niedziela, 14 grudnia 2014

V. Niebezpieczne igranie II.

Przez następne dni Śmierć starał się być jak najbliżej Leny, by powodować u niej rozdrażnienie - traktował to jako niekonwencjonalny sposób na rozrywkę. Sen musiał wyjechać na dwa dni, więc wiedział, że to tylko spotęguje jej złość.
Po śniadaniu siedział w salonie czytając książkę. Lena weszła do pokoju, lecz nie dostrzegła go od razu. Mając taką sposobność obserwował ją, czekając na dobry moment, by się odezwać.
Długie włosy zgarnęła do tyłu, pozwalając opadać im w falach do pasa. Dzisiaj nie była tak wytwornie ubrana - sukienkę zastąpiły obcisłe jeansy i biała, niemal przezroczysta koszula z czarnym kołnierzykiem i guzikami, odsłaniająca jej ramiona. W ręku trzymała kubek z kawą, jej ożywczy zapach rozszedł się po pokoju.
- Sen wróci za dwa dni. Wyjechał dzisiaj rano - powiedział zgryźliwym tonem, powodując, że dziewczyna prawie rozlała gorący napój. Popatrzyła na niego z rozdrażnieniem, chociaż jej głos był równie zgryźliwy.
- Mogę tylko żałować, że to nie ty musiałeś wyjechać - odwróciła się z zamiarem wyjścia.
- Wierz mi, że nie tylko tego pożałujesz.
- Jasne - rzuciła przez ramię.
Po chwili z powrotem weszła do pokoju, mając minę stosowną dla uczestnika pogrzebu, a za nią wszedł Lucyfer i to on zapewne był powodem jej powrotu. Stanęła tyłem do nich przy oknie, udając, że zaciekawiło ją coś na zewnątrz. Śmierć zastanawiał się co takiego może powiedzieć, by doprowadzić ją do wybuchu. Ciekaw był, jak na niego zareaguje przy Lucyferze.
- Lena, chodź tutaj, usiądź z nami - poprosił Lu. Nawet się nie obejrzała.
- Dziękuję, postoję - odpowiedziała. - Nie mam zamiaru z wami siedzieć.
- Chyba będziesz musiał ją zamknąć na czas balu, Lucyferze, by nie obraziła wszystkich gości. Niektórzy z nich będą brali wszystko do siebie i nie rozumieją co to są hormony i dojrzewanie - powiedział z uśmiechem Śmierć.
- Miejmy nadzieję, że nie - Lu mówił bardziej do Leny, niż do niego.
Lena odwróciła się powoli. Na jej twarzy królował sztuczny uśmiech.
- Nie będziesz musiał się przemęczać, Lu. Mogę sama się zamknąć, byłabym całkiem szczęśliwa.
Wyszła nie czekając na odpowiedź. Najwyraźniej usłyszała, że ktoś za nią wyszedł, bo nie patrząc za siebie powiedziała:
- Nic nie mów, Lu. To on zachowuje się jak...
- Przestań - przerwał jej. - Śmierć jest moim gościem, musisz go szanować.
- Prędzej Piekło zamarznie - oznajmiła dobitnie, pół żartem, pół serio. Lucyfer uśmiechnął się, mimo, że był na nią zdenerwowany.
- Jak ty to robisz, że zawsze potrafisz mnie rozbawić?
- Codziennie ćwiczę przed lustrem - powiedziała z powagą, odwracając się do niego. - Po co każesz mi z nim siedzieć, skoro wiesz jak to się kończy? Jesteś chyba świadomy, że nie ustąpię. Jedyną osobą, która może temu zaprzestać jest Śmierć, a najlepszym sposobem będzie jego wyjazd.
- On wyjedzie po balu. Nie możesz chociaż udawać miłą?
- Nie.
- Lena, on jest niebezpieczny. Chcę cię tylko ostrzec. Jego potęga przekracza twoje pojmowanie - on będzie postępował względem ciebie podobnie, jak ty względem niego. Ale jeśli sprawisz, że będzie zły, on odpłaci się tym samym, tyle, że pomnoży to przez tysiąc. Zastanów się, czy warto grać w taką ryzykowną grę.
Odwróciła się, nie chcąc słyszeć już ani słowa. Śmierć by jej nie tknął, przecież Sen by na to nie pozwolił. Poza tym nie wyobrażała sobie, by mogła odpuścić – to nie byłoby w jej stylu, duma nie pozwalała jej na to. A trzeba było wiedzieć, że mieszkając u Lucyfera Lena nauczyła się, że duma jest jedną z najważniejszych cech – nikt jej nie powiedział, że bycie dumną może się dla niej źle skończyć.
Faktem jest również, że duma przeradza się nazbyt często w pychę, posiada dwie strony medalu. Ten, który jej posmakował nie może jej się pozbyć, gdyż jego umysł nie pozwala na jakiekolwiek znieważenie, jakikolwiek uszczerbek na gładkiej powierzchni dumy. To nie tak, że duma jest zła – zły jest jedynie jej nadmiar.
            Aby nie spotykać Śmierci Lena spędzała czas na dworze. Siedziała w miejscu, gdzie parę dni wcześniej rozmawiała ze Snem, mimowolnie wracając myślami do ich rozmowy. Poczuła ukłucie bólu.
Była przekonana o tym, że Sen ją kocha, oraz w niedalekiej przyszłości będzie chciał by została jego towarzyszką. Lena też darzyła go miłością, lecz… Bała się. Bała się nieśmiertelności. Ogarniało ją przerażenie patrząc w przyszłość spędzoną wśród niezwykłych istot jako zwykły człowiek obdarzony nieśmiertelnym ciałem. Tak bardzo chciała się wyrwać z tego niepojętego dla innych świata, tak bardzo chciałaby żyć inaczej. Chciała się uczyć na własnych błędach, być zdana sama na siebie. Pamiętała, jak marzyła o tym, by iść do szkoły – Lu nie zgodził się, i wykupił jej prywatnego nauczyciela. Nie rozumiał, że jest człowiekiem, nie wiedział z czym się to wiąże. Te wątpliwości zbierały się w niej od paru lat, lecz obawiała się reakcji Lucyfera. On chciałby, by na zawsze z nim została, bądź spędziła wieczność ze Snem.
Tak bardzo bolało ją to, że rani Sen. Chciała z nim być blisko, lecz nie do końca podzieliła się z nim swoimi wątpliwościami. Nie chciała go ani zranić, ani stracić. Nie widziała samolubności swojego postępowania.
            Dzień balu nieuchronnie nadszedł, niczym upadek ostatniej kostko domino. Było już późno, kiedy Lena wyszła z kąpieli i zaczęła się przygotowywać. Zrobiła delikatny, złocisty makijaż, włosy spięła w kok, pozwalając niektórym kosmykom uciec, nadając przez to fryzurze delikatności. Ubrała szmaragdową suknię bez ramiączek, podkreślającą jej szczupłą sylwetkę, opadającą swobodnie do samej ziemi. Materiał, z którego była zrobiona był tak delikatny, że przy każdym jej ruchu drgał, jakby suknia była jej drugą skórą. Na koniec założyła złotą kolię i kolczyki – prezent od Lucyfera. Kiedy ubierała buty usłyszała pukanie do drzwi.
- Lena, pośpiesz się, goście już przybyli! – zirytowany głos Lucyfera doleciał zza drzwi.
- Za chwilkę będę gotowa.
Spryskała się delikatną perfumą i podążyła w stronę schodów. Cały hol był już zatłoczony, goście z różnych stron, o różnym wyglądzie nadeszli i witali się z Lucyferem. Niemal nie było czuć niechęci, ani nienawiści.
Kiedy była w połowie schodów ujrzała Śmierć. W pięknym garniturze i śnieżnobiałej koszuli z muszką wyglądał naprawdę przystojnie. Jednak, kiedy ten napotkał jej spojrzenie szybko odwróciła wzrok. Nie chciała sobie psuć humoru.
Na końcu schodów czekał na nią Sen. Uśmiechnęła się, patrząc na jego wyciągniętą dłoń. Pocałował ją w policzek i zaprowadził do jadalni.
Miała miejsce pomiędzy Snem, a Śmiercią. Mogła się założyć, że to Lucyfer był pomysłodawcą takiego rozsadzenia. Nie miała pojęcia co nim kieruje, ale zaczął ją już irytować. Dostrzegła Azazela, obrzydliwą istotę podobną do człowieka, lecz ze skórą koloru bordowego, oznaczoną licznymi tatuażami na całej jej powierzchni. Poznała go już wcześniej, lecz nigdy za nim nie przepadała – był zbyt bardzo pewny siebie, zbyt bardzo polegał na swej sile. Kiedy dostrzegł, że Lena go obserwuje zamachał cienkim ogonem o zakończeniu podobnym do grota strzały. Szybko kiwnęła mu głową i odwróciła się.
Zobaczyła również kocią boginię Bastet, o głowie kota syjamskiego i ciele pięknej kobiety, oraz nordycką boginię Świata Umarłych Hel, o pół rozkładającym się ciele i pięknym obliczu, co chwilę spoglądającą na Śmierć, i obrzucającą Lenę zazdrosnymi spojrzeniami. Gdyby Lena umiała nawiązać telepatyczne połączenie, z pewnością odradziłaby jej jakiekolwiek plany związane ze Śmiercią. Zwłaszcza, że zarówno Bastet jak i Hel należały do jednych z jej ulubionych istot.
Za Bastet stał Anubis, przypatrując się wszystkim swymi szakalimi oczami.
Poza tym, było mnóstwo demonów z wyższą rangą. Na dzień balu upodobniły się nieco do ludzi, chociaż bardzo łatwo poznać demona. Może to ten błysk w oczach, a może mroczna aura, która ich otaczała.
- Hel za chwilę spali cię wzrokiem – Sen uśmiechnął się do Leny, na co ona zamachała rękami niczym wachlarzem.
- Uuu, gorąco – zaśmiała się i zerknęła na Śmierć. Mężczyzna siedział nieruchomo patrząc przed siebie, najwyraźniej nie przejmując się zalotnymi spojrzeniami bogini. Jego blada twarz była niemal bez wyrazu, chociaż Lena była pewna, że również nie jest zadowolony ze swojej sąsiadki. O dziwo jednak, na jego obliczu nie było ani krzty niezadowolenia, ani uncji złości. Wręcz przeciwnie, Lenie wydało się, że jest nadzwyczaj pogodny. Zaniepokoiło ją to.
Przeniosła wzrok na Lucyfera, który wstał i wzrokiem ogarnął wszystkich gości.
- Witajcie, dostojni goście. Bardzo dziękuję za przybycie. Ufam, że wszyscy jesteście zdrowi i w pełni sił. Zapewne zastanawia was powód, dla którego zarosiłem tak liczne grono – po Sali przeszedł pomrok, i nie ulegało wątpliwości, że wszyscy znają ten powód. Lucyfer uśmiechnął się szeroko. – Tak sądziłem. Nareszcie nadszedł oczekiwany przez wszystkich dzień, no może przez niektórych bardziej, a przez niektórych mniej… ale, tak, to ten dzień, w którym zrzeknę się praw do Piekła. Stare rządy należy zastąpić nowymi. Nic tak nie odświeża jak nowa władza. Tak więc pod koniec balu ogłoszę do kogo należy moja część Piekła. Do tego czasu – wyszczerzył zęby, i trzeba przyznać, że wyglądał najbardziej czarująco i złowieszczo na sali – mogę was tylko prosić, byście oddali się rozrywce i dobremu towarzystwu. Taka chwila beztroski przed nowym dniem. Dziękuję.
Na sali rozległy się oklaski radości, chociaż większość z nich była tylko złudzeniem – nie dało się nie wyczuć napięcia i oczekiwania.
Z tego, co było wiadomo konkurentami walczącymi o piekielną część Lucyfera byli Azazel oraz Legion, trzeci najpotężniejszy po Lucyferze i Azazelu. Powszechnie twierdzono jednak, że Legion wcale nie chce Piekła – demon ten za cel postawił sobie pożarcie, czy też raczej pochłonięcie jak największej liczby demonów, dzięki czemu stawał się coraz silniejszy. Był taką istotą, dla której najważniejszą rzeczą było zdobywanie coraz większej mocy – lecz moc tą zdobywał nie po to, by rządzić, lecz by osiągnąć szczyt własnej satysfakcji. Dlatego też, jego kandydatura miała charakter jedynie formalny. Tak więc, z logicznego punktu widzenia Piekło należało już do Azazela.
Lena spojrzała na Legion. Demon miał skośne, czarne oczy, niemal białą skórę i czarne włosy, zaplecione w warkocz, sięgający kolan. Przybył tutaj najwidoczniej tylko z grzeczności, bez zainteresowania wpatrywał się w Lucyfera.
Rozległy się rozmowy, napełniając powietrze syczeniem, warknięciami, śmiechem i szeptami. Lucyfer podszedł niepostrzeżenie do Snu.
- Wasza siostra nie przybędzie? – zapytał. Sen pokręcił głową.
- Bardzo w to wątpię. Nie wychodzi już ze swojego pałacu.
Lucyfer pokiwał tylko głową i odszedł przywitać się osobiście z gośćmi.
- Dlaczego wasza siostra nie wychodzi z pałacu? – zaciekawiła się Lena. Sen zrobił pochmurną minę.
- Bardzo się zmieniła – najwidoczniej chciał jeszcze coś dodać, lecz przerwał mu zimny głos.
- Nie sądzę, byś miał powód by ujawniać nasze rodzinne sprawy, Śnie – Śmierć wbił w niego chłodny wzrok, na co Lena przewróciła oczami.
- Masz rację, przepraszam bracie.
Śmierć nagle znieruchomiał i zacisnął szczęki. Odwrócił głowę i spojrzał gdzieś za Sen. Lena podążyła za jego wzrokiem.
- Witaj Śmierć. Cześć, Śnie – głęboki kobiecy głos zadudnił w uszach Leny, jakby wydobywał się nie z ust pięknej kobiety, a z wnętrza głowy. Czerwona suknie opinała jej ciało, uwydatniając jej idealną budowę, marzenie każdego mężczyzny. Włosy czarne jak noc opadały w falach trochę niżej ramion, gęste, bujne, a zmysłowy wzrok kusił jakąś obietnicą. Bracia wstali i ukłonili się lekko.
- Pożądanie – powiedział Sen. Lena dopiero teraz zauważyła, że na twarzy Snu widać strach, chociaż najwidoczniej starał się go maskować. Niepewnie spojrzała na Śmierć – na jego obliczu było widać tylko gniew.
- Co ty tutaj robisz? – zapytał ze złością. Powietrze wokół niego zgęstniało.
- Jestem gościem Lucyfera, wuju – uśmiechnęła się lubieżnie i przymrużyła oczy. – Przybyłam zamiast mej matki.
- Po co? – Śmierć nie ukrywał wściekłości. Najwidoczniej atmosfera udzieliła się w pomieszczeniu, bo większość obecnych uważnie obserwowało ten konflikt.
- Oj, wujku, skąd to zdziwienie? Po prostu się za tobą stęskniłam… - uśmiechnęła się. – I kocham bale.
Podeszła z gracją do niego i zbliżyła czerwone, pełne usta do jego ucha.
- Jeżeli chcesz porozmawiać, lepiej zrobić to na osobności, nie sądzisz? – powiedziała to na tyle głośno, że Lena usłyszała. – Po co ujawniać nasze rodzinne… sprawy?
Odsunął się od niej gwałtownie, lecz na jego twarz wstąpiło opanowanie. Odwrócił wzrok od Pożądania.
- Nie sądzę, bym miał z tobą o czym rozmawiać.
Musnęła jego ramię dłonią i odeszła, przyciągając wzrok wszystkich obecnych. Zerknęła zaciekawiona na Lenę, lecz spojrzenie to było tak krótkie, że dziewczyna nie była pewna, czy jej się nie przewidziało, a później podeszła do Lucyfera, by się z nim przywitać.
- To twoja siostrzenica? – zapytała cicho Sen. Nie odpowiedział jej od razu, bo z niepokojem spoglądał na swego brata.
- Tak. Pożądanie, jedna z siedmiu córek Życia – wydawał się nadal zaniepokojony, dlatego nie drążyła tematu. Musnęła dłonią jego ramię, chcąc jakiś wyjaśnień, lecz on tylko szepnął:
- Później.
W sali balowej rozległa się muzyka. Większość z gości podążyła więc tam, by zatańczyć, lub wdać się w rozmowę. Sen ujął dłoń Leny.
- Czy mogę prosić panią do tańca? – uśmiechnął się szelmowsko.
- Oczywiście – przytaknęła mu i po chwili tańczyli walca. Lena patrzyła ponad ramieniem Snu. Myślała o dziwacznej reakcji braci na Pożądanie.
- Muszę przyznać, że Pożądanie jest okrutną istotą – powiedział Sen, jakby czytając jej w myślach. Od wielu wieków zabawia się kosztem Śmierci – i nie jest to niewinne dokuczanie.
- Ale dlaczego? – zapytała z ciekawością.
- Lena, to nie jest twoja sprawa. Mój brat nie życzy sobie, bym opowiadał komuś o czymś, co go dotyczy. Rozumiesz? – w jego głosie pobrzmiewała nutka ostrości i błagania.
- Przepraszam. Nie chciałam być wścibska – Sen wyszczerzył na to zęby w uśmiechu.
- Czyżby?
- Może trochę – puściła do niego perskie oko i uśmiechnęła się.
Wirowała w jego objęciach, czując się tak pewnie, tak bezpiecznie. Po pierwszym tańcu podszedł do niej Anubis.
- Hej – przywitała go ciepło. Znali się długo, odkąd Lena była na wspaniałej wycieczce w Egipcie. – Jak leci, Anubisie?
Widziała, że jej nie odpowie, skinął tylko głową i wyciągnął rękę. Wywróciła oczami. Anubis bardzo mało mówił, lecz zawsze był do niej przyjaźnie nastawiony. Później zatańczyła z paroma znajomymi demonami, by ponownie wpaść w ramiona Snu.
- Nie dam rady. Nieśmiertelni może mogą przetańczyć całą noc, ale ja jestem tylko biednym człowiekiem i muszę odpocząć.
Stanęli przy oknie.
- Anubis cię podrywał. Spodobałaś mu się.
- Preferuję antropomorficzne ucieleśnienia snu, niż bogów Egiptu. Nie musisz się obawiać. Poza tym… - uśmiechnęła się figlarnie. – wolę bardzo starych mężczyzn.
- Dziadziusiów?
- Dokładnie stare antropomorficzne ucieleśnienia snu.
- A więc jestem spokojny.
Objął ją delikatnie w talii. Zerknęła na zewnątrz. Śmierć stał opierając się o kolumnę. Patrzył w gwiazdy, zamyślony. Oderwała szybko od niego wzrok, bojąc się, że go zauważy.

            Wściekłość. Czarno – czerwona, płonąca substancja, przepalająca jego serce, gdzieniegdzie spowita szarą mgiełką żalu. Tak właśnie czuł się w tym momencie Śmierć.
Kiedy ujrzał Pożądanie, jego stare rany się otworzyły, a z nich nie wyszły tylko wspomnienia, ale również nienawiść, złość i szał. Ale tylko jego wnętrze było w chaosie. Na zewnątrz stanowił beznamiętny, profesjonalnie opanowany twór, niczym posąg, kamienny i nienaruszalny.
Ale złość nie przechodziła. Odwrócił się w stronę pałacu i w oknie ujrzał Lenę, objętą ramieniem przez Sen. Jego irytacja względem niej, podsycona wściekłością na Pożądanie szeptała mu co powinien zrobić. Wiedział już jak sobie ulżyć. Wiedział, jak najszybciej będzie mógł zapomnieć. Wrócił do sali.

Lena nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała. Śmierć poprosił ją o następny taniec. Nie zdążyła nawet pomyśleć o odmowie, tak ją zaskoczył. Szturchnęła Sen.
- Co to, do cholery było?
- Nie przeklinaj – odpowiedział Sen, zręcznie ukrywając swoje zdziwienie. – To chyba ładnie z jego strony. Moglibyście zakopać topór wojenny.
- A po co?
Sen uśmiechnął się tajemniczo.
- Skoro się ze mną… przyjaźnisz, to chyba lepiej, byś utrzymywała przyjazne stosunki, przynajmniej z częścią mojej rodziny. Nie sądzisz?
Lena poczuła gorąco na twarzy, słysząc te słowa. Jednak nie zdążyła nic odpowiedzieć, bo znalazł się przy niej Śmierć.
- Mogę prosić? – zapytał uprzejmie.
- Możesz.
Wziął jej rękę. Trzymał ją w objęciach pewnie, jednak delikatnie. Patrzył się gdzieś ponad jej głową. Czując się skrępowana, Lena postanowiła przerwać milczenie.
- Zaskoczyłeś mnie tą prośbą – stwierdziła szczerze. Musiała przyznać, że świetnie tańczył. Zauważyła, że ma bardzo silne ciało. Znowu zaskoczyło ją to wielkie podobieństwo do Snu. Przez moment nie mogła oderwać od niego wzroku.
- Potrafię zaskoczyć – odpowiedział jej, wykrzywiając usta w delikatnym uśmiechu. Zauważyła jednak, że jego oczy pozostały chłodne i nieprzeniknione.
Lena zaniepokoiła się.
- Czy jest coś, czego nie potrafisz? – zapytała z sarkazmem, chcąc wywołać u niego jakąś znajomą, pełną gniewu reakcję.
- Owszem – zadziwił ją tym stwierdzeniem.
Spojrzała na niego pytająco.
- Nie potrafię złamać obietnicy – powiedział tylko. Muzyka przestała grać, Śmierć skłonił się delikatnie i odszedł. Wróciła do Snu i usiedli przy stole by coś zjeść.
- I jak się tańczyło? – zapytał ją. Lena rozejrzała się, upewniając się czy Śmierci nie ma w pobliżu.
- Nie mogę uwierzyć, że to mówię, ale całkiem przyjemnie. Wdał się nawet ze mną w krótką rozmowę, i nie polała się krew. To chyba dobry znak, czyż nie?
Sen roześmiał się tylko.
- Mam nadzieję.
Po posiłku Lena wdała się w rozmowę z Lucyferem. 
- Jak idą twoje interesy, Lu?
- Jeśli mam być szczery, to nie mam na razie pojęcia. Czekam, na pewną decyzję.
- Nie wątpię w to, że czekasz – rozległ się spokojny głos.
Śmierć podszedł do nich tak cicho, że Lena wzdrygnęła się.
- Tak? – zapytał Lucyfer.
- Przemyślałem twoją propozycję, Lucyferze - oznajmił spokojnie Śmierć.
- I jaką podjąłeś decyzję?
- Zgadzam się.
- Pozostaje tylko kwestia zapłaty.
- Nie chcę niczego wartościowego - powiedział z uśmiechem nie obejmującym jego oczu. - Jutro wracam do swojej krainy - przeniósł wzrok na Lenę. - Chcę, żeby poszła ze mną.
Z zadowoleniem obserwował jak dziewczyna blednie i otwiera ze zdziwienia usta. Przeniosła wzrok z niego na Lucyfera, mając w sercu chaos.

On zawsze dotrzymuje obietnic. A obiecał jej, że tego pożałuje.

Gniew w jego sercu zasnął, odszedł, ukrył się, przyczajony niczym tygrys gotujący się do skoku. 

3 komentarze:

  1. Wiedziałam, że zażyczy sobie Lenkę, to było tak przewidywalne, że... nie mam porównania, ale i tak się cieszę, że tak się sprawa potoczyła. Ciekawe co teraz zrobi Sen i Lucek, no bo Lenka to pewne, że się wkurzy.
    Czy imię Lena ma tu większe znaczenie? Można je jakoś zinterpretować? Pytam, bo wydaje mi się, że pozostałe imiona wykorzystane w opowiadaniu nie są przypadkowe. Nie znam się szczególnie na mitach ani biblii, ale też wydaje mi się, że Sataniel był albo synem Lucyfera, albo nim samym, tylko zmienił imię po tym jak został upadłym, czy strąconym do piekieł (gdzieś mi się to obiło o uszy).
    Tańce i "nie przeklinaj!" - kocham, kocham, kocham, super wyczuwalny klima, to napięcie <3
    Pozdrawiam i lecę do kolejnego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też to wiedziałem. Pierwszy to wiedziałem.
      Nie dość, że ci poleciłem to wyjątkowe opowiadanie, to jeszcze mnie wyprzedziłaś. Powinienem się chyba wstydzić.
      Czuje, że Lenie nie spodoba się bycie ze Śmiercią w jego królestwie. Ciekawe jak teraz będzie wyglądało jej życie.

      Usuń
  2. Oj... no to się Lena wpakowala...
    Umieram z ciekawosci co dalej, więc sie nie rozpisuje tylko lecę czytać dalej :-)

    OdpowiedzUsuń