
Śmierć jest jak powrót do
ojczyzny po latach wygnania,
Towarzyszy nam wszystkim od
wieków zarania.
Śmierć jest jak zachód słońca po
dniu pracowitym,
Jest jak człowiek w gorączce
chłodem wiatru spowity.
Śmierć jest jak pocałunek matki
przed śnieniem,
Jest po latach choroby
najczęstszym uzdrowieniem.
Śmierć jest jak stary przyjaciel
po latach spotkany,
Który ramieniem otoczy – jest nam
dobrze znany.
Śmierć widać na ulicach, za
rogiem się czai,
Czasami ktoś do niej podejdzie,
czasami zagai.
Śmierć jest obecna zawsze i
wszędzie –
W szpitalach, i w sklepach, w
kosmosie też będzie.
Śmierć często starcami się
opiekuje,
Gra z nimi w warcaby… I
wyczekuje.
Śmierć jest cierpliwa, nie czeka
na próżno,
Nie przyjdzie za wcześnie, nie
przyjdzie za późno.
A kiedy ktoś się jej pyta –
Dlaczego teraz?
Słyszałem to pytanie nieraz –
Odpowie i uśmiechnie się skrycie
–
Przeżyłeś przecież całe swoje
życie.
Śmierć
zamknął oczy. Ten zapach, zarówno jak i wiersz nie należał do Leny, ale do ich
córki. Ale dlaczego nie zauważył wcześniej, że jej zapach był tak podobny do
zapachu jej matki? Dlaczego nie widział, jak bardzo jest do niej podobna?
Wcześniej czuł tylko duszność jej mocy, którą odziedziczyła po nim. Więc jakim
cudem…
Zamarł.
Lucyfer musiał odebrać jej moc. Była teraz zwykłym człowiekiem, którego
istnienie jest tak wątłe, tak niepewne…
Wstał, a od jego
postaci zaczęła emanować mroczna moc, której unicestwienia pragnęła tylko jedna
istota. Już wiedział gdzie ma się skierować. Wyglądało na to, że ponownie
musiał spotkać się z siostrą.
Mury
pałacu Życia zatrzęsły się. Do góry wzniósł się pył, a dopiero kiedy ten opadł
pojawił się Śmierć. Emanowała od niego złość. Ciemne oczy zdawały się płonąć
kryształowym ogniem. Podobnie jak jego oczy skrzyła się czarna aura wokół
niego. Ciemna szata powiewała wokół niego, wydawało się, że był potwornym
cieniem o szklistych oczach.
Wokół
niego panowała nienaturalna cisza i ciemność. Jednak sam środek sali, w której
się pojawił był oświetlony z góry jasnym światłem. Do sklepienia był
przytwierdzony gruby, stary łańcuch, kończący się kajdanami. A w kajdanach
uwięzione były dłonie Senny. Dziewczyna półleżała na posadzce, uwięzione ręce,
ograniczone przez metal miała uniesione w górze. Senna zamknęła oczy, lecz
kiedy poczuła moc ojca, otworzyła je szeroko.
Śmierć
widząc Sennę poczuł wszechogarniający strach, przeobrażający się w gniew. W
szał. Tracił panowanie nad sobą. Widząc ją uwięzioną, z raną na twarzy ogarnęła
go żądza mordu. Jej przerażony wzrok podziałał na niego niczym impuls. Zielone
oczy Leny, zaszklone łzami, ujrzawszy Śmierć wypełniły się nadzieją. Widział
jak pojedyncza łza spływa po jej zranionym policzku. Słyszał, jak upada na
podłogę. Jej usta bezdźwięcznie wypowiedziały jedno, błagalne słowo. „Tato”.
Jego
córka była w niebezpieczeństwie.
Lecz
gdy tylko zrobił krok w jej stronę, z ciemności wyłonił się Lucyfer. W prawej
ręce trzymał srebrny sztylet, w lewej łańcuszek z fiolką. Śmierć zrozumiał, że
to moc Senny. Zamarł, kiedy demon zbliżył się do jego córki i przystawił ostrze
do jej gardła.
-
Nie zbliżaj się, Śmierć – ostrzegł go.
Śmierć
przestał oddychać, bojąc się wykonać najmniejszego ruchu. Próbując zachować jak
największy spokój, mając spojrzenie wbite w Sennę, zwrócił się do Lucyfera.
-
Nie wiem co obiecała ci moja siostra – zaczął – ale nie powinieneś jej ufać,
Lu.
-
Życie da mi Sennę. Jej chodzi tylko o to, by cię zniszczyć. A ja, dzięki jej
mocy będę mógł sprawować władzę.
-
Życiu zależy na zniszczeniu Śmierci. A Senna, po moim odejściu nią zostanie.
Ona nie pozwoli jej żyć – w głosie Śmierci pobrzmiewało błaganie. Lucyfer
zawahał się, lecz niespodziewanie przy nim pojawiła się Życie.
-
Kogo my tu mamy. Nie spodziewałam się ciebie tak szybko, braciszku.
-
Co ty wyprawiasz, Życie?
-
To, czego nie udało mi się zrobić ostatnim razem – wysyczała.
-
Wiesz, że oboje jesteśmy potrzebni. Nic nie wskórasz, jeśli mnie zabijesz.
Obiecałaś Lucyferowi Sennę – ona także jest Śmiercią.
-
Obiecałam Lucyferowi nie dziewczynę, ale jej moc – kiedy to powiedziała, demon
zwrócił się gwałtownie ku niej.
-
Miałem dostać dziewczynę!
-
Zamknij się, demonie. Powiedziałam ci, że będziesz mieć jej moc. Jeśli
dziewczyna przeżyje po odejściu mojego brata, prędzej czy później będzie mogła
odzyskać tą moc. Nie pozwolę na to. W moim świecie nie będzie już śmierci. A
teraz, upuść jej trochę krwi. Nie mam czasu na zabawy z moim bratem.
-
Lucyferze nie rób tego! – krzyknął Śmierć. Lu nie wiedział co zrobić, lecz
kiedy Śmierć bezmyślnie postąpił krok na przód przycisnął nieco ostrze do jej
bladej skóry. Senna jęknęła, a po jej szyi spłynęły krople krwi. Śmierć
widząc to, rozłożył ręce w pokojowym geście.
-
Błagam cię, siostro. Mogę odejść z tego świata. Sama możesz mnie zniszczyć,
ale… - jego głos załamał się na moment. Spojrzał na córkę i wydawało mu się, że
w jej oczach widział oczekiwanie. – Nie rób jej krzywdy. Dopóki Lucyfer ma jej
zapieczętowaną moc, ona jej nie odzyska. Jest teraz zwykłym człowiekiem.
Życie
uśmiechnęła się obrzydliwie.
-
Sądzisz, że chodzi mi tylko o to? – Podeszła do Lucyfera i jednym ruchem ręki
odrzuciła go w kąt. Demon zniknął w ciemności, lecz słychać było, że
uderza z impetem o ścianę i znika w ciemności. Życie zacisnęła ręce na
szyi Senny. – Chcę, byś cierpiał, Śmierć. Chcę, byś cierpiał tak jak ja, kiedy
się zmieniałam.
Zacisnęła
mocniej dłonie, a Senna zaczęła się dusić.
-
Życie, proszę – w oczach Śmierci zalśniło szaleństwo. Strach o córkę dominował
jego zmysły. Fala mocy uwolniła się od niego.
-
Będziesz patrzył, jak następna bliska ci osoba umiera na twoich oczach. A
później Lucyfer zniszczy cię twoją mocą.
Obok
niej pojawiły się córki.
-
Jesteś gotowy? – jego siostra roześmiała się, a jej głos rozbrzmiewał mu w
głowie. W tej samej sekundzie, w której zniknął, zacisnęła z całą mocą palce.
Słychać było chrzęst łamanego kręgosłupa, a oczy Senny zrobiły się matowe i
nieruchome. Wpadła w ramiona swojego ojca, który z nieludzkim krzykiem pojawił
się tuż przy Życiu.
-
Senna! – gorączkowo szukał u niej oznak życia. W następnym momencie od jego
ciała uwolniła się moc, rozchodząc się po królestwie siostry regularnymi
falami. Zacisnął zęby, a w oczach poczuł łzy.
-
Lucyferze, przynieś mi jej moc! – krzyknęła zabójczyni.
-
Nie – odpowiedział jej z ciemności pewny głos, z pewnością nienależący do
demona. Z mroku wyłonił się Sen. – Moc Senny należy tylko do niej.
Z tymi słowami Śmierć poczuł jak w jej
ciało wraca ciepło. Nie otworzyła oczu, lecz czuł jej moc, która
niespodziewanie wróciła do jej ciała.
-
Oszukałaś mnie, Życie – Lucyfer pojawił się obok Snu – Może i jesteś silniejsza
ode mnie, ale nikomu nie pozwolę się oszukać.
-
Ty głupcze! – wrzasnęła Życie, a jej moc świetlistą, złotą strzałą zwróciła się
ku demonowi. Jednak Sen był szybszy – niewidzialną tarczą otoczył Lucyfera,
tak, że zabójcza siła siostry nawet go nie musnęła. W oczach Snu zawirował
gniew. Wcześniej próbował być bezstronny w sporze Życia i Śmierci. Jednak
bezstronność ta zniknęła wraz z odejściem Leny i próbą zabicia Senny.
Przytłaczająca siła w samych jego oczach spowodowała, że Życie wykrzywiła twarz
w przerażeniu.
Lecz ona nie zamierzała się poddać.
Jej prawa dłoń stanęła w złotych płomieniach, dotychczas będących źródłem
całego istnienia, a teraz będących jedynym sposobem na zniszczenie brata.
Odwróciła się do Śmierci, a ten, czując się bezbronny i obnażony, przycisnął
tylko mocniej Sennę do siebie. Wiedział, że to koniec. Wiedział, że nie zdąży
nawet wyciągnąć dłoni, by się obronić. Zacisnął oczy, czekając na to, co
nieuchronne, a czas jakby zwolnił.
Nie
żałował niczego. W tym momencie nawet się nie bał. Bo wiedział, że razem
z Senną spotkają Lenę. Ta myśl dodawała mu otuchy.
Ale
koniec nie nadszedł. Śmierć poczuł na swoim policzku gorącą moc, lecz od razu
poznał, że nie jest to moc jego siostry. Otworzył oczy.
Życie
leżała po przeciwległej stronie zdemolowanej sali. Do środka, przez rozwalone
sklepienie wpadało światło z lekko pochmurnego nieba. Spojrzał na Sen, który
wolnym krokiem zbliżał się do siostry. Na jego poważnym obliczu nie było ani
śladu litości, jego zwykle pogodne oczy zaćmione były mgiełką szaleństwa. Sam
Śmierć w tym momencie zadrżał na jego widok.
-
Pamiętasz naszą rozmowę, Życie? – zapytał Sen niskim głosem. Stanął nad
siostrą, która oparła się plecami o ścianę, a jego ciało lizały płomienie
sennej mocy.
Wydawał
się być dziką, nieokiełznaną istotą. Władca Snów w dawnych czasach nie ukrywał
swej drugiej natury. Pokazywał ją wszystkim żyjącym, tak, by ze snów wyciągali
naukę i wnioski. A ludzie od dawien dawna bali się swoich snów. Bali się i
szanowali to, co niewidoczne gołym okiem, co nienamacalne. Nawet bogowie nie
wzbudzali w nich tyle lęku co sny – boga mogli oszukać, natomiast samych
siebie nie.
-
Powiedziałaś, że Stwórcy już nie ma. Że to my nim jesteśmy – przypomniał jej
z pozornym spokojem. – Idąc twoim tokiem rozumowania… - pochylił się nad
nią, przerażoną i poniżoną. – Jak myślisz, czy będę mieć jakieś opory
przed zniszczeniem twojej postaci?
-
Więc co zamierzasz, bracie? – zapytała drżącym głosem.
-
Jeśli kiedykolwiek tkniesz to, na czym mi zależy… - zamruczał złowrogo, a jego
pięść trafiła w ścianę nieco wyżej twarzy Życia, a siła, z jaką uderzył sprawiła,
że z kamieni nie został nawet pył. – To obiecuję, że pokażę ci się takim,
jakim powstałem. To, co ujrzałaś dzisiaj jest t ułamkiem prawdziwego mnie.
Zmusiłem Pożądanie do odejścia, i to samo zrobię z tobą i twoim
potomstwem.
Wyprostował
się.
-
Rozumiesz? – zapytał, a jego twarz jakby złagodniała. Wbiła w niego
gniewne spojrzenie, lecz skinęła głową i rozpłynęła się w powietrzu. To samo
zrobił Lucyfer, kiwając z uznaniem głową.
Kiedy
Sen zwrócił się do Śmierci, nie został nawet ślad po jego drugim wcieleniu.
-
Chodź, bracie – powiedział cicho. Śmierć podniósł się powoli, nie wierząc, że
nareszcie nastąpił koniec. Nadal trzymając w ramionach córkę pozwolił, by Sen
złapał jego ramię.
I
odeszli z krainy Życia – Sen, jego brat i nowa Śmierć.
***
Nie wiem czy ktoś jeszcze tu zagląda, miałam bardzo długą przerwę, ale zapraszam do przeczytania przedostatniego rozdziału tej historii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz