niedziela, 30 listopada 2014

III. Niespodziewane zdarzenia. Lena.

Niespodziewane zdarzenia mają zawsze wielki wpływ na dalsze życie. Takie niespodziewane zdarzenie jest jak niewidzialna dłoń, która popycha pierwszą kostkę domina, powodując ciągły rozwój wypadków, szybkie zmiany. Rodzaj zachodzącej zmiany można podzielić na „za rewolucją” i „przeciw rewolucji” – zmiana „za rewolucją” jest szybka, nienaturalna i widoczna, natomiast „przeciw rewolucji” jest stopniowa, zachodzi w konsekwencji zmian ewolucyjnych. Tej ostatniej niemal się nie zauważa – jedynie przystając i patrząc za ramię w swoją przeszłość można ją zrozumieć i pojąć. Natomiast ta pierwsza, gwałtowna zmiana jest właśnie wynikiem niespodziewanego zdarzenia.
Lena popatrzyła na zegarek, przerywając pisanie. Ósma rano. Zamknęła notes oprawiony w czarną skórę i podeszła do toaletki. Parę razy przeczesała ciemno brązowe włosy spływające w nieregularnych falach do pasa. Spojrzała na zmęczoną twarz w lustrze, podkrążone oczy o zielonych tęczówkach – od paru dni miała poważne problemy z zaśnięciem.
Promienie słońca przedostały się do pokoju, mimo, iż zasłoniła wieczorem bordowo-beżowe zasłony, w nadziei, że nie będąc rozpraszana przez księżycową poświatę wślizgującą się niczym rabuś do pomieszczenia szybciej zaśnie. Podeszła do okna i odsłoniła je, pozwalając oświetlić całą sypialnię.
Była przestronna i wygodna. Ściany były beżowe, drewniane antyczne meble ciemne, wielkie łoże ukryte za lekkim jak mgiełka baldachimem. Po stronie łoża znajdowały się drzwi do jej własnej toalety, niemal dorównującej wielkością sypialni, a następne drzwi znajdujące się na przeciwległej ścianie prowadziły do równie eleganckiego pokoju dziennego, w którym zawsze stały wazony pełne świeżych kwiatów, które swym zapachem przywodziły na myśl łąkę, albo różany ogród – gdyby zamknąć oczy, można by zapomnieć, że to pomieszczenie, a nie tajemniczy ogród.
Dziewczyna ubrała zwiewną, beżową sukienkę odpadającą do samej ziemi, przepasaną złotym paskiem, po czym wyszła z pokoju na korytarz, by zejść do jadalni na śniadanie. Była już spóźniona, lecz nie zamartwiała się tym – pisanie wciągało ją tak bardzo, że godziny dla niej płynęły szybciej – i nikt nie miał jej tego za złe.
Lena nie pisała niczego konkretnego – żadnej powieści o określonej fabule. Pisała swoje spostrzeżenia, czasami wiersze. Często zbierała się w niej taka fala, fala natchnienia, która uderzała z siłą wodospadu o jej umysł, nakazując szybko zapisać dane słowa, które akurat ułożyły jej się w pamięci – to uczucie jest znane wielu istotom, ale tym, którzy tego nie zaznali trzeba wiedzieć, że to uczucie jest zupełnie nie do poskromnienia.
Lecz w tym momencie wena z całą pewnością tymczasowo zasnęła, niczym kot na słońcu, nadal czujna, a Lena mogła bez nagłych jej pobudek, ze spokojem zjeść śniadanie. Wchodząc do jadalni powiedziała wesoło „dzień dobry” mężczyźnie siedzącemu przy krańcu prostokątnego stołu.
Jadalnia była przestronna i jasna, na całej szerokości wschodniej ściany rozciągały się wielkie okna, przesłonięte białymi niczym śnieg firankami, po bokach oprawionymi złotymi zasłonami. Prócz stołu nie było tam żadnego mebla, za to przy ścianach stały marmurowe postacie wyrzeźbione przez najlepszych artystów.
Mimo, iż rzeźby te z pewnością powinny być obiektem fascynacji, o ile nie kultu – były naprawdę piękne i tajemnicze – to najwięcej uwagi nie przyciągały ani one, ani kryształowy żyrandol, ani żadna martwa rzecz w pomieszczeniu – bowiem najwięcej uwagi przyciągała właśnie jedyna, prócz Leny żywa istota – a dokładniej Pan Lu.
Lena znała go całe życie. A mimo, że minęło już prawie osiemnaście lat od kiedy ją przygarnął, to Pan Lu pozostawał taki sam, niezmienny. Z tego co słyszała musiałby mieć przynajmniej sześćdziesiąt lat, lecz wcale na takiego nie wyglądał. Lena wiedziała dlaczego, była tego świadoma już od paru lat.
Mężczyzna był anielsko przystojny o błękitnych oczach i kręconych włosach koloru złota. Był jej opiekunem, przyjacielem, jedyną rodziną. Wstał, kiedy weszła do jadalni ukazując się w pełnej krasie i w drogim garniturze.
- Jak zawsze spóźniona – powiedział ostro, lecz oczy miał pogodne, co upewniły ją w przekonaniu, że jest to udawana złość.
- Chyba muszę porozmawiać z naszym znajomym – odpowiedziała siadając do stołu. – Ostatnio nie mogę normalnie zasnąć.
- To dobry pomysł. Kto inny mógłby być za to odpowiedzialny prócz Snu – Lena pokiwała głową na jego spostrzeżenie. Później dostała swój omlet i szklankę mleka, więc zajęła się posiłkiem. Zauważyła, że Lu co chwila na nią spogląda – nie, nie czuła się zażenowana, ale jego wzrok był tak badawczy jak nigdy dotąd. Nie zapytała się jednak o powód jego dziwnego spojrzenia i jadła dalej.
Po skończonym posiłku już miała wstać, gdy niespodziewanie Lu odezwał się.
- Będziemy mieli gości. Na parę dni, może tydzień dwóch z nich zatrzyma się u nas, reszta pojawi się na balu, w następną sobotę.
- Świetnie – uśmiechnęła się. – Uwielbiam bale.
Lu spojrzał na nią znowu zamyślonym wzrokiem.
- Dzisiaj przybędzie Sen i jego brat. Zaproponowałem im, by podczas pobytu w tym świecie zatrzymali się u nas.
- Sen? – Lena nie ukrywała radości. Bardzo go lubiła, poza tym był przezabawny i jak z nikim innym potrafiła z nim o wszystkim rozmawiać. – Ale jego brata nie znam. To... – zamyśliła się na moment. – Śmierć?
Lu skinął głową.
- Mam z nim do omówienia poważną sprawę. Bardzo zależy mi, by wszystko poszło po mojej myśli. Zrobię wszystko, by znaleźć w nim sojusznika. Dlatego, nie ważne co zrobi, chcę, byś traktowała go z godnością i szacunkiem.
Lena ze zdziwieniem popatrzyła na niego, nie mając pojęcia dlaczego sądził, by mogła zachować się niegodnie.
- On jest zupełnie inny od Snu – pośpieszył z wyjaśnieniem. – Po prostu chciałem cię uprzedzić, nie miej mi tego za złe, skarbie – obdarzył ją czarującym uśmiechem. Obiecała mu, że zrobi wszystko, by był zadowolony.
Godzinę później, chcąc jak najbardziej wykorzystać piękną, majową pogodę wzięła swój notatnik i wyszła na dwór. Pałac był zbudowany na planie prostokąta, był symetryczny, pomalowany białą farbą i z dużymi oknami. Miał dwa piętra. Mimo, iż na zewnątrz wydawał się mały, to w rzeczywistości takim nie był. Frontowa ściana była położona na zachodzie – cień padał na wysypane żwirem podłoże. Na przeciw drzwi, jakieś dwadzieścia metrów dalej znajdowała się fontanna z której wypływała strumieniami woda, w promieniach słonecznych wyglądająca na płynny kryształ. Dalej ciągnął się starannie podcięty trawnik oraz długa aleja grabowa. Cała okolica była bardzo czarująca – rabaty z różami roznosiły w gorącym powietrzu upajający zapach.
Lena podążyła pod małe drzewko z różowymi kwiatami i usiadła pod nim. Oparła się o pień, pozwalając słońcu delikatnie pieścić jej twarz i rozmyślała. Nawet nie zauważyła, że coś nadeszło, coś usypiającego, coś znajomego.
Z drzemki wyrwał ją wesoły głos i jakaś postać przesłoniła jej słońce.
- Wstawaj, leniu – Sen stał nad nią. Otworzyła oczy i uśmiechnęła się na widok przyjaciela. Wstała pośpiesznie. Złapał ją w talii i z radością uniósł ku górze, wykonując pełny obrót i słuchając jej protestów.
- Tak dawno cię widziałam – roześmiała się. – A ty nic się nie zmieniłeś!
- Za to ty się postarzałaś – dogryzł jej. – Widać ci siwe włosy.
Trzepnęła go lekko w ramię.
- Poza tym widujesz mnie śpiąc.
- Jasne. Od paru nocy nie mogę zasnąć – poskarżyła się z wyrzutem. – Mógłbyś coś z tym zrobić?
- Oczywiście, ale nie za darmo.
Przymrużyła oczy.
- Materialista.
Sen odsunął się od niej, odwracając głowę w stronę drogi. Lena spojrzała również w tamtym kierunku i ujrzała czarnowłosego mężczyznę, trzymającego dłonie w kieszeniach i nie patrzącego w ich stronę.
- Chodź. Mój brat się niecierpliwi – złapał ją za ramię i pociągnął za sobą. Lena poczuła się nieswojo i zatrzymała się.
- Poczekaj, Śnie. Może lepiej dołączę do was później? – na te słowa badawczo jej się przyjrzał.
- A co, wstydzisz się? – nie wytrzymał i uśmiechnął się.
- Dupek – skomentowała cicho i pozwoliła mu się poprowadzić, trzymając w ręce notes. Patrzyła na stopy, bojąc się spojrzeć na nieznanego mężczyznę. Szczerze mówiąc, przez to, że Lu ją ostrzegł czuła panikę, a nawet strach przed tym gościem. Na razie zupełnie nieuzasadniony. Podniosła wzrok i zerknęła na mężczyznę, który wpatrywał się w swego brata, jakby w ogóle jej nie zauważał. Spuściła ponownie spojrzenie, czując się zupełnie niekomfortowo.
- Śmierć – przemówił Sen. – To moja przyjaciółka, Lena.
Spojrzał na nią przelotnie i skinął głową. Jego wzrok był zimny i beznamiętny. Lena zastanawiała się jakim cudem bliźniacy mogą się tak bardzo różnić. W dodatku poczuła, że wokół niej powietrze gęstnieje, a przed oczami na moment zabłysnęły jej gwiazdki.
- Możemy już iść, czy zamierzasz mnie poznać z wszystkimi osobami na tym świecie?
Dziewczyna słysząc te nieprzyjazne słowa głośno zaczerpnęła powietrza. Kiedy mężczyźni zaczęli podążać w stronę dworu Lena złapała Sen za ramię.
- Ja... – zaczęła cicho. – Ja później do was dojdę, dobrze?
- Ale...
Dziewczyna nie chciała, żeby Śmierć usłyszał ich wymianę zdań, dlatego pośpiesznie odwróciła się i odeszła trochę dalej. Dopiero gdy się oddaliła poczuła, że może odetchnąć głębiej, jakby sama obecność Śmierci powodowała dziwne odczucie.
Poszła dalej drogą, chcąc jak najpóźniej przyjść do domu. Mogła podejrzewać, że Lu nie będzie zadowolony z jej nieobecności, ale nie wiedziała czy zdołałaby przetrwać towarzystwo nowo poznanego mężczyzny.
Lena znała Sen już bardzo długo – można by powiedzieć, że od urodzenia, bo przecież co noc zachodzi do jego krainy, lecz w tym świecie poznała go sześć lat temu. To wtedy po raz pierwszy przybył w odwiedziny do Lu. Jego wizyta była jedną z tych niespodziewanych zdarzeń, które podpełza niczym żmija, by ukąsić. I jak na niespodziewane zdarzenie przystoi zwiastowało ono zmianę, drastyczną, prawie tak samo nieprawdopodobną jak prawda, o której się dowiedziała. Powróciła myślami do tej chwili.

Była burzliwa, listopadowa noc. Lena siedziała przy oknie w salonie na parterze, podziwiając rozrywające ciemne niebo błyski i słuchając porywistego wiatru i silnego deszczu uderzającego o dom. Pana Lu – tak go jeszcze wtedy nazywała – nie było w domu, miał wrócić dopiero nazajutrz. Była sama.
Mając dwanaście lat i wielką wyobraźnie patrząc na targany cieniami i wiatrem ogród mogła widzieć więcej, niż w rzeczywistości tam było. Ale nie bała się – strachliwą osobą nie była, co to to nie. I tak właśnie siedząc, przy nikłym świetle małej lampki, nie przejmując się niczyją obecnością usłyszała kroki w korytarzu.
Otworzyła szerzej oczy i rozejrzała się po pokoju, szukając czegoś, co mogłoby posłużyć za prymitywne narzędzie obrony. Słysząc głośne bicie swojego serca i ciche stąpnięcia własnych stóp wzięła ciężki świecznik pewnie złapała w ręce. Wyszła z pokoju i od razu zobaczyła jakiś cień przy drzwiach. Najwidoczniej tamten jej nie zauważył, pewnie był odwrócony plecami. Oddychając najciszej jak tylko mogła uniosła świecznik i będąc metr od nieznajomego zamachnęła się, celując w jego głowę. W tym samym momencie cień odwrócił się i w ostatniej chwili złapał świecznik, wykręcając jej rękę. Krzyknęła, jednak zakrył jej usta dłonią.
- Spokojnie, nic ci nie zrobię – usłyszała rozbawiony głos i zaświeciło się światło. Mężczyzna powoli uwolnił jej ręce, a ona jak najszybciej odsunęła się od niego nie tracąc go z oczu. Był młody i piękny. W jego szarych oczach było coś znajomego, jakby widziała go niedawno, jakby był kimś bliskim.
To było to uczucie, kiedy wydaje się, że coś jest znajome, lecz w żaden sposób nie można było sobie przypomnieć dlaczego się takim wydaje.
Mężczyzna uśmiechnął się szeroko.
- Przepraszam, że cię nastraszyłem. Przyszedłem do Lucyfera, lecz, jak widzę nie ma go w domu. Mogłem się tego spodziewać, w końcu nie zapowiedziałem się.
Lena stała tak, oniemiała, nie wiedząc jak się zachować. Podróżny miał na sobie długi, ciemny płaszcz, z którego spływały krople wody. Białe, krótkie włosy miał zupełnie mokre, a twarz zaróżowioną od deszczu. Mimo tego, jego mina była pogodna, zupełnie nie pasująca do sytuacji, a oczy przyjazne i szczere.
- Nie wiedziałem, że jeszcze ktoś tutaj mieszka. Jak się nazywasz, mała?
- Lena – dziewczynka spojrzała na niego nieufnie, lecz z mniejszą wrogością. Uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Miło mi ciebie poznać, Lena. Jestem Sen – wyciągnął ku niej dłoń. Lena podała mu swoją i już nie czuła się zagrożona. Ot co, dziecięca ufność.
- Pana Lu nie ma w domu – nie wiedziała, dlaczego Sen nazywa go Lucyferem, chociaż domyśliła się, że tak naprawdę się nazywa. Imię „Lu” było dla niej dosyć dziwaczne.
- Niedobrze – pokręcił głową. – No nic. Chyba będę musiał przyjść innym razem.
- Może chce pan się czegoś napić? Mogę zrobić kakao – zaproponowała. Kiedy poczucie zagrożenia minęło poczuła charakterystyczną dla dzieci ciekawość.
- Świetnie. Kakao smakuje najlepiej w taką okropną pogodę – odpowiedział, na co Lena uśmiechnęła się. Zaprowadziła go do salonu, po czym zrobiła gorący napój i przyniosła go w dzbanku z dwoma kubkami. Nalała gościowi, następnie sobie i usiadła na fotelu. Wpatrywała się w niego, on również nie spuszczał z niej zaciekawionego wzroku.
- Skąd pan jest? – zapytała po chwili.
- Po pierwsze, nie pan. Jestem Sen. Poznaliśmy się w na tyle zabawnych okolicznościach, że możemy sobie mówić po imieniu – mrugnął do niej. Skinęła głową, oczarowana.
- Jestem z bardzo odległej krainy. A zarówno, z bardzo bliskiej.
- Nie rozumiem.
- To kraina, którą odwiedzają wszystkie istoty. Kiedy śnią.
- Robisz sny? – zapytała. Kolejną, zaraz po ciekawości cechą dzieci z pewnością jest bezgraniczna niemal ufność – kiedy Sen jej powiedział kim jest, nawet przez moment w to nie zwątpiła.
- Można tak powiedzieć. Ja jestem Snem. A moją krainę odwiedzają śniący.
- To dlatego zdawało mi się, że tak naprawdę cię znam! Miałam takie przeczucie.
- Owszem, to dlatego – kolejny błysk rozjaśnił słabo oświetlony pokój. Lena była zafascynowana nową znajomością. Rozmawiali długo, o jej snach, o nim, o niej. Mówił jej o swojej istocie, opisywał swoją krainę. I ta jedna noc była właśnie tą ręką popychającą pierwszą kostkę domina.
Wejście w świat, który był nieznany, chociaż znajdował się bliżej, niż myślała.

A teraz, w ten słoneczny dzień, czuła, że wchodząc do domu ponownie jest ręką, która popycha kostkę, chociaż nie wiedziała dlaczego. Starając się zachowywać jak najciszej weszła do holu, z zamiarem niezauważalnego przejścia do swojego pokoju, lecz na jej nieszczęście Lu czekał na nią, jakby spodziewał się jej planowanej ucieczki. Podążyła ze strapioną miną za nim, nie mając innego wyboru. Weszła za nim do salonu, gdzie na fotelach siedzieli Śmierć i Sen. Obaj mężczyźni unieśli się, kiedy przybyła, powodując jej zmieszanie.
- Śmierć, poznałeś Lenę? – zapytał Lu, na co tamten skinął głową. Lena usiadła na kanapie w pobliżu Śmierci, i od razu poczuła znajomy już ucisk w klatce piersiowej.
- Jestem ci wdzięczny, Lucyferze – powiedział Śmierć – za to, że zaproponowałeś nam gościnę. To miłe odcięcie się od monotonności.
- To dla mnie zaszczyt, że się zgodziliście. Ostatnio było tu tak mało rozrywek.
- Powinieneś się tego spodziewać odchodząc na emeryturę – powiedział Sen.
- Chociaż to zrobiłem i tak wiele spraw pozostaje do dokończenia. Ale o tym kiedy indziej. Słyszałem, że wasza siostra sprawia wiele kłopotów. Co u niej? Czy nadal się zmienia?
- Chyba nie. Nie widzieliśmy jej od dłuższego czasu – odpowiedział Śmierć.
Lena próbowała bezskutecznie złapać oddech. Zaczęło jej się kręcić w głowie.
- Życie nigdy mnie nie lubiła – powiedział Lucyfer. – Ale nie żywiłem do niej urazy. Żal mi było, kiedy dowiedziałem się o jej... problemach.
- Sama jest sobie winna – uciął Śmierć. Do Leny ledwo dochodziły ich słowa, nie do końca rozumiała ich sens.
- Lena, wyglądasz jakoś blado – zwrócił się do niej Sen.
- Nic mi nie jest – odpowiedziała słabym głosem wstając. Obecni w pokoju spojrzeli na nią, przez co poczuła falę gorąca. Próbowała zachować normalny wyraz twarzy, jednak ciemność, która zaczęła ją otaczać była coraz bliżej i bliżej.

A później ją pochłonęła.

6 komentarzy:

  1. O.O wow...
    Przepraszam za wulgaryzmy, ale Twój blog JEST ZAJEBISTY!!! :-D Masz uber-super opisy, sam pomysł jest cudy, że tak powiem trafiłaś w setkę co do mojego gustu hehe chociaż może ja trafiłam, gdy znalazłam Twego bloga xD nieważne. Opowiadanie jest anielskie :-) jakbym czytała profesjonalną książkę autorki, która zawodowo pisze!!! Ja nie wiem co mam jeszcze powiedzieć... po przeczytaniu tych trzech rozdziałów doznałam szoku wspaniałymi opisami, samym pomysłem. :-) Naprawdę cudowne!!! Reszte przeczytam jutro i za niedługo możesz się spodziewać mojego kolejnego komentarza :-)
    PS:Zapraszam do siebie na bloga http://www.fantastyka-raja-kalpana.blogspot.com
    PMDIW życzę
    Nocna Łowczyni

    OdpowiedzUsuń
  2. Nocna Łowczyni, nawet nie masz pojęcia z jaką przyjemnością czytałam Twój komentarz! Cieszę się, że Ci się podobało i czekam na dalsze Twoje opinie. I oczywiście odwiedzę niezwłocznie Twojego bloga

    OdpowiedzUsuń
  3. Powtórzę się pisząc, że opowiadanie jest genialne, ale naprawdę jest niesamowite, takie inne od wszystkich. Jedyne epitety jaki przychodzą mi do głowy, to: mityczne, bajkowe, baśniowe.
    Przez ponad 7 lat w blogsferze jeszcze z takim opowiadaniem się nie spotkałem, za co brawa dla ciebie autorko. Ja nie mam żadnych zastrzeżeń ani do treści ani do formy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Skojarzyła mi się piosenka Piha i Chady "...a sen, sen, sen jest śmierci krewnym"
    Lucyfer z tego co mi się wydaje był panem jasności, w ogóle jego imię chyba oznacza jasność, ale się zakochał i został ukarany i zesłany na ziemię, gdzie się zakochał będąc już upadłym aniołem, a dopiero potem w dziwnych i zawiłych okolicznościach stał się panem piekieł i całego podziemnego świata. Czy tutaj będzie podobnie?
    Sen i Lena - czyżby coś wisiało w powietrzu? Miłość się znaczy. Czy tam miłość rośnie wokół nich? Co na to Śmierć?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lucyfer jest tutaj poboczną postacią - nie skupiam się na nim zbyt bardzo, chociaz bedzie się przewijal przez następne rozdziały ;)
      Miłość i nienawiść - tak skomentuje relację Snu, Leny i Śmierci.

      Usuń
  5. Co dalej?
    Zemdlala?
    Zasnela?
    Wpadła w trans?
    Ten rozdział również mi się podobal choc chyba preferuje "więcej Śmierci" xD
    Ta postać najbardziej mnie intryguje, wzbudza najwięcej emocji i ciągnie wykres zainteresowania w górę przy kazdym pojawieniu się xD
    A Lena.. na razie nie mam na jej temat wyrobionego zdania ;-)
    Do nastepnego rozdziału ^^

    OdpowiedzUsuń