środa, 17 czerwca 2015

XXIV. Demony przeszłości II.


Sen widząc jej ucieczkę niemal natychmiastowo skierował myśli do Królestwa Śmierci. Chwilę później stał przed Śmiercią.
- Ona zniknęła! Nie ma jej w moim królestwie!
Sen wyczuł złość swojego brata.
-  Głupie dziecko. Trzeba ją znaleźć, nim wyrządzi szkody, których ja nie naprawię. Może będzie chciała odwiedzić Lucyfera – idź tam. Ja spróbuję ją wyczuć. Nie sądzę, żeby jej poszukiwania nastręczyły nam większych problemów, skoro nie zna świata żywych.
- Śmierć… - Sen zawahał się obciążony badawczym spojrzeniem brata. – To nie do końca prawda. Parę razy brałem ją na tamten świat.
- Czy nie wyraziłem się jasno, mówiąc, że to zakazane?
- Przestań. Mieszka u mnie i nie muszę podporządkowywać się twoim idiotycznym wymysłom. Uważałem na nią.
- Szkoda tylko, że wiedziała jak można stąd uciec. Jesteś lekkomyślny, Śnie – obyśmy za tą lekkomyślność nie musieli płacić.

            Życie drgnęła, czując w sercu dziwne uczucie – tak znajome, a jednak inne. Przez chwilę jej spojrzenie stało się nieobecne. Po paru sekundach przywołała Dumę.
- Już tu jest – powiedziała do córki.
- Lucyfer dotrzymał słowa – odpowiedziała Duma, uśmiechając się szeroko.
- Zgodnie z naszym paktem moc dziewczyny należy do niego. Teraz musimy zaczekać, aż odseparuje od niej źródło mocy.
Zamglone oczy Życia rozbłysnęły, ukazując błękit tęczówki. Przez ułamek sekundy jej ciało zdawało się odmłodnieć, jakby sama myśl o tym, co miało się wydarzyć potrafiła przywrócić jej dawny wygląd. Po raz pierwszy od osiemnastu lat – narodzenia dziecka i zniszczenia Pożądania – do jej serca napłynęła nadzieja.

            Senna szła ciemną ulicą, rozglądając się nerwowo na boki. Czuła się jak zwierzę uciekające przed drapieżnikiem. Nie miała pojęcia gdzie się znajduje, lecz nie przejmowała się tym. Zależało jej tylko na tym, by się gdzieś ukryć. Na policzkach czuła jeszcze zaschnięte łzy. Nie miała siły myśleć o tym, czego się dowiedziała – pragnęła zdrzemnąć się na chwilę, lecz obawiała się, że wtedy Sen szybciej ją odnajdzie.
            W głowie wciąż odtwarzała słowa Śmierci. Wiedziała, że to wszystko jest prawdą, a mimo to nie chciała przyjąć tego do świadomości. Odpychała tą raniącą wiedzę od siebie, próbując ponownie się nie rozpłakać.
            Po przejściu paruset metrów wyszła na oświetlony, wybrukowany rynek. Zauważyła kilkoro młodych ludzi siedzących na ławkach i popijających alkohol. Oprócz nich na placu kręciło się kilka par. Zauważyła w dłoniach kilku kobiet czerwone róże. Wszyscy byli ciepło ubrani, mieli czapki i płaszcze.
Dopiero teraz poczuła jak bardzo jest zimno. Objęła się ramionami, rozmasowując zziębniętą skórę. Uciekając nie zwracała uwagi na to, gdzie się znajdzie. Przeklinała się w myślach za swoją głupotę.
- Hej! – usłyszała głos jakiegoś chłopaka. Drgnęła i popatrzyła na grupkę siedzącą na ławkach. – Wszystko w porządku?
Chłopak miał jasne włosy i wydawał się być przyjaźnie nastawiony. Senna chciała się odezwać, lecz w końcu odwróciła i odeszła. Bała się kontaktu z nieznajomymi – wrodzona nieufność zwyciężyła. Usłyszała szybkie kroki za sobą. Odwróciła się gwałtownie, oczekując ataku. To był ten sam chłopak, który wcześniej zapytał, czy wszystko w porządku. Miał kasztanowe włosy i brązowe oczy. Mógł mieć nieco ponad dwadzieścia lat. Widząc jej przestraszony wzrok stanął gwałtownie i rozłożył ręce na boki.
- Spokojnie – uśmiechnął się i zmierzył ją wzrokiem. – Wyglądałaś na zagubioną. Chciałem tylko upewnić się, czy nic ci nie jest. O tej porze roku lepiej ciepło się ubierać.
- Wiem o tym – odpowiedziała, krzyżując ręce.
- Jestem Nate – wyciągnął rękę, lecz nie ujęła jej. Po chwili opuścił ją, zrezygnowany. – Na pewno nic się nie stało?
- Nie – ucięła ostro. Odwróciła się od niego i zrobiła kilka kroków do przodu. Zamknęła oczy i przeanalizowała swoją sytuację. Było zimno, nie miała ubrania, pieniędzy ani schronienia. Ktoś musiał jej pomóc.
Odwróciła się z powrotem do Nate’a.
- Przepraszam – powiedziała cicho. – Jestem Senna.
Jego oczy rozbłysnęły, a na twarzy pojawił się uśmiech. Oczekiwał na jej dalszą wypowiedź.
- Ja… - zawahała się, nie wiedząc co powiedzieć. – Nie mam gdzie pójść.
- Uciekłaś z domu?
- Tak – odpowiedziała krótko, spuszczając wzrok.
- Mieszkasz daleko? Ktoś ci zrobił krzywdę? – zasypał ją pytaniami, lecz nie odpowiedziała na nie.
- Potrzebuję noclegu. Tylko jedna noc – powiedziała tylko, widząc jak jego uśmiech się rozszerza.
- I ubrania – zaśmiał się, lecz widząc jej minę spoważniał. – No dobrze, Pani Tajemnicza, coś wykombinuję. Poczekaj tutaj chwilę, pójdę powiedzieć reszcie.
            Kiedy wrócił ściągnął swój płaszcz i podał dziewczynie. Podziękowała i z ulgą założyła go na siebie. Poprowadził ją wąskimi uliczkami do zabytkowej kamieniczki. Kiedy weszła do środka, do małego, ale przytulnego mieszkania uderzyła w nią fala gorąca. Nate zrobił jej ciepłą herbatę i podał koc. Okryła się nim siadając na jasnej kanapie. Po chwili chłopak dołączył do niej.
- Nie jesteś zbyt rozmowna – stwierdził.
- To nie tak…
- Żartuję – uśmiechnął się do niej. – Ile masz lat, Senno?
- Osiemnaście.
- To dobrze. Już myślałem, że jesteś niepełnoletnia. Nie chcę iść do więzienia – powiedział żartobliwie, ale twarz Senny pozostała niewzruszona. Zrezygnował z próby rozbawienia jej.
- Moja sąsiadka z pewnością pożyczy ci jakieś cieplejsze ubranie. Jeśli chcesz, możesz się przespać. Ja wychodzę jeszcze na chwilę.
- Nie jestem senna – odpowiedziała, i zrozumiawszy jak to zabrzmiało nie potrafiła pohamować uśmiechu. Po paru minutach Nate przyniósł jej dżinsowe spodnie i butelkowo-zieloną bluzkę z długim rękawem. Podał jej również brązowe kozaki i jasnobrązowy, ciepły płaszczyk. Zaprowadził ją do łazienki, aby mogła się przebrać.
            Ubrania pasowały i wyglądała w nich całkiem nieźle. Spojrzała na swoją twarz w lustrze – wyglądała okropnie i wcale nie zdziwiła się, że chłopak chciał upewnić się, czy u niej wszystko w porządku. Rozpuściła włosy, układające się w fale. Zmyła nieco rozmazany makijaż. Była gotowa.

            Nate zaproponował jej, by poszli do baru, tłumacząc się tym, że jest kiepskim kucharzem, a Senna na pewno jest głodna. Jego poczucie humoru i bezpośredniość były zaraźliwe. Mimo, że dziewczyna nadal zachowywała dystans, to chcąc nie chcąc ulegała jego urokowi. Skutecznie oderwał jej myśli od smutków, które męczyły jej umysł.
Zjedli po ogromnym hamburgerze – chłopak był zszokowany, że Senna jeszcze nigdy nie próbowała fast-foodów i, ku jej niezadowoleniu, śmiał się z niej, kiedy nie wiedziała jak zabrać się do jedzenia posiłku. Nate zauważył, że dziewczyna przygląda się z ciekawością roześmianym parom, których nagromadzenie w tym dniu było wręcz przerażające.
- Dziś walentynki – powiedział, kiedy jakiś mężczyzna wręczył kobiecie różę, a później oboje zatracili się w soczystym pocałunku. Zerknął na Senne i zarejestrował, że lekko się zarumieniła i odwróciła wzrok.
- Walentynki?
- Dzień zakochanych. Czternasty luty – odpowiedział, patrząc się na nią z podejrzliwością. – Gdzie ty się urodziłaś?
Zaczerwieniła się i obrzuciła go gniewnym wzrokiem. Widząc bliskość dwóch osób poczuła się taka samotna. Przez tyle lat miała przy sobie tylko Sen, a przecież z teoretycznego punktu widzenia był on jej rodziną.
- Nigdy nie obchodziłaś walentynek? – zapytał, a ona pokręciła przecząco głową.
- Jak ludzie je obchodzą? – zapytała, dopiero po chwili zrozumiawszy swój błąd. Zachowała jednak pokerową twarz, dzięki czemu Nate nie skomentował tej dziwnej wypowiedzi, tylko odpowiedział na jej właściwe pytanie.
- Jak tylko chcesz. Zakochani chodzą do kina, na romantyczne kolacje, albo spędzają czas tak, jak najbardziej lubią.
Senna poczuła zazdrość, że jej nigdy nie było to dane.
- W takim razie co robią w pozostałe dni? – zapytała z powagą i z oburzeniem zobaczyła, jak chłopak zachodzi się ze śmiechu.
- Z czego się śmiejesz?! – uniosła głos, przyciągając spojrzenia innych.
- Nie bierz wszystkiego tak dosłownie – poradził jej. – To taki zwyczaj, żeby walentynki spędzać z kimś, kogo kochasz, ale w rzeczywistości w dzień ten mogą spotykać się również przyjaciele, znajomi, albo możesz go spędzać samotnie.
- Rozumiem – uspokoiła się i kiwnęła głową.
- Mam pomysł – powiedział z entuzjazmem Nate. – Może wybierzemy się do kina?
Senna uśmiechnęła się z podnieceniem i przystała na tą propozycję. Wychodząc z baru Nate złapał się za szyję i odkaszlnął.
- Coś się stało?
- Nie – uspokoił ją. – Po prostu dziwacznie się poczułem. Jakby brakowało mi powietrza. Może to zmęczenie…
Skierowali się do kina i razem wybrali jakąś komedię romantyczną. Miło było spędzić czas na oglądaniu śmiesznych losów bohaterów, pokonujących przeszkody losu, by w końcu być razem. Wychodząc z kina Senna miała szczery uśmiech na twarzy i wciąż przeżywała ulubione sceny. Mieli w planach wybrać się jeszcze na rynek, lecz Nate był zmęczony i wrócili do mieszkania.
            Senna wykąpała się i ubrała w długą koszulkę chłopaka. Odstąpił jej swoje łóżko, mówiąc, że może przespać się na kanapie. Senna również poczuła wyczerpanie, więc postanowiła podrzemać chwilę – musiała tylko uważać, by nie zasnąć głębokim snem. Nate zapukał do drzwi, kiedy leżała już w łóżku.
- Chciałem tylko życzyć dobrej nocy – powiedział.
- Dziękuję, Nate. Za to, że mi pomogłeś – odpowiedziała z wdzięcznością. Spędziwszy z nim te parę godzin zdążyła obdarzyć go sympatią.
- Mam nadzieję, że nie jesteś psychopatką i nie zadźgasz mnie nożem, kiedy będę spała – zażartował, a Senna wybuchła śmiechem.
- Dobranoc – powiedziała, a tamten zgasił jej światło i zamknął drzwi.
Senna wyciągnęła zza stanika schowaną wizytówkę, którą dostała od Lucyfera. Mimo, że było ciemno mały blankiecik mienił się delikatną, złotą poświatą. Na nim było napisane smukłym pismem jedno słowo – „pomyśl”. Senna jednak była zbyt zmęczona, by zastanawiać się nad sposobem dotarcia do nowopoznanego mężczyzny. Zamknęła oczy i zapadła w lekki, niespokojny sen.
            Kiedy wstała następnego dnia dochodziła dziewiąta. W nocy co chwilę się wybudzała, w obawie, że Śmierć albo Sen po nią przyjdą. Spałaby dłużej, lecz obudził ją irytujący dzwonek do drzwi. Wstała przeciągając się i weszła do salonu. Zastanawiała się dlaczego Nate jej nie obudził. Dodatkowo rozległo się głośne pukanie do drzwi.
- Nate, ktoś przy… - zamarła w pół zdania, wpatrując się w kanapę. Chłopak leżał na plecach z otwartymi oczami. Jedna ręka zwisała mu, dotykając podłogi. Był nienaturalnie blady i nie poruszał się. Senna podbiegła do niego, przykładając ucho do jego piersi. Nie usłyszała nawet słabego dudnienia jego serca. Poczuła łzy w oczach.
- Nate, nie, proszę… - załkała, przykładając mu dłoń, do zimnego policzka. Wyraz jego twarzy był spokojny, jakby umarł we śnie. Senna wiedziała, że to jej wina. Śmierć uprzedzał ją, a ona nie posłuchała. Skrzywdziła kogoś, kto był dla niej dobry.
Poczuła wstręt do siebie. Wstręt i rozpacz.
Ponownie ktoś zaczął dobijać się do drzwi.
- Nate, miałeś zawieźć mnie do pracy! – jakaś kobieta najwidoczniej była bardzo zezłoszczona. Senna poczuła panikę. Jeśli ktoś by ją złapał…
- Przepraszam – pochyliła się nad martwym chłopakiem i pocałowała go w czoło. Na jego policzkach pojawiły się jej łzy. – Tak bardzo przepraszam…
Zamknęła delikatnie jego oczy, po czym ubrała się i otworzyła okno wychodzące na tył kamienicy. Uważając, by nikt jej nie zauważył wyskoczyła na zewnątrz i zaczęła uciekać.
Zimne powietrze zmieniło łzy na jej policzkach w kryształy, a każdy z nich był przepełniony smutkiem.

            Wsiadła do pierwszego autobusu na jaki się natknęła. Zdołała się wślizgnąć tylnimi drzwiami, bo nie miała nawet za co kupić biletu. Drogę przetrwała patrząc ślepo w szybę, nie zwracając uwagi dokąd zmierza. Wysiadła dopiero wtedy, kiedy kierowca podszedł do niej i oznajmił, że to koniec kursu.
            Parę godzin pałętała się po mieście, wciąż przeżywając to, że zabiła człowieka. Czuła wyrzuty sumienia. On miał swoje życie, plany, przyjaciół, może rodzinę… Mógł mieć przed sobą jeszcze wiele lat życia, a ona z taką brutalnością mu je odebrała. Mogła to przewidzieć.
            W końcu weszła do jakiejś obskurnej kawiarni. Nie mogła poruszać palcami, a jej ciałem zawładnęły dreszcze. Musiała się ogrzać. Poprosiła kelnera o gorącą herbatę, pocierając zmrożone dłonie.
Dopiero po wypiciu herbaty zorientowała się, że przecież nie ma jak zapłacić. Bezradny kelner poszedł po gburowatego właściciela, który czerwieniąc się ze złości zwymyślał Senne.
- Zamawia pani, chociaż nie ma pieniędzy?! Ma mi pani zapłacić, to nie instytucja dobroczynna…
- Ja zapłacę – cichy głos przerwał wypowiedź zdenerwowanego właściciela. Senna spojrzała w bok i z zaskoczeniem ujrzała Lucyfera.
- Lu?
- Chodź, moja mała. Myślę, że przydałby ci się inny strój. Jest chłodno. – Rzucił na stół banknot, po czym wziął ją pod ramię i poprowadził do czarnego samochodu. Kiedy wsiadła, odetchnęła z ulgą.
- Jak mnie znalazłeś?
- Był u mnie Sen. Szukają cię – kiedy Senna usłyszała te słowa nabrała głośno powietrza w płuca – Nie martw się, dopóki nie będziesz chciała wrócić możesz zostać u mnie.
- Dziękuję.
- Kiedy tylko dowiedziałem się o twojej ucieczce zebrałem całe siły, by cię znaleźć. Ktoś ci pomógł, prawda? Jeden z moich podwładnych widział cię z jakimś mężczyzną.
Senna poczuła nawracające łzy. Miała ściśnięte gardło.
- Co się stało, Senno? – zapytał spokojnie Lucyfer.
- Ja… Moja moc… - nagle wybuchła płaczem i dokończyła z żalem: - Ja naprawdę nie zrobiłam tego umyślnie…
Mężczyzna przyciągnął ją do siebie i pozwolił, by wypłakała się w jego ramię. Głaskał ją po głowie i uspokajał kojącym głosem. Jednocześnie z jego twarzy emanowało zadowolenie.
Nareszcie – pomyślał, a jego oczy zaświetliły się nieludzkim blaskiem. Trzymał córkę Leny i Śmierci. Mając moc Senny będzie mógł zostać królem tego świata. A poza tym, nareszcie zemści się na Śmierci.
Po paru godzinach jazdy dojechali na dwór. Senna przez ten czas zdołała się uspokoić. Lucyfer wytłumaczył jej, że nie odebrała życia specjalnie, więc nie powinna się tak przejmować. Podkreślił również, że jeśli będzie wystarczająco dużo ćwiczyć z pewnością uda jej się opanować swoją moc. Podniósł ją na duchu, powodując, że odzyskała spokój ducha. Mężczyzna zaprowadził Senne do pokoju, by mogła się odświeżyć i przebrać.
Przebrała się w dżinsy i koszulę i zeszła na dół. Czując jedzenie weszła do jadalni. Lucyfer na nią czekał. Usiadła naprzeciw niego.
- Jedz.
Łapczywie rzuciła się na jedzenie, nie przejmując się bacznym wzrokiem mężczyzny. Kiedy się nasyciła Lucyfer zaprosił ją do salonu. Usiadła w fotelu, obejmując kolana ramionami.
- A więc to tutaj wychowywała się moja mama? – zapytała, rozglądając się dookoła. Skinął głową. Zamilkła na chwilę, nad czymś się zastanawiając.
- Wiedziałeś, że to przeze mnie ona umarła? – jej głos był cichy, ledwo słyszalny.
- Senno, nie sądzę, żebyś miała w tym jakikolwiek udział. Byłaś zbyt mała. Jeśli miałbym kogokolwiek oskarżać, to wskazałbym twojego ojca. On wiedział kim jest, tak samo jak wiedział, że ona jest istotą żywą. Sam mógł wydedukować, że ich związek nie skończy się dobrze.
- Mówiłeś, że mieszkała o niego, lecz później odeszła. Dlaczego została w jego królestwie, skoro go nienawidziła?
- Bo tego chciał. Zmusił ją. Skrzywdził – Lucyfer akcentował dobitnie każde słowo, obserwując jak dziewczyna blednie. Zauważył, że ją przestraszył, więc wstał i odszedł kilka kroków od niej.
- Powinnaś się położyć.
- Nie mogę zasnąć. Nie chcę… - zawahała się. – Nie chcę na razie rozmawiać ze Snem. Nie chcę, by wiedział, że tutaj jestem.
- Spokojnie – podszedł do niej i przyłożył palce do jej policzka. – Mogę zapieczętować twoją moc. Wtedy będziesz mogła ze spokojem zasnąć.
- Na pewno? – upewniła się, a ten skinął głową.
Tyle, że popełniła błąd. Łatwowierność nie popłaca.

            Sen chodził tam i z powrotem po holu zamku Śmierci. Czekał na swojego brata odchodząc od zmysłów. Kiedy poczuł, że się zbliża wyszedł na zewnątrz i zaczął wypatrywać jego postaci. Miał nadzieję, że będzie mu towarzyszyła Senna.
Jednak Śmierć wrócił sam. I był wściekły.
- Wczoraj ktoś jej pomógł. Jakiś człowiek. – oznajmił ze złością. – Dzisiaj już nie żyje. Odnalazłem jego duszę – nie mógł odejść z tego świata. Zabiera życie z ciał ludzi i nie odprowadza dusz. Nie mogę na to pozwolić. Życie tylko na to czeka.
- Śmierć, ona jest pewnie przerażona. Na litość boską, to niemożliwe, żeby zniknęła. W końcu ona musi spać. Gdyby zasnęła z pewnością zdołałbym ją odnaleźć! – Sen czuł, że stało się coś złego.
- Myślę, że ktoś wykorzystał jej głupotę i spróbuje zdobyć jej zaufanie. Śnie, jeśli jej nie odnajdziemy… Ona jest zarówno człowiekiem jak i nową Śmiercią. Wystarczy, że ktoś odbierze jej moc… W byle jakim czarnoksięskim piśmie jest opisany sposób opieczętowania mojej mocy. Te sposoby są bezskuteczne, przynajmniej były, bo istota zakładająca pieczęć musi mieć na to moją zgodę. Ale ona o tym nie wie. Wystarczy ją zmanipulować. Nie chcę nawet myśleć co się stanie, kiedy ta moc trafi w niepowołane ręce.
- Jeśli ona będzie pozbawiona mocy… - zaczął Sen, czując ucisk w piersi. – Czy wtedy będzie można ją zabić? – ze zgrozą obserwował skinięcie głową swojego brata.
- Szukaj jej w snach. Ja sprawdzę jeszcze kilka miejsc – polecił mu Śmierć, po czym obydwoje zniknęli.

            Kryształowa fiolka ze złotym zamknięciem obijała się o piersi Lucyfera, zawieszona na mocnym łańcuszku. W nim kłębiła się czarna, skrząca się mgła.
Moc Śmierci, równająca się życiu Senny. 

piątek, 5 czerwca 2015

XXIV. Demony przeszłości I.

- Nie chcę dzisiaj żadnego balu. To beznadziejne – powiedziała Senna. Siedziała w fotelu z założoną nogą na nogę i skrzyżowanymi rękoma, odchylając głowę do tyłu. Sen zauważył, że od paru tygodni była rozkojarzona i nie w humorze. Zresztą nie tylko Sen – wszystkim istotom w jego królestwie dało się to we znaki. 
- Kończysz osiemnaście lat, to ważna chwila – przypomniał jej przyjaciel, na co dziewczyna przewróciła oczami. 
- I co z tego, że będę pełnoletnia? Czy wtedy będę mogła stąd wyjść? – Sen chciał coś powiedzieć, lecz powstrzymała go gestem. – Sama, Śnie. 
- Dobrze wiesz, że to nie jest takie łatwe.- Potrafię opanować swoją moc, Śnie. Mogłabym… - nie dokończyła, wiedząc, że wcale nie ma racji. O ile łatwo jej było uspokoić się po wybuchu swojej mocy, o tyle samego momentu wybuchu nie mogła opanować. Od kilku lat próbowała na wszelkie sposoby zapobiegać tym wybuchom – lecz w końcu musiała przyznać rację swojemu ojcu – żaden człowiek nie może poskromić tej siły. 
- Nie, Senno. On się na to nie zgodzi.
- O ile się nie mylę mieszkam w twoim królestwie, a Śmierć i tak udaje, że ja nie istnieję – zacisnęła mocno zęby, nie chcąc uronić żadnej łzy.
- Senna, po co te kłótnie? Nie chcesz spotkać dzisiaj swoich przyjaciół? – zapytał, przeczuwając powód jej podenerwowania.
- Chcę. To nie o to chodzi – popatrzyła w bok, a później wstała i odwróciła się do niego tyłem, spoglądając przez okno. – Czy… czy on przyjdzie?
- Na pewno! Powiedział, że przyjdzie – głos Snu był pełen entuzjazmu, lecz w myślach przeklinał Śmierć, by nie zmienił zdania.
- Po co? Wolałabym, żeby nie przychodził – powiedziała lekceważącym głosem, chociaż Sen wyczuł, że nie mówi prawdy. Mimo, że Senna okazywała jak bardzo jest zła na swego ojca, to i tak w głębi serca bardzo chciałaby, by Śmierć się nią interesował. Jedyne, czego się obawiał to to, że Senna nie będzie wiecznie oczekiwać na to zainteresowanie. 
- Przyjdzie – obiecał ostrzejszym głosem, przywołując ją do porządku, jednocześnie wracając wspomnieniami do ostatniej rozmowy z jej ojcem. Pamiętał, jak ostrożnie dobierał słowa, oraz jak bardzo obawiał się jego odpowiedzi.

- Śmierć, proszę, daj jej powód, by całkiem cię nie znienawidziła. Mały prezent, może coś, co należało do Leny… - zawahał się i zerknął na Śmierć, po czym dodał pewniej: - Ona by tego chciała. Pomyśl, że to od niej, nie od ciebie. 
- Niech będzie. Ale nie obiecuję, że zostanę długo. - zgodził się z ociąganiem, na co Sen odetchnął z ulgą. 
- Dziękuję, bracie. 

           Przygotowania do balu nie nastręczały dużo kłopotów - wystarczyło stworzyć kilkanaście sennych stworzeń i wydać odpowiednie rozkazy. Od rana w zamku panował jeden wielki chaos, lecz w miarę upływu czasu zwyciężał porządek. Wszyscy byli podnieceni myśląc o nadchodzącym przyjęciu. No, prawie wszyscy, bo główny powód przyjęcia, a raczej "powódka" siedziała w swojej komnacie, z naburmuszoną miną obserwując przez okno świat. Sen poprosił Revasserie, by zawołała Sennę, lecz nawet tak pięknemu marzeniu sennemu nie udało się wyciągnąć ponurej istotki z pokoju. Godzinę później Cauchemar ponowił próbę, lecz spotkał się z rzuconą przez dziewczynę poduszką, co uznał jednoznacznie za odpowiedź.  Senna naprawdę kochała spotykać się z przyjaciółmi, lecz za każdym razem kiedy pomyślała o gościach przed oczami miała tylko jedną osobę. I tak, napędzając ten wyimaginowany młyn radości i zdenerwowania, myśląc o ojcu odechciewało jej się udziału w swoim własnym przyjęciu. 
Chociaż była pewna, że Sen nie pozwoli na jej nieobecność, to w głębi duszy pragnęła zostać we własnym pokoju, przykryć się szczelnie aksamitną pościelą i przeczekać ten cyrk w tej prowizorycznej samotni. 

        Jednak po południu zaczęła się przygotowywać. Ubrała krótką, czarną sukienkę, z dosyć odważnym dekoltem i odkrytymi plecami. Zrobiła niezbyt mocny makijaż oczu, a na koniec poprosiła Revasserie, by zrobiła z jej włosów misterny francuski warkocz, z wpiętymi po obu stronach grzebykami, z których błyskały szmaragdy. Zeszła na dół, do czekającego na nią Snu. Zauważyła, że kiedy ją ujrzał na chwilę zaparło mu dech.
- Wyglądasz fantastycznie - pochwalił ją, na co ona przewróciła oczami.
- Jak zawsze, Śnie - odpowiedziała, siląc się na uśmiech.
- Nawet nie wiesz jak bardzo przypominasz mi swoją matkę - powiedział szybko, nie patrząc na nią. Poczuła ucisk w piersiach, kiedy usłyszała jego słowa, jednak nie skomentowała tego. 

       Stali w holu, co przypomniało jej o tym całym oczekiwaniu na każde spotkanie z ojcem. Zaczęła ponownie się denerwować. Podczas gdy goście wchodzili do zamku, Senna lustrowała nieświadomie drzwi wejściowe mając nadzieję ujrzeć ojca. Gości nie było zbyt wielu - prócz jej ulubionych snów, paru bogów, którzy znali jej matkę, nie miała pojęcia kogo mogłaby zaprosić. 
Jej zielone oczy zaświeciły się, kiedy na końcu wszedł jej ojciec. Zmierzył ją wzrokiem i skinął jej głową. Kiedyś, za chociaż tyle uwagi jej serce rozweseliłoby się, lecz teraz, mimo wszechogarniającej ulgi jego przybycia, dziewczyna nie poczuła tych emocji, które przeżywała będąc młodszą i mniej mądrą istotką. 
- Ojcze - skinęła mu również głową, zachowując tyle powagi, ile tylko miała w sobie. Odwrócił szybko wzrok na Sen i równie chłodno się z nim przywitał. Senna z zaskoczeniem zauważyła, że prawie nie oddychała - dopiero, kiedy Śmierć zniknął za drzwiami sali mogła nabrać więcej powietrza.  

        Nastąpiła najgorsza część przyjęcia - po zdmuchnięciu osiemnastu świeczek na olbrzymim, czekoladowym torcie Senna musiała przyjmować życzenia, które jak dla niej i tak miały się nigdy nie spełnić. Prezenty układano z boku, a ich otwarcie miało się odbyć już po przyjęciu. Senna patrzyła ponad głowami przybyłych, szukając tej jednej osoby. Jedyne życzenia, które zapamiętała, były te złożone od Cauchemara - żeby zawsze dawała w kość Niani, oraz, by przy jakiejkolwiek okazji "spieprzyła z tego kraju, może do Meksyku, bo wszyscy ludzie tam uciekają, więc coś musi być na rzeczy". Roześmiała się, kiedy Koszmar podniósł ją do góry i wykonał pełen obrót, a później bratersko przytulił, jakby nie ważyła pięćdziesięciu kilku kilogramów, tylko bynajmniej sto i była bynajmniej kulturystą. 

Zjedli tort i niektórzy zaczęli tańczyć. Senna wirowała od ramion do ramion, i już po chwili miała dosyć.Później wpadła na Sen - mężczyzna przytulił ją mocno, przez co była zmuszona jeszcze potańczyć.
- Senna, kończysz osiemnaście lat. Jesteś już taka dorosła. Ale pamiętaj, że dorosłość to nie lata, a doświadczenie. Dlatego życzę ci, byś każdą życiową decyzję podejmowała po dłuższym zastanowieniu i przemyślanie.  
- Dzięki, Śnie - odpowiedziała z uśmiechem, jednocześnie patrząc ponad jego ramieniem. Dobrze wiedziała, że jeszcze wiele jej do dorosłości i doceniała te szczere życzenia.  
- Chyba powinnaś iść na chwilę do głównego salonu. Ktoś na ciebie czeka - oznajmił jej Sen, widząc, że dziewczyna szuka wzrokiem ojca. Światełko nadziei zapaliło się w jej oczach i natychmiastowo wyszła z sali. Mimo odgłosów przyjęcia dobrze słyszała swoje przyspieszone serce. Weszła do ciemnego pokoju, lecz wydawało jej się, że nikogo tam nie ma. Miała się odwracać, gdy usłyszała głos ojca i rozbłysnęło światło.
- Chcę ci dać prezent – odwróciła się do niego zdziwiona. Nie patrzył na nią, a minę miał tak samo beznamiętną jak zawsze, ale w jego głosie wyczuła lekkie… wahanie. Śmierć bardzo rzadko odzywał się do niej bezpośrednio, a już na pewno nie sam na sam. Wyciągnął rękę, a w otwartej dłoni znajdowało się małe pudełeczko. Senna podeszła do niego niepewnie i, uważając by go nie dotknąć wzięła pudełeczko. Jej oczom ukazał się naszyjnik z małym Łapaczem Snów. 
- Należał do twojej matki. Pomyślałem… Ona chciałaby, żebyś to nosiła.W oczach Senny zawirowały łzy, lecz dzielnie je powstrzymała.
- Dziękuję, ojcze – powiedziała cicho. Śmierć tylko skinął głową i nadal nie zaszczycając ją spojrzeniem wyszedł z pokoju. Senna wyszła na dwór, czując, jakby miało jej zabraknąć powietrza. Wolnym krokiem ruszyła w stronę marmurowej ławki. Potrzebowała chwili samotności. Zacisnęła palce na prezencie, czując ciepło na sercu. Dopiero po chwili zorientowała się, że jest obserwowana.
- Jesteś bardzo podobna do swojej matki - mężczyzna miał wibrujący głos, przypominający mruczenie kota. Złote, kręcone włosy niemal świeciły w ciemności. W ręki trzymał kieliszek wina, wpatrując się z uwagą Sennie. Dziewczyna nie znała go, dlatego też miała się na baczności, lecz wzmianka o jej matce zaciekawiła ją.
- Znał ją pan?
- Owszem. Nazywam się Lucyfer. Lena wychowywała się w moim domu - przytaknął.
- Sen nie wspominał o tym - odpowiedziała mu powątpiewającym głosem. Słysząc jej słowa Lucyfer uśmiechnął się.
- Chyba za wiele ci nie mówi, czyż nie? - mimo, iż ton jego głosu i wyraz twarzy był przyjazny, to Senna nie mogła odegnać od siebie niepokoju.
- Można tak to ująć - przyznała ostrożnie i odwróciła się od niego. - Powinnam już wracać - ruszyła przed siebie.
- Twoja matka była bardzo wyjątkowa - powiedział cicho, powodując, że ponownie na niego spojrzała.
- Może mi pan o niej opowiedzieć?
- Była dobra, a jednocześnie nieposłuszna. Ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Lubiła pomagać. Wiedziałaś, że bardzo przyjaźniła się ze Snem? Tak bardzo, że byłem pewny, że będą kiedyś parą.
- Słyszałam, że była jego najlepszą przyjaciółką - odrzekła - Ale dlaczego… Dlaczego w końcu z  nim się nie związała?
- Musiała zamieszkać ze Śmiercią. A później… później uciekła z jego królestwa, do świata żywych. Po paru latach ich drogi się zeszły i zakochała się w nim. Żyła w jego królestwie niczym królowa. Lecz kiedy okazało się, że jest w ciąży Śmierć nie był zadowolony. 
- Dlaczego? - przełknęła ślinę, czując suchość w gardle. 
- Nie powiedzieli ci? - Lucyfer spojrzał na nią z wyćwiczonym żalem. Widział, jak jej oblicze staje się coraz bledsze. 
- Nie.
- Więc i ja nie powinienem. Ale weź to – podał jej złotą wizytówkę. – Twoja matka chciałaby, byś była w świecie żywych. Możesz mnie odwiedzić, jak się zdecydujesz. W końcu jesteś dorosła.
Zamrugała oczami i chciała coś powiedzieć, zmusić złotowłosego mężczyznę, by dokończył to, co zaczął, lecz tamten zniknął, nie dając jej szansy na zatrzymanie go. Poczuła łzy w oczach, a później złość. Sen wiedział tyle o jej matce, a jednak zataił przed nią jej historię. Wiedział, że Śmierć nie chciał jej narodzin i również nie kwapił się, by o tym jej powiedzieć. Przez tyle czasu widział, jak bardzo boli ją obojętność Śmierci, a jednak nie odważył się tego powiedzieć. Tylko dlaczego Śmierć jej nie chciał? Jak ojciec może nie chcieć narodzin dziecka? Zacisnęła powieki, nie chcąc uronić łzy. W jej umyśle zapanował chaos. Pytania pozostające bez odpowiedzi kłębiły się w jej głowie, powodując rozdrażnienie. Dzisiaj wszystko się wyjaśni.Weszła ze spokojem do holu. Zastała tam Sen. Najwidoczniej chciał jej szukać, bo kiedy ją zobaczył uśmiechnął się szeroko.
- Se... - zaczął, lecz nie pozwoliła mu dokończyć.
- Dlaczego Śmierć mnie nienawidzi? - każde słowo wypowiadała z pozornym spokojem. Widziała, jak na jego twarz wstępuje szybko zamaskowany zaskoczeniem niepokój. 
-Co ty wygadujesz, Senna?
- Przestań. Wiem, że on mnie nienawidzi. Odpowiedz.
- On wcale cię nie nienawidzi! Tylko… Przeżywa nadal odejście Leny… - nie mogła już tego słuchać.
- Przestań kłamać! – wycedziła, a powietrze wokół zgęstniało,  światło na moment przygasiło się. Sen spojrzał na nią z szokiem – zresztą ona sama była zszokowana mocą, jaką nagle poczuła w swoim ciele.
- Kto ci to powiedział? - Sen spoważniał nagle, widząc, że nie ma sensu dalej udawać.
- Nie twoja sprawa.
- Kto mąci ci w głowie? Ktoś tutaj był bez zaproszenia.
- Lucyfer – zza pleców Senny rozległ się głos Śmierci. Dziewczyna skamieniała, bojąc się spojrzeć mu w oczy.
- Senna, co on ci powiedział? - Sen ponowił pytanie ostrym głosem.
- Wystarczająco dużo! Więcej niż ty! – zwróciła się do Snu z żalem. – Wiem, że on nie chciał moich narodzin!
- Słowa Lucyfera są prawdziwe – wtrącił się chłodno Śmierć. 
- Przestań, Śmierć. Nie mów nic więcej – szepnął gorączkowo jego brat. Ten podszedł jednak do Senny, stanął jakieś dwa metry od niej.
- Dlaczego mnie nienawidzisz? – zapytała cicho. Pomyślała, że to może jej zbyt wybujała wyobraźnia zmyśliła tamtego mężczyznę oraz to, co powiedział. Śmierć ją zignorował.
- Do następnego razu, bracie – spojrzał przez ramię na Sen. Chciał już odejść, lecz poczuł, że Senna złapała jego ramię w żelazny uścisk.
- O coś się zapytałam, Śmierć! – krzyknęła. Przez jego twarz przemknęło zaskoczenie, lecz zaraz później popatrzył na nią zimnym wzrokiem. Senna była przerażona swoim nagłym wybuchem, lecz była również wściekła, dlatego zignorowała strach.
- Zabiłaś moją żonę. Gdybyś się nie urodziła, ona by żyła. Dlatego cię nienawidzę – powiedział to ze spokojem, czując jak jej uścisk słabnie, i widząc jak jej twarz blednie. 
- Kurwa, Śmierć! – Sen chciał mu przerwać. 
– Senna… - podszedł do niej, chcąc zobaczyć jej wyraz twarzy. – Nie słuchaj go, skarbie. 
Śmierć i Senna mierzyli się wzrokiem – on chłodnym i pustym, a ona pełnym smutku i wściekłości. Dziewczyna opuściła powoli rękę, puszczając ojca i czekając, aż jego oczy ponownie zetkną się z jej. A kiedy to nastąpiło, zachowując resztki pozornego spokoju powiedziała coś, czego w innej sytuacji za nic w świecie by nie powiedziała.
- Jedyną osobą odpowiedzialną za jej śmierć jesteś ty, ojcze – powiedziała cicho, obserwując jak jego oczy matowieją, a usta zaciskają się mocno. 
- Przestańcie oboje! – krzyknął Sen, lecz Śmierć w następnym momencie zniknął. Chciał objąć Senne, lecz zręcznie wymknęła się jego dłoniom. 
- Czy to prawda? To co powiedział. Czy to ja zabiłam swoją matkę? – jej głos był pusty i przerażający.
- Senna, to nie tak. Twoja mama…
- Wiedziałeś o tym i mi nie powiedziałeś? – popatrzyła na niego z rozczarowaniem i łzami w oczach.
- Twoja matka wiedziała, że urodzenie cię wiąże się ze śmiercią. To była jej decyzja. Kochała cię całym sercem i nie pozwoliłaby, by ktokolwiek cię skrzywdził. Nie mówiłem ci, bo nie chciałem cię ranić. Wiem, że to trudne i wiem, że jesteś zła na mnie… Ale, Senna, ja po prostu…
- Nie chcę tego słuchać! – przerwała mu, odwróciła się na pięcie i uciekła od niego. Myśli pędziły jak oszalałe. Czuła złość, czuła smutek. I nienawiść. Do Śmierci – nawet w głowie nie nazywała go ojcem, do Snu, który zataił przed nią to wszystko. Chciała stąd uciec, uciec jak najdalej. Wiedziała, że może. Gdy tylko pomyślała o ucieczce o jej umysł uderzyła fala mocy, mocy, którą miała w sobie, bo była córką Śmierci. Chyba po raz pierwszy z pełną świadomością jej użyła.

Poczuła sen. Jakieś dziecko marzyło o fantazyjnych fajerwerkach, zupełnie nieświadome, że w jego śnie pojawił się intruz. Senna obejrzała się za siebie i ujrzała swojego przyjaciela biegnącego za nią. Następnie wystrzeliła do góry, a Sen zdążył ujrzeć tylko wybuch czerwono-złotych sztucznych ogni. Zaklął siarczyście.Zniknęła, rozpłynęła się w snach.                                                                                     
***


Rozdział ten podzieliłam na dwie części. Przykro mi, że dzisiejszy post jest tak krótki, ale postaram się dodać następny w czasie nie dłuższym niż tydzień.