sobota, 27 grudnia 2014

VII. Otrzeźwienie i zapomnienie I.

Lena czuła się coraz gorzej - małe porcje spożywanego jedzenia, stres i strach powodowały, że schudła, miała podkrążone oczy. Tylko ona wiedziała, że jej osłabienie wynika nie tylko z przypadku, lecz z jej własnego zamierzenia.
Pewnego razu, dzielnie schodząc do jadalni niemal przewróciła się, czując zawroty głowy - lecz nie pokazała słabości, opuściła tylko głowę, żeby nie musiała patrzeć na twarz mężczyzny.
Usiadła przy stole, naprzeciwko Śmierci. Nie zwracał uwagi na to małe spóźnienie. Zaczął jeść swój posiłek. Lena popatrzyła się na swój pełny talerz czując mdłości. Nie była głodna, źle się czuła. Zeszła do jadalni kierując się tylko strachem przed reakcją Śmierci. Wpatrywała się uporczywie w swój talerz, modląc się, by jedzenie zniknęło. Słyszała, że brzdęk używanych przez Śmierć ustał nagle, lecz nie miała śmiałości, by popatrzeć do góry.
- Jedz – usłyszała jego spokojny głos. Poczuła, jak krew odpływa jej z twarzy.
- Nie jestem głodna – powiedziała słabo.
- Nie pozwolę ci zagłodzić się na śmierć. Masz to zjeść, albo przywiąże cię do krzesła i wepchnę ci to siłą do ust – ton jego głosu był spokojny, lecz Lena wiedziała, że spokój jest tylko pozorny.
Po twarzy popłynęły jej łzy, lecz szybko je stłumiła. Wzięła widelec i nóż, po czym ukroiła kawałek pomidora i mozzarelli i włożyła go do ust. Z trudem połknęła nawet taką ilość pożywienia. Śmierć ponownie zaczął jeść.
Kiedy Lena zjadła połowę swojego dania zerknęła na mężczyznę. Sączył wino wpatrując się w nią. Dziewczyna czuła, że nie da rady zjeść ani kęsa więcej. Odłożyła sztućce i wbiła w Śmierć wzrok.
- Nie chcę już jeść – oznajmiła.
Milczał chwilę, utrzymując ją w niepewności.
- Niech będzie. Możesz nie kończyć.
- Mogę już odejść? - zapytała cicho.
- Nie. Chcę żebyś mi towarzyszyła podczas spaceru.

Wyszli na zewnątrz. Lena była wyczerpana, lecz perspektywa kolejnego gwałtu zniechęciła ją do stawiania oporu.
- Czy czegoś ci brakuje? - zapytał Śmierć znienacka. Zszokowana pokręciła gwałtownie głową, jakby węsząc jakiś podstęp.
- Tak myślałem, że wcale nie będzie ci brakować mojego brata. Wiedziałem, że próbując mnie przekonać, bym pozwolił ci zostać u Lucyfera wszystko nazbyt parabolizuje.
Dziewczyna zamarła słysząc ostatnie zdanie. Popatrzyła na Śmierć.
- On... - przełknęła ślinę, czując, jak zasycha jej gardło. - On chciał cię przekonać?
Uśmiechnął się tylko, najwyraźniej zadowolony, że udało mu się ją zasmucić. Najwyraźniej starał się ją sprowokować.
- Złamałaś mu serce kiedy dałaś mu do zrozumienia, że nie ma szans. A wyglądało na to, że nie zależało mu tylko na zaspokojeniu swoich żądzy.
Uderzyła go w policzek otwartą dłonią, głośno dysząc. Jego mina wskazywała, że właśnie na to czekał.
To była zasadzka. W jego oczach nie było ani cienia wściekłości. Wrócił powolnym krokiem do zamku, zostawiając ją na skraju szaleństwa.

Wieczorem siedziała w bibliotece, czytając byle jaką książkę - nie wiedziała nawet o czym jest, bo w głowie miała tylko oczekiwanie na karę.
- Mój pan cię wzywa - Xavier pojawił się obok niej niczym duch.
Poszła za sługą, chociaż nogi odmawiały jej posłuszeństwa. Weszła przez drzwi wskazane przez Xaviera. To była jego sypialnia. Leżał na łóżku z rękoma zaplecionymi za głową, wpatrując się w sufit.
Po chwili wstał i  popatrzył na nią przechylając głowę na bok. Zrobił krok naprzód, na co ona cofnęła się i próbowała otworzyć drzwi. Były zamknięte. Stała tyłem do niego, trzymając dłonie na klamce. Po chwili odwróciła się do niego.
- Uderzyłaś mnie - przypomniał z wyraźną satysfakcją i postawił następny krok w jej stronę.
- Proszę, nie...
- Ostrzegałem cię. Kiedy podnosiłaś na mnie rękę wiedziałaś jakie będą tego konsekwencje. Bądź grzeczna i podejdź do mnie.
Pokręciła błagalnie głową.
- Nie każ mi się powtarzać.
Nie miała z nim szans. Zrezygnowana stanęła metr od niego, opuszczając głowę.
- Dlaczego nie chcesz czerpać z tego przyjemności? Potrafię naprawdę zadowolić kobietę.
Podszedł do niej, tak, że stykali się ciałami. Złapał jej ręce w nadgarstkach i oparł jej dłonie na swoim torsie. Pocałował delikatnie jej usta, jednocześnie zdejmując jej sukienkę. Zadrżała, kiedy stanęła przed nim w koronkowej bieliźnie. Jego nagła delikatność tylko spotęgowała jej strach.
- Rozepnij mi koszulę - zamruczał, pieszcząc jej ucho chłodnym oddechem. Pokręciła głową.
- Chcesz, żeby było tak jak ostatnio? Daję ci wybór.
Z wahaniem zaczęła rozpinać guziki. Zajęło jej to trochę czasu, bo okropnie trzęsły się jej ręce. Kiedy skończyła ściągnął koszulę i odsunął się trochę od niej, pragnąc podziwiać jej ciało w pełnej okazałości. Później przysunął ją do siebie obejmując jej drobne ciało silnymi ramionami i przylgnął ustami do jej szyi. Wplótł pieszczotliwie dłonie w jej gęste włosy.
- Powiedz, że tego chcesz.
- Możesz mnie zmuszać do uprawiania seksu, ale nie do takich słów.
Zamarł na chwilę i zacisnął dłonie w pięści, ciągnąc jej włosy.
- Chciałem być dla ciebie miły, ale nie pozostawiasz mi wyboru.
- Bo co, bo boli cię prawda?
Na te słowa odwrócił ją gwałtownie tak, by stała tyłem do niego. Krzyknęła i próbowała się uwolnić. Śmierć czując narastające podniecenie objął jej szyję.
- Ostatnia szansa. Więc jak? Chcesz tego?
Pokiwała głową. Znowu zaczął delikatnie pieścić jej ciało. Przejechał wierzchem dłoni po jej policzku, a później zjechał niżej, na szyję, by na koniec szybkim ruchem rozpiąć jej biustonosz. Odruchowo chciała zakryć nagie piersi rękoma, jednak złapał jej nadgarstki.
- Nie wstydź się. Wyglądasz bosko - zamruczał jej do ucha. Położył ręce na jej ramionach. Zaczął masować jej plecy, próbując dotykiem rozluźnić spięte mięśnie. Lena drżała, lecz poddała się jego dotykowi - nie chciała znowu czuć bólu. Czuła, jak jego dłoń wędrowała po szyi, by zjechać na dół i zacisnąć się na lewej piersi. Czuł szybkie bicie jej serca.
Później zamruczał. zupełnie tak, jak mruczą koty podczas głaskania ich sierści. Gardłowy odgłos przeciągnął się, dziewczyna niemal czuła jego wibracje.
Śmierć przytknął do jej włosów usta i wdychał słodki zapach jej włosów. Jego podniecenie rosło z minuty na minutę, lecz prócz pragnienia zaspokojenia swoich potrzeb było jeszcze coś innego - chęć, by Lena również tego chciała, by mruczała z zadowolenia, krzyczała jego imię z rozkoszy.
Jego spotkania z ludźmi były zwykle takie same - towarzyszyła im rozpacz, niechęć, smutek - same przygnębiające emocje. A Śmierć tęsknił za zmianą. Oglądając ludzi zrozumiał jak wiele innych uczuć mogłoby mu towarzyszyć.
Nie mówił o miłości - nie wierzył w jej istnienie. Może dawniej wierzył...
Ale było jeszcze pożądanie. Silniejsze od wszystkich uczuć. Potężne.
Myśląc o tym przypomniał sobie o swej siostrzenicy. Pożądanie była jedną z tych istot, do których pałał nienawiścią. Nawet Życie nie budziła w nim tak gniewnych uczuć, chociaż to ona chciała go zniszczyć. Ale Pożądanie... Bawiła się nim. Od bardzo dawna bawiła się jego uczuciami, niszcząc jego istnienie, niszcząc wszystko, co było w nim dobre.
Zacisnął zęby i odsunął się od dziewczyny. Była zaskoczona, lecz nie śmiała się poruszyć. Drgnęła, kiedy zakrył jej nagość swoją koszulą.
- Ubierz się i zostań tutaj - powiedział ostro, lecz w jego głosie coś się zmieniło - był pełen gniewu.
- Xavier! - sługa pojawił się w drzwiach. - Przygotuj jej jakiś posiłek. Muszę coś załatwić. Nalegam, by podczas mojej nieobecności nikt nie opuszczał zamku. Powinienem wrócić za godzinę.
Kiedy Lena odwróciła się w jego stronę był już ubrany w podróżny, długi płaszcz. Nawet na nią nie spojrzał. Po chwili rozpłynął się w powietrzu.
Kiedy zrozumiała, że zostawił ją na razie w spokoju zamknęła z ulgą oczy. Nie rozumiała, co było powodem jego nagłego wyjścia, lecz liczyło się tylko jedno - nie będzie musiała znosić jego dotyku.
Poprosiła Xaviera, by zaprowadził ją do komnaty i przyniósł coś do jedzenia. Sługa przyniósł jej również parę książek z biblioteki i przypomniał, że jeśli tylko będzie czegoś potrzebowała wystarczy, że wypowie jego imię. Podziękowała mu z uśmiechem na twarzy.

Czas mijał, a Śmierć nie wracał. Dwie godziny po jego wyjściu zaczął siąpić deszcz. Później nadeszły gęste, smoliste chmury, które co chwilę rozbłyskiwały. Rozległy się złowrogie grzmoty. Wiatr za oknem targał drzewa, napierał na mury zamku, jakby za cel postawił sobie zrównanie budowli z ziemią.
Lena zwykle nie obawiała się złej pogody, błyskawic i grzmotów. Lecz teraz nie znajdowała się w zwykłym świecie.
- Xavier!
Kiedy pojawił się w jej pokoju zrozumiała, że coś się dzieje.
- Czy to normalne? - zapytała, wskazując ręką na okno. Zawahał się z odpowiedzią.
- Myślę, że coś się wydarzyło. Coś złego.
- Nie możesz tego sprawdzić?
- Chyba będę musiał. Zdaję mi się, że mój pan już powrócił do tej krainy. Nie wiem tylko, dlaczego nie wraca do zamku. I do tego ten deszcz... Tak dawno tu nie padało - Zamyślił się, jakby wspominał jakieś wydarzenie. W jego głosie brzmiała troska i strach. Lena nie rozumiała, jak można troszczyć się o takiego potwora, lecz nie skomentowała tego. Zamiast tego wpadł jej do głowy pomysł.
- Myślę, że powinieneś go poszukać - powiedziała spokojnie, próbując ukryć swoje plany. Xavier przytaknął i zniknął. Obserwowała jego nieludzko szybki bieg przez nawałnicę. Odczekała kilka minut i wyszła na korytarz.
Słysząc własne bicie serca podążyła w stronę schodów prowadzących do holu. Kiedy znalazła się na ich szczycie, jakby zwęszywszy powiew wolności zaczęła pośpiesznie schodzić na dół.
Zagrzmiało potwornie, lecz ona, skuszona obietnicą wolności nie przejęła się tym.
A kiedy od drzwi dzieliło ją kilkanaście kroków, one rozwarły się, wpuszczając do środka huk burzy i lodowaty wiatr. W nich stał Śmierć. Jego postać na przemian ginęła i pojawiała się, oświetlana błyskawicami. Lena zatrzymała się raptownie.
Obserwowała, jak robi chwiejne kroki do środka - jego oczy były w nią wbite, lecz nic nie powiedział. Niespodziewanie ugięły się pod nim kolana i upadł na zimną posadzkę. Przeszła obok niego ostrożnie, obawiając się, że podniesie wzrok, że wstanie i ją zatrzyma. Stanęła w otwartych drzwiach i poczuła radość - uczucie to kontrastowało z panującą na zewnątrz burzą. Wystarczy, że poprosi Sen o przybycie i będzie mogła uciec, i nic jej nie powstrzyma.
Nawet on.
Spojrzała przez ramię na swojego oprawcę. Śmierć brał płytkie, szybkie wdechy. Próbował się podnieść. lecz zdołał tylko podeprzeć się ręką. Działo się z nim coś niedobrego.
Śmierć domyślał się, że dziewczyna ucieknie. Ale ból i chłód, który powoli opanowywał jego ciało skutecznie odwrócił od niej jego uwagę. Był ranny od paru godzin i z minuty na minutę gorączka stawała się coraz wyższa, a szansę na to, że jego ciało przetrwa niebezpiecznie malały.

Usłyszał zamykane drzwi i, jakby odgłos ten świadczył o jego przesądzonym losie, opadł z powrotem na podłogę.

piątek, 19 grudnia 2014

VI. Rozczarowanie II.

Kiedy Lena otworzyła oczy od razu zakręciło jej się w głowie. Znała to uczucie - towarzyszyło jej zawsze, kiedy przebywała ze Śmiercią. A w jego królestwie było ono spotęgowane. Zamroczyło ją, kiedy zrozumiała, że o ile przedtem mogła wyjść z pokoju, by poczuć się lepiej, to teraz nie ma żadnej drogi ucieczki.
W oczach miała łzy.
Do ostatniej sekundy miała nadzieję, myślała, że stanie się coś, co pozwoliłoby jej zostać. Że przybędzie Sen i nie pozwoli jej sobie odebrać. Że Lucyfer zaprotestuje.
A jednak, myliła się - Była sama.
Krew odpłynęła jej z twarzy i zachwiała się. Śmierć przytrzymał ją, nie chcąc, by upadła.
- Puść mnie - zasyczała. Zdziwiła się, kiedy pozwolił jej osunąć się na kolana. Z trudem łapała powietrze. Podniosła rękę i przyłożyła dłoń do gardła, chcąc odpędzić nieprzyjemne uczucie. Czuła, jakby umierała. Niemożność złapania oddechu była czymś przerażającym, w dodatku przy świadomości, że od tej chwili tak będzie. Chciała mu powiedzieć, że nie może oddychać, że potrzebuje pomocy, lecz duma nie pozwalała jej na to. Powoli się podniosła.
Śmierć patrzył na nią, cierpliwie czekając, aż się oswoi z tutejszym powietrzem. Następnie zaprowadził ją do zamku - jej oczy utkwione były cały czas w podłożu. Nie chciała widzieć tego miejsca.
Przygotował dla niej mały apartament, utrzymany w jasnych, beżowych odcieniach. Widział, że chce zostać sama i opanował chęć przyglądania się jej łzom.
- Kolacja o szóstej. Wyślę po ciebie kogoś - oznajmił i odszedł.
Kiedy zamknęły się za nim drzwi po jej twarzy nareszcie mogły spłynąć ledwo powstrzymywane łzy. Nie mogła oddychać, wszyscy ją opuścili, a na dodatek była potwornie głodna, bo od wczorajszego balu nie wzięła nic do ust. Przeszła z salonu do sypialni i skuliła się na wielkim łożu z baldachimem. Szlochała.
Po jakimś czasie usłyszała, że ktoś wchodzi do komnaty, lecz tylko ukryła twarz w pościeli.
- Kolacja gotowa - usłyszała męski, nieznany głos, być może sługi.
- Nie jestem głodna.
- Ale...
- Chyba coś powiedziałam! - krzyknęła, lecz pościel stłumiła jej głos. Nieznajomy wyszedł, pozostawiając ją samą sobie z burczącym brzuchem i niespokojnym oddechem.

Śmierć czekał z niecierpliwością przy stole.
- Xavier! – rzucił w pustą przestrzeń. Ten zmaterializował się przed nim.
- Powiedziała, że nie jest głodna - poinformował go sługa – jasnowłosy młodzieniec o oczach pozbawionych tęczówki, mieniących się błękitnym ogniem.
- Kiedy tam poszedłeś, co robiła? - zapytał.
- Leżała w łóżku.
- Płakała?
- Tak - potwierdził jego przypuszczenia. Śmierć uśmiechnął się usatysfakcjonowany.

Na następny dzień głód spotęgowany przez nieprzespaną, przepłakaną noc nakazał zejść Lenie na śniadanie. Usiadła na jednym z końców długiego, drewnianego stołu i, mimo wielkiej chęci rzucenia się na jedzenie, powoli zaczęła skubać francuski rogalik. Nie patrzyła na Śmierć, by nie zobaczył jej podpuchniętych, zaczerwienionych oczu.
- Dlaczego wczoraj nie zeszłaś na kolację? - rozległ się jego głos.
- Nie chciałam - odpowiedziała zachrypniętym głosem.
- Kiedy mówię, że masz przyjść, ty przychodzisz. Kiedy mówię, że masz coś zrobić, robisz to - w jego głosie było słychać żarliwość. Dziewczyna zacisnęła zęby.
- Pieprz się.
- Nie mów w taki sposób do mnie. Jeżeli będziesz nieposłuszna, to szybko tego pożałujesz - chyba już udowodniłem, że nie masz ze mną szans? - zapytał retorycznie, a ona stłumiła chęć niepotrzebnej odpowiedzi, zezłoszczona na to, że ma rację.
Ale nie miała zamiaru poddać się jego woli. Mogli wszyscy ją zawieść. Ale samej siebie rozczarować nie mogła. Nie była mu posłuszna, odpyskowywała mu, nie przychodziła na wspólne posiłki. Xavier czasami podrzucał jej jedzenie i picie, lecz kiedy Śmierć się o tym dowiedział sługa przestał do niej przychodzić. Od tego czasu mogła się zdobyć tylko na drobne nieposłuszeństwo. Tyle, że popełniała następny błąd, a mianowicie ponownie nie doceniała Śmierci.
Przekonała się o tym w trzecim tygodniu pobytu w jego krainie. Rankiem oznajmił jej, że po południu wybiorą się  na spacer, by zaznajomiła się z  jego królestwem. Nie zeszła nawet powiedzieć, że nie ma ochoty nigdzie z nim iść.

Śmierć otworzył gwałtownie drzwi jej komnaty. W jego wnętrzu panował chaos, chociaż na zewnątrz zachował powagę i chłód. Lena siedziała przed oknem, jednak kiedy wszedł do pomieszczenia zerwała się gwałtownie. Na jej twarzy królowała złość, przeplatana strachem. Widział, jak zaciska zęby.
- Wyjdź stąd! – krzyknęła gniewnie. Wbił w nią wzrok, powodując, że pewność siebie upłynęła jej z oczu.
- To mój zamek, a ty jesteś teraz moją własnością. Mogę robić co chcę. Powinnaś się nauczyć, że masz mnie słuchać.
Powiedział to tak spokojnym tonem, na jaki tylko mógł się zdobyć – jego celem było sprowokowanie dziewczyny.
- Ty... – zaczerpnęła gwałtownie powietrza.
- Nie próbuj mnie obrażać. To ostatnie słowne ostrzeżenie. Oczekuję, że będziesz robiła to, co ci rozkażę. Lucyfer ci nie wyjaśnił, że jestem teraz twoim panem?
- Możesz mnie tu przetrzymywać wbrew mojej woli, ale nie oczekuj, że będę ci oddana. Co ty sobie wyobrażasz, do cholery? Nie masz prawa mi rozkazywać, ty pieprzony sukinsynu!
Jej ostatnie słowa przerwał odgłos gwałtownie przecinanego powietrza. W następnej sekundzie Śmierć był już przy niej, a ona upadła na podłogę przed nim. Zdezorientowana przyłożyła dłoń do mocno zaczerwienionego policzka.
Nic go już nie obchodziło. Chciał jej dać nauczkę, uderzył ją – powinna znać swoje miejsce.
Patrzył, jak chwiejnie wstaje. Widział ledwie tłumione łzy w jej oczach.
- Do niczego mnie nie zmusisz. Zrozum to. Gardzę tobą i mam głęboko gdzieś, czego sobie życzysz. Jeśli sprawi ci to ulgę, możesz mnie bić. Ale mam w nosie twoje popieprzone zasady!
Tego było dla niego za wiele. W jednej chwili w pokoju nastała nienaturalna cisza. Lena drżała ze strachu, lecz starała się zachować chociaż pozory zimnej krwi. Spojrzał na nią z pogardą.
- Sądzisz, że do niczego cię nie zmuszę – to było bardziej stwierdzenie niż pytanie. Spojrzała na niego z przestrachem i z zaskoczeniem. Cofnęła się o krok, by uzyskać większy dystans, jednak to nic nie dało – w następnej sekundzie Śmierć złapał jej ramię i brutalnie rzucił nią o łóżko. Widział, że jest w szoku, dlatego wykorzystując chwilę jej słabości przycisnął ją do łoża. Leżała na brzuchu, a ręce miała z tyłu.
- Puść mnie! – krzyknęła płaczliwie, szamocąc się. Śmierć patrzył na nią z coraz większym podnieceniem. Teraz nie czuł potrzeby poniżenia jej. Czuł pożądanie.
- Nie uderzę cię. Znam lepszy sposób, by pokazać, że jesteś moja. Rozumiesz? – powiedział to spokojnie, a następnie odwrócił ją na plecy i musnął ustami jej szyję. Spojrzała na niego z rozpaczą i obrzydzeniem, nie mogąc się ruszyć. Powtarzała, by ją zostawił, lecz na nic nie zdały się prośby. Po policzkach poleciały jej łzy. Wydawała się być taka wątła i delikatna – a to jeszcze bardziej go podniecało. Odnalazł ustami jej usta i zatopił się w brutalnym pocałunku, nie dając jej szans na jakikolwiek protest. Czuł, jak wierzga się pod jego ciałem, próbując się uwolnić, lecz nawet jeśli, to co? To jego królestwo, nie miałaby gdzie uciec. Opór był bezsensowny.
Całował ją dalej, uwolnił jej ręce – próbowała go odepchnąć, lecz nie miała tyle siły co on – biła go pięściami, lecz zbyt słabe były jej uderzenia, by wyrządzić mu krzywdę.
Wiedział, że jest przerażona – trzęsła się ze strachu. Ponad to, to nagłe zbliżenie zapewne sprawiło, że opuściły ją siły – być może przyzwyczaiła się do powietrza w jego królestwie, lecz zaskoczył ją na tyle, że oddychała spazmatycznie, próbując zaczerpnąć więcej powietrza.
Jedną dłonią objął jej szyję, utrudniając jeszcze bardziej oddychanie. Drugą pociągnął gwałtownie skraj sukienki, rozrywając ją, ukazując jej delikatne, jedwabiste ciało.
- Nie... – jęknęła, rozpaczliwie próbując nabrać powietrza. Nie przejął się tym jednak – pieścił pocałunkami jej ciepłe ciało, nie zważając na wątłe próby obrony, na jakie zdobywała się Lena.
Pożądanie jest nie do okiełznania i często towarzyszy ludziom – lecz dzisiaj towarzyszyło również Śmierci.
Oderwał się od niej, podziwiając jej nagie ciało. Była smukła, biodra miała namiętnie zaokrąglone, a ciało miękkie i kuszące. Drobne piersi unosiły się i opadały, pod wpływem przyspieszonego bicia serca. Chyba pogodziła się z tym, że nie ma żadnego wyboru, bo nie próbowała uciekać. Łzy turlały jej się po policzkach.
Rozebrał się i ponownie nakrył jej ciepłe ciało. Zacisnęła oczy, kiedy poczuła, że jego twarz znajduje się zaledwie kilka centymetrów od jej twarzy. Pocałunkiem zebrał jej słone łzy i przyłożył jej do policzka dłoń.
- Popatrz na mnie – rozkazał cicho. Pokręciła głową. – Chcę, żebyś na mnie patrzyła – dodał ostrzej.
A kiedy ich oczy się spotkały wszedł w nią, chcąc zobaczyć w tym momencie jej duszę – ale zobaczył tylko rozpacz, strach i ból.
Stykali się ciałami na całej długości – co chwile Śmierć składał pocałunki na jej ustach. Jego ruchy stawały się coraz silniejsze, chociaż ich powolne tempo się nie zmieniło – policzki Leny machinalnie się zaróżowiły, a z jej ust czasami wyrywał się cichy jęk niepożądanego pożądania. Jednocześnie po jej policzkach płynęły łzy.
Śmierć stracił nad sobą panowanie. Chciał czuć ją całym ciałem, chciał kierować się tylko pierwotnymi instynktami, chciał zostać z nią w tym pokoju na zawsze. Nie odrywał wzroku od jej twarzy – może nie chciała uprawiać z nim seksu, lecz ciała nie można oszukać – jej oddech stawał się głębszy, usta miała rozwarte, oczy przymrużone, chociaż nadal zaczerwienione od płaczu.
Śmierć pragnął dać Lenie jak najwięcej niechcianej przez nią przyjemności. Delikatnie masował dłońmi jej piersi, ramiona, uda. Temperatura jej ciała wydawała się być bliska gorączce. Widział jak zaciska dłonie na pościeli, widział jak natęża mięśnie, jakby to miało jej pomóc odzyskać kontrolę nad ciałem, lecz jedynym skutkiem jej oporu mogła być mniej odczuwana przyjemność.
- Rozluźnij się – szepnął jej do ucha, pieszcząc chłodnym oddechem. Jedną dłoń wplótł w jej włosy, unosząc jej głowę tak, by ułatwić sobie odnalezienie jej ust. Drugą ręką złapał jej udo, przyciągając jeszcze bardziej do siebie.
Najwyraźniej postanowiła biernie czekać na koniec. A koniec nie nadchodził i nie nadchodził, był równie odległy co świt. Co chwilę robił przerwy, lecz zbyt krótkie, by mogła zebrać siły i próbować oprzeć się jego życzeniu. Kiedy Śmierć nareszcie zaspokoił swoje żądze za oknem widniało. Nie ułożył się obok niej, tuląc do snu, nie pocałował jej czoła – po prostu wyszedł z jej komnaty, bez słowa zostawiając ją nagą, wyczerpaną fizycznie i psychicznie, z pustym wzrokiem.
Pomyślał, że teraz zacznie być posłuszna – a jeśli tak się stanie da jej wszystko, czego zapragnie. Skierował się do pokoju bez drzwi nie czując żadnych wyrzutów sumienia.

Lena nie miała siły się podnieść. Przykryła się niedbale kołdrą i skuliła się – dopiero teraz nadeszła fala rozpaczy. Łkała cicho, czując ból i wstyd – nie tak wyobrażała sobie swoje pierwsze zbliżenie. Była wyczerpana, lecz wspomnienia nocy nie pozwoliły jej zmrużyć oka. Wbiła wzrok w drzwi, czując spływające po policzkach łzy i chciała tylko zasnąć.
Chociaż sama nie wiedziała, czy chciałaby śnić – Sen nie mógł się o tym dowiedzieć. Jednocześnie była na niego zła – jak mógł zostawić ją, oddać bez walki. Ona sama nie mogła się przeciwstawić, lecz z jego pomocą...
Lena nie gniewała się na Sen – była po prostu rozczarowana.
Faktem było, że nie sądziła, że zacznie się bać Śmierci – ale tak właśnie było. Myśląc o nim opanowywał ją strach. Odebrał jej miłość, wolność, radość, a teraz i dziewictwo. Często wyobrażała sobie jak będzie wyglądała jej pierwsza noc spędzona z mężczyzną, i jej wyobrażenia zdawały się być odległe od tego, co ją spotkało jak Ziemia odległa jest od Słońca. Przede wszystkim wyobrażała sobie, jak uprawia miłość z kimś, kto otacza ją bezwarunkową miłością i troską. W tym wyimaginowanym akcie dużo było delikatności i fantazji, i chociaż wiedziała, że tego nie można zaplanować, to wiedziała też, że nie było tam mowy o gwałcie. Strasznie bolało ją to, że rzecz, którą miała do zaoferowania mężczyźnie tylko jeden raz, Śmierć odebrał sobie ze zwykłego kaprysu.
Każdy pierwszy raz - czy to pierwsza jazda samochodem, czy lot samolotem, czy seks, czy pocałunek, obojętnie - ma w sobie coś magicznego, coś pięknego i podniecającego. A przynajmniej powinien mieć.
Lena przypomniała sobie swój pierwszy pocałunek. Mimo, że wykonany zupełnie bez zobowiązań, to zapamiętany na zawsze, w każdym detalu, w każdej sekundzie.
To były jej siedemnaste urodziny. Poszła razem ze Snem na piknik, upierając się, by Lucyfer nie wyprawiał przyjęcia. Kochała go - zresztą nadal kocha, jednak wtedy ta miłość była inna - w tą burzliwą noc kiedy się poznali zostali przyjaciółmi, troszczyli się o siebie, rozmawiali, przebywali ze sobą - to był ten rodzaj miłości. Ale kiedy Lena dorosła trochę bardziej, kiedy nie była już tylko małą dziewczynką słuchającą opowieści Sen zaczął ją dostrzegać nie tylko jak przyjaciółkę, zresztą vice verso. Jednocześnie Lena bardzo bała się z nim związać, bała się, że mogą zepsuć lata przyjaźni. Jednak przechodząc burzę hormonów Lena szukała u niego bliskości i Sen nie protestował. Ustalili, że pocałunki nie przekraczają jeszcze tej niewidzialnej granicy pomiędzy byciem przyjacielem a kochankiem.
Smak jego ust i dotyk języka powodował u niej drżenie. Zamknęła oczy, przed nimi pojawiły się gwiazdki. Gdyby stała z pewnością ugięły by się pod nią kolana - ale siedząc na nim, w pozie wydającej się dla osoby postronnej bezwstydną, nie groził jej upadek. W zamian za to dostała jeszcze większą przyjemność - czuła dłonie na swojej talii, przylgnęła do niego całym ciałem. Odsunął ją ze śmiechem od siebie, przypominając, że skoro Lena nie chce mu dać "całego słoja ze słodyczami", to nie powinna wywoływać u niego tak silnych emocji, a pozycja w której się znaleźli takowe powodowała.
Od tego momentu pocałunki stały się dla nich czymś normalnym, oczywistym. Ale ten pierwszy był dla niej niezapomnianym przeżyciem.
Tak też powinno wyglądać jej pierwsze zbliżenie.
Ktoś zapukał do drzwi. Drgnęła, lecz nie otworzyła nawet ust, by cokolwiek powiedzieć. Jeśli za drzwiami był Śmierć, to tak, czy siak wejdzie. Zamknęła oczy.
Drzwi otworzyły się. Lena udawała, że śpi – miała nadzieję, że Śmierć zostawi ją w spokoju, chociaż na chwilę.
- Lena... – ten głos z pewnością nie należał do Śmierci. Słychać było w nim żal i ból. Usłyszała szybkie kroki i otworzyła powoli oczy.
- Zostaw mnie – wyszeptała słabo, zaciskając kurczowo wokół siebie kołdrę i starając się nie rozpłakać. Sen klęknął  obok łóżka z zszokowaną miną. Lena nie chciała, by ją widział w tym stanie.
- Idź sobie – po tych słowach mimowolnie rozpłakała się. Wzrok gościa spoczął na leżącej przed łożem rozdartej sukience i na kropelkach krwi na jasnej pościeli.
- Skrzywdził cię – powiedział cicho, bardziej do siebie, niż do Leny. Dziewczyna nie mogła wydusić z siebie słowa – na gardle poczuła żelazną obrożę, zaciskającą się powoli. Sen uniósł ją delikatnie, jeszcze mocniej opatulając kołdrą i przytulił mocno do siebie, nie znajdując słów, które mogłyby ją pocieszyć. Płakała cały czas. Po dłuższym milczeniu zdołała w końcu wykrztusić pierwsze słowa.
- Weź mnie ze sobą – powiedziała płaczliwie. – Proszę, weź mnie ze sobą.
Jego uścisk osłabł na sekundę.
- Nie mogę zrobić czegoś takiego – szepnął z bólem.
- Nie-e zostanę tutaj – wyszlochała. Sen zamyślił się. Lena wiedziała, że znalazł się w impasie, lecz nie obchodziło ją to.
- Umyj się i ubierz – powiedział miękko. Pomógł jej wstać i zaprowadził do łazienki. Ledwo chodziła, lecz starała się nie okazywać słabości.
Leżała długo w powoli stygnącej wodzie. Wcześniej wyszorowała dokładnie całe ciało. Piekło ją podbrzusze, lecz nie fizyczny ból był najgorszy.
Poniżenie i gwałt. Zlekceważyła Śmierć, nie sądziła, że byłby zdolny do czegoś takiego. Była naiwna.
Wyszła z wanny po godzinie. Ubrała się w sukienkę. Nie odważyła się spojrzeć na swoje odbicie w wielkim lustrze.
Wchodząc do pokoju nie zastała Snu. Przyszedł parę minut później i zastał ją siedzącą przy oknie.
- Rozmawiałem z moim bratem.
Spojrzała na niego z przestrachem, jednocześnie modląc się, by móc z nim odejść.
- Powiedział, że nie mam prawa cię stąd zabrać – tylko on wiedział, że ich rozmowa przebiegła dosyć burzliwie, chociaż w tym zdaniu zachował jej sens.
- Nie zostanę tutaj – powtórzyła z nieco większą pewnością w głosie.
- Lena, sam nie wiem co mam zrobić – powiedział nie patrząc na nią.
Sądziła wcześniej, że Sen jest jedyną osobą, która może jej pomóc. Najwyraźniej się myliła. Podszedł do niej i ujął jej dłoń, którą zdecydowanym ruchem wyrwała mu. Do oczu naszły jej łzy wściekłości.
- Wyjdź stąd – rozkazała. Spojrzał na nią ze zdziwieniem.
- Dlaczego tak się zachowujesz? Dobrze wiesz, co do ciebie czuję. To tylko domysły, ale Śmierć o tym wiedział. Ale nie mogę bez jego pozwolenia cię wziąć. On na to nie pozwoli.
- Świetnie. Wyjdź stąd.
- Musisz się tak zachowywać?
- No tak. Powinnam skakać z radości? Albo nie... – powiedziała marszcząc brwi. – Może nie będę stawiać żadnego oporu kiedy następnym razem będzie chciał się pieprzyć?
Kilka łez spłynęło jej po twarzy. Sen spojrzał na nią tylko i odwrócił się do drzwi.
- Chodź. Szybko.
Poszła za nim. Wyszli na ciemny korytarz. Lena starała się jak najciszej oddychać, lecz ciągle słyszała swój nadzwyczaj głośny oddech.
- Co ty wyprawiasz? – Śmierć stał pięć metrów od nich i patrzył na swojego brata. Serce dziewczyny zamarło na moment. Cofnęła się, by przestrzeń między Śmiercią a nią rozdzielał Sen.
- Myślałem, że masz na tyle dużo rozsądku, by mnie posłuchać, Śnie. – spojrzał na Lenę zimnymi oczami. – Wracaj do pokoju. Później... się z tobą rozprawię.
Lena zbladła i zacisnęła zęby.
- Dlaczego to robisz? – zapytał ostro Sen.
- Jeśli teraz odejdziesz, to zapomnę o tym incydencie. Nie chciałbym, by moje stosunki z tobą przypominały te, które utrzymuję z naszą siostrą. Dlatego ostrzegam – nie zrób teraz czegoś, co całkowicie mnie rozczaruje. Teraz odejdź. Wolałbym, żebyś na razie dał sobie spokój z odwiedzinami.
Sen spojrzał zrezygnowany na brata, a później przesłał przepraszające spojrzenie Lenie. Później odszedł i zniknął w ciemności korytarza. Lena nie patrzyła na Śmierć. Nogi miała jak z kamienia – najchętniej uciekłaby stąd jak najdalej. Usłyszała kroki – na ten dźwięk napięła wszystkie mięśnie. Śmierć stanął jakiś metr od niej, lecz ona nadal uparcie patrzyła się w podłogę.
- Sądzę, że jeszcze nie zrozumiałaś. Najwyraźniej muszę powtórzyć swoją lekcję. Chcesz tego?
Pokręciła głową.
- Tak myślałem. A teraz wrócisz do pokoju, odpoczniesz. Sługa przyjdzie, by powiadomić cię o obiedzie, a wtedy przyjdziesz zjeść. Nie pozwól, bym czekał. Odejdź.
Odwróciła się od niego, czując jak serce głośno dudni w jej piersi.
- I jeszcze jedno. Twój pomysł, by nie stawiać oporu wydaje się całkiem dobry, ale jeżeli się postarasz, nie będziesz musiała wcielać go w życie.
Kiedy obejrzała się przez ramię, Śmierci już nie było.
Zamarła. Odwróciła się, lecz nogi odmówiły jej posłuszeństwa i osunęła się na ziemię. Z roztrzęsieniem próbowała stłumić szloch. Chciała być u siebie w obawie, że Śmierć wróci i będzie zły widząc, że nie dostosowała się do jego rozkazu, lecz nie miała siły, by się podnieść.
Nie sądziła, że mogłaby w swoim życiu doznać tyle rozczarowania. Może jej życie było zbyt beztroskie? Może teraz płaci za to?
Zarówno Lucyfer, jak i Sen – mężczyźni, których uważała za przyjaciół, których – tak, z pewnością nie mogła tego inaczej nazwać – kochała i czuła do nich zaufanie, tak po prostu, ot tak ją rozczarowali.
A co do Śmierci... Nie doceniała go. Skutecznie ją nastraszył, zniszczył ostatnią wolę wolności jaka u niej pozostała. Od tej pory robiła to, co jej każe, jadła z nim posiłki, chodziła na spacery, grzecznie odpowiadała - a on, trzymając się obietnicy nie tknął jej nie mając ku temu powodów.

Ale jedno trzeba było przyznać - był przebiegły.

wtorek, 16 grudnia 2014

VI. Rozczarowanie I.

- Oczywiście - odpowiedział Lucyfer.
Lena cofnęła się o kilka kroków, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszy. Zrozumiała w mgnieniu oka plan Śmierci - chciał się odegrać i zrobił to - zgodnie z ostrzeżeniem Lucyfera jego zemsta była o stokroć większa.
- Lu! - krzyknęła prawie, lecz znowu ją zignorował. Odwróciła się i walcząc z mdłościami rozejrzała się po sali, szukając Snu.
- Lena, zostań tutaj - rozkazał Lu i położył jej rękę na ramieniu. Strzepnęła ją gwałtownie.
- Zostaw mnie w spokoju! - odeszła. Kiedy wzrokiem odnalazła Sen poczuła ulgę. Widząc jej twarz pełną rozpaczy nabrał czujności.
- On chce, żebym z nim poszła, Śnie! - poczuła, jak w oczach gromadzą jej się łzy.
- Kto? Hej, uspokój się! - złapał ją za ramiona, próbując ją otrzeźwić.
- Śmierć. Rozmawiali o czymś, co miałby zrobić dla Lucyfera i zgodził się, pod warunkiem, że jutro pójdę razem z nim - wyżaliła się, widząc, jak jego twarz kamienieje. - A Lu się na to zgodził! Ja z nim nigdzie nie pójdę!
Goście co chwila spoglądali w ich stronę, lecz oni się tym nie przejmowali. Sen zaprowadził Lenę do pustego pokoju.
- Poczekaj tutaj na mnie - rozkazał cicho. Widząc jej łzy przed wyjściem przytulił ją do siebie i pocałował w czoło.
Sen bardzo szanował swego brata, lecz jego mściwość, brak empatii i jakichkolwiek granic powoli go wykańczały. Kiedy go znalazł złapał go za ramię i wyprowadził na dwór.
- O co chodzi, bracie? - stoicki spokój Śmierci podziałał na Sen jak płachta na byka.
- Nie udawaj idioty! Co ty sobie wyobrażasz? Dlaczego to robisz?
- Obiecałem jej, że tego pożałuje, a ja dotrzymuję obietnic.
- Zostaw ją w spokoju - warknął Sen.
- Dlaczego nie poprosiłeś o nią Lucyfera? Gdyby wcześniej była komuś obiecana...
Jego słowa zostały przerwane przez szum powietrza i w następnej chwili odchylił się na bok pod wpływem pięści swojego brata. Zachował spokój i otarł krew z wargi.
- Ona nie jest niczyją własnością, by można było ją sobie zaklepać!
- Ta sprawa nie podlega już dyskusji.
- Przecież jej nie znosisz - argumentował Sen, udając spokój. - Proszę, zostaw ją.
- Nie - uciął gwałtownie. Jego oczy stały się ciemne i złowrogie.
- Rozumiem, że chcesz jej zrobić na złość - kontynuował Sen, czując coraz większą rozpacz. - Ale jednocześnie możesz jej zniszczyć życie. Nie rozumiem tylko, dlaczego postępujesz tak względem mnie.
- Nie próbuj wzbudzać we mnie wyrzutów sumienia. Ale faktycznie, nie pragnę, by ta sprawa dotknęła i ciebie.
W szarych oczach Snu zapaliły się iskierki nadziei.
- Mogę ci obiecać, że nie spadnie jej włos z głowy, jeżeli tylko będzie się prawidłowo zachowywać - kontynuował Śmierć, patrząc jak mina brata zmienia się w pustą maskę. – Czy to cię satysfakcjonuje?
- Ty wszystko niszczysz.
- Chyba zbyt wiele czasu spędzasz z Życiem. Przekaż dziewczynie, że jutro po obiedzie wyruszamy. Niech nie bierze żadnych rzeczy, wszystko, czego zapragnie będzie na miejscu.
Odwrócił się od załamanego Snu i odszedł z powrotem do domu. Kiedy wrócił do Leny, a ona ujrzała jego zrezygnowanie wyminęła go bez słowa, wzburzona gniewem i wściekłością, niczym niespokojny ocean przed sztormem.
- Lucyferze - podeszła do niego, mimo, że był zajęty rozmową z którymś z demonów.
- Jestem teraz zajęty.
Szarpnęła go za ramię i zmusiła, by na nią popatrzył. Widząc, że rozmowa jest konieczna, przeprosił na chwilę demona i poszedł z Leną na stronę.
- Co to ma znaczyć? - zapytała gniewnie. Jeszcze bardziej zdenerwowało ją to, że na jego twarzy widniała złość.
- Układ, który zawarliśmy jest dla mnie bardzo ważny.
- Więc sam się do niego przeprowadź!
- Ostrzegałem cię, prosiłem, byś była dla niego miła.
Lena nabrała głośno powietrza i zmarszczyła brwi.
- Od początku wiedziałeś o jego zamiarach? I nie powiedziałeś mi?
- Nie byłem tego pewny, ale brałem pod uwagę taką możliwość.
Zacisnęła zęby, starając się nie pokazać, jak bardzo zabolały ją te słowa.
- Nie masz prawa za mnie decydować.
- Nie ja teraz o tobie decyduję. Teraz zależysz od niego. Bądź dla niego miła, a da ci w zamian to samo, a może więcej. Kto wie, może pozwoli ci wrócić. To wszystko zależy od ciebie.
- Jak dla mnie, to możesz go pocałować w dupę, ale ja nie będę się przed nim płaszczyć.
Lucyfer wyglądał, jakby miał ochotę ją uderzyć, lecz w porę powstrzymał się. Jego twarz była jak z kamienia.
- Czy tego chcesz, czy nie teraz należysz do niego. Nie każ mi się powtarzać. Lepiej będzie, jeśli teraz pójdziesz do swojego pokoju.
I już go nie było.

            Lena spędziła bezsenną noc w ramionach Snu. Nie odzywali się do siebie, chcąc jak najdłużej trwać ciałem przy ciele, jednak ich milczenie było tylko umowne – potok myśli w głowie każdego z nich przybierał niemal słyszalną na zewnątrz formę. Zresztą nie wiedzieli jakie słowa będą wystarczające. Nad ranem Lena poprosiła Sen, by odszedł - nie chciała, by widział jak znika ze Śmiercią. Otworzyła mu drzwi, lecz przed wyjściem porwał ją w ramiona i pocałował w usta, jakby to miało być niemą obietnicą, przysięgą, że jej nie zostawi. Ale później odszedł.
Lena nie zeszła na śniadanie, ani na obiad. Dopiero po południu wyszła z pokoju i zeszła po schodach, unosząc głowę najwyżej jak się dało, nie obrzucając spojrzeniem mężczyzn czekających na dole. Nie mogła jednak nie dostrzec, że Śmierć się uśmiecha. Otworzył przed nią drzwi.
- Lena - zaczął Lucyfer, lecz rozmyślił się i powiedział po prostu: - Do widzenia.
- Chyba śnisz - odpowiedziała cicho, nie patrząc na niego i nie mając pewności czy usłyszał. Wyszła na dwór. czując jak mężczyzna kroczy za nią.
- Tutaj będzie dobrze - powiedział i złapał mocno jej ramię. Opanowała chęć wyrwania się mu i ucieczki.

Zniknęli, rozpływając się, jakby we mgle.