piątek, 19 grudnia 2014

VI. Rozczarowanie II.

Kiedy Lena otworzyła oczy od razu zakręciło jej się w głowie. Znała to uczucie - towarzyszyło jej zawsze, kiedy przebywała ze Śmiercią. A w jego królestwie było ono spotęgowane. Zamroczyło ją, kiedy zrozumiała, że o ile przedtem mogła wyjść z pokoju, by poczuć się lepiej, to teraz nie ma żadnej drogi ucieczki.
W oczach miała łzy.
Do ostatniej sekundy miała nadzieję, myślała, że stanie się coś, co pozwoliłoby jej zostać. Że przybędzie Sen i nie pozwoli jej sobie odebrać. Że Lucyfer zaprotestuje.
A jednak, myliła się - Była sama.
Krew odpłynęła jej z twarzy i zachwiała się. Śmierć przytrzymał ją, nie chcąc, by upadła.
- Puść mnie - zasyczała. Zdziwiła się, kiedy pozwolił jej osunąć się na kolana. Z trudem łapała powietrze. Podniosła rękę i przyłożyła dłoń do gardła, chcąc odpędzić nieprzyjemne uczucie. Czuła, jakby umierała. Niemożność złapania oddechu była czymś przerażającym, w dodatku przy świadomości, że od tej chwili tak będzie. Chciała mu powiedzieć, że nie może oddychać, że potrzebuje pomocy, lecz duma nie pozwalała jej na to. Powoli się podniosła.
Śmierć patrzył na nią, cierpliwie czekając, aż się oswoi z tutejszym powietrzem. Następnie zaprowadził ją do zamku - jej oczy utkwione były cały czas w podłożu. Nie chciała widzieć tego miejsca.
Przygotował dla niej mały apartament, utrzymany w jasnych, beżowych odcieniach. Widział, że chce zostać sama i opanował chęć przyglądania się jej łzom.
- Kolacja o szóstej. Wyślę po ciebie kogoś - oznajmił i odszedł.
Kiedy zamknęły się za nim drzwi po jej twarzy nareszcie mogły spłynąć ledwo powstrzymywane łzy. Nie mogła oddychać, wszyscy ją opuścili, a na dodatek była potwornie głodna, bo od wczorajszego balu nie wzięła nic do ust. Przeszła z salonu do sypialni i skuliła się na wielkim łożu z baldachimem. Szlochała.
Po jakimś czasie usłyszała, że ktoś wchodzi do komnaty, lecz tylko ukryła twarz w pościeli.
- Kolacja gotowa - usłyszała męski, nieznany głos, być może sługi.
- Nie jestem głodna.
- Ale...
- Chyba coś powiedziałam! - krzyknęła, lecz pościel stłumiła jej głos. Nieznajomy wyszedł, pozostawiając ją samą sobie z burczącym brzuchem i niespokojnym oddechem.

Śmierć czekał z niecierpliwością przy stole.
- Xavier! – rzucił w pustą przestrzeń. Ten zmaterializował się przed nim.
- Powiedziała, że nie jest głodna - poinformował go sługa – jasnowłosy młodzieniec o oczach pozbawionych tęczówki, mieniących się błękitnym ogniem.
- Kiedy tam poszedłeś, co robiła? - zapytał.
- Leżała w łóżku.
- Płakała?
- Tak - potwierdził jego przypuszczenia. Śmierć uśmiechnął się usatysfakcjonowany.

Na następny dzień głód spotęgowany przez nieprzespaną, przepłakaną noc nakazał zejść Lenie na śniadanie. Usiadła na jednym z końców długiego, drewnianego stołu i, mimo wielkiej chęci rzucenia się na jedzenie, powoli zaczęła skubać francuski rogalik. Nie patrzyła na Śmierć, by nie zobaczył jej podpuchniętych, zaczerwienionych oczu.
- Dlaczego wczoraj nie zeszłaś na kolację? - rozległ się jego głos.
- Nie chciałam - odpowiedziała zachrypniętym głosem.
- Kiedy mówię, że masz przyjść, ty przychodzisz. Kiedy mówię, że masz coś zrobić, robisz to - w jego głosie było słychać żarliwość. Dziewczyna zacisnęła zęby.
- Pieprz się.
- Nie mów w taki sposób do mnie. Jeżeli będziesz nieposłuszna, to szybko tego pożałujesz - chyba już udowodniłem, że nie masz ze mną szans? - zapytał retorycznie, a ona stłumiła chęć niepotrzebnej odpowiedzi, zezłoszczona na to, że ma rację.
Ale nie miała zamiaru poddać się jego woli. Mogli wszyscy ją zawieść. Ale samej siebie rozczarować nie mogła. Nie była mu posłuszna, odpyskowywała mu, nie przychodziła na wspólne posiłki. Xavier czasami podrzucał jej jedzenie i picie, lecz kiedy Śmierć się o tym dowiedział sługa przestał do niej przychodzić. Od tego czasu mogła się zdobyć tylko na drobne nieposłuszeństwo. Tyle, że popełniała następny błąd, a mianowicie ponownie nie doceniała Śmierci.
Przekonała się o tym w trzecim tygodniu pobytu w jego krainie. Rankiem oznajmił jej, że po południu wybiorą się  na spacer, by zaznajomiła się z  jego królestwem. Nie zeszła nawet powiedzieć, że nie ma ochoty nigdzie z nim iść.

Śmierć otworzył gwałtownie drzwi jej komnaty. W jego wnętrzu panował chaos, chociaż na zewnątrz zachował powagę i chłód. Lena siedziała przed oknem, jednak kiedy wszedł do pomieszczenia zerwała się gwałtownie. Na jej twarzy królowała złość, przeplatana strachem. Widział, jak zaciska zęby.
- Wyjdź stąd! – krzyknęła gniewnie. Wbił w nią wzrok, powodując, że pewność siebie upłynęła jej z oczu.
- To mój zamek, a ty jesteś teraz moją własnością. Mogę robić co chcę. Powinnaś się nauczyć, że masz mnie słuchać.
Powiedział to tak spokojnym tonem, na jaki tylko mógł się zdobyć – jego celem było sprowokowanie dziewczyny.
- Ty... – zaczerpnęła gwałtownie powietrza.
- Nie próbuj mnie obrażać. To ostatnie słowne ostrzeżenie. Oczekuję, że będziesz robiła to, co ci rozkażę. Lucyfer ci nie wyjaśnił, że jestem teraz twoim panem?
- Możesz mnie tu przetrzymywać wbrew mojej woli, ale nie oczekuj, że będę ci oddana. Co ty sobie wyobrażasz, do cholery? Nie masz prawa mi rozkazywać, ty pieprzony sukinsynu!
Jej ostatnie słowa przerwał odgłos gwałtownie przecinanego powietrza. W następnej sekundzie Śmierć był już przy niej, a ona upadła na podłogę przed nim. Zdezorientowana przyłożyła dłoń do mocno zaczerwienionego policzka.
Nic go już nie obchodziło. Chciał jej dać nauczkę, uderzył ją – powinna znać swoje miejsce.
Patrzył, jak chwiejnie wstaje. Widział ledwie tłumione łzy w jej oczach.
- Do niczego mnie nie zmusisz. Zrozum to. Gardzę tobą i mam głęboko gdzieś, czego sobie życzysz. Jeśli sprawi ci to ulgę, możesz mnie bić. Ale mam w nosie twoje popieprzone zasady!
Tego było dla niego za wiele. W jednej chwili w pokoju nastała nienaturalna cisza. Lena drżała ze strachu, lecz starała się zachować chociaż pozory zimnej krwi. Spojrzał na nią z pogardą.
- Sądzisz, że do niczego cię nie zmuszę – to było bardziej stwierdzenie niż pytanie. Spojrzała na niego z przestrachem i z zaskoczeniem. Cofnęła się o krok, by uzyskać większy dystans, jednak to nic nie dało – w następnej sekundzie Śmierć złapał jej ramię i brutalnie rzucił nią o łóżko. Widział, że jest w szoku, dlatego wykorzystując chwilę jej słabości przycisnął ją do łoża. Leżała na brzuchu, a ręce miała z tyłu.
- Puść mnie! – krzyknęła płaczliwie, szamocąc się. Śmierć patrzył na nią z coraz większym podnieceniem. Teraz nie czuł potrzeby poniżenia jej. Czuł pożądanie.
- Nie uderzę cię. Znam lepszy sposób, by pokazać, że jesteś moja. Rozumiesz? – powiedział to spokojnie, a następnie odwrócił ją na plecy i musnął ustami jej szyję. Spojrzała na niego z rozpaczą i obrzydzeniem, nie mogąc się ruszyć. Powtarzała, by ją zostawił, lecz na nic nie zdały się prośby. Po policzkach poleciały jej łzy. Wydawała się być taka wątła i delikatna – a to jeszcze bardziej go podniecało. Odnalazł ustami jej usta i zatopił się w brutalnym pocałunku, nie dając jej szans na jakikolwiek protest. Czuł, jak wierzga się pod jego ciałem, próbując się uwolnić, lecz nawet jeśli, to co? To jego królestwo, nie miałaby gdzie uciec. Opór był bezsensowny.
Całował ją dalej, uwolnił jej ręce – próbowała go odepchnąć, lecz nie miała tyle siły co on – biła go pięściami, lecz zbyt słabe były jej uderzenia, by wyrządzić mu krzywdę.
Wiedział, że jest przerażona – trzęsła się ze strachu. Ponad to, to nagłe zbliżenie zapewne sprawiło, że opuściły ją siły – być może przyzwyczaiła się do powietrza w jego królestwie, lecz zaskoczył ją na tyle, że oddychała spazmatycznie, próbując zaczerpnąć więcej powietrza.
Jedną dłonią objął jej szyję, utrudniając jeszcze bardziej oddychanie. Drugą pociągnął gwałtownie skraj sukienki, rozrywając ją, ukazując jej delikatne, jedwabiste ciało.
- Nie... – jęknęła, rozpaczliwie próbując nabrać powietrza. Nie przejął się tym jednak – pieścił pocałunkami jej ciepłe ciało, nie zważając na wątłe próby obrony, na jakie zdobywała się Lena.
Pożądanie jest nie do okiełznania i często towarzyszy ludziom – lecz dzisiaj towarzyszyło również Śmierci.
Oderwał się od niej, podziwiając jej nagie ciało. Była smukła, biodra miała namiętnie zaokrąglone, a ciało miękkie i kuszące. Drobne piersi unosiły się i opadały, pod wpływem przyspieszonego bicia serca. Chyba pogodziła się z tym, że nie ma żadnego wyboru, bo nie próbowała uciekać. Łzy turlały jej się po policzkach.
Rozebrał się i ponownie nakrył jej ciepłe ciało. Zacisnęła oczy, kiedy poczuła, że jego twarz znajduje się zaledwie kilka centymetrów od jej twarzy. Pocałunkiem zebrał jej słone łzy i przyłożył jej do policzka dłoń.
- Popatrz na mnie – rozkazał cicho. Pokręciła głową. – Chcę, żebyś na mnie patrzyła – dodał ostrzej.
A kiedy ich oczy się spotkały wszedł w nią, chcąc zobaczyć w tym momencie jej duszę – ale zobaczył tylko rozpacz, strach i ból.
Stykali się ciałami na całej długości – co chwile Śmierć składał pocałunki na jej ustach. Jego ruchy stawały się coraz silniejsze, chociaż ich powolne tempo się nie zmieniło – policzki Leny machinalnie się zaróżowiły, a z jej ust czasami wyrywał się cichy jęk niepożądanego pożądania. Jednocześnie po jej policzkach płynęły łzy.
Śmierć stracił nad sobą panowanie. Chciał czuć ją całym ciałem, chciał kierować się tylko pierwotnymi instynktami, chciał zostać z nią w tym pokoju na zawsze. Nie odrywał wzroku od jej twarzy – może nie chciała uprawiać z nim seksu, lecz ciała nie można oszukać – jej oddech stawał się głębszy, usta miała rozwarte, oczy przymrużone, chociaż nadal zaczerwienione od płaczu.
Śmierć pragnął dać Lenie jak najwięcej niechcianej przez nią przyjemności. Delikatnie masował dłońmi jej piersi, ramiona, uda. Temperatura jej ciała wydawała się być bliska gorączce. Widział jak zaciska dłonie na pościeli, widział jak natęża mięśnie, jakby to miało jej pomóc odzyskać kontrolę nad ciałem, lecz jedynym skutkiem jej oporu mogła być mniej odczuwana przyjemność.
- Rozluźnij się – szepnął jej do ucha, pieszcząc chłodnym oddechem. Jedną dłoń wplótł w jej włosy, unosząc jej głowę tak, by ułatwić sobie odnalezienie jej ust. Drugą ręką złapał jej udo, przyciągając jeszcze bardziej do siebie.
Najwyraźniej postanowiła biernie czekać na koniec. A koniec nie nadchodził i nie nadchodził, był równie odległy co świt. Co chwilę robił przerwy, lecz zbyt krótkie, by mogła zebrać siły i próbować oprzeć się jego życzeniu. Kiedy Śmierć nareszcie zaspokoił swoje żądze za oknem widniało. Nie ułożył się obok niej, tuląc do snu, nie pocałował jej czoła – po prostu wyszedł z jej komnaty, bez słowa zostawiając ją nagą, wyczerpaną fizycznie i psychicznie, z pustym wzrokiem.
Pomyślał, że teraz zacznie być posłuszna – a jeśli tak się stanie da jej wszystko, czego zapragnie. Skierował się do pokoju bez drzwi nie czując żadnych wyrzutów sumienia.

Lena nie miała siły się podnieść. Przykryła się niedbale kołdrą i skuliła się – dopiero teraz nadeszła fala rozpaczy. Łkała cicho, czując ból i wstyd – nie tak wyobrażała sobie swoje pierwsze zbliżenie. Była wyczerpana, lecz wspomnienia nocy nie pozwoliły jej zmrużyć oka. Wbiła wzrok w drzwi, czując spływające po policzkach łzy i chciała tylko zasnąć.
Chociaż sama nie wiedziała, czy chciałaby śnić – Sen nie mógł się o tym dowiedzieć. Jednocześnie była na niego zła – jak mógł zostawić ją, oddać bez walki. Ona sama nie mogła się przeciwstawić, lecz z jego pomocą...
Lena nie gniewała się na Sen – była po prostu rozczarowana.
Faktem było, że nie sądziła, że zacznie się bać Śmierci – ale tak właśnie było. Myśląc o nim opanowywał ją strach. Odebrał jej miłość, wolność, radość, a teraz i dziewictwo. Często wyobrażała sobie jak będzie wyglądała jej pierwsza noc spędzona z mężczyzną, i jej wyobrażenia zdawały się być odległe od tego, co ją spotkało jak Ziemia odległa jest od Słońca. Przede wszystkim wyobrażała sobie, jak uprawia miłość z kimś, kto otacza ją bezwarunkową miłością i troską. W tym wyimaginowanym akcie dużo było delikatności i fantazji, i chociaż wiedziała, że tego nie można zaplanować, to wiedziała też, że nie było tam mowy o gwałcie. Strasznie bolało ją to, że rzecz, którą miała do zaoferowania mężczyźnie tylko jeden raz, Śmierć odebrał sobie ze zwykłego kaprysu.
Każdy pierwszy raz - czy to pierwsza jazda samochodem, czy lot samolotem, czy seks, czy pocałunek, obojętnie - ma w sobie coś magicznego, coś pięknego i podniecającego. A przynajmniej powinien mieć.
Lena przypomniała sobie swój pierwszy pocałunek. Mimo, że wykonany zupełnie bez zobowiązań, to zapamiętany na zawsze, w każdym detalu, w każdej sekundzie.
To były jej siedemnaste urodziny. Poszła razem ze Snem na piknik, upierając się, by Lucyfer nie wyprawiał przyjęcia. Kochała go - zresztą nadal kocha, jednak wtedy ta miłość była inna - w tą burzliwą noc kiedy się poznali zostali przyjaciółmi, troszczyli się o siebie, rozmawiali, przebywali ze sobą - to był ten rodzaj miłości. Ale kiedy Lena dorosła trochę bardziej, kiedy nie była już tylko małą dziewczynką słuchającą opowieści Sen zaczął ją dostrzegać nie tylko jak przyjaciółkę, zresztą vice verso. Jednocześnie Lena bardzo bała się z nim związać, bała się, że mogą zepsuć lata przyjaźni. Jednak przechodząc burzę hormonów Lena szukała u niego bliskości i Sen nie protestował. Ustalili, że pocałunki nie przekraczają jeszcze tej niewidzialnej granicy pomiędzy byciem przyjacielem a kochankiem.
Smak jego ust i dotyk języka powodował u niej drżenie. Zamknęła oczy, przed nimi pojawiły się gwiazdki. Gdyby stała z pewnością ugięły by się pod nią kolana - ale siedząc na nim, w pozie wydającej się dla osoby postronnej bezwstydną, nie groził jej upadek. W zamian za to dostała jeszcze większą przyjemność - czuła dłonie na swojej talii, przylgnęła do niego całym ciałem. Odsunął ją ze śmiechem od siebie, przypominając, że skoro Lena nie chce mu dać "całego słoja ze słodyczami", to nie powinna wywoływać u niego tak silnych emocji, a pozycja w której się znaleźli takowe powodowała.
Od tego momentu pocałunki stały się dla nich czymś normalnym, oczywistym. Ale ten pierwszy był dla niej niezapomnianym przeżyciem.
Tak też powinno wyglądać jej pierwsze zbliżenie.
Ktoś zapukał do drzwi. Drgnęła, lecz nie otworzyła nawet ust, by cokolwiek powiedzieć. Jeśli za drzwiami był Śmierć, to tak, czy siak wejdzie. Zamknęła oczy.
Drzwi otworzyły się. Lena udawała, że śpi – miała nadzieję, że Śmierć zostawi ją w spokoju, chociaż na chwilę.
- Lena... – ten głos z pewnością nie należał do Śmierci. Słychać było w nim żal i ból. Usłyszała szybkie kroki i otworzyła powoli oczy.
- Zostaw mnie – wyszeptała słabo, zaciskając kurczowo wokół siebie kołdrę i starając się nie rozpłakać. Sen klęknął  obok łóżka z zszokowaną miną. Lena nie chciała, by ją widział w tym stanie.
- Idź sobie – po tych słowach mimowolnie rozpłakała się. Wzrok gościa spoczął na leżącej przed łożem rozdartej sukience i na kropelkach krwi na jasnej pościeli.
- Skrzywdził cię – powiedział cicho, bardziej do siebie, niż do Leny. Dziewczyna nie mogła wydusić z siebie słowa – na gardle poczuła żelazną obrożę, zaciskającą się powoli. Sen uniósł ją delikatnie, jeszcze mocniej opatulając kołdrą i przytulił mocno do siebie, nie znajdując słów, które mogłyby ją pocieszyć. Płakała cały czas. Po dłuższym milczeniu zdołała w końcu wykrztusić pierwsze słowa.
- Weź mnie ze sobą – powiedziała płaczliwie. – Proszę, weź mnie ze sobą.
Jego uścisk osłabł na sekundę.
- Nie mogę zrobić czegoś takiego – szepnął z bólem.
- Nie-e zostanę tutaj – wyszlochała. Sen zamyślił się. Lena wiedziała, że znalazł się w impasie, lecz nie obchodziło ją to.
- Umyj się i ubierz – powiedział miękko. Pomógł jej wstać i zaprowadził do łazienki. Ledwo chodziła, lecz starała się nie okazywać słabości.
Leżała długo w powoli stygnącej wodzie. Wcześniej wyszorowała dokładnie całe ciało. Piekło ją podbrzusze, lecz nie fizyczny ból był najgorszy.
Poniżenie i gwałt. Zlekceważyła Śmierć, nie sądziła, że byłby zdolny do czegoś takiego. Była naiwna.
Wyszła z wanny po godzinie. Ubrała się w sukienkę. Nie odważyła się spojrzeć na swoje odbicie w wielkim lustrze.
Wchodząc do pokoju nie zastała Snu. Przyszedł parę minut później i zastał ją siedzącą przy oknie.
- Rozmawiałem z moim bratem.
Spojrzała na niego z przestrachem, jednocześnie modląc się, by móc z nim odejść.
- Powiedział, że nie mam prawa cię stąd zabrać – tylko on wiedział, że ich rozmowa przebiegła dosyć burzliwie, chociaż w tym zdaniu zachował jej sens.
- Nie zostanę tutaj – powtórzyła z nieco większą pewnością w głosie.
- Lena, sam nie wiem co mam zrobić – powiedział nie patrząc na nią.
Sądziła wcześniej, że Sen jest jedyną osobą, która może jej pomóc. Najwyraźniej się myliła. Podszedł do niej i ujął jej dłoń, którą zdecydowanym ruchem wyrwała mu. Do oczu naszły jej łzy wściekłości.
- Wyjdź stąd – rozkazała. Spojrzał na nią ze zdziwieniem.
- Dlaczego tak się zachowujesz? Dobrze wiesz, co do ciebie czuję. To tylko domysły, ale Śmierć o tym wiedział. Ale nie mogę bez jego pozwolenia cię wziąć. On na to nie pozwoli.
- Świetnie. Wyjdź stąd.
- Musisz się tak zachowywać?
- No tak. Powinnam skakać z radości? Albo nie... – powiedziała marszcząc brwi. – Może nie będę stawiać żadnego oporu kiedy następnym razem będzie chciał się pieprzyć?
Kilka łez spłynęło jej po twarzy. Sen spojrzał na nią tylko i odwrócił się do drzwi.
- Chodź. Szybko.
Poszła za nim. Wyszli na ciemny korytarz. Lena starała się jak najciszej oddychać, lecz ciągle słyszała swój nadzwyczaj głośny oddech.
- Co ty wyprawiasz? – Śmierć stał pięć metrów od nich i patrzył na swojego brata. Serce dziewczyny zamarło na moment. Cofnęła się, by przestrzeń między Śmiercią a nią rozdzielał Sen.
- Myślałem, że masz na tyle dużo rozsądku, by mnie posłuchać, Śnie. – spojrzał na Lenę zimnymi oczami. – Wracaj do pokoju. Później... się z tobą rozprawię.
Lena zbladła i zacisnęła zęby.
- Dlaczego to robisz? – zapytał ostro Sen.
- Jeśli teraz odejdziesz, to zapomnę o tym incydencie. Nie chciałbym, by moje stosunki z tobą przypominały te, które utrzymuję z naszą siostrą. Dlatego ostrzegam – nie zrób teraz czegoś, co całkowicie mnie rozczaruje. Teraz odejdź. Wolałbym, żebyś na razie dał sobie spokój z odwiedzinami.
Sen spojrzał zrezygnowany na brata, a później przesłał przepraszające spojrzenie Lenie. Później odszedł i zniknął w ciemności korytarza. Lena nie patrzyła na Śmierć. Nogi miała jak z kamienia – najchętniej uciekłaby stąd jak najdalej. Usłyszała kroki – na ten dźwięk napięła wszystkie mięśnie. Śmierć stanął jakiś metr od niej, lecz ona nadal uparcie patrzyła się w podłogę.
- Sądzę, że jeszcze nie zrozumiałaś. Najwyraźniej muszę powtórzyć swoją lekcję. Chcesz tego?
Pokręciła głową.
- Tak myślałem. A teraz wrócisz do pokoju, odpoczniesz. Sługa przyjdzie, by powiadomić cię o obiedzie, a wtedy przyjdziesz zjeść. Nie pozwól, bym czekał. Odejdź.
Odwróciła się od niego, czując jak serce głośno dudni w jej piersi.
- I jeszcze jedno. Twój pomysł, by nie stawiać oporu wydaje się całkiem dobry, ale jeżeli się postarasz, nie będziesz musiała wcielać go w życie.
Kiedy obejrzała się przez ramię, Śmierci już nie było.
Zamarła. Odwróciła się, lecz nogi odmówiły jej posłuszeństwa i osunęła się na ziemię. Z roztrzęsieniem próbowała stłumić szloch. Chciała być u siebie w obawie, że Śmierć wróci i będzie zły widząc, że nie dostosowała się do jego rozkazu, lecz nie miała siły, by się podnieść.
Nie sądziła, że mogłaby w swoim życiu doznać tyle rozczarowania. Może jej życie było zbyt beztroskie? Może teraz płaci za to?
Zarówno Lucyfer, jak i Sen – mężczyźni, których uważała za przyjaciół, których – tak, z pewnością nie mogła tego inaczej nazwać – kochała i czuła do nich zaufanie, tak po prostu, ot tak ją rozczarowali.
A co do Śmierci... Nie doceniała go. Skutecznie ją nastraszył, zniszczył ostatnią wolę wolności jaka u niej pozostała. Od tej pory robiła to, co jej każe, jadła z nim posiłki, chodziła na spacery, grzecznie odpowiadała - a on, trzymając się obietnicy nie tknął jej nie mając ku temu powodów.

Ale jedno trzeba było przyznać - był przebiegły.

3 komentarze:

  1. Jeden z lepszych rozdziałów. Scena seksu opisana idealnie i było mi bardzo mocno szkoda Leny. Jednak dziwnie nie potrafię nie lubić Śmierci, wiem, że powinnam, bo jest okropny, ale mimo tego wydaje mi się być takim opanowanym dżentelmenem, takim facetem z klasą, wręcz sennym pragnieniem większości kobiet - pozornie ostry, w duszy jednak czuję, że to romantyk. Zachwyciła mnie budowa jego postaci i budowa postaci kobiety - Leny, która idealnie do niego pasuje, tak się uzupełniają.
    Co do Snu - miły, kochany, ale nie podnieca, taki nudziarz, ciepłe kluchy.
    O Lucyferze już się wypowiedziałam w poprzednim rozdziale.
    Co do Śmierci, <3 - ja chyba kocham takich opowiadaniowych drani.

    OdpowiedzUsuń
  2. Doskonałe. Czułem te emocje, żal, ból i... i coś jeszcze, między nimi z pewnością jest coś więcej.
    Nawet się ucieszyłem gdy postanowił sobie Lenę odrobinę wychować. Pragnął pokazać, że jest panem tego miejsca, a ona jest czymś co do niego należy - tu przesadził, ale to, że wymagał szacunku i odpowiedniego, przyzwoitego i grzecznego zachowania jest jak najbardziej normalne i tutaj całkowicie go rozumiem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Uhh... Nie znoszę tej Śmierci. . Czy tego Śmierci jak zwał tak zwał.
    Zresztą już od początku mnie irytowal.
    To było po prostu.. podłe.
    A Lene juz trochę polubilam, może dlatego, ze bylo mi jej szkoda.
    Lecę dalej.

    OdpowiedzUsuń