Śmierć
stał w otwartych drzwiach. Widział leżącą na łóżku dziewczynę, nadal
nieprzytomną, a obok niej swojego brata, czuwającego jak rodzina nad łóżkiem
poważnie chorego. Obserwował ich, zastanawiając się co takiego widzi w niej
Sen. Coś w jego spojrzeniu, coś w sposobie, w który się do niej zwracał...
Jakby była kimś ważnym, jakby miała coś w sobie. A był to zwykły człowiek,
zwykła kobieta, tak niedoskonała, tak mało znacząca. Może Sen jej pragnął? Nie,
to niemożliwe. Jak można pragnąć czegoś takiego, skoro można mieć coś lepszego.
Jedyną rzeczą, która ją wyróżniała była świadomość o istnieniu istot, o których
większość ludzi ma szczątkowe pojęcie. Nic więcej.
-
Co tutaj robisz, bracie? – zapytał Sen zauważając jego obecność. Śmierć drgnął.
-
Już zapomniałem, że niektórzy ludzie reagują tak na moją obecność. Do tego
trzeba się przyzwyczaić – stwierdził. Sen uśmiechnął się lekko.
-
Kto by pomyślał, że tak zareaguje. Wtajemniczona tak bardzo, a jednak... – Sen
zamyślił się – Ale nic jej nie będzie – zabrzmiało to, jakby uważał, że Śmierć
się przejął jej stanem. Zabawne, pomyślał.
Dziewczynie
drgnęły powieki, lecz nadal się nie obudziła.
-
Nie przyszedłem tutaj, by sprawdzać czy coś jej jest. Jeden człowiek w tą, czy
w tą...
-
Nie mów tak – przerwał mu ostro Sen, na co uniósł brwi. Nie powiedział już nic
więcej, tylko odwrócił się i odszedł. Na jego twarzy wystąpił kpiący uśmiech.
Odszukał
Lucyfera. Jego gabinet był jednym z tych pomieszczeń, w których było widać, że
nie jest byle kim, że prócz wpływowego właściciela klubów nocnych
rozmieszczonych na całym świecie jest kimś, kto kiedyś miał najcenniejsze królestwo
prócz Królestwa Stwórcy. I chociaż jest na emeryturze, to wciąż posiada
swoje udziały w Królestwie Potępionych.
Gabinet
był ogromny, nie było w nim okien, gdyż znajdował się w niższej części niż
piwnica. Oprócz bezcennych obrazów, rzeźb i mebli znajdował się tam również
kamienny łuk, nieco na uboczu, a mimo to był on rzeczą najbardziej
przyciągającą uwagę. Wewnątrz niego znajdował się srebrzysta mgła, niby płyn,
może gaz – teraz przygaszona, lecz reagująca na dotyk rozbłyskiem. To były
wrota do królestwa, które ongiś należało w całości do osoby, która w tym
momencie siedziała na wygodnym krześle.
-
Śmierć. Jak się ma Lena?
Śmierć
wzruszył ramionami.
-
Zapewne żyje. Wiedziałbym, gdyby umarła – odpowiedział lekceważąco.
Lucyfer
uśmiechnął się tylko.
-
Wiem, że twoje zaproszenie ma w sobie drugie dno, Lucyferze. Przyszedłem
dowiedzieć się, czego ode mnie oczekujesz.
Śmierć
wiedział, że Lucyfer nie jest bezinteresowną istotą. Każde jego działanie
prowadziło do osiągnięcia jakiegoś celu. Nie miał mu tego za złe, był pod
wrażeniem jego mądrości i przebiegłości – lecz świadomość, że nie wie o
jego planach powodowała jego rozdrażnienie. To było takie uczucie niedosytu –
miał w zwyczaju wiedzieć o wszystkim, co go dotyczyło.
-
Jak nikt potrafisz mnie rozgryźć, przyjacielu – przyznał. – Usiądź – wskazał
miejsce przed sobą. Przyjrzał się badawczo Śmierci.
-
Wiele spraw pozostawiłem niedokończonych – westchnął i jego wzrok stał się na
sekundę nieobecny. – I lekkomyślnym jest zostawić je bez uwagi. Takie sprawy
mogą kiedyś sprawić niepożądane kłopoty. A ja pragnę spokoju.
Wiesz,
przyjacielu... odkąd dwadzieścia lat temu zdecydowałem, że mój czas w Piekle
się skończył, poczułem niesamowitą ulgę. Jakbym odjął z barków wielotonowego
ciężaru. Kiedy wyszedłem z Piekła, tuż po ogłoszeniu mej decyzji poczułem,
jakby dotąd burzowe powietrze stało się przejrzyste, naszpikowane ozonem. To
było wspaniałe uczucie. I nadal jest.
Nie
żałuję mojej decyzji. Powiem więcej – tu przeniósł wzrok na swego słuchacza. –
To najlepsza decyzja, jaką podjąłem w życiu – a wiesz, że podjąłem ich mnóstwo.
Jednak nie odzyskałem całkowitego spokoju. Troska o losy mej dawnej krainy
spowodowała, że w rzeczywistości nie oddałem jej całej Azazelowi. Bałem
się, że sobie nie poradzi – uśmiechnął się. – Bądźmy szczerzy, do
najmądrzejszych on nie należy. Może jest potężny, ale z pewnością nie
mądry. A siła to nie wszystko.
Złączył
koniuszki palców jak filozof objaśniający swoją najnowszą teorię, albo
biznesmen obmyślający nową taktykę.
-
Azazel będzie na balu, który organizuję. Widzisz, ten bal... To tak naprawdę
moje przyjęcie pożegnalne. Mam zamiar oddać ostatni teren Piekła, nad którym
trzymam pieczę.
-
Czy to nie oznacza, że całkowicie utracisz władzę? – przerwał mu Śmierć.
Lucyfer pokiwał głową.
-
Właśnie. Chcę tego, tej wolności, a jednocześnie nie pozwolę, by mój stary dom
pozostał w rękach tej nędznej, głupiej istoty. Nie mogę na to pozwolić.
Chwilę
milczał, zastanawiając się jak ubrać w słowa swoje plany. Śmierć przyglądał mu
się z opanowaniem, jednocześnie czując nieokazywane na zewnątrz
zaciekawienie. Nie miał pojęcia do czego zmierza Lucyfer, a pierwszy raz
zaintrygował go tak bardzo. Cierpliwie czekał na dalszy ciąg, chociaż
tajemniczość swego przyjaciela budowała napięcie, jakby naprężał on żyłkę, nie
wiedząc w którym momencie pęknie.
-
Azazel oczekuje, że oddam mu tą resztę, której nie posiada. Co ja mówię –
machnął ręką. – On jest o tym przekonany. Przykre. Będzie wielce rozczarowany.
Niebezpiecznie rozczarowany. Napijesz się czegoś? - zaproponował, jednak Śmierć
pokręcił przecząco głową.
-
W takim razie – zaczął Śmierć. – Skoro nie chcesz mu oddawać swej części, to
komu chcesz ją oddać? Znajdziesz jeszcze jednego silnego demona? Czy jemu
zaufasz?
-
Och, nikomu z Piekła nie można wierzyć – odpowiedział ze śmiechem. – Uwierz mi
– wyszczerzył zęby w uśmiechu.
-
W takim razie muszę przyznać, że cię nie rozumiem.
-
Potrzebuję kogoś, komu nie zależy na tej władzy. Kogoś, kto swoją mądrością
przewyższa Azazela. Kogoś, kto nie obawia się, że ten demon może mu coś zrobić.
Musi to być osoba, która zna się na rzeczy, a jednocześnie, której na tyle nie
zależy, że pozwoli mi, bym – oczywiście nieformalnie – nadal zajmował się tymi
piekielnymi sprawami. No wiesz. Ktoś, komu mogę wierzyć, i kto nie powie nikomu,
że w rzeczywistości ta część Piekła jest nadal moja.
Śmierć
zamyślił się.
-
Dlaczego sądzisz, - odezwał się po chwili. – że chciałbym przyjąć tę ofertę? Że
chciałbym zupełnie bezinteresownie grać w tym teatrzyku?
Lucyfer
roześmiał się.
-
Tak myślałem, że się domyślisz. Wiem, że nic na tym nie zyskasz. Dlatego dam ci
to, czego sobie zażyczysz. Nie mogę zaoferować nic więcej.
-
A Azazel? Nigdy nie twierdziłem, że się go nie obawiam. Z jego siłą... Nie
zniszczyłby mnie, lecz mógłby sprawiać pewne – chciał ująć to delikatnie. –
niedogodności. Zwłaszcza, że zniszczyłem jego towarzyszkę.
-
Wiem. Wiem – powtórzył Lucyfer. – Rozumiem, jeżeli odmówisz. Ale proszę cię,
byś swą decyzję dobrze przemyślał. W zamian dam ci wszystko, co będę mógł ci
dać. Tylko tyle. Aż tyle.
-
Stawiasz mnie w niekomfortowej sytuacji, przyjacielu – powiedział ostro,
akcentując ostatnie słowo.
-
Mogę cię zapewnić, że twoja odmowa mnie nie urazi. Złożyłem propozycję, którą
możesz zarówno zaakceptować, jak i odrzucić. Wolałbym, oczywiście, byś ją
przyjął – inaczej nadal będę się zajmował Piekłem. Nie oddam go nikomu innemu.
Tak czy siak – klasnął w dłonie – proszę, byś to przemyślał i najpóźniej w
połowie balu dał mi odpowiedź. Wiem, że to bardzo samolubne z mojej strony, ale
samolubność leży w mojej istocie.
Śmierć
ledwo go słuchał. Tak naprawdę czekał na to, co miał mu w zamian do
zaoferowania. Rozczarował się, gdy usłyszał jego niezbyt precyzyjną propozycję
zapłaty. Miał wszystko czego chciał. Teoretycznie był całkowicie pewny, że nie
przyjmie oferty. Lecz w praktyce, dla zasady, postanowił się zastanowić. Tyle
mógł zrobić. Rozważyć wszelkie za i przeciw, zrobić bilans korzyści i wad.
-
Doskonale. A więc na balu dam ci odpowiedź – powiedział Śmierć wstając z
krzesła. Wyszedł, zostawiając Lucyfera w mgiełce niepewności.
Śmierć
również nie był bezinteresowny. Nie miał zamiaru bawić się w charytatywność
i wziąć na siebie tak wielkie niebezpieczeństwo, jakim był Azazel –
zresztą nie tylko on. Władca większej części Piekła ma pod swym władaniem większość
demonów, a niektóre z nich niemal dorównują mu siłą. Zastanawiał się więc,
co mógłby zażądać w zamian. I nic nie przychodziło ku do głowy.
Wieczorem,
zmierzając na kolacje postanowił, że na ten dzień wystarczy tych rozmyśleń.
Wchodząc do jadalni był zaskoczony widząc dziewczynę – nie sądził, że tak
szybko odzyska siły. Była blada i zauważył, że kiedy wszedł rzuciła mu
spojrzenie pełne niepewności i jeszcze czegoś, czego nie poznał od razu –
później zrozumiał, że to był strach. Nie zwracając na nią uwagi usiadł
naprzeciw Lucyfera. Sen siedział obok Leny, wyjaśniając jej coś na tyle cicho,
że nie mógł tego dosłyszeć.
Kolacja
upłynęła szybko, niemal w całkowitym milczeniu, przerywanym jedynie przez
tłumione chichoty Snu i Leny, jakby było coś śmiesznego w wytrawnych potrawach.
W pewnym momencie Lucyfer zapytał się, co ich tak śmieszy.
-
Przepraszamy – odpowiedział Sen. – Opowiadałem właśnie Lenie przezabawną
historię, która miała miejsce nie tak dawno temu. Spotkałem bowiem pewnego
boga, jednego z tych nowszych, bezsensownych i niemądrych. Sprzeczaliśmy
się. W skrócie... – pomyślał chwilę. – Twierdził, że nie ma nikogo kto byłby od
niego silniejszy. A wiecie, to był bóg... hm... nawet nie pamiętam czego.
Mówiłem mu, że z pewnością jest ktoś, kto może mu zaszkodzić. On upierał się
jednak, że nie ma takiej istoty. Mówił, że jestem głupi, skoro nie wierzę
w jego potęgę.
Bóg
ten nienawidził węży. Bał się ich.
A
więc następnej nocy, kiedy zasnął... Sprawiłem mu piękny koszmar, w którym
kąpie się w wężach. Następnie zapytałem się go, czy nadal obstaje przy
swoim stanowisku. Był uparty. Ale po parunastu przerażających snach szybko
odmieniło mu się zdanie. Był tak zrozpaczony, że przyszedł do mnie na kolanach
i przyznał, że się mylił...
-
Zaiste, zachowałeś się bardzo dojrzale. Zupełnie jak dziesięcioletnie dziecko –
przerwał mu Śmierć.
-
To chyba nic złego dowieść swego stanowiska – stwierdziła Lena. Śmierć uniósł
brew. – Skoro był tak zadufany w sobie. Dobrze jest przypomnieć, że wcale nie
jest taki ważny, za jakiego się uważa – uśmiechnęła się dwuznacznie do Snu,
który zachichotał. Nie do końca jasnym było, czy mówi o niemądrym bogu, czy o
kimś innym.
-
A więc tobie by się to przydało – odpowiedział jej chłodno. Lucyfer przymrużył
powieki, rzucając Lenie ostrzegające spojrzenie, natomiast Sen bawił się w
najlepsze.
-
A ja myślałam zupełnie o kimś innym – mruknęła pod nosem, na tyle głośno, że
wszyscy to usłyszeli. Śmierć zacisnął zęby, próbując utrzymać pozorny spokój.
Dziewczyna spowodowała jego złość – nic nieznacząca, nie szanująca tego kim
był.
-
Lena! – skarcił ją ze złością Lucyfer. Dziewczyna zrobiła minę, która miała
oznaczać, w jej mniemaniu skruchę.
-
Przepraszam... – zaczęła mówić patrząc na Śmierć, lecz nagle odwróciła się w
stronę Lucyfera. – Lu.
-
Co w cie... – zaczął, lecz Śmierć mu przerwał.
-
Nic nie szkodzi, Lucyferze. Nie spodziewałem się niczego innego – powiedział
z uśmiechem (chociaż on tylko wiedział, że udawanym), sprawiając, że Lena
zaczerpnęła głośno powietrza z oburzenia. Po kolacji Śmierć widział, że
Lucyfer spojrzeniem zatrzymuje dziewczynę przy stole i poczuł się
usatysfakcjonowany. Żeby odczuć jeszcze większą satysfakcje przystanął za
drzwiami jadalni, by posłuchać ich rozmowę.
-
Chyba prosiłem cię o coś. Nie możesz powstrzymać się i chociaż udawać miłą?
Głos
Lucyfera był ostry.
-
Lu, chyba sobie żartujesz. A jak on się zachowuje...
-
Dosyć! – przerwał jej ze złością. – Oczekuję od ciebie, żebyś się uspokoiła
i zachowywała tak, jak na damę przystało. Rozumiesz?
-
Ale... – nie dokończyła, być może przerwało jej mówiące za siebie spojrzenie
Lucyfera.
Śmierć
odszedł, w obawie, że zostanie przyłapany. Rozpogodził się, wiedząc, że
zdenerwował bezczelną dziewczynę. Na zbyt dużo sobie pozwoliła – gdyby nie to,
że opiekował się nią Lucyfer z pewnością pożegnałaby się z życiem.
Resztę
wieczoru spędził w bibliotece, czytając dawno zapomniane przez ludzkość księgi
przy wątłym świetle. Dopiero koło północy zdecydował, że pójdzie na spacer
w świetle pełnego księżyca.
Śmierć
spał bardzo rzadko. Nie potrzebował tego, tylko czasami – lecz jego sen różnił
się od snu innych istot. Sama jego postać mogła śnić, idea nie – bo w każdej
setnej sekundy, w każdym wszechświecie, na każdej planecie musiał zbierać
żniwo. W rzeczywistości, chociaż jego ciało znajdowało się tutaj, jednocześnie
odwiedzał miliardy innych miejsc.
Ogród
wyglądał niczym magiczny zakątek. Skąpany w srebrzystym świetle, wydawał się
być nie z tej ziemi. Księżyc odbijał się w tafli wody fontanny, a jego odbicie
było zniekształcane przez strumienie wody, wydające z siebie tylko cichy szmer
– tylko ten odgłos zakłócał ciszę. Na niebie nie było widać żadnej chmury,
tylko mrugające punkciki, odległe, i nierzeczywiste gwiazdy.
Śmierć
usłyszał czyjeś ciche kroki. Odwrócił się w stronę odgłosu i ujrzał postać, która
zwinnie przeszła przez ogród i szła dalej, poza posiadłość.
Najwidoczniej dziewczyna nie zauważyła go. Po chwili namysłu poszedł za nią,
ciekaw dokąd wymyka się w nocy. Jej jasna sukienka była na tyle widoczna,
że mógł zachować bezpieczną odległość, bez obawy, że go zauważy. Kiedy doszła
do skraju posiadłości zniknęła między drzewami. Mimo, że stracił ją z oczu
szedł dalej, kierowany ciekawością. Miał szczęście – dziewczyna nie odeszła
daleko. Nieopodal granicy lasu zobaczył jakiś błysk i usłyszał cichy szum wody.
Przejrzyste źródełko wpadało do zagłębienia otoczonego wielkimi, białymi
kamieniami – Lena siedziała na jednym z nich, wpatrując się w świetliste
jeziorko.
Obserwował
ją. Jej włosy, spływające po ramionach błyszczały, oświetlane światłem kuli
wiszącej nad ziemią. Twarz wydała się niemal biała. Wyglądała jak nieziemska
istota. Jej suknia spływała po kamieniach, niemal dotykając wody. Nagle
popatrzyła w stronę Śmierci, a on znieruchomiał, kiedy usłyszał, że ktoś się
zbliża. Zrozumiał, że to nie jego zobaczyła – patrzyła nieco bardziej w jego
lewo – spojrzał w tą stronę i zobaczył Sen. Śmierć stał w cieniu drzew, więc
pozostał niezauważonym.
-
Jesteś – powiedziała Lena. Śmierć widział, jak się uśmiecha, a delikatny wietrzyk
muska jej włosy.
-
Dziwnym by było, jakbym poprosił o spotkanie i nie przyszedł – Sen oparł się o
kamień, na którym siedziała. – Pomyślałem, że dobrze byłoby się spotkać we
dwoje. Sama wiesz...
-
No tak – przerwała mu. – W tamtym towarzystwie nie można się nawet uśmiechnąć,
bo już kogoś obrażam.
-
Lena, dobrze wiesz, że to nie tak. Mój brat po prostu...
-
Po prostu jest dupkiem.
Sen
pokręcił głową.
-
Wcale nie. Nie znasz go – zaprzeczył jej. Lena roześmiała się, przez co Śmierć
poczuł rozdrażnienie.
-
I nie mam zamiaru poznawać, wierz mi – złączyła dwa palce w gest przysięgi. –
Ale nie chcesz chyba rozmawiać o nim - spoważniała, chociaż na jej ustach nadal
błąkał się uśmiech.
Sen
popatrzył na nią badawczo.
-
Tęskniłem za tobą – wyznał cicho, tak, że Śmierć ledwo go zrozumiał. Śmierć nie
mógł uwierzyć w to, co słyszał. Najpierw fakt, że to Sen chciał się z nią
spotkać, a później to... Zamarł w oczekiwaniu na jej odpowiedź.
-
To nie jest dobre. Nie powinieneś za mną tęsknić – odpowiedziała z powagą, a
jej uśmiech zbladł.
-
Mam kontrolować swoje uczucia?
-
Nie to chciałam powiedzieć – wyglądała na podenerwowaną. – Wiesz o co mi
chodzi!
-
Lucyfer nie może decydować o tym, z kim się... – zawahał się na moment. –
Przyjaźnisz.
-
Wcale tak nie sądzę. On bardzo cię lubi, wiesz o tym – odpowiedziała mu cicho.
Milczeli
przez chwilę, nadal nieświadomi, że są obserwowani. Sen ujął dłoń dziewczyny,
jakby chciał jej coś tym gestem pokazać.
-
A ty? – zapytał w końcu. Spojrzała na niego z zapytaniem, najwidoczniej nie
rozumiejąc pytania. – Czy ty mnie lubisz?
Ponownie
wybuchła perlistym śmiechem, a Sen spojrzał na nią, urażony.
-
Głuptasie, przecież wiesz, że cię lubię. Jesteś najulubieńszą istotą, jaką
kiedykolwiek spotkałam. Nikogo tak nie lubię jak ciebie. No, może twojego brata
– dodała z sarkazmem, powodując, że się rozchmurzył. Oparła głowę na jego
ramieniu. – Jesteś naprawdę zabawny, Śnie.
Śmierć
uśmiechnął się kpiąco, patrząc na parę. Nie sądził, że Sen czuje coś do tej
dziewczyny.
-
Wracajmy – powiedziała cicho Lena. Śmierć odwrócił się i odszedł.
Usiadł
w salonie, otoczony ciemnością. Gdyby nie wiedza, że para miała wrócić do domu,
zapewne nie usłyszałby ich wejścia – lecz wyczulony na wszelkie odgłosy
zakłócające ciszę wiedział kiedy weszli.
Sen
przyszedł do salonu, dziewczyny z nim nie było –nie był świadomy obecności
Śmierci. Być może chciał nad czymś rozmyślać, albo po prostu wszedł przypadkowo
do akurat tego pokoju.
-
No, no, no – Sen wzdrygnął się, słysząc brata. – To naprawdę żałosne, że
pożądasz takiej istoty. Wszystkie boginie cię odrzuciły? – zakpił z niego.
-
Ty... – od Snu emanował gniew. – Śledziłeś nas?
-
Przypadkowo przechodziłem – sprostował Śmierć, chociaż wiedział, że w to nie
uwierzy. Sen opamiętał się i stłumił wybuch złości.
-
Co takiego ci w niej nie pasuje? Jest piękna, inteligentna i zabawna. A poza
tym – spojrzał na niego. – Przecież to ja, nie ty się z nią przyjaźnię.
-
Nic mi nie przeszkadza, prócz tego, że tracisz czas na coś tak niestałego jak
człowiek.
-
Nie ty decydujesz o tym, co robię. Nie wiem dlaczego się wtrącasz do czegoś, co
ciebie nie dotyczy.
-
To po prostu jest dla mnie śmieszne. Nic więcej.
Sen
zacisnął zęby, odwrócił się i wyszedł. Śmierć nie wiedział, dlaczego tak mówił
– kochał swojego brata i nie chciał go skrzywdzić, ani zdenerwować. To Lena go
denerwowała, to ją powinien był ukarać – marny człowiek nie może go obrażać.
Skierował
się do swojej sypialni i położył się na łóżku.
Nie
wiedział dlaczego, ale rozmyślał o tym, co zrobić, by utrzeć tamtej dziewczynie
nosa. Było mnóstwo sposobów, ale tylko jeden był właściwy.
Uśmiechnął
się i zamknął oczy.
Rozdział świetny, jestem ciekawa co będzie dalej ;)
OdpowiedzUsuńBardzo chętnie poczytałabym dalej, ale muszę na dziś kończyć.
OdpowiedzUsuńOpowiadanie jest zupełnie inne od tych, które dane mi było przeczytać. Sam pomysł jest oryginalny, jego wykonanie jest równie dobre :)
Początek nie zapowiadał tak wciągającego opowiadania, na początku nie wiedziałam o czym chcesz pisać, ale pomysł przedstawienia "tamtej strony" mnie ujął.
Myślałam przez moment, że Lucyfer zechce oddać Piekło pod władanie Leny. Pewnie głupi pomysł, śmiertelnik nie mógłby tego robić, ale tak sobie pomyślałam o mitologii greckiej i wyobraziłam sobie Korę, przemienioną w Persefonę z Hadesem.
Spodobała mi się historia Życia i tego, że zaczęła się starzeć, zmieniać, ponieważ urodziła ludzkość oraz grzechy. Trochę niepokoję się co zamierza zrobić Śmierci, ale mam nadzieję, że nic groźnego. Nie wiem czemu, ale to właśnie Śmierć, a nie Sen, jest moim ulubionym bohaterem.
Po tym rozdziale mam wrażenie, że Śmierć jest zazdrosny albo o brata, albo o Lenę, albo o obydwoje :) Myślę, że będzie chciał się zemścić na Lenie za to, że wzbudziła ciepłe uczucia w jego bracie. Może wyniknie nawet z tego jakiś romans? Chyba nie miałabym takiemu obrotowi sprawy za złe.
Bardzo dobre opowiadanie, jak tylko znajdę chwilę to przeczytam całe :)
Pozdrawiam
amandiolabadeo.blogspot.com
Wiem, że te pierwsze rozdziały są nieco nudne - ale pozniej sie rozkręca. Cieszę się, że ci się podobało i mam nadzieję, że przeczytasz do końca ;)
UsuńDziękuję za opinię!
Pozdrawiam
Igrająca ze Śmiercią
Wiem, że te pierwsze rozdziały są nieco nudne - ale pozniej sie rozkręca. Cieszę się, że ci się podobało i mam nadzieję, że przeczytasz do końca ;)
UsuńDziękuję za opinię!
Pozdrawiam
Igrająca ze Śmiercią
Lena nie zrobiła nic takiego złego, ale rozumiem, że Śmierć przez wiek oczekiwał szacunku. Obawiam się, że Śmierć przystanie na propozycje Lucyfera, ale w zamian za władanie częścią piekła zażyczy sobie właśnie Lenę, po to by uwolnić swojego brata od niej, oraz by jej utrzeć nosa. Obawiam się, że takie rozwiązanie mogłoby mi się spodobać, a sam trójkąt Sen-Lena-Śmierć mógłby okazać się ciekawy.
OdpowiedzUsuńWitam nowego czytelnika :) cieszę się że zaintrygowało Cię moje opowiadanie i jednocześnie przepraszam, że nie odpisalam wczesniej na Twój komentarz - na swoje usprawiedliwienie mam to, ze na cały weekend wyjechałem w piękne miejsce zupełnie poza zasięgiem i dopiero teraz załapałam trochę zasiegu. Masz dużo racji w swoich przypuszczeniach - i cóż... mogę tylko zaprosic do dalszego czytanie.
UsuńDziękuję za komentarz
Pozdrawiam
Igrająca ze Śmiercią
Oczywiście, że przeczytam. Tylko najpierw dokończę "Czarną perłę". Ty jesteś zaraz następna w kolejce ;-)
UsuńA dziś mój synek słuchał piosenki "Chodzi Senek i Drzemota", niemal od razu skojarzyło mi się z twoim blogiem. Pomyślałam z początku, że chyba już wariuję, a potem dotarło do mnie, że tak bardzo stęskniłam się za twoją opowieścią, że muszę do niej wrócić i w końcu ją nadrobić. Tak więc jestem i nadrabiam i chyba już wiem co temu Śmierci chodzi po głowie. Czyżby chciał uchronić brata przed urokiem słabej kobiety, na dodatek utrzeć Lenie nosa i ją poślubić? Chciałabym tego! Wtedy to byłaby historia niemal jak z Persefoną i Hadesem, tyle tylko, że o niebo lepsza. Lecę dalej.
OdpowiedzUsuń