Lena
czuła się coraz gorzej - małe porcje spożywanego jedzenia, stres i strach
powodowały, że schudła, miała podkrążone oczy. Tylko ona wiedziała, że jej
osłabienie wynika nie tylko z przypadku, lecz z jej własnego zamierzenia.
Pewnego
razu, dzielnie schodząc do jadalni niemal przewróciła się, czując zawroty głowy
- lecz nie pokazała słabości, opuściła tylko głowę, żeby nie musiała patrzeć na
twarz mężczyzny.
Usiadła
przy stole, naprzeciwko Śmierci. Nie zwracał uwagi na to małe spóźnienie.
Zaczął jeść swój posiłek. Lena popatrzyła się na swój pełny talerz czując
mdłości. Nie była głodna, źle się czuła. Zeszła do jadalni kierując się tylko
strachem przed reakcją Śmierci. Wpatrywała się uporczywie w swój talerz, modląc
się, by jedzenie zniknęło. Słyszała, że brzdęk używanych przez Śmierć ustał
nagle, lecz nie miała śmiałości, by popatrzeć do góry.
-
Jedz – usłyszała jego spokojny głos. Poczuła, jak krew odpływa jej z twarzy.
-
Nie jestem głodna – powiedziała słabo.
-
Nie pozwolę ci zagłodzić się na śmierć. Masz to zjeść, albo przywiąże cię do
krzesła i wepchnę ci to siłą do ust – ton jego głosu był spokojny, lecz
Lena wiedziała, że spokój jest tylko pozorny.
Po
twarzy popłynęły jej łzy, lecz szybko je stłumiła. Wzięła widelec i nóż, po
czym ukroiła kawałek pomidora i mozzarelli i włożyła go do ust. Z trudem
połknęła nawet taką ilość pożywienia. Śmierć ponownie zaczął jeść.
Kiedy
Lena zjadła połowę swojego dania zerknęła na mężczyznę. Sączył wino wpatrując
się w nią. Dziewczyna czuła, że nie da rady zjeść ani kęsa więcej.
Odłożyła sztućce i wbiła w Śmierć wzrok.
-
Nie chcę już jeść – oznajmiła.
Milczał
chwilę, utrzymując ją w niepewności.
-
Niech będzie. Możesz nie kończyć.
-
Mogę już odejść? - zapytała cicho.
-
Nie. Chcę żebyś mi towarzyszyła podczas spaceru.
Wyszli
na zewnątrz. Lena była wyczerpana, lecz perspektywa kolejnego gwałtu
zniechęciła ją do stawiania oporu.
-
Czy czegoś ci brakuje? - zapytał Śmierć znienacka. Zszokowana pokręciła
gwałtownie głową, jakby węsząc jakiś podstęp.
-
Tak myślałem, że wcale nie będzie ci brakować mojego brata. Wiedziałem, że
próbując mnie przekonać, bym pozwolił ci zostać u Lucyfera wszystko nazbyt
parabolizuje.
Dziewczyna
zamarła słysząc ostatnie zdanie. Popatrzyła na Śmierć.
-
On... - przełknęła ślinę, czując, jak zasycha jej gardło. - On chciał cię
przekonać?
Uśmiechnął
się tylko, najwyraźniej zadowolony, że udało mu się ją zasmucić. Najwyraźniej
starał się ją sprowokować.
-
Złamałaś mu serce kiedy dałaś mu do zrozumienia, że nie ma szans. A wyglądało
na to, że nie zależało mu tylko na zaspokojeniu swoich żądzy.
Uderzyła
go w policzek otwartą dłonią, głośno dysząc. Jego mina wskazywała, że właśnie
na to czekał.
To
była zasadzka. W jego oczach nie było ani cienia wściekłości. Wrócił powolnym
krokiem do zamku, zostawiając ją na skraju szaleństwa.
Wieczorem
siedziała w bibliotece, czytając byle jaką książkę - nie wiedziała nawet o czym
jest, bo w głowie miała tylko oczekiwanie na karę.
-
Mój pan cię wzywa - Xavier pojawił się obok niej niczym duch.
Poszła
za sługą, chociaż nogi odmawiały jej posłuszeństwa. Weszła przez drzwi wskazane
przez Xaviera. To była jego sypialnia. Leżał na łóżku z rękoma zaplecionymi za
głową, wpatrując się w sufit.
Po
chwili wstał i popatrzył na nią
przechylając głowę na bok. Zrobił krok naprzód, na co ona cofnęła się i
próbowała otworzyć drzwi. Były zamknięte. Stała tyłem do niego, trzymając
dłonie na klamce. Po chwili odwróciła się do niego.
-
Uderzyłaś mnie - przypomniał z wyraźną satysfakcją i postawił następny krok w
jej stronę.
-
Proszę, nie...
-
Ostrzegałem cię. Kiedy podnosiłaś na mnie rękę wiedziałaś jakie będą tego
konsekwencje. Bądź grzeczna i podejdź do mnie.
Pokręciła
błagalnie głową.
-
Nie każ mi się powtarzać.
Nie
miała z nim szans. Zrezygnowana stanęła metr od niego, opuszczając głowę.
-
Dlaczego nie chcesz czerpać z tego przyjemności? Potrafię naprawdę zadowolić
kobietę.
Podszedł
do niej, tak, że stykali się ciałami. Złapał jej ręce w nadgarstkach i oparł
jej dłonie na swoim torsie. Pocałował delikatnie jej usta, jednocześnie
zdejmując jej sukienkę. Zadrżała, kiedy stanęła przed nim w koronkowej
bieliźnie. Jego nagła delikatność tylko spotęgowała jej strach.
-
Rozepnij mi koszulę - zamruczał, pieszcząc jej ucho chłodnym oddechem.
Pokręciła głową.
-
Chcesz, żeby było tak jak ostatnio? Daję ci wybór.
Z
wahaniem zaczęła rozpinać guziki. Zajęło jej to trochę czasu, bo okropnie
trzęsły się jej ręce. Kiedy skończyła ściągnął koszulę i odsunął się trochę od
niej, pragnąc podziwiać jej ciało w pełnej okazałości. Później przysunął ją do
siebie obejmując jej drobne ciało silnymi ramionami i przylgnął ustami do jej
szyi. Wplótł pieszczotliwie dłonie w jej gęste włosy.
-
Powiedz, że tego chcesz.
-
Możesz mnie zmuszać do uprawiania seksu, ale nie do takich słów.
Zamarł
na chwilę i zacisnął dłonie w pięści, ciągnąc jej włosy.
-
Chciałem być dla ciebie miły, ale nie pozostawiasz mi wyboru.
-
Bo co, bo boli cię prawda?
Na
te słowa odwrócił ją gwałtownie tak, by stała tyłem do niego. Krzyknęła i
próbowała się uwolnić. Śmierć czując narastające podniecenie objął jej szyję.
-
Ostatnia szansa. Więc jak? Chcesz tego?
Pokiwała
głową. Znowu zaczął delikatnie pieścić jej ciało. Przejechał wierzchem dłoni po
jej policzku, a później zjechał niżej, na szyję, by na koniec szybkim ruchem
rozpiąć jej biustonosz. Odruchowo chciała zakryć nagie piersi rękoma, jednak
złapał jej nadgarstki.
-
Nie wstydź się. Wyglądasz bosko - zamruczał jej do ucha. Położył ręce na jej
ramionach. Zaczął masować jej plecy, próbując dotykiem rozluźnić spięte
mięśnie. Lena drżała, lecz poddała się jego dotykowi - nie chciała znowu czuć
bólu. Czuła, jak jego dłoń wędrowała po szyi, by zjechać na dół i zacisnąć się
na lewej piersi. Czuł szybkie bicie jej serca.
Później
zamruczał. zupełnie tak, jak mruczą koty podczas głaskania ich sierści.
Gardłowy odgłos przeciągnął się, dziewczyna niemal czuła jego wibracje.
Śmierć
przytknął do jej włosów usta i wdychał słodki zapach jej włosów. Jego
podniecenie rosło z minuty na minutę, lecz prócz pragnienia zaspokojenia swoich
potrzeb było jeszcze coś innego - chęć, by Lena również tego chciała, by
mruczała z zadowolenia, krzyczała jego imię z rozkoszy.
Jego
spotkania z ludźmi były zwykle takie same - towarzyszyła im rozpacz, niechęć,
smutek - same przygnębiające emocje. A Śmierć tęsknił za zmianą. Oglądając
ludzi zrozumiał jak wiele innych uczuć mogłoby mu towarzyszyć.
Nie
mówił o miłości - nie wierzył w jej istnienie. Może dawniej wierzył...
Ale
było jeszcze pożądanie. Silniejsze od wszystkich uczuć. Potężne.
Myśląc
o tym przypomniał sobie o swej siostrzenicy. Pożądanie była jedną z tych istot,
do których pałał nienawiścią. Nawet Życie nie budziła w nim tak gniewnych
uczuć, chociaż to ona chciała go zniszczyć. Ale Pożądanie... Bawiła się nim. Od
bardzo dawna bawiła się jego uczuciami, niszcząc jego istnienie, niszcząc
wszystko, co było w nim dobre.
Zacisnął
zęby i odsunął się od dziewczyny. Była zaskoczona, lecz nie śmiała się
poruszyć. Drgnęła, kiedy zakrył jej nagość swoją koszulą.
-
Ubierz się i zostań tutaj - powiedział ostro, lecz w jego głosie coś się
zmieniło - był pełen gniewu.
-
Xavier! - sługa pojawił się w drzwiach. - Przygotuj jej jakiś posiłek. Muszę
coś załatwić. Nalegam, by podczas mojej nieobecności nikt nie opuszczał zamku.
Powinienem wrócić za godzinę.
Kiedy
Lena odwróciła się w jego stronę był już ubrany w podróżny, długi płaszcz.
Nawet na nią nie spojrzał. Po chwili rozpłynął się w powietrzu.
Kiedy
zrozumiała, że zostawił ją na razie w spokoju zamknęła z ulgą oczy. Nie
rozumiała, co było powodem jego nagłego wyjścia, lecz liczyło się tylko jedno -
nie będzie musiała znosić jego dotyku.
Poprosiła
Xaviera, by zaprowadził ją do komnaty i przyniósł coś do jedzenia. Sługa
przyniósł jej również parę książek z biblioteki i przypomniał, że jeśli tylko
będzie czegoś potrzebowała wystarczy, że wypowie jego imię. Podziękowała mu z
uśmiechem na twarzy.
Czas
mijał, a Śmierć nie wracał. Dwie godziny po jego wyjściu zaczął siąpić deszcz.
Później nadeszły gęste, smoliste chmury, które co chwilę rozbłyskiwały.
Rozległy się złowrogie grzmoty. Wiatr za oknem targał drzewa, napierał na mury
zamku, jakby za cel postawił sobie zrównanie budowli z ziemią.
Lena
zwykle nie obawiała się złej pogody, błyskawic i grzmotów. Lecz teraz nie
znajdowała się w zwykłym świecie.
-
Xavier!
Kiedy
pojawił się w jej pokoju zrozumiała, że coś się dzieje.
-
Czy to normalne? - zapytała, wskazując ręką na okno. Zawahał się z odpowiedzią.
-
Myślę, że coś się wydarzyło. Coś złego.
-
Nie możesz tego sprawdzić?
-
Chyba będę musiał. Zdaję mi się, że mój pan już powrócił do tej krainy. Nie
wiem tylko, dlaczego nie wraca do zamku. I do tego ten deszcz... Tak dawno tu
nie padało - Zamyślił się, jakby wspominał jakieś wydarzenie. W jego głosie
brzmiała troska i strach. Lena nie rozumiała, jak można troszczyć się o takiego
potwora, lecz nie skomentowała tego. Zamiast tego wpadł jej do głowy pomysł.
-
Myślę, że powinieneś go poszukać - powiedziała spokojnie, próbując ukryć swoje
plany. Xavier przytaknął i zniknął. Obserwowała jego nieludzko szybki bieg
przez nawałnicę. Odczekała kilka minut i wyszła na korytarz.
Słysząc
własne bicie serca podążyła w stronę schodów prowadzących do holu. Kiedy
znalazła się na ich szczycie, jakby zwęszywszy powiew wolności zaczęła
pośpiesznie schodzić na dół.
Zagrzmiało
potwornie, lecz ona, skuszona obietnicą wolności nie przejęła się tym.
A
kiedy od drzwi dzieliło ją kilkanaście kroków, one rozwarły się, wpuszczając do
środka huk burzy i lodowaty wiatr. W nich stał Śmierć. Jego postać na przemian
ginęła i pojawiała się, oświetlana błyskawicami. Lena zatrzymała się raptownie.
Obserwowała,
jak robi chwiejne kroki do środka - jego oczy były w nią wbite, lecz nic nie
powiedział. Niespodziewanie ugięły się pod nim kolana i upadł na zimną
posadzkę. Przeszła obok niego ostrożnie, obawiając się, że podniesie wzrok, że
wstanie i ją zatrzyma. Stanęła w otwartych drzwiach i poczuła radość -
uczucie to kontrastowało z panującą na zewnątrz burzą. Wystarczy, że poprosi
Sen o przybycie i będzie mogła uciec, i nic jej nie powstrzyma.
Nawet
on.
Spojrzała
przez ramię na swojego oprawcę. Śmierć brał płytkie, szybkie wdechy. Próbował
się podnieść. lecz zdołał tylko podeprzeć się ręką. Działo się z nim coś
niedobrego.
Śmierć
domyślał się, że dziewczyna ucieknie. Ale ból i chłód, który powoli opanowywał
jego ciało skutecznie odwrócił od niej jego uwagę. Był ranny od paru godzin i z
minuty na minutę gorączka stawała się coraz wyższa, a szansę na to, że jego
ciało przetrwa niebezpiecznie malały.
Usłyszał
zamykane drzwi i, jakby odgłos ten świadczył o jego przesądzonym losie, opadł
z powrotem na podłogę.