Nareszcie wena mi dopisała - przepraszam Was, Czytelnicy, że mimo obietnicy dodania nowego rozdziału ponad tydzień temu (wiem to haniebne) dodaję go dopiero dzisiaj. Muszę za to podziękować Nocnej Łowczyni (fantastyka-raja-kalpana.blogspot.com), Citruss Tree (blackperlage.blogspot.com) oraz Wytrwałej na Zawsze (demony-13.blogspot.com), które poprzez dodanie nowych rozdziałów zmobilizowały mnie do ukończenia i dodania ciągu dalszego mojego opowiadania. A teraz zapraszam do czytania :) Proszę o opinie i krytykę, a dostaniecie dobre sny :)
***
Szła ostrożnie,
jakby podłoże po którym stąpała miało zniknąć, rozpłynąć się niczym sen. Dębowy
las dookoła niej szumiał, poruszany przez wiatr, szeptał, tworzył zdradzieckie
cienie. Mimo, że było ciepło na jej skórze
pojawiła się gęsia skórka, a jej ciało przeszły lekkie dreszcze. Nie chciała,
by przyjaciel ją znalazł, a odgłosy lasu brzmiały jak kroki i nawoływania.
W pewnym momencie spojrzała przez ramię, a w następnej chwili jej stopa
nie natrafiła na równe podłoże, i wirowała wśród liści. Śmiejąc się otworzyła
oczy – znajdowała się na plaży, w objęciach Snu. Mężczyzna uśmiechał się
zawadiacko, patrzył głęboko w jej oczy, nie widząc żadnego świata – ani to
realnego, ani Śnienia – poza nią.
- Oszukujesz –stwierdziła Lena.
- To nie jest oszustwo – odpowiedział. –
Gdybyś była ostrożniejsza na pewno nie mógłbym cię odnaleźć.
- Tworzenie snów jest strasznie łatwe –
powiedziała Lena rozglądając się dookoła.
- Trudniejsze jest ich odróżnienie od
jawy – przyznał Sen. – Sny bardzo rzadko są pozbawione surrealnej cząstki,
jednak sama wiesz, że tutaj wszystko jest inne.
Zaczęli spacerować wzdłuż morza, ich
stopy obmywane były przez łagodne fale. Wiatr rozpościerał jasną suknię Leny
powodując, że wyglądała ona niczym egzotyczny ptak wzbijający się w powietrze.
Sen złapał jej dłoń, jakby obawiał się, że wzleci do góry i ucieknie – faktem
było, że zdradził Lenie wiele swoich tajemnic, dzięki którym (i za jego
pozwoleniem) mogła sama tworzyć, kształtować swoje sny. Zrobił to, bo wiedział,
że to jej sprawi przyjemność.
Po krótkim spacerze położyli się na
piasku, nadal trzymając swoje dłonie. Wpatrywali się w niebo, na którym raz po
raz pojawiały się obłoki. W pewnym momencie Lena przekręciła się, tak, że
siedziała na Śnie opierając ręce na jego torsie. Pochylała się delikatnie,
muskając jego twarz włosami. Sen złapał ją za talię i powolnym ruchem zjechał
rękami na uda, przyciskając ją mocno do siebie. Ich oddechy stały się głębsze,
a zarówno morze i wiatr oddaliły się od nich. Byli tylko we dwoje, a wokół nich
słodka nicość – nieświadomie sprowadzili ten sen do nich samych.
Delikatnie pocałowała go, przygryzając
jego dolną wargę. Czując jego dłonie wodzące po jej ciele wydała z siebie cichy
jęk – widząc chwilę jej słabości Sen odwrócił się tak, że znalazł się nad nią,
a w następnej sekundzie już nie leżeli, tylko wirowali wokół siebie. Nie było
już przyciągania ziemskiego – grawitacja należała teraz do ich ciał, jakby Sen
był planetą, a Lena jego księżycem. Zatopieni w przyjemności pocałunku, senni
kochankowie.
Dawne wspomnienia często wracają w
snach.
Lena
otworzyła oczy – jej oddech nadal był głęboki, jakby sen, który jej się
przyśnił był prawdziwy – chociaż trudno powiedzieć, że nie był. Rzadko kiedy
śniła jej się przeszłość, nie lubiła tego, nawet jeśli wspomnienie to było
przyjemne. Śniąc o przeszłości skupiamy się na niej na jawie, a tego nie
chciała.
Rozejrzała się wokół siebie – przez
krótką chwilę zdezorientowania nie pamiętała gdzie jest. Zza zasłoniętej zasłony
zaglądało słońce. Pogoda w krainie Śmierci najwidoczniej dopisywała –
wiedziała, że to dobry znak.
Ubrała się w turkusową sukienkę
sięgającą do kostek i zeszła do jadalni, czując niemiły ścisk w brzuchu.
Tam czekał na nią Xavier.
- Dzień dobry, panienko – przywitał się.
- Dzień dobry – powiedziała obdarzając
go uśmiechem. – Gdzie Śmierć?
- Mój pan kazał panienkę poinformować,
że opuścił tymczasowo swoją krainę, by załatwić pewną sprawę. Powiedział
również, że niebawem wróci i, że może panienka pozwiedzać zamek. Być może
znajdzie panienka coś, co ją zaciekawi. W razie czego służę pomocą – jeśli
panienka powie mi, co lubi robić w wolnym czasie mógłbym pani pomóc w
poszukiwaniu odpowiedniego pokoju.
- Dziękuję – odpowiedziała grzecznie. –
Spróbuję sama coś znaleźć. Na razie chciałabym coś zjeść.
- Oczywiście. Na co ma panienka ochotę?
- Tosty z dżemem. I sok pomarańczowy.
Po
zjedzonym posiłku Lena wyruszyła w głąb zamku. Czuła się niepewnie chodząc
(chociaż za pozwoleniem) po pokojach, bojąc się, że wejdzie gdzieś, gdzie nie
powinna. W końcu natrafiła na olbrzymi, biały pokój, na środku którego stało
białe pianino. Ściany były udrapowane białą, grupą tkaniną, być może dla
akustyki, ale Lena nie znała się na tym. Weszła do środka zmierzając w stronę
instrumentu. Obok niego stał niski mebel, wystarczający by się położyć, obity
czerwoną skórą. Oparcie po jednej stronie było wyższe, tak, że można było się
podeprzeć. Wyobraziła sobie jak na nim leży, a przy pianinie siedzi Śmierć
racząc jej uszy słodką muzyką. Ona sama nie potrafiła grać – kierowana samą ciekawością
usiadła na ławie przed instrumentem i zaczęła przyciskać delikatnie przypadkowe
klawisze. Uśmiechnęła się słysząc tą zmyśloną melodię.
- To wcale nie jest takie trudne –
usłyszała głos i gwałtownie wstała. Obejrzała się przez ramię i ujrzała Śmierć.
- Nie wiedziałam, że już wróciłeś –
powiedziała, odchodząc od instrumentu. Śmierć powolnym krokiem zbliżał się do
niej, a jej serce biło jak oszalałe.
- Mogę ci coś zagrać, jeśli chcesz.
Skinęła głową i minęła go, siadając na
kanapie. Śmierć usiadł – ubrany nie we frak, tylko zwykły, szary podkoszulek i
czarne spodnie. Wyglądał tak… zwyczajnie. Jakby był człowiekiem. Lena
zrozumiała, że jedyną rzeczą, która zdradzała, że nie jest człowiekiem były te
oczy – nienaturalnie mądre, stare, chociaż wciąż bystre, których spojrzenie
mogło utopić w czarnym oceanie. Pomyślała, że są tak głębokie, tak niepoznane
jak kosmos. Nieświadomie zmieniła swoją pozycję na półleżącą, opierając się na
przedramieniu.
A później Śmierć zaczął grać. Widziała
jego profil. Jego palce tańczyły po klawiszach, delikatnie, zwinnie, jakby to
była czynność, którą wykonywał na co dzień. Widziała jego skupione spojrzenie i
delikatnie rozchylone usta. Jego blada twarz przywodziła na myśl idealną rzeźbę.
Grał smutną melodię, której Lena nigdy nie słyszała. W tej melodii
rozbrzmiewała rozpacz, ale jednocześnie była przepełniona spokojem. Poczuła w
niej miłość i stratę.
Pomyślała, że Śmierć przelał w te nuty
swoje serce.
Niespodziewanie poczuła w oczach łzy.
Muzyka pełna uczucia rozbrzmiewała w jej umyśle, wydawało się, jakby
rozbrzmiewała w całym królestwie.
Nie mogła już wytrzymać – zbyt dużo uczuć
zaatakowało jej serce, zbyt wiele wspomnień zaatakowało jej umysł. Nie
zauważyła nawet, że wstrzymuje oddech – dopiero po ostatniej nucie wypuściła
powietrze, zasłuchana w ciszę, która tak nagle nastała. Przetarła szybko oczy,
żeby nie zauważył jak wiele emocji wywołał tym występem.
- Piękne – tylko to zdołała wydusić
przez zaciśnięte gardło. Śmierć spojrzał na nią – z pewnością zauważył jej
spięcie, lecz nie skomentował tego. Patrzył się na nią tymi bezkresnymi oczami,
mając najbardziej ludzki wyraz twarzy, jaki kiedykolwiek u niego zauważyła.
- Jeśli chcesz mogę cię nauczyć –
powiedział, lecz Lena wątpiła, że kiedykolwiek będzie grała tak jak on –
uświadomiła sobie jak wielkie ma doświadczenie, po raz pierwszy pomyślała o
jego istnieniu, które trwało tak długo, i które będzie trwać jeszcze długo po
niej.
Pomyślała o tym, z jak wielką
samotnością wiąże się jego los. I poczuła smutek i chęć, by go objąć, by
pocieszyć. A przecież była zwykłym człowiekiem, jakich jest miliardy, a
siedziała tutaj, przy nim, słuchając muzyki jego serca.
Wspomnienia przeszłości niech żyją w snach –
pomyślała i w myślach zabrzmiało to jak obietnica, chociaż nie była pewna czego
ona dotyczyła.