Sen
widząc jej ucieczkę niemal natychmiastowo skierował myśli do Królestwa Śmierci.
Chwilę później stał przed Śmiercią.
- Ona zniknęła! Nie ma
jej w moim królestwie!
Sen wyczuł złość
swojego brata.
- Głupie dziecko. Trzeba ją znaleźć, nim
wyrządzi szkody, których ja nie naprawię. Może będzie chciała odwiedzić
Lucyfera – idź tam. Ja spróbuję ją wyczuć. Nie sądzę, żeby jej poszukiwania
nastręczyły nam większych problemów, skoro nie zna świata żywych.
- Śmierć… - Sen zawahał
się obciążony badawczym spojrzeniem brata. – To nie do końca prawda. Parę razy
brałem ją na tamten świat.
- Czy nie wyraziłem się
jasno, mówiąc, że to zakazane?
- Przestań. Mieszka u
mnie i nie muszę podporządkowywać się twoim idiotycznym wymysłom. Uważałem na
nią.
- Szkoda tylko, że
wiedziała jak można stąd uciec. Jesteś lekkomyślny, Śnie – obyśmy za tą
lekkomyślność nie musieli płacić.
Życie drgnęła, czując w sercu dziwne uczucie – tak
znajome, a jednak inne. Przez chwilę jej spojrzenie stało się nieobecne. Po
paru sekundach przywołała Dumę.
- Już tu jest –
powiedziała do córki.
- Lucyfer dotrzymał
słowa – odpowiedziała Duma, uśmiechając się szeroko.
- Zgodnie z naszym
paktem moc dziewczyny należy do niego. Teraz musimy zaczekać, aż odseparuje od
niej źródło mocy.
Zamglone oczy Życia
rozbłysnęły, ukazując błękit tęczówki. Przez ułamek sekundy jej ciało zdawało
się odmłodnieć, jakby sama myśl o tym, co miało się wydarzyć potrafiła
przywrócić jej dawny wygląd. Po raz pierwszy od osiemnastu lat – narodzenia
dziecka i zniszczenia Pożądania – do jej serca napłynęła nadzieja.
Senna szła ciemną ulicą, rozglądając się nerwowo na boki.
Czuła się jak zwierzę uciekające przed drapieżnikiem. Nie miała pojęcia gdzie
się znajduje, lecz nie przejmowała się tym. Zależało jej tylko na tym, by się
gdzieś ukryć. Na policzkach czuła jeszcze zaschnięte łzy. Nie miała siły myśleć
o tym, czego się dowiedziała – pragnęła zdrzemnąć się na chwilę, lecz obawiała
się, że wtedy Sen szybciej ją odnajdzie.
W głowie wciąż odtwarzała słowa Śmierci. Wiedziała, że to
wszystko jest prawdą, a mimo to nie chciała przyjąć tego do świadomości.
Odpychała tą raniącą wiedzę od siebie, próbując ponownie się nie rozpłakać.
Po przejściu paruset metrów wyszła na oświetlony,
wybrukowany rynek. Zauważyła kilkoro młodych ludzi siedzących na ławkach i
popijających alkohol. Oprócz nich na placu kręciło się kilka par. Zauważyła w
dłoniach kilku kobiet czerwone róże. Wszyscy byli ciepło ubrani, mieli czapki i
płaszcze.
Dopiero teraz poczuła
jak bardzo jest zimno. Objęła się ramionami, rozmasowując zziębniętą skórę.
Uciekając nie zwracała uwagi na to, gdzie się znajdzie. Przeklinała się w
myślach za swoją głupotę.
- Hej! – usłyszała głos
jakiegoś chłopaka. Drgnęła i popatrzyła na grupkę siedzącą na ławkach. –
Wszystko w porządku?
Chłopak miał jasne
włosy i wydawał się być przyjaźnie nastawiony. Senna chciała się odezwać, lecz
w końcu odwróciła i odeszła. Bała się kontaktu z nieznajomymi – wrodzona
nieufność zwyciężyła. Usłyszała szybkie kroki za sobą. Odwróciła się
gwałtownie, oczekując ataku. To był ten sam chłopak, który wcześniej zapytał,
czy wszystko w porządku. Miał kasztanowe włosy i brązowe oczy. Mógł mieć nieco
ponad dwadzieścia lat. Widząc jej przestraszony wzrok stanął gwałtownie i
rozłożył ręce na boki.
- Spokojnie –
uśmiechnął się i zmierzył ją wzrokiem. – Wyglądałaś na zagubioną. Chciałem
tylko upewnić się, czy nic ci nie jest. O tej porze roku lepiej ciepło się
ubierać.
- Wiem o tym –
odpowiedziała, krzyżując ręce.
- Jestem Nate – wyciągnął
rękę, lecz nie ujęła jej. Po chwili opuścił ją, zrezygnowany. – Na pewno nic
się nie stało?
- Nie – ucięła ostro.
Odwróciła się od niego i zrobiła kilka kroków do przodu. Zamknęła oczy
i przeanalizowała swoją sytuację. Było zimno, nie miała ubrania, pieniędzy
ani schronienia. Ktoś musiał jej pomóc.
Odwróciła się z
powrotem do Nate’a.
- Przepraszam –
powiedziała cicho. – Jestem Senna.
Jego oczy rozbłysnęły,
a na twarzy pojawił się uśmiech. Oczekiwał na jej dalszą wypowiedź.
- Ja… - zawahała się,
nie wiedząc co powiedzieć. – Nie mam gdzie pójść.
- Uciekłaś z domu?
- Tak – odpowiedziała
krótko, spuszczając wzrok.
- Mieszkasz daleko?
Ktoś ci zrobił krzywdę? – zasypał ją pytaniami, lecz nie odpowiedziała na nie.
- Potrzebuję noclegu.
Tylko jedna noc – powiedziała tylko, widząc jak jego uśmiech się rozszerza.
- I ubrania – zaśmiał
się, lecz widząc jej minę spoważniał. – No dobrze, Pani Tajemnicza, coś
wykombinuję. Poczekaj tutaj chwilę, pójdę powiedzieć reszcie.
Kiedy wrócił ściągnął swój płaszcz i podał dziewczynie.
Podziękowała i z ulgą założyła go na siebie. Poprowadził ją wąskimi uliczkami do
zabytkowej kamieniczki. Kiedy weszła do środka, do małego, ale przytulnego
mieszkania uderzyła w nią fala gorąca. Nate zrobił jej ciepłą herbatę i podał
koc. Okryła się nim siadając na jasnej kanapie. Po chwili chłopak dołączył do
niej.
- Nie jesteś zbyt
rozmowna – stwierdził.
- To nie tak…
- Żartuję – uśmiechnął
się do niej. – Ile masz lat, Senno?
- Osiemnaście.
- To dobrze. Już
myślałem, że jesteś niepełnoletnia. Nie chcę iść do więzienia – powiedział
żartobliwie, ale twarz Senny pozostała niewzruszona. Zrezygnował z próby
rozbawienia jej.
- Moja sąsiadka z
pewnością pożyczy ci jakieś cieplejsze ubranie. Jeśli chcesz, możesz się
przespać. Ja wychodzę jeszcze na chwilę.
- Nie jestem senna –
odpowiedziała, i zrozumiawszy jak to zabrzmiało nie potrafiła pohamować
uśmiechu. Po paru minutach Nate przyniósł jej dżinsowe spodnie i butelkowo-zieloną
bluzkę z długim rękawem. Podał jej również brązowe kozaki i jasnobrązowy,
ciepły płaszczyk. Zaprowadził ją do łazienki, aby mogła się przebrać.
Ubrania pasowały i wyglądała w nich całkiem nieźle.
Spojrzała na swoją twarz w lustrze – wyglądała okropnie i wcale nie
zdziwiła się, że chłopak chciał upewnić się, czy u niej wszystko w
porządku. Rozpuściła włosy, układające się w fale. Zmyła nieco rozmazany makijaż.
Była gotowa.
Nate zaproponował jej, by poszli do baru, tłumacząc się
tym, że jest kiepskim kucharzem, a Senna na pewno jest głodna. Jego poczucie
humoru i bezpośredniość były zaraźliwe. Mimo, że dziewczyna nadal zachowywała
dystans, to chcąc nie chcąc ulegała jego urokowi. Skutecznie oderwał jej myśli
od smutków, które męczyły jej umysł.
Zjedli po ogromnym
hamburgerze – chłopak był zszokowany, że Senna jeszcze nigdy nie próbowała
fast-foodów i, ku jej niezadowoleniu, śmiał się z niej, kiedy nie wiedziała jak
zabrać się do jedzenia posiłku. Nate zauważył, że dziewczyna przygląda się
z ciekawością roześmianym parom, których nagromadzenie w tym dniu było
wręcz przerażające.
- Dziś walentynki –
powiedział, kiedy jakiś mężczyzna wręczył kobiecie różę, a później oboje
zatracili się w soczystym pocałunku. Zerknął na Senne i zarejestrował, że lekko
się zarumieniła i odwróciła wzrok.
- Walentynki?
- Dzień zakochanych.
Czternasty luty – odpowiedział, patrząc się na nią z podejrzliwością. – Gdzie
ty się urodziłaś?
Zaczerwieniła się i
obrzuciła go gniewnym wzrokiem. Widząc bliskość dwóch osób poczuła się taka
samotna. Przez tyle lat miała przy sobie tylko Sen, a przecież z teoretycznego
punktu widzenia był on jej rodziną.
- Nigdy nie obchodziłaś
walentynek? – zapytał, a ona pokręciła przecząco głową.
- Jak ludzie je
obchodzą? – zapytała, dopiero po chwili zrozumiawszy swój błąd. Zachowała
jednak pokerową twarz, dzięki czemu Nate nie skomentował tej dziwnej
wypowiedzi, tylko odpowiedział na jej właściwe pytanie.
- Jak tylko chcesz.
Zakochani chodzą do kina, na romantyczne kolacje, albo spędzają czas tak, jak
najbardziej lubią.
Senna poczuła zazdrość,
że jej nigdy nie było to dane.
- W takim razie co
robią w pozostałe dni? – zapytała z powagą i z oburzeniem zobaczyła, jak chłopak
zachodzi się ze śmiechu.
- Z czego się
śmiejesz?! – uniosła głos, przyciągając spojrzenia innych.
- Nie bierz wszystkiego
tak dosłownie – poradził jej. – To taki zwyczaj, żeby walentynki spędzać z
kimś, kogo kochasz, ale w rzeczywistości w dzień ten mogą spotykać się również
przyjaciele, znajomi, albo możesz go spędzać samotnie.
- Rozumiem – uspokoiła się
i kiwnęła głową.
- Mam pomysł –
powiedział z entuzjazmem Nate. – Może wybierzemy się do kina?
Senna uśmiechnęła się z
podnieceniem i przystała na tą propozycję. Wychodząc z baru Nate złapał się
za szyję i odkaszlnął.
- Coś się stało?
- Nie – uspokoił ją. –
Po prostu dziwacznie się poczułem. Jakby brakowało mi powietrza. Może to zmęczenie…
Skierowali się do kina
i razem wybrali jakąś komedię romantyczną. Miło było spędzić czas na oglądaniu
śmiesznych losów bohaterów, pokonujących przeszkody losu, by w końcu być
razem. Wychodząc z kina Senna miała szczery uśmiech na twarzy i wciąż
przeżywała ulubione sceny. Mieli w planach wybrać się jeszcze na rynek, lecz Nate
był zmęczony i wrócili do mieszkania.
Senna wykąpała się i ubrała w długą koszulkę chłopaka.
Odstąpił jej swoje łóżko, mówiąc, że może przespać się na kanapie. Senna
również poczuła wyczerpanie, więc postanowiła podrzemać chwilę – musiała tylko
uważać, by nie zasnąć głębokim snem. Nate zapukał do drzwi, kiedy leżała już w
łóżku.
- Chciałem tylko życzyć
dobrej nocy – powiedział.
- Dziękuję, Nate. Za
to, że mi pomogłeś – odpowiedziała z wdzięcznością. Spędziwszy z nim te
parę godzin zdążyła obdarzyć go sympatią.
- Mam nadzieję, że nie
jesteś psychopatką i nie zadźgasz mnie nożem, kiedy będę spała – zażartował, a
Senna wybuchła śmiechem.
- Dobranoc –
powiedziała, a tamten zgasił jej światło i zamknął drzwi.
Senna wyciągnęła zza
stanika schowaną wizytówkę, którą dostała od Lucyfera. Mimo, że było ciemno
mały blankiecik mienił się delikatną, złotą poświatą. Na nim było napisane
smukłym pismem jedno słowo – „pomyśl”. Senna jednak była zbyt zmęczona, by
zastanawiać się nad sposobem dotarcia do nowopoznanego mężczyzny. Zamknęła oczy
i zapadła w lekki, niespokojny sen.
Kiedy wstała następnego dnia dochodziła dziewiąta. W nocy
co chwilę się wybudzała, w obawie, że Śmierć albo Sen po nią przyjdą. Spałaby
dłużej, lecz obudził ją irytujący dzwonek do drzwi. Wstała przeciągając się i
weszła do salonu. Zastanawiała się dlaczego Nate jej nie obudził. Dodatkowo
rozległo się głośne pukanie do drzwi.
- Nate, ktoś przy… -
zamarła w pół zdania, wpatrując się w kanapę. Chłopak leżał na plecach
z otwartymi oczami. Jedna ręka zwisała mu, dotykając podłogi. Był
nienaturalnie blady i nie poruszał się. Senna podbiegła do niego,
przykładając ucho do jego piersi. Nie usłyszała nawet słabego dudnienia jego
serca. Poczuła łzy w oczach.
- Nate, nie, proszę… -
załkała, przykładając mu dłoń, do zimnego policzka. Wyraz jego twarzy był
spokojny, jakby umarł we śnie. Senna wiedziała, że to jej wina. Śmierć
uprzedzał ją, a ona nie posłuchała. Skrzywdziła kogoś, kto był dla niej dobry.
Poczuła wstręt do
siebie. Wstręt i rozpacz.
Ponownie ktoś zaczął
dobijać się do drzwi.
- Nate, miałeś zawieźć
mnie do pracy! – jakaś kobieta najwidoczniej była bardzo zezłoszczona. Senna
poczuła panikę. Jeśli ktoś by ją złapał…
- Przepraszam –
pochyliła się nad martwym chłopakiem i pocałowała go w czoło. Na jego
policzkach pojawiły się jej łzy. – Tak bardzo przepraszam…
Zamknęła delikatnie
jego oczy, po czym ubrała się i otworzyła okno wychodzące na tył kamienicy.
Uważając, by nikt jej nie zauważył wyskoczyła na zewnątrz i zaczęła uciekać.
Zimne
powietrze zmieniło łzy na jej policzkach w kryształy, a każdy z nich
był przepełniony smutkiem.
Wsiadła do pierwszego autobusu na jaki się natknęła.
Zdołała się wślizgnąć tylnimi drzwiami, bo nie miała nawet za co kupić biletu.
Drogę przetrwała patrząc ślepo w szybę, nie zwracając uwagi dokąd zmierza.
Wysiadła dopiero wtedy, kiedy kierowca podszedł do niej i oznajmił, że to
koniec kursu.
Parę godzin pałętała się po mieście, wciąż przeżywając
to, że zabiła człowieka. Czuła wyrzuty sumienia. On miał swoje życie, plany,
przyjaciół, może rodzinę… Mógł mieć przed sobą jeszcze wiele lat życia, a ona z
taką brutalnością mu je odebrała. Mogła to przewidzieć.
W końcu weszła do jakiejś obskurnej kawiarni. Nie mogła
poruszać palcami, a jej ciałem zawładnęły dreszcze. Musiała się ogrzać.
Poprosiła kelnera o gorącą herbatę, pocierając zmrożone dłonie.
Dopiero po wypiciu
herbaty zorientowała się, że przecież nie ma jak zapłacić. Bezradny kelner
poszedł po gburowatego właściciela, który czerwieniąc się ze złości zwymyślał
Senne.
- Zamawia pani, chociaż
nie ma pieniędzy?! Ma mi pani zapłacić, to nie instytucja dobroczynna…
- Ja zapłacę – cichy
głos przerwał wypowiedź zdenerwowanego właściciela. Senna spojrzała w bok
i z zaskoczeniem ujrzała Lucyfera.
- Lu?
- Chodź, moja mała.
Myślę, że przydałby ci się inny strój. Jest chłodno. – Rzucił na stół banknot,
po czym wziął ją pod ramię i poprowadził do czarnego samochodu. Kiedy
wsiadła, odetchnęła z ulgą.
- Jak mnie znalazłeś?
- Był u mnie Sen.
Szukają cię – kiedy Senna usłyszała te słowa nabrała głośno powietrza w płuca
– Nie martw się, dopóki nie będziesz chciała wrócić możesz zostać u mnie.
- Dziękuję.
- Kiedy tylko
dowiedziałem się o twojej ucieczce zebrałem całe siły, by cię znaleźć. Ktoś ci
pomógł, prawda? Jeden z moich podwładnych widział cię z jakimś mężczyzną.
Senna poczuła
nawracające łzy. Miała ściśnięte gardło.
- Co się stało, Senno? –
zapytał spokojnie Lucyfer.
- Ja… Moja moc… - nagle
wybuchła płaczem i dokończyła z żalem: - Ja naprawdę nie zrobiłam tego umyślnie…
Mężczyzna przyciągnął
ją do siebie i pozwolił, by wypłakała się w jego ramię. Głaskał ją po
głowie i uspokajał kojącym głosem. Jednocześnie z jego twarzy emanowało zadowolenie.
Nareszcie – pomyślał, a
jego oczy zaświetliły się nieludzkim blaskiem. Trzymał córkę Leny i Śmierci.
Mając moc Senny będzie mógł zostać królem tego świata. A poza tym, nareszcie zemści
się na Śmierci.
Po
paru godzinach jazdy dojechali na dwór. Senna przez ten czas zdołała się
uspokoić. Lucyfer wytłumaczył jej, że nie odebrała życia specjalnie, więc nie
powinna się tak przejmować. Podkreślił również, że jeśli będzie wystarczająco
dużo ćwiczyć z pewnością uda jej się opanować swoją moc. Podniósł ją na
duchu, powodując, że odzyskała spokój ducha. Mężczyzna zaprowadził Senne do
pokoju, by mogła się odświeżyć i przebrać.
Przebrała
się w dżinsy i koszulę i zeszła na dół. Czując jedzenie weszła do jadalni.
Lucyfer na nią czekał. Usiadła naprzeciw niego.
- Jedz.
Łapczywie rzuciła się na
jedzenie, nie przejmując się bacznym wzrokiem mężczyzny. Kiedy się nasyciła
Lucyfer zaprosił ją do salonu. Usiadła w fotelu, obejmując kolana ramionami.
- A więc to tutaj
wychowywała się moja mama? – zapytała, rozglądając się dookoła. Skinął głową. Zamilkła
na chwilę, nad czymś się zastanawiając.
- Wiedziałeś, że to
przeze mnie ona umarła? – jej głos był cichy, ledwo słyszalny.
- Senno, nie sądzę,
żebyś miała w tym jakikolwiek udział. Byłaś zbyt mała. Jeśli miałbym
kogokolwiek oskarżać, to wskazałbym twojego ojca. On wiedział kim jest, tak
samo jak wiedział, że ona jest istotą żywą. Sam mógł wydedukować, że ich
związek nie skończy się dobrze.
- Mówiłeś, że mieszkała
o niego, lecz później odeszła. Dlaczego została w jego królestwie, skoro go
nienawidziła?
- Bo tego chciał.
Zmusił ją. Skrzywdził – Lucyfer akcentował dobitnie każde słowo, obserwując jak
dziewczyna blednie. Zauważył, że ją przestraszył, więc wstał i odszedł kilka
kroków od niej.
- Powinnaś się położyć.
- Nie mogę zasnąć. Nie
chcę… - zawahała się. – Nie chcę na razie rozmawiać ze Snem. Nie chcę, by
wiedział, że tutaj jestem.
- Spokojnie – podszedł do
niej i przyłożył palce do jej policzka. – Mogę zapieczętować twoją moc. Wtedy
będziesz mogła ze spokojem zasnąć.
- Na pewno? – upewniła się,
a ten skinął głową.
Tyle, że popełniła błąd.
Łatwowierność nie popłaca.
Sen chodził tam i z powrotem po holu zamku Śmierci.
Czekał na swojego brata odchodząc od zmysłów. Kiedy poczuł, że się zbliża
wyszedł na zewnątrz i zaczął wypatrywać jego postaci. Miał nadzieję, że będzie
mu towarzyszyła Senna.
Jednak Śmierć wrócił
sam. I był wściekły.
- Wczoraj ktoś jej
pomógł. Jakiś człowiek. – oznajmił ze złością. – Dzisiaj już nie żyje.
Odnalazłem jego duszę – nie mógł odejść z tego świata. Zabiera życie z ciał
ludzi i nie odprowadza dusz. Nie mogę na to pozwolić. Życie tylko na to czeka.
- Śmierć, ona jest
pewnie przerażona. Na litość boską, to niemożliwe, żeby zniknęła. W końcu
ona musi spać. Gdyby zasnęła z pewnością zdołałbym ją odnaleźć! – Sen czuł, że
stało się coś złego.
- Myślę, że ktoś
wykorzystał jej głupotę i spróbuje zdobyć jej zaufanie. Śnie, jeśli jej nie
odnajdziemy… Ona jest zarówno człowiekiem jak i nową Śmiercią. Wystarczy, że
ktoś odbierze jej moc… W byle jakim czarnoksięskim piśmie jest opisany sposób
opieczętowania mojej mocy. Te sposoby są bezskuteczne, przynajmniej były, bo istota
zakładająca pieczęć musi mieć na to moją zgodę. Ale ona o tym nie wie.
Wystarczy ją zmanipulować. Nie chcę nawet myśleć co się stanie, kiedy ta moc
trafi w niepowołane ręce.
- Jeśli ona będzie
pozbawiona mocy… - zaczął Sen, czując ucisk w piersi. – Czy wtedy będzie można
ją zabić? – ze zgrozą obserwował skinięcie głową swojego brata.
- Szukaj jej w snach.
Ja sprawdzę jeszcze kilka miejsc – polecił mu Śmierć, po czym obydwoje
zniknęli.
Kryształowa fiolka ze złotym zamknięciem obijała się o
piersi Lucyfera, zawieszona na mocnym łańcuszku. W nim kłębiła się czarna,
skrząca się mgła.
Moc Śmierci, równająca
się życiu Senny.