niedziela, 29 marca 2015

XII. Senne wspomnienia

Nareszcie wena mi dopisała - przepraszam Was, Czytelnicy, że mimo obietnicy dodania nowego rozdziału ponad tydzień temu (wiem to haniebne) dodaję go dopiero dzisiaj. Muszę za to podziękować Nocnej Łowczyni (fantastyka-raja-kalpana.blogspot.com), Citruss Tree (blackperlage.blogspot.com) oraz Wytrwałej na Zawsze (demony-13.blogspot.com), które poprzez dodanie nowych rozdziałów zmobilizowały mnie do ukończenia i dodania ciągu dalszego mojego opowiadania. A teraz zapraszam do czytania :) Proszę o opinie i krytykę, a dostaniecie dobre sny :)


                                                                ***


Szła ostrożnie, jakby podłoże po którym stąpała miało zniknąć, rozpłynąć się niczym sen. Dębowy las dookoła niej szumiał, poruszany przez wiatr, szeptał, tworzył zdradzieckie cienie. Mimo, że było ciepło na jej skórze pojawiła się gęsia skórka, a jej ciało przeszły lekkie dreszcze. Nie chciała, by przyjaciel ją znalazł, a odgłosy lasu brzmiały jak kroki i nawoływania. W pewnym momencie spojrzała przez ramię, a w następnej chwili jej stopa nie natrafiła na równe podłoże, i wirowała wśród liści. Śmiejąc się otworzyła oczy – znajdowała się na plaży, w objęciach Snu. Mężczyzna uśmiechał się zawadiacko, patrzył głęboko w jej oczy, nie widząc żadnego świata – ani to realnego, ani Śnienia – poza nią.
- Oszukujesz –stwierdziła Lena.
- To nie jest oszustwo – odpowiedział. – Gdybyś była ostrożniejsza na pewno nie mógłbym cię odnaleźć.
- Tworzenie snów jest strasznie łatwe – powiedziała Lena rozglądając się dookoła.
- Trudniejsze jest ich odróżnienie od jawy – przyznał Sen. – Sny bardzo rzadko są pozbawione surrealnej cząstki, jednak sama wiesz, że tutaj wszystko jest inne.
Zaczęli spacerować wzdłuż morza, ich stopy obmywane były przez łagodne fale. Wiatr rozpościerał jasną suknię Leny powodując, że wyglądała ona niczym egzotyczny ptak wzbijający się w powietrze. Sen złapał jej dłoń, jakby obawiał się, że wzleci do góry i ucieknie – faktem było, że zdradził Lenie wiele swoich tajemnic, dzięki którym (i za jego pozwoleniem) mogła sama tworzyć, kształtować swoje sny. Zrobił to, bo wiedział, że to jej sprawi przyjemność.
Po krótkim spacerze położyli się na piasku, nadal trzymając swoje dłonie. Wpatrywali się w niebo, na którym raz po raz pojawiały się obłoki. W pewnym momencie Lena przekręciła się, tak, że siedziała na Śnie opierając ręce na jego torsie. Pochylała się delikatnie, muskając jego twarz włosami. Sen złapał ją za talię i powolnym ruchem zjechał rękami na uda, przyciskając ją mocno do siebie. Ich oddechy stały się głębsze, a zarówno morze i wiatr oddaliły się od nich. Byli tylko we dwoje, a wokół nich słodka nicość – nieświadomie sprowadzili ten sen do nich samych.
Delikatnie pocałowała go, przygryzając jego dolną wargę. Czując jego dłonie wodzące po jej ciele wydała z siebie cichy jęk – widząc chwilę jej słabości Sen odwrócił się tak, że znalazł się nad nią, a w następnej sekundzie już nie leżeli, tylko wirowali wokół siebie. Nie było już przyciągania ziemskiego – grawitacja należała teraz do ich ciał, jakby Sen był planetą, a Lena jego księżycem. Zatopieni w przyjemności pocałunku, senni kochankowie.
Dawne wspomnienia często wracają w snach.

            Lena otworzyła oczy – jej oddech nadal był głęboki, jakby sen, który jej się przyśnił był prawdziwy – chociaż trudno powiedzieć, że nie był. Rzadko kiedy śniła jej się przeszłość, nie lubiła tego, nawet jeśli wspomnienie to było przyjemne. Śniąc o przeszłości skupiamy się na niej na jawie, a tego nie chciała.
Rozejrzała się wokół siebie – przez krótką chwilę zdezorientowania nie pamiętała gdzie jest. Zza zasłoniętej zasłony zaglądało słońce. Pogoda w krainie Śmierci najwidoczniej dopisywała – wiedziała, że to dobry znak.
Ubrała się w turkusową sukienkę sięgającą do kostek i zeszła do jadalni, czując niemiły ścisk w brzuchu. Tam czekał na nią Xavier.
- Dzień dobry, panienko – przywitał się.
- Dzień dobry – powiedziała obdarzając go uśmiechem. – Gdzie Śmierć?
- Mój pan kazał panienkę poinformować, że opuścił tymczasowo swoją krainę, by załatwić pewną sprawę. Powiedział również, że niebawem wróci i, że może panienka pozwiedzać zamek. Być może znajdzie panienka coś, co ją zaciekawi. W razie czego służę pomocą – jeśli panienka powie mi, co lubi robić w wolnym czasie mógłbym pani pomóc w poszukiwaniu odpowiedniego pokoju.
- Dziękuję – odpowiedziała grzecznie. – Spróbuję sama coś znaleźć. Na razie chciałabym coś zjeść.
- Oczywiście. Na co ma panienka ochotę?
- Tosty z dżemem. I sok pomarańczowy.

            Po zjedzonym posiłku Lena wyruszyła w głąb zamku. Czuła się niepewnie chodząc (chociaż za pozwoleniem) po pokojach, bojąc się, że wejdzie gdzieś, gdzie nie powinna. W końcu natrafiła na olbrzymi, biały pokój, na środku którego stało białe pianino. Ściany były udrapowane białą, grupą tkaniną, być może dla akustyki, ale Lena nie znała się na tym. Weszła do środka zmierzając w stronę instrumentu. Obok niego stał niski mebel, wystarczający by się położyć, obity czerwoną skórą. Oparcie po jednej stronie było wyższe, tak, że można było się podeprzeć. Wyobraziła sobie jak na nim leży, a przy pianinie siedzi Śmierć racząc jej uszy słodką muzyką. Ona sama nie potrafiła grać – kierowana samą ciekawością usiadła na ławie przed instrumentem i zaczęła przyciskać delikatnie przypadkowe klawisze. Uśmiechnęła się słysząc tą zmyśloną melodię.
- To wcale nie jest takie trudne – usłyszała głos i gwałtownie wstała. Obejrzała się przez ramię i ujrzała Śmierć.
- Nie wiedziałam, że już wróciłeś – powiedziała, odchodząc od instrumentu. Śmierć powolnym krokiem zbliżał się do niej, a jej serce biło jak oszalałe.
- Mogę ci coś zagrać, jeśli chcesz.
Skinęła głową i minęła go, siadając na kanapie. Śmierć usiadł – ubrany nie we frak, tylko zwykły, szary podkoszulek i czarne spodnie. Wyglądał tak… zwyczajnie. Jakby był człowiekiem. Lena zrozumiała, że jedyną rzeczą, która zdradzała, że nie jest człowiekiem były te oczy – nienaturalnie mądre, stare, chociaż wciąż bystre, których spojrzenie mogło utopić w czarnym oceanie. Pomyślała, że są tak głębokie, tak niepoznane jak kosmos. Nieświadomie zmieniła swoją pozycję na półleżącą, opierając się na przedramieniu.
A później Śmierć zaczął grać. Widziała jego profil. Jego palce tańczyły po klawiszach, delikatnie, zwinnie, jakby to była czynność, którą wykonywał na co dzień. Widziała jego skupione spojrzenie i delikatnie rozchylone usta. Jego blada twarz przywodziła na myśl idealną rzeźbę. Grał smutną melodię, której Lena nigdy nie słyszała. W tej melodii rozbrzmiewała rozpacz, ale jednocześnie była przepełniona spokojem. Poczuła w niej miłość i stratę.
Pomyślała, że Śmierć przelał w te nuty swoje serce.
Niespodziewanie poczuła w oczach łzy. Muzyka pełna uczucia rozbrzmiewała w jej umyśle, wydawało się, jakby rozbrzmiewała w całym królestwie.
Nie mogła już wytrzymać – zbyt dużo uczuć zaatakowało jej serce, zbyt wiele wspomnień zaatakowało jej umysł. Nie zauważyła nawet, że wstrzymuje oddech – dopiero po ostatniej nucie wypuściła powietrze, zasłuchana w ciszę, która tak nagle nastała. Przetarła szybko oczy, żeby nie zauważył jak wiele emocji wywołał tym występem.
- Piękne – tylko to zdołała wydusić przez zaciśnięte gardło. Śmierć spojrzał na nią – z pewnością zauważył jej spięcie, lecz nie skomentował tego. Patrzył się na nią tymi bezkresnymi oczami, mając najbardziej ludzki wyraz twarzy, jaki kiedykolwiek u niego zauważyła.
- Jeśli chcesz mogę cię nauczyć – powiedział, lecz Lena wątpiła, że kiedykolwiek będzie grała tak jak on – uświadomiła sobie jak wielkie ma doświadczenie, po raz pierwszy pomyślała o jego istnieniu, które trwało tak długo, i które będzie trwać jeszcze długo po niej.
Pomyślała o tym, z jak wielką samotnością wiąże się jego los. I poczuła smutek i chęć, by go objąć, by pocieszyć. A przecież była zwykłym człowiekiem, jakich jest miliardy, a siedziała tutaj, przy nim, słuchając muzyki jego serca.
Wspomnienia przeszłości niech żyją w snach – pomyślała i w myślach zabrzmiało to jak obietnica, chociaż nie była pewna czego ona dotyczyła.

poniedziałek, 16 marca 2015

XI. Płomień nadziei

Życzyliście mi weny no i jest rozdział :) Chciałam opublikować go trochę później, lecz nie mogłam się powstrzymać... jednocześnie chciałam zakomunikować, że nie mogę przewidzieć kiedy pojawi się następny. Dlaczego? Po pierwsze studia, po drugie chcę go jeszcze bardziej dopracować. Oczywiście jeśli będę miała czas to być może pojawi się już około weekendu, ale nie mogę nic obiecać. Dziękuję również tej małej grupce osób, którą zaciekawiłam tą historią i która tak motywacyjnie obsypuje mnie komentarzami :) 
Hmm... Jeden komentarz, jeden dobry sen ;)
A teraz kończę zanudzać i zapraszam do czytania.


                                        ***

Lena czuła świeży, znajomy wietrzyk na twarzy. Na jej obliczu igrało słońce, pieszcząc ciepłem skórę. Pod nagimi stopami wyczuła miękki, drobny piasek. W jej uszach brzmiała słodka muzyka morza. Czuła odprężenie i spokój.
- Lubię, jak mnie tu zabierasz, Śnie – powiedziała otwierając oczy. Znała to miejsce bardzo dobrze – to był jej ulubiony sen, który sama zaplanowała spędzając czas w krainie swego przyjaciela. Zimne morze znajdowało się zaledwie kilka metrów od niej, a biały piach zdawał się migotać w słońcu. Za nią rozciągały się wzgórza, pełne roślinności, tętniące zielenią. Niecały kilometr wędrówki stąd znajdował się wysoki klif – to było jej miejsce, jej i Snu, i tylko oni wiedzieli, że skrywa ono różne niespodzianki – tam właśnie się skierowała. Przypomniała sobie odległe wspomnienie pocałunku ze Snem na tym właśnie klifie – nie rozłączając ust rzucili się do morza, kończąc pocałunek w wodzie. Uśmiechnęła się.
Kąpiel w tym lodowatym morzu z pewnością nie należała do przyjemnych – jeśli weszłaby do niego z plaży. Ale sprawa przybierała innego brzmienia, jeśli wskoczyło się do niego z klifu. I po bardzo krótkiej wędrówce, trwającej może parę sekund (to z pewnością zaleta snów), Lena znalazła się na klifie. Podeszła do jego krańca i spojrzała w dół. Spienione fale rozbijały się o skałę, szeptały groźby i ostrzeżenia. Z powierzchni morza wystawały ostre skałki, lśniące niczym ogromne brzytwy. Ale Leny wcale to nie zniechęciło - odwróciła się tyłem do złowrogiej kipieli, rozłożyła ręce i rzuciła się do tyłu.
Po sekundzie, może dwóch, poczuła za plecami ścianę wody. Wszystko działo się w spowolnionym tempie, bo czas to pojęcie względne w snach. I gdy znalazła się pod wodą całe wzburzenie morza ustało – woda otaczała jej ciało, lecz nie rzucała nim, muskała je delikatnie. Lena potrafiła bez problemu poruszać się w tym świecie. Wyglądała jak morska bogini – zwiewna suknia jakby rozpłynęła się w wodzie, aureola włosów otaczała jej twarz.
Otaczała ją głębia sennego oceanu.
A kiedy ujrzała Sen uśmiechnęła się i wzięła głęboki oddech.
- Szukałam cię – krzyknęła do niego, a z jej ust wyleciały bąbelki powietrza – mimo tego jej głos był wyraźny i zrozumiały. Sen nienaturalnie szybko pojawił się obok niej. Miał zatroskaną minę. Objął ją mocno i pocałował w czoło.
- Lena, tak bardzo się cieszę, że nic ci nie jest – powiedział z ulgą. – Czekałem tu na ciebie.
- Ale… - zaczęła i nagle wróciły jej wspomnienia z jawy. – Co tam się wydarzyło? – zapytała z przestrachem w głosie. Jej brwi się zmarszczyły, gdy próbowała sobie przypomnieć szczegóły.
- Azazel cię porwał. Na szczęście mój brat... – głos mu się załamał, kiedy zrozumiał, że mogła zginąć. – Odnalazł cię.
- Śmierć mnie uratował? – zapytała zaskoczona. – Więc… Gdzie ja jestem?
- Jesteś w jego królestwie. Stwierdziliśmy, że tam będzie najbezpieczniej.
Spięła się cała. Sen pogładził ją po policzku.
- Jeśli chcesz obudzę cię dopiero jak tam dotrę – przypomniał jej, lecz ona pokręciła głową.
- Nie musisz – szepnęła. – Ja tylko… Nie wiem dlaczego tak zareagowałam…
- Spokojnie. Wiesz, że on cię nie skrzywdzi.
- Wiem – uśmiechnęła się lekko. – Ale powroty są najgorsze.

            Otworzyła powoli oczy. Ostrożnie wstała, rozglądając się. Znajdowała się w ogromnej sypialni z lawendowymi ścianami i białym umeblowaniem. Siedziała na ogromnym łożu z baldachimem, który delikatnie falował, poruszony przez wiatr wpadający przez otwarte okno. Podeszła do okna i ujrzała dziedziniec. Niebo było zachmurzone, a cały krajobraz ponury. Spojrzała w dół i dostrzegła Śmierć. Stał tylko i wpatrywał się w kamienny posąg – Lena widziała go już parę razy, lecz nie wiedziała kogo on przedstawia. Niepewnie wyszła z pokoju i skierowała się do wyjścia.
Na zewnątrz wiatr przybrał na sile, a i tak ciemne niebo pociemniało jeszcze bardziej. Lena przypomniała sobie tamtą pamiętną burzę, lecz zaraz odegnała od siebie to wspomnienie. Zimne podmuchy wiatru rozsypywały jej włosy na wszystkie strony, a w oddali przez niebo przechodziły błyski.
Podeszła cicho do Śmierci, który najwidoczniej jej nie dostrzegł.
- Kim ona jest? – zapytała nieśmiało. Śmierć drgnął, lecz nie odwrócił się do niej.
- Lena. Obudziłaś się – powiedział ze zdziwieniem, jakby nie spodziewał się tego – Lena zrozumiała, że to on zaproponował, by Sen ją obudził dopiero gdy tutaj przybędzie. Nie odpowiedział jednak na jej pytanie. Odwrócił się do niej, a wiatr machinalnie ustał. Z jego twarzy nie dawało się niczego wyczytać, lecz pogoda mówiła sama za siebie. – Jak się czujesz?
- Dobrze – spuściła wzrok. – Dziękuję, Śmierć. Sen powiedział, że mnie uratowałeś.
W jego oczach przez moment zalśnił smutek, lecz bardzo szybko go zamaskował.
- Dlaczego Azazel mnie porwał? – zapytała cicho. Obserwowała jak jego twarz kamienieje, lecz nie dała po sobie poznać, że zauważyła jego dziwne zachowanie. Śmierć nie był chętny do rozmowy na ten temat, lecz Lena spiorunowała go wzrokiem.
- Chyba mam prawo wiedzieć – oznajmiła. Śmierć popatrzył na nią niepewnie.
- Pożądanie. To ona współpracowała z Azazelem – nie chciał nic więcej mówić, lecz Lena popatrzyła na niego z oczekiwaniem.
- Chciał, żebym oddał mu swoją część Piekła, a w zamian za to cię… - zawahał się. – wypuści.
Lena zaniemówiła. Była przekonana, że to był przypadek, albo, że chciał jakoś wpłynąć na Lucyfera…
- Oddałeś mu Piekło? Za mnie? – zapytała z niedowierzaniem.
- Nie – odpowiedział krótko.
- Więc jak…?
- Po prostu cię wziąłem. Dlatego niebezpieczeństwo jeszcze nie minęło. Myślę, że będziesz musiała zamieszkać w Śnieniu, ale o tym zadecydujesz kiedy przybędzie Sen.
Lena nie drążyła tematu. Rozejrzała się dookoła i dopiero teraz dostrzegła, że chmury na niebie nieco zrzedły, a przez nie prześwitywało słońce. Zagadkowe było to, że również oblicze mężczyzny się rozpogodziło – nie, nie uśmiechał się, a jego oczy nadal pozostawały beznamiętne, lecz coś w jego twarzy pojaśniało.
- Wracajmy do zamku. Sen już nadchodzi – oznajmił tylko i nie patrząc na dziewczynę i odszedł. Lena podążyła za nim, nie mając pojęcia jak interpretować jego dziwne zachowanie.

            Kiedy Sen przyszedł, Śmierć i Lena siedzieli w pokoju dziennym.
- Śmierć – skinął głową bratu, a następnie podszedł do Leny i ją uściskał. Dziewczyna zmieszała się i próbowała go odepchnąć, lecz kiedy zauważyła jego poważną minę zaprzestała starań.
- Już nigdy do tego nie dopuszczę, Lena – powiedział cicho i odsunął się od niej.
- Śnie, nic się nie stało – powiedziała uśmiechając się krzywo.
- Ale mogło – odparł piorunując ją spojrzeniem. – Azazel nie odpuści tak łatwo, Pożądanie tym bardziej.
- Nie sądzę, żeby cokolwiek mi zagrażało. Skoro Śmierć dał Azazelowi do zrozumienia, że nie dostanie tej części…
- To nie tak – przerwał jej Śmierć. Spojrzał na nią, a w jego oczach było widać nieodgadniony płomień. – Skoro jesteś w to zamieszana musisz to wiedzieć. Pożądanie maczała w tym palce – to oznacza, że moja siostra wymyśliła sobie nowy sposób na zabawę ze mną. Nie odpuści dopóki nie osiągnie swojego celu – odwrócił od niej wzrok. – Problemem jest to, że nie wiemy co planuje.
- Na razie możemy stwierdzić, że chodzi jej o Lenę – wszedł mu w słowo Sen. – Chociaż skłaniałbym się do obwiniania za to, co się stało tylko Pożądania…
- Ile jeszcze będziesz bronił Życie? – zapytał z gniewem jego brat. Sen pokręcił tylko głową.
- Porozmawiam z naszą siostrą – powiedział tylko.
- Nie – uciął Śmierć. Lena była zaskoczona tą ostrą wymianą zdań, lecz nie wszystko zrozumiała.
- Poczekajcie – powiedziała głośno przerywając im piorunowanie się wzrokiem i zmuszając, by spojrzeli na nią. – Dlaczego Pożądanie myśli, że dzięki mnie może zniszczyć Śmierć?
Żaden z nich się nie odezwał. Nie chcieli nawet na nią spojrzeć, przez co poczuła gniew.
- Bo ona wie, że… - Śmierć nie wiedział jak to ująć. – Wie, że nie pozwolę cię skrzywdzić – dokończył spokojnie, patrząc jej w oczy. Lena zaczerpnęła głośno powietrza i zagryzła wargę.
Poczuła ulgę i ciepło na sercu. Niektóre deklaracje, niby pospolite i zwyczajne wydawały się być magicznym zaklęciem. Słysząc te słowa, Lena wiedziała, że są one prawdziwe – biła od nich pewność i szczerość.
- Lena, nie możesz na razie wrócić do swojego świata – oznajmił Sen.
- Najlepiej będzie jak zostanie u ciebie – Śmierć zwrócił się do Snu, lecz tamten pokręcił głową.
- Moje królestwo jest otwarte dla wszystkich – przypomniał. – Pożądanie, demony, nawet… Życie może do niego wejść – wiedzą na czym polega śnienie i wątpię, że Lena byłaby tam bezpieczna.
- Może jej pilnować Cauchemar.
Sen już miał mu coś odpowiedzieć, lecz Lena weszła mu w słowo.
- Mogę zostać tutaj – powiedziała cicho. Mężczyźni popatrzyli na nią – Sen ze zdziwieniem, a Śmierć z dziwnym, nieopisanym wyrazem twarzy. – Oczywiście jeśli się zgodzisz – dodała pewniej, patrząc na swoje ręce złożone na kolanach.
Sen uśmiechnął się lekko.
- Co ty na to Śmierć? – zapytał.
- Nie widzę przeciwwskazań – oznajmił chłodno, nie wiedząc jak się ma zachować. Prawdą było, że nie brał nawet pod uwagę takiego wyjścia z sytuacji. A teraz nie miał pojęcia co o tym wszystkim myśleć.


Wątły płomień nadziei rozpalił się mocniej, oświetlając serce Śmierci.

piątek, 13 marca 2015

X. Zmącony spokój

Minęło kilka dni, odkąd Lena spotkała Śmierć. Stare wspomnienia wyszły na jaw, lecz nie sprawiały już tyle bólu co wcześniej. Z pozornym spokojem chodziła do hospicjum, obawiając się, a jednocześnie chcąc go ponownie spotkać.
Tego dnia, wracając z hospicjum spotkała jedną ze swoich znajomych – Blankę – niską dziewczynę o kruczoczarnych włosach ściętych krótko na jeżyka i nieco okrągłą, zawsze pogodną twarzą.
- Lena! – kiedy ją zobaczyła pomachała do niej radośnie.
- Hej! Dawno się nie widziałyśmy.
- O tym samym pomyślałam – przyznała Blanka. – Ostatnio nie widziałam się z nikim z naszej paczki. Co ty na to żeby to nadrobić?
- Z przyjemnością – odpowiedziała z entuzjazmem. Przynajmniej będzie mogła skupić rozmyślania na czymś innym.
- Zadzwonię do Tomka i do Anki. Może dam radę namówić Fasolkę – szczebiotała uszczęśliwiona. Lena uśmiechnęła się słysząc jej szczęśliwy głos. – A co u ciebie?
- Wszystko dobrze – zmieszała się. Nie była przyzwyczajona do zwierzania się, chociaż czasami miała wielką ochotę porozmawiać z kimkolwiek. Blanka spojrzała na nią badawczo.
- Czyżby?
Lena przygryzła wargę. Lubiła Blankę, ale… Przecież nie mogła jej powiedzieć o tym wszystkim. To było takie nierealne, takie odległe od świata ludzi – sama nie czuła się do końca jak człowiek.
Nabrała głośno powietrza.
- No nie do końca. To znaczy nic się nie stało… - zaczerwieniła się lekko. Blanka roześmiała się.
- Zawsze taka skryta, cała ty! Wszyscy się zastanawiają co ty masz w tej głowie.
- Tak? – podjęła temat.
- Tak. Jesteśmy kumplami, wszyscy się martwią. Nigdy nic o sobie nie mówiłaś. Pomyślałam, że to wścibskie, i dlatego nikt nie pytał. Ale jeśli chciałabyś porozmawiać, to wal śmiało.
Lena uśmiechnęła się.
- Dziękuję – zamyśliła się na moment. – To o której godzinie i gdzie?
- Co powiesz na Hell-Bar? O dziewiętnastej?
Lena prawie się roześmiała.
- Tak, będzie idealnie.
Blanka zaklaskała w dłonie.
- Dzisiaj się porządnie napijemy!
Pożegnały się. Lena wracając do domu nie mogła powstrzymać uśmiechu. Z ludźmi jest zawsze tak łatwo. Tak przyjemnie. Wystarczy uśmiech, wystarczy żart i odrobina szczerości by poprawić sobie humor. Podziwiała Blankę za jej otwartość, brak ograniczeń. Czasami chciałaby tak samo.
Z rozmyśleń wyrwał ją Sen.
- Uważaj, bo wpadniesz pod samochód – podskoczyła słysząc jego głos.
- Przestraszyłeś mnie!
- Wybierasz się gdzieś dzisiaj z przyjaciółmi? Jeśli chcesz mogę cię podwieźć – zaoferował się uprzejmie.
- Ty za kierownicą? Nie masz u siebie elektryczności ani autostrad, a chcesz mnie gdzieś zawieźć? – zadrwiła.
- Zdziwiłabyś się jak dobrym kierowcą jestem.
- Jasne – odpowiedziała z sarkazmem. Bez wątpienia jej humor uległ całkowitej poprawie. – To podjedź swoim powozem za piętnaście dziewiętnasta – roześmiała się, widząc jego minę.
- Widzę, że humor dopisuje – powiedział z zadowoleniem, otwierając przed nią drzwi jej mieszkania.
- Dopisuje jak nigdy – uśmiechnęła się. – A teraz spływaj, muszę się przygotować.
- Masz jeszcze dwie godziny!
- Ale jestem kobietą… - oboje roześmiali się.
Lena wzięła kąpiel, zrobiła nieco mocniejszy makijaż, na który składał się szary cień do oczu, eye-liner oraz porządna porcja mascary. Ubrała obcisłe dżinsy i szarą bluzkę z rękawami trzy czwarte, tak zszytą, że ukazywała całe obojczyki, z dekoltem o kształcie półksiężyca. Na koniec ubrała wiązane, czarne botki i czarną skórzaną ramoneskę. Wzięła jeszcze torebkę i wyszła z mieszkania. Sen już czekał w lśniącym, czarnym samochodzie. Otworzył przed nią drzwiczki i pomógł jej wejść.
- No, no, Śnie, postarałeś się. Ale naprawdę mogłam się przejść na nogach…
- To żaden problem – odpowiedział tylko. – Nie lubię, kiedy wieczorem sama wychodzisz.
Zmarszczyła brwi.
- A ja nie lubię, kiedy jesteś taki nadopiekuńczy.
- To dziwne, że się martwię?
- Nie, Śnie. To nienaturalne.
Pokręcił tylko głową, niezadowolony. Kiedy dotarli na miejsce pożegnali się i Lena weszła do baru. Od razu zauważyła Blankę, później Tomka, Jona, Anię i Fasolkę – Lena nie wiedziała skąd się wzięło to przezwisko, lecz z niewyjaśnionych przyczyn bardzo do niej pasowała. Uśmiechnęła się do wszystkich promiennie. Usiadła i zamówiła piwo.
Rozmawiali o głupotach – o zakupach, związkach, celebrytach, najnowszych filmach. Lena niemal się nie odzywała, chłonąc jak najwięcej tej nieprzydatnej niczemu wiedzy.
Człowiek musi wiedzieć o takich rzeczach – pomyślała.
Lena bez zainteresowania śledziła rozmowę. Mimo, że tematy poruszane przez przyjaciół nie były dla niej fascynujące, to cieszyła się, że może z nimi przebywać – chociaż tak bardzo do nich nie pasowała.
- Ziemia do Leny – usłyszała głos. Spojrzała na Tomka i zaczerwieniła się.
- Przepraszam, zamyśliłam się – wytłumaczyła się szybko.
- Planujemy wypad w góry. Chętna? – zapytał ponownie.
- Pomyślę o tym – obiecała, a on pokręcił głową.
- Więcej spontaniczności! – powiedział i uśmiechnął się szeroko. Odpowiedziała mu tym samym.
- Jeśli tylko będę miała czas…
- To świetnie! – ucieszyli się wszyscy.
Spędzili parę godzin w barze, a później pożegnali się i porozchodzili do domów. Blanka zaproponowała, że może odwieźć Lenę do mieszkania, jednak ona chciała się przespacerować. W nocy miasto miało dużo uroku, a Lena nie chciała tak szybko wracać do domu. Szła bocznymi uliczkami, okrężną drogą.
Od tak dawna pragnęła wieść normalne życie normalnego człowieka – a teraz nie mogła się dopasować. Czuła, że doświadczenia z przeszłości ciągną się za nią niczym nieustępliwy, mroczny cień. I nie myślała tylko o tamtym pobycie w krainie Śmierci – tylko o tym, że poznała inny świat, który nie powinien być jej znany.
Nie raz zastanawiała się, co by było gdyby… No właśnie, gdyby co? Lucyfer powiedział kiedyś, że jej rodzice zginęli. Nigdy za nimi nie tęskniła, miała przecież opiekuna, który starał się, by nie czuła tęsknoty. Nie miała pojęcia dlaczego zginęli, kim byli, ani dlaczego to właśnie Lucyfer ją przygarnął – wątpiła w to, że kiedykolwiek się dowie. Zresztą to nie tak, że chciała się dowiedzieć – dla niej ich nie było, nigdy nie istnieli. Leny nie ciekawił fakt, że trafiła akurat pod skrzydła Lucyfera. Zastanawiała się tylko, jak wyglądałoby jej życie, gdyby rodzice żyli, a ona byłaby z nimi. Czy byłaby zwykłą dziewczyną, tak beztroską jak jej znajome?
No i nie poznałaby Snu.
Takie jedno wydarzenie – śmierć rodziców – było impulsem, dla którego jej życie potoczyło się tak, a nie inaczej. Im bardziej o tym myślała, tym bardziej straszne to jej się wydawało. Mogło być zupełnie inaczej, gdyby nie ten mały impuls.
- Pomocy! – usłyszała krzyk. Spojrzała w stronę, z której dochodził. W bocznej uliczce zauważyła dwie postacie – mężczyznę i kobietę. Kobieta, na oko w jej wieku, z trudem łapała powietrze, mając zaciśnięte na szyi palce mężczyzny. Nie myśląc Lena pobiegła w tamtą stronę.
- Puść ją! – krzyknęła. Mężczyzna popatrzył na nią z uśmiechem. Puścił kobietę, która również się uśmiechnęła – i dopiero teraz Lena zauważyła, że oboje nie wyglądają normalnie. Ich oczy lśniły, tak podobnie jak oczy Lucyfera, a skóra nagle zrobiła się blada, błoniasta, brzydka. Zęby obnażone w uśmiechu były zaostrzone.
Demony?
Lena zatrzymała się raptownie. Kiedy tamci zrobili krok w jej stronę odwróciła się i pobiegła z zamiarem ucieczki, jednak nim zdążyła wybiec na oświetloną ulicę z góry zleciał jeszcze jeden demon. Zamierzyła się na niego pięścią, jednak ten roześmiał się tylko, złapał jej dłoń i wykręcił, tak, że stała do niego tyłem. Krzyknęła, czując ból w ramieniu.
Zobaczyła, że pozostałe demony zbliżają się do niej. Szarpnęła się mocno, lecz w następnej chwili trzymający ją demon przytknął do jej ust i nosa dłoń, a później jej oczy zamknęły się. Straciła przytomność.
- Dobrze – rozległ się kobiecy głos w ciemności. Ktoś obserwował całe zajście. – Możecie ją zabrać.

            Śmierć poczuł niepokój – niewytłumaczalne uczucie podpełzło do niego, atakując jego myśli. Nie miał pojęcia co ono oznacza. Wstał od stołu, zostawiając niedojedzony posiłek, a w następnym momencie znalazł się w swojej sali tronowej. Zamknął oczy.
Może powinienem ją odwiedzić? – pomyślał, jednak od razu wybił sobie ten pomysł z głowy. Być może ona tego nie chciała, a ponad to… Bał się? Bał się słów, które mogła wypowiedzieć. Słowa tak bardzo potrafią ranić.
Nagle jego niepokój nasilił się jeszcze bardziej. Ktoś próbował wydrzeć się do jego krainy. Skupił się.
- Możesz wejść, Śnie – powiedział cicho. Wstał gwałtownie z tronu widząc przerażoną twarz brata.
- Śmierć… - wydyszał. – Lena zniknęła.
- Jak to zniknęła?
- W ogóle jej nie czuję. Widziałem ją dzisiaj popołudniu, a teraz… Jakby zniknęła ze świata. Pomyślałem, że może jest tutaj, dlatego przyszedłem. Nie mam pojęcia co mogło się stać…
Śmierć zrobił poważną minę.
- Przeszukaj jeszcze raz miejsca, w których mogłaby się ukryć. Sprawdź Lucyfera, może tam pojechała – Śmierć zamyślił się.
- O czym myślisz, bracie? – zapytał z niepokojem Sen.
- O niczym. Muszę sprawdzić jedno miejsce.
Rozpłynęli się w powietrzu w jednej chwili.

Lena leżała na zimnej posadzce. Czuła zawroty głowy, jakby zbyt długo kręciła się na karuzeli. Chłód był nieznośny, a stęchły zapach drażnił nos. Z trudem otworzyła oczy, lecz dookoła panował mrok. Przez chwilę nie wiedziała jak się tutaj znalazła, lecz później do jej głowy nadpłynęły wspomnienia i poczuła panikę.
Jedynym odgłosem, który udawało jej się wychwycić był jej własny, przyśpieszony ze strachu oddech. Wstała chwiejnie i niepewnie szła przez ciemność chcąc natknąć się na jakąś przeszkodę – zrobiła tylko parę kroków i natrafiła na ścianę. Przeszła dookoła pomieszczenia, mając za przewodnika ścianę i mogła określić, że to bardzo mały pokój, pozbawiony drzwi i jakiegokolwiek źródła światła. Strach ją paraliżował – nie wiedziała dlaczego tutaj jest i czy kiedykolwiek się stąd wydostanie. Do oczu napłynęły jej łzy, lecz powstrzymała je.
Zastanawiała się po co demony ją porwały – była pewna, że to nie była sprawka Lucyfera – na pewno nie wtrąciłby jej do lochu, nawet jeśli faktycznie jest na nią wściekły. Pozostawał Azazel. Tylko po co?
- Śnie? – wyszeptała drżącym głosem. – Śnie! – dodała głośniej, lecz na nic były jej prośby.
Usiadła pod ścianą, czując zawroty głowy. Nagle usłyszała cichy syk dochodzący z góry – bezskutecznie próbowała dopatrzyć co jest źródłem tego odgłosu. Zamknęła oczy, a po jej policzku poleciała łza.

            Śmierć stał naprzeciwko na pierwszy rzut oka opuszczonego, rażącego monumentalizmem pałacu. Po ziemi wokół jego stóp wirowała mgła. Po chwili spostrzegł błysk światła za jednym z rozbitych okien. Podążył ostrożnie w stronę wejścia, bacząc na swój każdy krok. Kiedy znalazł się bliżej drzwi, te rozwarły się same, ukazując pogrążone w półmroku, zdewastowane wnętrze. Czuł stęchliznę i nieokreślony odór, który kojarzył mu się z demonami. Lecz nie tropił demonów – tropił swoją siostrzenicę, był pewien, że gdzieś tutaj jest. Jednak czując obecność demonów zaczął się niepokoić.
- A więc trafiłeś. Zaczynałam się nudzić – usłyszał za sobą irytujący głos.
- Pożądanie –powiedział odwracając się. Zachował powagę, lecz w sercu wzbierał się mu gniew, chcąc wybuchnąć. – Gdzie jest Lena?
Ona zachichotała tylko i przeszła obok niego. Złapał jej ramię i pociągnął, tak, by zwróciła się do niego przodem. Jej usta wykrzywiły się w uśmiechu, lecz oczy emanowały… złem.
- Puść mnie, bo możesz tego pożałować – powiedziała tylko. Posłuchał jej, lecz zaczął odczuwać panikę.
- Gdzie ona jest?
- Ktoś chce z tobą rozmawiać – powiedziała tylko. Poszedł za nią, po schodach. Znaleźli się w przestronnej sali. Śmierć zmarszczył brwi, kiedy zobaczył Azazela. Demon uśmiechnął się widząc gościa.
- Miałaś rację, Pożądanie. No, no, kto by pomyślał, że istnieje tak łatwy sposób na porozmawianie z twoim wujem.
- Do usług, Azazelu – odpowiedziała słodko Pożądanie. Śmierć zacisnął zęby.
- Co to ma znaczyć, demonie? – zapytał siląc się na spokój.
- Chcę z tobą pertraktować. W sprawie twojej części Piekła – obnażył zęby w uśmiechu.
- I po to kazałeś porwać dziewczynę?
- Owszem. Przecież tutaj przyszedłeś.
- Ty…
- Teraz powiem co się stanie. – przerwał mu ostro. – Oddasz mi swoją część Piekła.
- Dlaczego sądzisz, że tak postąpię? – w głosie Śmierci było słychać gniew, chociaż tak naprawdę czuł strach. Azazel na te słowa uśmiechnął się i skinął głową do demona stojącego przy ścianie, który na ten niemy rozkaz wyszedł z sali.
- Chodź za mną, Panie Śmierć – powiedział demon i poprowadził Śmierć do bocznego pomieszczenia.
Na jego środku stała szklana, wielka kostka. Wewnątrz niej, oparta o ścianę siedziała Lena. Jej twarz wyrażała przerażenie, a z nieobecnych oczu płynęły łzy.
- Nie widzi cię – oznajmił Azazel. – Sam zaprojektowałem tą… pułapkę. Wewnątrz tej klatki jest ciemno, tak ciemno, że dziewczyna pewnie zastanawia się czy nie oślepła.
- Wypuść ją – rozkazał cicho Śmierć, nie odrywając wzroku od dziewczyny.
- To nie koniec – Azazel nie zwracał uwagi na jego słowa. – Ta kostka była nieszczelna. Jednak od jakiejś minuty zamknęły się wszelkie otwory, przez które dostaje się jakiekolwiek powietrze. W zamian za to, do komory jest wpuszczony gaz, tak podobny do trujących oparów z Piekła.
Masz dwa wyjścia.
Albo oddasz mi Piekło i wypuszczę dziewczynę, albo – tutaj uśmiechnął się szeroko. – ona umrze. W ciemności i samotności, a jej jedynym towarzyszem będzie strach. Wtedy będziesz mógł zabrać jej duszę.
Nagle Lena drgnęła i złapała się za gardło. Zaczęła kaszleć i ciężko wciągać powietrze. Jej twarz zbladła.
- Czas płynie, Śmierć. Decyduj.
Półmrok w pokoju stał się niewytłumaczalnie wyczuwalny, niemal namacalny. Śmierć wciąż nie odrywał wzroku od Leny, która z minuty na minutę traciła szansę na przeżycie.
Jedyne co czuł to nienawiść.
- Kim ty jesteś demonie, żeby mi rozkazywać – powiedział cicho, ze spokojem. Azazel spojrzał na niego ze zdziwieniem, które przerodziło się we wściekłość. Chyba chciał coś powiedzieć, lecz Śmierć zgromił go wzrokiem. Jednocześnie na szkle otaczającym Lenę pojawiło się pęknięcie.
- Pamiętaj, gdzie twoje miejsce. Jesteś stworzoną przez ludzi istotą. Myślisz, że znasz moją moc? Myślisz, że dasz radę mnie pokonać? – z każdym jego słowem w pokoju robiło się duszniej, a pęknięcia na szybie powiększały się.
- Mógłbym cię zniszczyć jednym słowem. Mógłbym obrócić cię w proch.
Azazel nie mógł wykrztusić ani słowa. Demon obok niego nagle zniknął – to Śmierć sprawił, że rozpłynął się w powietrzu. W następnej chwili szklana cela Leny zbiła się na tysiąc kawałków, a Śmierć pojawił się przy niej, a następnie zniknęli nim wszystkie szklane odłamki upadły na posadzkę.  

            Pożądanie wtargnęła do sali.
- Ty głupcze! Mówiłeś, że ta pułapka jest odporna na jego moc! – jej czerwone usta wykrzywiły się w złowrogi grymas. Azazel spojrzał na nią z szałem.
- A ty mówiłaś, że odda mi Piekło w zamian za dziewczynę – warknął. Pożądanie zrobiła groźną minę, a w jej oczach błyszczała wściekłość.
- Wiem czego pożąda Śmierć – powiedziała przez zaciśnięte zęby i zbliżyła się do demona, który jakby skurczył się w sobie. Następnie przysunęła się jeszcze bliżej, tak, że jej usta znalazły się blisko jego ucha.
- Wiem, czego ty pożądasz – wyszeptała, a demon znieruchomiał. – Jeśli jeszcze raz mnie zawiedziesz… obiecuję, że cię zniszczę. Rozumiesz, przyjacielu? – zaakcentowała mocno ostatnie słowo.
Azazel nie wydawał się być zadowolony słysząc tą groźbę, lecz posłusznie skinął głową. Pożądanie odwróciła się i wyszła, kołysząc biodrami. Kiedy przeszła przez drzwi, zamiast znaleźć się na korytarzu ujrzała ruiny pałacu swej matki. Szybkim krokiem przeszła przez drzwi – za nimi czekała na nią Życie.
- Witaj matko – powiedziała i pocałowała ją w czerwony policzek pełen bruzd. – Niestety ona żyje. Ten idiota, Azazel zapomniał, że Śmierć jest taki silny.
- To dobrze – wychrypiała i odwróciła się od córki. Pożądanie otworzyła ze zdziwienia usta.
- Ale… Teraz nie damy rady zabić dziewczyny! On ją wziął do swego królestwa!
- Czy nie pojmujesz, córko?
- Masz plan? – Pożądanie uśmiechnęła się.
- Życie zawsze zwycięży śmierć. A śmierć zawsze niszczy życie. On ją kocha. To wystarczy, by go zniszczyć.

Zwykle zachmurzone niebo w sercu Życia rozjaśniło się – burzowe chmury odpłynęły w inne miejsce, mącąc inne serca.

niedziela, 8 marca 2015

IX. Serce Śmierci

Mógł to przewidzieć. Przecież uważał się za istotę mądrą, doświadczoną i stojącą w hierarchii istot niemal na szczycie. Śmierć od wieków twierdził, że nic nie jest w stanie wytrącić go z równowagi. Aż do teraz. Do dzisiejszego przypadkowego spotkania Leny. Te dwa lata upłynęły na rozmyślaniach, których temat był niemal zawsze taki sam.
Uważa mnie za potwora – myślał rozpaczliwie Śmierć.
Przez ten moment, w którym Lena opiekowała się nim pomyślał, ba, był pewny, że tylko przed nią mógłby otworzyć swoje serce. Patrząc na oddalającą się dziewczynę czuł jednak smutek – chociaż ich pożegnanie było tak pełne nadziei, to w jego gładki, kryształowo czarny ocean spokoju ugodziło jedno wspomnienie. Dawne wspomnienie, niemal zapomniane.
W jego krainie deszcz i wiatr pustoszył drzewa z niekończących się liści. Niebo było prawie czarne, chociaż trwał jeszcze dzień.
Jego równomierny oddech zaczął przyśpieszać. Poczuł, jak jego świadomość odpływa gdzieś na chwilę, zamykając drogę ucieczki przed przeszłością. Musiał się stąd wynieść. Gdzieś, gdzie nikt nie uważa go za zło. Gdzieś, gdzie Śmierć nie jest niszczycielem.
Otworzył oczy i nareszcie mógł odetchnąć.
Śmierć stał na wzgórzu oglądając zachód słońca za kolorowymi, meksykańskimi domami. Stojąc nawet w tak odległym miejscu słyszał gwar rozmów, przekrzykiwanie i śmiechy mieszkańców. Niczym kolorowe mrówki, ludzie kręcili się na ulicach, w błogiej nieświadomości, nieświadomości faktu, iż są obserwowani. A jednocześnie tak dobitnie tego świadomi. Można rzec, że ich świadomość była najdobitniejsza z świadomości wszystkich ludzi.
Kpiące ze Śmierci mrówki, kupujące słodkie czaszki, robiące sobie zdjęcia z ośmieszającymi kukłami, które w ich przekonaniu przedstawiały Śmierć. A on wcale nie czuł złości na ten widok. Nie był zirytowany, chociaż wiedział, że z niego kpią.
Tutaj czuł się dobrze.            
            Na pobliskim cmentarzu roiło się od ludzi, od rodzin, rozkładających na nagrobkach różnorakie strawy i alkohol, śmiejąc się i podśpiewując radośnie. W tych dniach całe rodziny się jednoczyły, każdy członek był obecny, nawet ten który już spotkał Śmierć. A żywi na cmentarzach wcale nie byli źli, nie byli smutni, ani zrozpaczeni. Nie złorzeczyli Śmierci.
Po prostu się śmiali.
Stał tak chwilę, głęboko wdychając rozgrzane powietrze, próbując nieudolnie rozgryźć ich zachowanie, po czym nie śpiesząc się, zaczął schodzić na dół, by znaleźć się wśród tłumów, zasmakować ich wyrazistych uczuć, poczuć ich radość. Tłum ocierał się o niego, nie znając jego tożsamości. Nie mogli go widzieć, lecz mimo to niektórzy, szczególnie starsi wbijali co chwilę swój słaby wzrok w miejsce, w którym akurat się znajdował, zupełnie jakby wiedzieli. Jakieś dziecko zaczęło na niego wskazywać, wykrzykując „Muerte!”, lecz w hałasie, który towarzyszył miastu nikt nie zwrócił na to uwagi.
Kiedy wrócił do swojej krainy w jego sercu ponownie zapanował spokój – do widzenia nie znaczy przecież żegnaj. Pierwszy raz od bardzo dawna na jego twarz wstąpił uśmiech, co prawda delikatny, lecz odkrywający jego drugie oblicze.

Nie wiedział, że ktoś wyczuł jego nadzieję. Znowu stracił czujność.